Niemiecki filozof Gottfried Wilhelm Leibniz głosił filozofię optymistyczną. Uważał on, że świat, w którym żyjemy, jest najlepszy z możliwych. Stwierdzenie to wydaje się być aktualne w dzisiejszych czasach, biorąc pod uwagę fakt, że nie odnaleziono jeszcze żadnych wiarygodnych śladów życia pozaziemskiego. Być może ono gdzieś tam we wszechświecie naprawdę istnieje, ale nie znamy go, więc nie możemy się wypowiadać na jego temat. Znamy tylko jeden świat - nasz świat. Jest to świat, w którym wszystko ma swoje przeciwieństwa. Obok dobra występuje zło, wolność idzie w parze z niewolą, szczęście z nieszczęściem, a jako taki pokój jest mącony przez okrutne wojny. Jest to jedyny świat, jaki kiedykolwiek poznaliśmy, i dla nas jest on najlepszy. Warto się jednak zastanowić nad inną kwestią. Czy fakt, że coś jest najlepsze, oznacza również, że jest to idealne? Niestety chyba nie.
Świat, w którym żyjemy, na pewno jest jedyny w swoim rodzaju. Powstał w bardzo odległych czasach. Od wieków filozofowie i naukowcy głowią się nad tym, kto go stworzył, z czego powstał, jak długo będzie istniał itp. Podobnie rzecz się ma z kwestią istnienia człowieka. Religia katolicka, w której większość Polaków została wychowana, jasno wyraża się na ten temat. Głosi ona, że za stworzenie wszystkiego, co nas otacza, odpowiada jasno określona siła sprawcza i jest nią Bóg. Według Biblii akt kreacji zajął Najwyższemu sześć dni, w czasie których powstała światłość i ciemność, niebo i ziemia, morza i lądy oraz rośliny i zwierzęta. Zwieńczeniem całości było stworzenie na wzór i podobieństwo Boga istoty początkowo doskonałej, czyli człowieka. Mówię "początkowo doskonałej", gdyż czas pokazał, że pierwsi ludzie mieli pewne słabości, które spowodowały gniew Stwórcy. Jak się ich losy potoczyło, wiemy z Biblii.
Bóg tworząc świat, chciał, aby był on najlepszy. W końcu było to dzieło istoty najdoskonalszej. Wszystko zostało tak urządzone, by jak najlepiej służyło człowiekowi. Słońce, góry, morza, rośliny, zwierzęta, itp. W edeńskim raju panowała wieczna szczęśliwość i dobrobyt. Wszystko było prawie idealne. Więc skąd tyle zła się pojawiło na przestrzeni wieków? Skąd tyle wojen i cierpienia? W pełni zgadzam się z powszechnie panującym przekonaniem, że to nie świat jest zły, lecz ludzie. W tym stwierdzeniu jest sporo racji. Zło w głównej mierze jest wynikiem słabości człowieka, jego żądzy władzy, chęci ciągłego zagarniania cudzego mienia, jego nienawiści i potwornej złośliwości. Gdyby nie nazbyt wygórowane ambicje ludzi znajdujących się na szczycie władzy, na pewno nie byłoby tyle wojen. Początkowo lokalne utarczki szybko zmieniły się w walki obejmujące cały świat. Przypomnijmy sobie chociażby największy koszmar w historii ludzkości, czyli druga wojnę światową. Skala okrucieństwa, jakie niosła ona ze sobą, do tej pory jest niewyobrażalna, a minęło już ponad 60 lat od jej wybuchu. Człowiek do tej pory nie może pojąć, jak się to stało. Przykrą prawdą jest fakt, że nie umiemy uczyć się na swoich błędach. Między pierwszą a drugą wojną światową minęło zaledwie dwadzieścia lat. Pierwsza połowa dwudziestego wieku pokazała wyraźnie, że w przeciągu kilku lat można zniszczyć wszystko, co się osiągnęło przez wieki. Wówczas to zatracono wszelkie wartości, całą wiarę w człowieka itp. Jednym słowem, zaprzepaszczono wszystko. Na szczęście na naszym świecie żyją także ludzie, którzy walczą o pokój, o dobro. Oni starają się nauczyć pozostałych altruizmu, humanizmu i poszanowania ludzkiej godności. I to właśnie dzięki takim osobom świat jest piękny. W gruncie rzeczy to postępowanie człowieka decyduje o tym, jaki jest dany mu "w zarządzanie" świat. Można by to porównać do prowadzenia firmy. Jeśli ktoś potrafi o wszystko zadbać, to na pewno osiągnie sukces. W przeciwnym wypadku doprowadzi swoją firmę do bankructwa. Podobnie jest ze światem.
Zgadzam się ze stwierdzeniem niemieckiego filozofa, że nasz świat jest najlepszy. Może nie jest on idealny, bo istotą doskonałą jest tylko jego Stwórca, ale uważam, że pomimo wszystko można być w nim szczęśliwym. Trzeba tylko umieć zadbać o to. Może nie jest to wyśniona Arkadia, czyli kraina wiecznej szczęśliwości, w której rzeki płyną mlekiem i miodem, ale nie jest też najgorzej. To prawda, że zawsze będziemy tęsknić do tych wyśnionych obszarów. Przypomnijmy sobie słowa Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego: "A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź, [...] ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań, we śnie na wyspach szczęśliwych nie pobudź ze snu". Bez marzeń nie bylibyśmy nikim. Są nam one potrzebne do życia. Życia w naszym świecie. Człowiek z trudem uczy się na swoich błędach, ale jednak się uczy. Wiele przykładów to potwierdzających znajdziemy nie tylko w literaturze, która jest jakby kroniką rozwoju cywilizacji, ale także w życiu.
Niewątpliwie znajdą się i tacy ludzie, którzy uzupełniliby słowa Leibniza o sformułowanie: "najlepszym, bo jedynym możliwym". Sądzę, że też mieliby trochę racji. Jeżeli już chce się coś wartościować, to trzeba mieć to z czym porównać. A my za bardzo takiej możliwości nie mamy. Wprawdzie istnieje jeszcze świat naszej wyobraźni, te słynne "wyspy szczęśliwe", ale w tym zestawieniu nasza rzeczywistość zawsze wypadnie zdecydowanie gorzej. Jedno jest pewne. Cieszmy się tym, co mamy, bo zawsze może być gorzej.