"Dżuma" Alberta Camusa jest jedną z najważniejszych powieści powstałych w dwudziestym wieku. Jej odczytanie nie jest takie proste, gdyż jej "gęsta materia" stwarza wiele możliwości odczytania. Przyjrzyjmy się im zatem, gdyż to od przyjętego sposobu interpretacji będzie zależało to, w jaki sposób odpowie się na pytanie postawione w temacie niniejszej pracy.

Najprostszym i najbardziej oczywistym odczytaniem sensu "Dżumy" jest uznanie jej po prostu za opowieść o wojnie. Czyż bowiem Oran nie wydaje się być symbolem Europy pogrążającej się coraz bardziej we wyniszczającej wojnie? Czyż żniwo, jakie w tym mieście zbiera śmierć, nie kojarzy się z obozami koncentracyjnymi, w których ludzie równie masowo umierali? Tak, sądzę, że tak. Zdanie Rieux, "Bakcyl dżumy nigdy nie umiera..." znaczyłoby zatem w tym wypadku tyle, że wojna jest zawsze możliwa, nawet jeśli wydaje się nam to mało prawdopodobne, tak jak mało prawdopodobnym wydawało się mieszkańcom Oranu to, iż w ich mieście może wydarzyć się coś tak strasznego. W mej opinii jednak taka interpretacja nie wyczerpuje w zupełności tego, o czym ta powieść opowiada, gdyż hiperboliczne przedstawienie okropieństw wojny to tylko ułamek jej sensu.

"Dżumę" jednak można, a nawet należy, odczytać jeszcze głębiej jako traktat o złu i zmaganiach człowieka z nim. Przyjrzyjmy się zatem tej sprawie uważniej, gdyż, być może, tutaj znajdziemy odpowiedz na postawione w temacie niniejszej pracy pytanie.

Doktor Bernard Rieux jest pierwszym, że Oranowi zagraża wybuch epidemii dżumy i pierwszym, który stanął do walki z nią, chociaż jego możliwości było mocno ograniczone. Oczywiście, dżuma jest tu tylko metaforą, to nie z nią tak naprawdę stacza bój Rieux, lecz ze złem, które w zalega w najciemniejszych zakamarkach duszy i zawsze jest gotowe stamtąd wypełznąć, a najbardziej przerażające jest to, że nikt nie jest od niego wolny i nikt nie może czuć się bezpiecznym. Jego postawę cechuje bezinteresowny altruizm, który wynika z jego poczucia obowiązku - "Najważniejsze to dobrze wykonywać swój zawód.". Jest lekarzem, jego powołaniem jest leczyć ludzi, a zatem nie może schować się w jakimś bezpiecznym miejscu, wątpliwe zresztą czy by się takowe znalazło w Oranie, gdy jest akurat najbardziej potrzebny. Rieux nie jest człowiekiem wierzącym, w jego świecie nie ma miejsca na Boga, ale mimo to odnajduje w sobie siłę, aby przeciwstawić się złu. Jak się zdaje, Camus uważa, iż w człowieku znajduj się pewien instynkt, który pozwala mu odróżnić dobro od zła bez uciekania się do jakichś transcendentnych sankcji, a jednocześnie pewna doza przyzwoitości, która nie pozwala mu przejść obok niego obojętnie. Można zdaje się tu mówić o etyce ateistycznej.

Jednakże doktor Rieux to nie jedyny mieszkaniec Oranu, którego losy śledzimy. Chciałbym w tym miejscu zwrócić uwagę na postać ojca Paneleux. Jego stosunek do zła, przynajmniej początkowo, różni się diametralnie od tego, jak doń podchodzi doktor Rieux. Posłuchajmy zatem co w swym kazaniu miał on do przekazania na temat dżumy w swym kazaniu. "Sądziliście, że wystarczy wam odwiedzić Boga w niedzielę, abyście byli panami waszych dni. Myśleliście, że kilka razy klęknąwszy zapłacicie mu dość za waszą zbrodniczą beztroskę, (…) ale Bóg (…) zmęczony czekaniem na wasze przybycie, kazał pladze przyjść do was, jak przychodzi ona do wszystkich miast grzechu (…)". Dlań dżuma, zło, jest rodzajem kary, jakie zesłał na grzeszną ludzkość, a skoro tak, to nie należy mu się sprzeciwiać, lecz z pokorą przyjmować owo "boskie napomnienie". Jednakże, gdy Paneleux widzi dziecko, które umiera w niewyobrażalnych wręcz męczarniach, wstrząśnięty dochodzi do przekonania, że Bóg, nawet jeśli jest zagniewany na ludzkość, nigdy by nie pozwolił, aby niewinny cierpiał w ten sposób. Przechodzi on na stronę Rieuxa, na stronę tych, którzy uważają, że ze złem należy walczyć aktywnie i ze wszystkich sił.

Ci dwaj ludzie zupełnie inaczej (oczywiście, przed konwersją Paneleux na "wiarę" Rieuxa) patrzyli na problem zła, inaczej ujmowali jego sens, ale, jak się zdaje, w jednym mogli się zgodzić: jest ono immanentną cechą kondycji człowieka w świecie, a jeśli tak, to nie jest ono zeń usuwalne absolutnie. Oczywiście, można z nim wygrać bitwę, jak to miało miejsce w Oranie, gdzie dzięki poświeceniu i honorowi ludzi takich jak Rieux czy Paneleux udało się powstrzymać jego pandemię, ale nigdy nie będzie tak, że zniknie ono całkowicie z oblicza świata. Tą myśl najlepiej oddaje fragment kończący "Dżumę", nad którego wyimkiem zresztą miałem się zastanowić w niniejszej pracy. Oto on: "bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, (…) może przez kilkadziesiąt lat pozostać uśpiony (…) i nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście". Cóż, pozostaje nam mieć tylko nadzieję, że gdy szczury przybędą do naszego miasta, będziemy gotowi, aby stanąć oko w oko z losem, który nam zgotują, stanąć oko w oko ze złem.