Tytułowa dżuma z powieści Alberta Camus to nie tylko nazwa śmiertelnej choroby, której epidemia zdziesiątkowała mieszkańców algierskiego miasta Oran. Określenie to stało się również alegorią wszelkiego zła występującego na świecie. Dwudziestowieczny powieściopisarz poprzez opowieść o zmaganiach ludzi z epidemią dżumy pokazuje czytelnikom, że bakcyl zła cały czas tkwi w człowieku i nigdy nie wiadomo, kiedy się uaktywni, bo to, że wybuchnie, jest rzeczą pewną. Zanim rozwinę tę problematykę, chciałbym przez chwilę zatrzymać się przy kwestii pochodzenia zła.

Czym jest zło, każdy z nas doskonale wie. Z Księgi Rodzaju zawartej w Biblii możemy się dowiedzieć, że człowiekowi pokazał go po raz pierwszy szatan, który skrył się pod postacią węża. To on skusił Adama i Ewę do zjedzenia jabłka z zakazanego drzewa znajdującego się w raju. Za ten czyn zostali oni przez Boga skazani na wygnanie i przeróżne cierpienia, które miały ich dotykać w czasie ziemskiej wędrówki. Czytając historię pierwszych ludzi, niejeden z nas zastanawia się nad tym, skąd się wzięło zło. Czy to szatan zasiał go w człowieku, czy też istniało ono w nim od samego początku, tylko potrzebowało bodźca, aby się uaktywnić, a tym bodźcem okazał się wąż-kusiciel?

Jakkolwiek ono powstało, przez cały czas tkwi w naszych duszach i czeka cierpliwie na dogodną chwilę, by wykiełkować. Przypomnijmy sobie historię młodego studenta wydziału prawa - Rodiona Raskolnikowa, głównego bohatera powieści Fiodora Dostojewskiego Pt. "Zbrodnia i kara". Twierdził on, że wszyscy ludzie dzielą się na dwie grupy: na dobrych i złych. Był również przekonany o tym, ze należy do tej pierwszej grupy, więc może decydować o losie pozostałych i negować wszelkie normy moralne. Aby tego dowieść, postanowił kogoś zabić. Wybór padł na starą lichwiarkę - Alonę Iwanowną. Przypadek sprawił, że w raz z nią zamordował także świadka całego zdarzenia - młodą Lizawetę, która była siostrą Alony. Zejście na drogę zła, wbrew założeniom Raskolnikowa, diametralnie odmieniło jego życie. Zaczął popadać w obłęd. Okazało się, że wcale nie jest tak obojętny na krzywdę drugiego człowieka, jak wcześniej to zakładał. Przepełniony wewnętrznymi sprzecznościami, które powodowały m.in. wyrzuty sumienia., walczy sam ze sobą. W końcu przyznaje się do wszystkiego i ponosi karę za morderstwo. Zesłanie na katorgę spowodowało jego przemianę duchową. Czyn, który popełnił Raskolnikow, pokazał, że zło cały czas czuwa. Wystarczy, że zaistnieją odpowiednie warunki i motywacja, a wybucha ze zdwojoną siłą, a wtedy człowiek może robić najbardziej nieprzewidywalne rzeczy, o które wcześniej siebie nie podejrzewał.

Podobną problematykę poruszyła w "Granicy" jedna z naszych największych powieściopisarek XX-lecia międzywojennego - Zofia Nałkowska. Opowiada ona czytelnikowi historię Zenona Ziemkiewicza, który osiągnął awans społeczny za ogromną cenę, cenę licznych kompromisów i amoralnego postępowania. Sposób, w jaki potraktował Justynę Bogutównę i swoją żonę Elżbietę, pokazał, że przekroczył on granicę "za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą". Zenon przestąpił kilka takich granic: moralną (romans z Justyną i jego skutki), etyczną, oddzielającą dobro od zła oraz granicę ludzkiej uczciwości. Gdy tylko pojawiła się możliwość zrobienia kariery, zapomniał on o wszystkim normach i zakazach. Zrezygnował z młodzieńczych ideałów. W efekcie tego wszystkiego przestał być sobą. Po tragicznych wydarzeniach, w trakcie których Justyna oblała mu twarz żrącym kwasem, Zenon popełnił samobójstwo.

Widzimy zatem, że literatura również nie jest wolna od bohaterów, którzy świadomie decydują się opowiedzieć po stronie zła. Albert Camus w "Dżumie" pisał, że "każdy nosi w sobie dżumę, nikt bowiem, nikt nie jest od niej wolny". Zło od zawsze tkwiło w człowieku, chodzi tylko o to, aby nie dać mu przejąć władzy nad sobą. Przez cały czas trzeba się zmagać z pokusami, tak jak zmagali się z dżumą mieszkańcy Oranu. Dopiero w sytuacjach zagrożenia, kiedy trzeba dokonywać ważnych wyborów, tak naprawdę pokazuje się prawdziwe oblicze człowieka. Niektórzy nie poddają się i walczą z niebezpieczeństwem. Są na tyle odważni, by próbować się mu przeciwstawić (np.: doktor Rieux, Raymond Lambert). Solidaryzują się ze sobą i wzajemnie sobie pomagają, gdyż wiedzą, że tylko w ten sposób mogą jakoś przetrwać, ponieważ zła nie można pokonać. "Bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika".

Na zakończenie chciałbym przywołać jeszcze dwie niezwykle intrygujące lektury. Mam tutaj na myśli książkę Paulo Coelho "Demon i Panna Prym" oraz dramat Friedricha Dürrenmatta "Wizyta starszej pani". Obie opowiadają podobne historie. Oto w pewnej miejscowości zjawia się nieznajoma osoba i składa jej mieszkańcom niezwykle intratną propozycję. Otóż zapewni im ona dostatnie życie pod warunkiem, że ktoś zostanie zabity. Początkowo bohaterowie są całą tą sytuacją oburzeni i nie przyjmują propozycji. Ale po jakimś czasie, gdy emocje opadają, zaczynają rozsądnie rozważać ofertę. Tkwiące w nich zło zaczyna dochodzić do głosu. Obie książki pokazują dwie drogi (różnią się decyzjami mieszkańców). Skłaniają do refleksji nad prawdziwą naturą człowieka. Uważam, że najlepiej wszystkie te rozważania podsumują słowa Paula Coelho: "Dobro i zło mają to samo oblicze, wszystko zależy jedynie od momentu, w którym staną na drodze człowieka".