Niniejsze rozważania warto rozpocząć od przypomnienia tego, o czym mit o Syzyfie traktował. Była to opowieść o ludzkiej tęsknocie do bycia równym bogom, a co za tym idzie do bycia nieśmiertelnym. Syzyf starał się przechytrzyć bogów, szczególnie zaś Hadesa, i uniknąć śmierci, jednakże koniec końców jego "oszustwa" zostają odkryte, a on sam skazany na wieczną mękę. Musi wtaczać pod górę wielki kamień, który zawsze tuż przed szczytem wyślizguje się mu z rąk i nasz bohater musi wszystko zaczynać od nowa. Mit o Syzyfie pokazuje nam, że nieodłączną częścią kondycji człowieka w świecie jest zawsze starość oraz umieranie, a wszelkie próby buntu przeciw temu są z góry skazane na porażkę.
Wracając teraz do słów Alberta Camusa warto się zastanowić co ów pisarz i filozof mógł mieć na myśli pisząc, że "Trzeba zobaczyć Syzyfa szczęśliwym", szczególnie jeśli się zważy na dość ponury wydźwięk mitu o Syzyfie. Francuz, jak się zdaje, po postu zwraca nam uwagę, iż mimo tego że wzmiankowany bohater skończył, tak jak skończył, nie oznacza to, iż nieopłacalnym dlań było podjęcie ryzyka realizacji swych marzeń. Wszakże to raczej to, iż potrafimy określić cel i sens naszego życia nadaje mu wartość, a nie to, że jesteśmy w stanie osiągnąć wszystko, czego pragniemy. Uznając zaś je za wartościowe czujemy się szczęśliwi i to właśnie to poczucie wydaje mi się być ostatecznym celem życia człowieka n ziemi. Zresztą nie tylko mi. Przyjrzyjmy się zatem temu, jak pisarze i filozofowie różnych czasów i miejsc wyobrażali sobie sens życia ludzkiego.
Najlepiej zacząć od początku, czyli Greków, a dokładnie rzecz ujmując od greckich filozofów. Pierwszym z nich, który zastanawiał się nad tym, jakimże to stworzeniem jest człowiek i do czego dąży, był Sokrates. Stwierdził on, że aby odnaleźć odpowiedź na to pytanie, musimy poznać siebie, gdyż tylko wiedza wynikła z takowego namysłu może nas w tej mierze pouczyć. Gdy zaś już będziemy wiedzieli, kim jesteśmy i do czego dążymy, osiągniemy cnotę, stan najwyższego dobra, ponieważ u Sokratesa tego typu mądrość (wiedza) to tyle, co właśnie dobro i cnota. Można zatem powiedzieć, że nasz filozof uznawał, iż to właśnie szczęście jest celem życia człowiek, jakkolwiek dość swoiście pojmowane.
Z kolei Epikur uważał podobnie jak Sokrates, że jesteśmy istotą, która dąży do szczęścia, jakkolwiek pojmował je zupełnie inaczej niż wielki Ateńczyk. Szczęście to brak cierpienia według mistrza z Samos, a więc celem życia człowieka jest unikanie sytuacji i ludzi, którzy mogłyby sprawić nam ból.
Także Zenon z Kition (szkoła stoicka) widział cel dążeń człowieka w szczęściu, ale rozumianym nie na sposób Epikura, ale raczej Sokratesa. Dla stoików uosobieniem człowieka spełnionego i szczęśliwego był mędrzec, który potrafił wznieść się ponad swe cierpienie, zrozumiawszy, że oni niema nad nim żadnej władzy.
Arystyp natomiast głosił, iż celem życia człowieka jest osiągnięcie, co, jeśli chodzi o grecką filozofię, nie zaskakuje, szczęście, które dać człowiekowi może tylko rozkosz cielesna. Owa filozofia jest znana szerzej pod pojęciem hedonizmu.
Jak mogliśmy się przekonać w greckiej myśli dominuje pogląd, iż sensem życia człowieka jest osiągnięcie szczęścia, jakkolwiek wielcy filozofowie tego okresu różnili się w określeniu tego, czym ono jest. Przyjrzyjmy się teraz jak sprawa, którą w niniejszej pracy analizujmy, miała się w innych epokach.
Legenda o św. Aleksym jest wczesnochrześcijańskim utworem hagiograficznym, w którym odnajdujemy wzorcowy niemal przykład, jak powinno wyglądać życie świętego, a dokładnie rzecz ujmując świętego - ascety. Otóż młody Aleksy był młodzieńcem, który często zwracał swe oczy ku niebu, co zresztą nie zaskakuje, gdyż już przy jego narodzinach asystowali aniołowie i działy się różne niezwykłe rzeczy, czuło się, że jest on przeznaczony Bogu, dlatego też nic dziwnego, że popadł w rozpacz, gdy ojciec rozkazał mu poślubić pewną dziewczynę. Wykonuje polecenie rodzica, ale w noc poślubną wymyka się z domu rodzinnego i rozpoczyna swą wędrówkę po świecie w przebraniu żebraka. Znosi on wiele cierpień i zniewag, które jednak uznaje za coś pozytywnego, gdyż w ten sposób poniżane jest jego ciało, a to niezawodnie przybliża jego duszę do zbawienia. W końcu w swych wędrówkach trafia do rodzinnego miasta, gdzie pod schodami domu rodzinnego, przez nikogo nierozpoznany, oddaje ducha. Dopiero po jego śmierci ludzie dowiedzieli się, kim on był i jaki błogosławiony żywot prowadził. Jak sądzę można powiedzieć, że celem życia Aleksego było osiągnięcie szczęścia, lecz nie znajdował go w przyjemności jak Arystyp, czy w braku cierpienia jak Epikur, ale w Bogu, w transcendencji.
Diametralnie inny wzorzec świętości przynoszą Kwiatki świętego Franciszka, jakkolwiek ich główny bohater również był ascetą. Święty Franciszek bowiem nie propaguje nienawiści do własnego ciała, odcięcia się od świata, ale nakazuje nam właśnie otworzyć się nań. Wszakże wszystko, co stworzył Bóg, jest dobre, a więc w każdym stworzeniu możemy odnaleźć ślad Jego ręki, także we własnym ciele. Święty Franciszek zatem również pragnie szczęścia i podobnie jak Aleksy odnajduje je w Bogu, ale w przeciwieństwie do swego wielkiego poprzednika uznaje także radość płynącą z tego, co ziemskie, jeżeli tylko służy afirmacji wspaniałości i miłosierdzia Stwórcy.
Dla Artura Schopenhauera świat był cierpieniem, gdyż człowiek był tylko marionetką w rękach wielkiej potęgi kosmicznej, czy raczej akosmicznej, jaką była wola. Nie można wiele o niej powiedzieć, zresztą nawet sama nazwa - wola - jest tylko przybliżeniem, gdyż leży ona poza czasem i przestrzenią, a zatem i poza językiem. poza jego możliwościami wyrażania. Będąc wytworem woli stanowimy tylko jej pewną realizację, która jednakże nie jest konieczna, to znaczy, że równie dobrze mogło by nas nie być. Stąd wypływa metafizyczny pesymizm Schopenhauera. Człowiek bowiem będąc bytem przygodnym i zależnym nie jest w stanie odnaleźć żadnego powodu swego zaistnienia, żadnego powodu sensu w swym byciu w świecie, a to, oczywiście, powoduje cierpienie. Schopenhauer pozostawia nam jednak pewną furtkę, jeśli chodzi o szukanie sensu i celu naszego życia. Jest bowiem możliwe uniknięcie cierpienia, pozbycia się bólu. Prowadzą do tego dwie drogi. Po pierwsze, bezinteresowna kontemplacja dzieł sztuki, która sprawia, iż zapominamy, w jakim świecie przyszło nam żyć. Druga zaś, to wyrzeczenie się wszelkiego pożądania, wszelkiego pragnienia i odsunięcie się od tego świata. Skojarzenia z buddyjską nirwaną nie są tu bezpodstawne, nawet bardzo na miejscu, gdyż nasz myśliciel bardzo ciepło wyrażał się o Buddzie i jego filozofii. W Schopenchauerowskim spojrzeniu na rzeczywistość jest więc miejsce na sens i cel życia, ale są one definiowane negatywnie jako brak cierpienia, co niemieckiego filozofa na polu etyki niezwykle zbliża do Epikura.
Przytoczyłem w niniejszej pracy włącznie przykłady potwierdzające moje twierdzenie, że celem życia człowieka jest osiągnięcie szczęścia (system Schopenhauera nie do końca da się wcisnąć te ramy, jakkolwiek należy zauważyć, iż wyzwolenie się spod władzy woli stanowi w życiu człowieka zdarzenie bezsprzecznie szczęśliwe), gdyż uważam, iż tak patrzy na ten problem większość ludzi, a poza tym staram się kształtować własne życie właśnie tak, aby być szczęśliwym. Oczywiście, istnieją inne możliwości, ale, jak się zdaję, koniec końców prowadzą one właśnie do tego. Wszakże nawet święci dążą do Boga, gdyż to ich uszczęśliwia. Problematyczną natomiast sprawą wydaje mi się określenie tego, czym jest owo szczęście, gdyż dla jednego są to dobra materialne, dla drugiego przyjemności ciała, dla trzeciego zaś dobra duchowe…, itd., itp. Cóż, nie wiem co byłoby najlepsze dla wszystkich, dlatego też najlepiej niech każdy z nas zdecyduje sam, co go uszczęśliwia. I tak chyba będzie najlepiej.