Jakiś czas temu na jednej z lekcji języka polskiego wraz z całą klasą i naszą polonistką oglądałam film w reżyserii Pawła Komorowskiego (który również samodzielnie napisał scenariusz do tej ekranizacji) pod tytułem: "Syzyfowe prace", który jest filmową adaptacją wielkiej powieści Stefana Żeromskiego o tym samym tytule. Premiera tego filmu miała miejsce dziesiątego listopada 2000 roku, a rok po niej został wyświetlony na gali dwudziestego szóstego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, jednakże nie został tam uhonorowany żadną statuetką ani nagrodą. Wśród aktorów odgrywających główne postaci zobaczyć można między innymi: Łukasza Garlickiego, który wcielił się w postać Marcina Borowicza, Bartka Kasprzykowskiego grającego rolę Andrzeja Radka, Alicję Bachledę-Curuś występującą w postaci Anny Stogowskiej, Michała Staszczaka odtwarzającego postać Szwarca, Sebastiana Domagałę wcielającego się w postać Deleszowskiego, Rafała Królikowskiego, który odgrywał rolę Szlachcica i kilku innych. Bogdan Solle zajął się scenografią do adaptacji Korowskiego a nad sprawą zdjęć pracował Wiesław Zdrot, natomiast kostiumy pochodziły od Marii Wiłun.

Kiedy mówi się o "Syzyfowych pracach" pierwszym problemem kluczowym dla tej powieści wymienia się kwestię rusyfikacji, zabiegi zaborców mające na celu wykrzewienie polskości z Polaków, próbę przeciągnięcia gimnazjalistów na stronę rosyjską, zacieranie ich narodowej tożsamości. Jednakże oprócz tej materii książka Żeromskiego ma również swój drugi wielki i ważny wymiar: to powieść o młodzieży, o ich wejściu w dorosłe życie, o próbach usamodzielnia się, podejmowaniu pierwszych samodzielnych decyzji, odseparowaniu się od rodziców, pierwszych namiętnościach, przyjaźniach, uczuciach, miłości, strachu i tęsknocie. To obraz nastolatków, którzy żyjąc w takich a nie innych czasach musieli szybciej dorosnąć i stanąć twarzą w twarz z problemami, jakie na nich czyhają w późniejszym życiu. A skoro pisarz chciał przedstawić taki proces, to gdzie najlepiej się on uwidacznia?...Właśnie w szkole, gdzie gimnazjaliści obcują ze swoimi rówieśnikami, gdzie borykają się z problemami, gdzie dowiadują się nowych rzeczy i poznają samych siebie nawzajem. Jeden z czołowych historyków polskich- Artur Hutnikiewicz zdefiniował "Syzyfowe prace" Stefana Żeromskiego jako utwór poświęcony młodzieży, która wywodzi się z pokolenia biorącego udział w zrywie narodowowyzwoleńczym z 1864 roku, o młodzieży, której ojcowie w tym powstaniu uczestniczyli. To powieść o nabieraniu pewności, co do własnego jestestwa, kształtowaniu się uczuć patriotycznych, określaniu swojego stanowiska, co do państwowości i jej kwestii.

Film zawsze jest nieco łatwiejszy w odbiorze niż książka, gdyż wszystko jest ukazane widzowi wprost, nie trzeba używać wyobraźni i samemu zastanawiać się nad wyglądem danej postaci, czy też miejsca, w którym rozgrywa się akcja, dlatego byłam przekonana, że i ekranizację powieści Żeromskiego będzie się łatwo i przyjemnie oglądać, będzie stanowić ona wspaniałe dopełnienie wcześniejszej lektury, ale ku mojemu zdziwieniu wcale tak nie było. Według mnie Paweł Komorowski nie stanął na wysokości zadania i wiele rzeczy, mi się po prostu nie podobało, nie pasowało do założeń i koncepcji wypływających z powieści Żeromskiego. Szczególnie według mnie nietrafiony był obraz wewnętrznej duchowej przemiany, jaka faktycznie zaszła w Marcinie Borowiczu, ale nie było to w literackim pierwowzorem aż tak wzniosłe, sztuczne, patetyczne i teatralne, jak ukazał to reżyser filmu. Poza tym zostało to w pewien sposób i tak uproszczone niż w książkowym oryginale, gdyż na filmie widzimy tak po prostu Borowicza, który na początku jest zwykłym chłopcem, którego sprawy ojczyzny niezbyt obchodziły, a tu nagle i niespodziewanie pojawia się Zygierd, który recytuje "Redutę Ordona" (zresztą również jak dla mnie robi to zbyt banalnie, schematycznie i sucho, bez tej werwy i ikry o których pisze Żeromski) i pod wpływem tej sytuacji Borowicz staje się zagorzałym patriotą, w jednej chwili odmienia swój charakter i osobowość, zaczyna nienawidzić Rosjan a kochać Polaków i wszystko, co polskie… nieco to naciągane i sztuczne według mnie!!! Właściwie u Komorowskiego nie ma w ogóle pokazanej tej wewnętrznej ewolucji, jaka nastąpiła w chłopcu, nie są ukazane jego myśli i przeżycia, tak ot z tego, kto uległ manipulacji rusyfikatorów stał się w jednej chwili gorącym patriotą, tak z marszu, natychmiast. Od razu dołącza do grupki młodzieńców, którzy już od jakiegoś czasu nie godzą się na działanie władz gimnazjum i staję się najgorętszym zwolennikiem polskości, wielkim działaczem tej grupy. To trochu za szybkie, nic tak szybko się nie dzieje, Komorowskiemu zabrakło kunsztu i talentu w pokazaniu tej ewolucji, jaka nastąpiła w umyśle i duszy Borowicza- ewolucji właśnie a nie rewolucji!!!

Według mnie i aktorzy nie popisali się swym kunsztem, w ich grze nie widać żaru, poświęcenia, serca. Wcale nie wyglądają na młodziaków, którzy znajdują w sobie cel: walkę o polskość o tożsamość narodową. Ich gra jest sucha i zdecydowanie za mało przekonująca, sceny, które w powieści Żeromskiego chwytały za serce tu są nijakie, nie wywołują żadnego uczucia i emocji. Bo czyż beznamiętnie wypowiedziana kwestia: "Swego ojca zapytaj o powstanie, bo mój niestety zginął" może być czymś prowokującym lament i żal?! Nie sądzę, gdyż jest to zbyt banalne, sentymentalne i dziecinne, nie ma w sobie nic z patosu, dramatyzmu czy tragizmu! W całym filmie nie ma według mnie żadnej sytuacji, która mogłaby by zmuszać do płaczu, albo choćby do zastanowienia, scenariusz i reżyseria filmu zupełnie moim zdaniem odbiegają od założeń i zamiarów pisarza.

Podobnie zupełnie beznamiętnie i beznadziejnie wręcz według mnie została zagrana scena z Zygierdem deklamującym ten wielki i sławny wiersz Słowackiego. Filmowemu Zygierdowi nie pozostało nic z jego literackiego pierwowzoru, jego recytacja jest po prostu słaba, nie budzi emocji, jest sucha i całkiem beznamiętna. Właściwie dla mnie był to taki moment, w którym na parę minut zatrzymała się akcja filmu, wszystko zastygło, tylko nie wiem, po co, jak było to wystąpienie żałosne i w żaden sposób nieumywające się do "Inwokacji" z mickiewiczowskiego "Pana Tadeusza" i jej ukazania w jej filmowej adaptacji, co było o wiele bardziej wzruszające i emocjonalne, czy liryka w "Quo vadis" również dobrze zinterpretowana i wprowadzona w ramy ekranizacji, mimo że i te przedsięwzięcia nie nazwałabym wielkimi arcydziełami, ale pokazują, że jednak da się umiejętnie przenieść obraz książkowy na film, a Komorowskiemu to kompletnie nie wyszło.

Muzyka w adaptacji Komorowskiego również nie zachwyca, to właściwie jeden główny, wciąż powtarzający się motyw, rytm, który podgłaśnia się, kiedy, na ekranie ukazywane są sytuacje- ważne, wprowadza ciągły nastrój melancholii, patetyzmu, co nie do końca mi się podoba i uważam, że również nie całkowicie zgadza się z wymową działa Żeromskiego. Ale te sceny, które według mnie były w powieści istotne w filmie w ogóle są zbanalizowane i w ogóle nie dostają podkładu muzycznego, jakby reżyser uznał je za drugorzędne.

Po tych oskarżeniach i rozczarowaniach tym filmem muszą przyznać, że jedna rzecz była w nim dobra, spełniała moje oczekiwania i zgadzała się z zamysłem, jaki powstał w mojej głowie podczas czytania lektury. Chodzi mi o doskonałą scenografię, i tu słowa uznania dla Bogdana Sollego, który zaprojektowała dokładnie taki wygląd szkoły znajdującej się pod ruskim zaborem, jaki ja sobie wykształciłam. Jest tu duża dbałość o szczegóły ze szkolnych klas czy korytarzy, które sugerują, że znajdujemy się w takiej a nie innej placówce.

Po drugie, Paweł Komorowksi zrealizował film- adaptację bądź co bądź lektury szkolnej i pewnie spore grono uczniów będzie mu za to długo wdzięcznych. Ja sama uważam, że z tego względu, iż "Syzyfowe prace" należą do kanonu lektur szkolnych należy je obejrzeć, ale zapewniam, że nie będzie to kino wysokich lotów. Uważam, że film ten w żadnym razie nie może być zamiennikiem lektury, gdyż jeżeli ktoś nie znając treści utworu obejrzy samą ekranizację nie będzie miał najlepszego zdania o Żeromskim, a przypominam, że moja krytyka odnosi się do filmu nakręconego na podstawie tej książki a nie samej powieści! Niestety w dzisiejszych czasach, w dwudziestym pierwszym wieku dzieci i młodzież chętniej sięgają po film niż książkę, więc obawiam się, że sympatyków i tej adaptacji szkolnej lektury będzie bardzo bardzo wielu. Ja ze swojej strony przestrzegam jednak, że takie iście na łatwiznę może przekreślić właściwie wyobrażenie na temat wielu świetnych pozycji z naszych szkolnych lektur poprzez kiepskie ich zobrazowanie przez nieudolnych reżyserów.