Twórczość miłosna polskich poetów renesansu, jeżeli porównamy ją z liryką Europejską może się wydawać mocno skonwencjonalizowana, i niestety nieczęsto będąca wyrazem prawdziwych uczuć. Tak rzecz ma się z większością miłosnych fraszek, które pisane były najczęściej nie z porywów serca, lecz dla zabawy, czy wyrażenia jakiegoś ciekawego konceptu poetyckiego. Tak rzecz ma się we fraszce "Do dziewki" Jana Kochanowskiego:

"A co wiedzieć, gdzie chodzisz, moja dziewko śliczna,

A mnie tym czasem trapi tęskność ustawiczna.

Jakoby słońce zaszło, kiedy nie masz ciebie,

A z tobą i w pół nocy zda się dzień na niebie".

Całkowicie inaczej jednak uczucie miłości pokazane jest w "Trenach". Tutaj możemy mówić o mistrzostwie pod każdym względem , zdolnym dorównać a nawet przewyższyć poetów europejskich. Kochanowski w obliczu śmierci maleńkiej Urszulki, wyraził w swoich wierszach wielki po niej żal, przełożony na wstrząsające strofy. Tak ma się rzecz kiedy czytamy "Tren VII'. Zastosował w nim poeta znaczący chwyt. Nie opisuje on zmarłej córeczki bezpośrednio, lecz pokazuje pustkę jaką po sobie zostawiła, obumarłą część świata który kiedyś sobą wypełniała:

"Nieszczęsne ochędóstwo, żałosne ubiory

Mojej namilszej cory!

Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie,

Żalu mi przydajecie?

Już ona członeczków swych wami nie odzieje -

Nie masz, nie masz nadzieje!

Ujął ją sen żelazny, twardy, nieprzespany...

Już letniczek pisany".