Życie człowieka to jednocześnie wielka i ciekawa wędrówka oraz droga jednokierunkowa prowadząca do wiadomego celu. Ludziom wydaje się, że sami kontrolują swoje poczynania - "człowiek kowalem własnego losu" - mówią. Jednak tak naprawdę człowiek jedynie w minimalnym stopniu ma wpływ na wydarzenia, które go otaczają. W końcu nawet gdy podejmujemy najistotniejsze decyzje, czynimy to własną wolą, ale zawsze w końcu działamy pod wpływem otaczającego nas świata. Nie tylko sam człowiek kształtuje swoje życie, można wręcz powiedzieć, że jego wkład w to kształtowanie jest niezbyt istotny. Przede wszystkim siły zewnętrzne wpływają na człowieka - w końcu większość podejmowanych decyzji jest w jakiś sposób wymuszona. Częściowo za kształtowanie człowieka odpowiada także społeczeństwo - zwyczaje, obyczaje i rozmaite tabu. To pod ich wpływem kształtowany jest ludzki światopogląd, to doświadczenia społeczne budują osobowość. Nie można oczywiście powiedzieć, że człowiek rodzi się pod postacią "czystej karty", ale to właśnie okoliczności, zwane często "losem", wpływają na ewolucję ludzkich poglądów, postaw i charakteru. Czasem nawet dokonują w nich rewolucji.

Czasem los potrafi zrobić diabła ze świętego. Takim przykładem są z pewnością małżonkowie, bohaterowie tragedii "Makbet" Williama Szekspira. Co do autora - z pewnością kierował się on terencjuszowskim hasłem renesansu - "Homo sum; humani nilhil a me alienum puto" (Jestem człowiekiem i nic, co ludzkie nie jest mi obce). Zainteresowania autora, jak i jego rówieśników, obracały się głównie wokół człowieka i jego spraw. Dzieła Szekspira uzyskały status ponadczasowych głównie dlatego, że mówią o podstawowych w życiu człowieka pojęciach - miłości, wolności, władzy czy zbrodni.

Zawsze było wiadomo, że w każdym człowieku gnieździ się zarówno dobro, jak i zło. Człowiek zajmuje stanowisko w stosunku do życia zgodne z tym, jaka część okaże się silniejsza. O stawianiu swoich celów ponad wszystko oraz wyborze zła, którego dokonał człowiek a przede wszystkim o pożądaniu władzy opowiada "Makbet" - tragedia autorstwa Williama Szekspira. Człowiekiem, który wstąpił na drogę zła jest tu Makbet - rycerz szkocki, któremu pisana była korona. Na jego przykładzie możemy zauważyć, że to przede wszystkim ludzkim namiętnościom należy przypisać występujące na świecie zło. Sam bohater poszukuje jednak innego usprawiedliwienia dla swoich czynów. Obwinia przede wszystkim wiedźmy, które omamiły go przepowiedniami chwały i władzy. Zarzuca także żonie nadmiar ambicji i brak skrupułów. Nie widział zła w sobie - twierdził, że opanowało go z przyczyn od niego niezależnych. Jedna, trafna lub nie, przepowiednia sprawiła, że przestał postrzegać siebie jako pana własnego losu, lecz zgodził się na rolę marionetki w rękach potężnych sił. Rzeczywiście, jedną z osób pociągających za sznurki była jego własna żona, ale to on popchnął ją do tego ujawniając przepowiednię. Uznaje, że wyższe siły - los - przeznaczyły mu do odegrania doniosłą rolę, więc postanowił wykonać ich polecenia. W praktyce chęć przyspieszenia wypadków okazała się początkiem licznego ciągu zbrodni. Zabił króla Dukana, któremu winien był posłuszeństwo. Zamordował także starego przyjaciela Banka oraz żonę i dzieci innego przyjaciela - Makdufa oraz był winien śmierci wielu innych osób. Okazał wraz z małżonką niesłychaną gorliwość - może dlatego, że nie uznawał siebie za winnego, zbrodniarza. Taka ucieczka pod opiekę sił metafizycznych będąca w mniemaniu złoczyńcy usprawiedliwieniem zbrodni jest także potwierdzeniem, że tkwiące w człowieku zło nie śpi. W końcu jednak obudziło się w Makbecie sumienie - ujrzał ogrom zła, które sprowadziła jego ambicja. Spowodowało to wreszcie szaleństwo i śmierć bohatera. Sam Makbet w obliczu śmierci przyznaje, że był jedynie "nędznym aktorem" i "przez parę godzin wygrawszy na scenie w nicość przepada". Przegrał w rozgrywce z trawiącym go złem, stracił wszystko, co było w nim dobre, wyrzekł się człowieczeństwa. Tak oto królobójca, tyran i zdrajca przegrał z moralnością.

Pisząc o Makbecie nie sposób nie wspomnieć o jego żonie. Lady Makbet jest z pewnością jedną z najbardziej złych (nie mylić z najgorszymi) postacią kobiecą w literaturze. Sama siebie uznawała jednak za osobę z gruntu dobrą, jak wszystkie kobiety. Jednak, gdy dowiedziała się, co przepowiedziały Makbetowi czarownice, postanowiła jak najbardziej przyspieszyć wyroki losu. Musiała jednak zyskać cechy nieprzystające do jej płci:

"Przybądźcie, o wy duchy, karmiciele

Zabójczych myśli, z płci mej mię wyzujcie

I napełnijcie mię od stóp do głowy

Nieubłaganym okrucieństwem! Zgęśćcie

Krew w moich żyłach: zatamujcie wszelki

W mym łonie przystęp wyrzutom sumienia,

By żaden poszept natury nie zdołał

Wielkiego mego przedsięwzięcia zachwiać"

Tak oto odrzuciła przykazania moralności. Sama moralność może się wydawać w tym momencie słaba i niewiążąca. Lady Makbet była zdecydowanie bardziej stanowcza, bezwzględna i bardziej okrutna od swojego męża. Miała także o wiele silniejszą psychikę i osobowość. Nie miała wyrzutów sumienia, nie doznawała rozterek moralnych. Poprzez manipulację swoim mężem oraz innymi osobami dążyła do swego celu. A celem tym była władza. Z jednej strony Lady Makbet nie poddawała się emocjom, z drugiej - nie starała się układać drobiazgowych planów. Działała szybko i pewnie posługując się instynktem, a w jej sercu nigdy nie pojawił się strach. Wszelkie cechy powszechnie wiązane z kobiecą naturą, jak wrażliwość, delikatność czy płochliwość - w przypadku Lady Makbet nie miały zastosowania. Świadomie napędzała machinę zbrodni, działała z podziwu godną szybkością i niesłychanym wyrachowaniem. Trzymała się planu i pilnowała, aby wszystko toczyło się po jej myśli. Najlepsze plany nie uchroniły jej jednak przed mężem, który w końcu zaczął planować na własną rękę. Nadszedł w końcu moment, gdy przytłoczona ogromem zła oszalała i zabiła się. Lady Makbet jest najdoskonalsza postacią zbrodniarki w literaturze światowej.

"Tak to jest z ludźmi; zaczynają gorliwie, ale wiosną zdarzają się przymrozki, a latem burze i późniejsze dzieło nie dotrzymuje pierwszych obietnic". Oto słowa Gimlego, krasnoluda i jednego z najważniejszych bohaterów "Władcy Pierścieni" Johna Ronalda Reuela Tolkiena. Takimi słowami podsumował ludzi - z jednej strony ich plany i idee są wspaniale, z drugiej - ludzie rzadko potrafią wytrwać do końca w swych zamiarach. Ich charakter jest słaby. Ludzka niestałość powoduje, że człowiek daje się porwać wiatrom, czyli że okoliczności maja na niego decydujący wpływ. Cała zresztą powieść opowiada o słabości ludzi - to oni są najpotężniejsi militarnie, ale i łatwi w manipulacji przez mroczne siły. Jednak dzięki kilku wybitnym jednostkom, udało się w końcu zniszczyć zło, które zwodziło słabych.

W jaki sposób powinniśmy więc kierować swoim życiem? Jak można uzyskać z życia najwięcej szczęścia, spełnienia i satysfakcji? Jedną z metod opracowali epikurejczycy, za którymi poeta powtórzył - "carpe diem" - chwytaj dzień. Dlaczego by nie zastosować się do takiej rady? Faust powiedział: "Szczęście me z tej ziemi czerpię. Wszystkie me nadzieje, radość i mękę ziemskie słońce grzeje". Odrzucił marzenia o wiecznym szczęściu i skupił się na "tu i teraz". To znakomite na pierwszy rzut oka wyjście w dalszej perspektywie okazuje się niebezpieczne. Wystarczy przykład z opowieści o Fauście autorstwa Goethego. Odniósł kilka zwycięstw, lecz jego droga ostatecznie zaprowadziła go do tragicznego końca. Lecz sam Faust wybrał sobie taki koniec! Sam bohater mówił: "(…)bez celu i pokoju człowiek, odczłowieczony stwór, co jak ze skał na skały wodospad grzmiący ku przepaści biegł (…)". Jednocześnie był kimś, kto poznał już całą wiedzę wraz z jej najgłębszymi tajnikami. W zamian za przyjęcie potępienia mógł otrzymać czegokolwiek by sobie nie zażyczył. Czy jednak możliwość spełnienia marzeń, urzeczywistnienia zachcianek i zaspokajania kaprysów uczynił go tak naprawdę szczęśliwym? Nie, ponieważ jak sam Faust przyznał, "(…)człek niczego w pełni mieć nie może (…)". To bardzo ważna myśl, ponieważ świetnie charakteryzuje jeden z najważniejszych elementów, z jakich składa się charakter i osobowość człowieka. To nie stwierdzenie związane z samą akcja utworu, lecz przekaz bezpośredni poety do czytelnika. Jednak także i dla bohatera słowa te coś znaczą - wyrażają zwątpienie i niedowierzanie. Faust nie jest już taki pewny, że dzięki zawarciu paktu a przez to wstąpieniu na drogę potępienia jest w stanie uzyskać to, czego pragnął - szczęście. Zastanawia się Faust, zastanawia się wielu ludzi - być może, aby osiągnąć szczęście nie są potrzebne osiągnięcia wielkie i wspaniałe - spektakularne zwycięstwa czy niezmierzone bogactwo. Być może to nie tu leży sens ludzkiego istnienia i należy szukać go gdzie indziej?

Czy abyśmy mogli powiedzieć sobie, że mamy udane życie, musimy wcześniej znaczną jego część poświęcić na "wznoszenie sobie pomnika trwalszego niż ze spiżu" (parafrazując Horacego)? Może lepiej poświęcić się małym, własnym sprawom? W końcu to przede wszystkim niewielkie i niezbyt doniosłe, ale codzienne i własne sukcesy i przyjemności dają najwięcej zadowolenia. Inni być może ich nie zauważą, nie będzie gratulacji i powszechnego podziwu, lecz ból spracowanych rąk jest na swój sposób przyjemny. Wcale nie najważniejsze jest staranie się o sławę czy uznanie. Szczęście daje nam raczej samozrozumienie i samopoznanie oraz wewnętrzny spokój, które to osiągnąć można spokojną i nieprzynoszącą chwały pracą. Gdy uzyskamy takie szczęście, zdobędziemy równocześnie pewność, że nic i nikt nam go nie odbierze.

A jednak, pomimo tego, że człowiek mógłby żyć w zgodzie z sobą, innymi i naturą - nie czyni tego. Woli ciągle szukać i odkrywać to, co nieznane i tajemnicze. Woli budować jak najpotężniejsze budowle, zdobywać najwyższe szczyty i drążyć najgłębsze szyby do wnętrza ziemi. Człowiek opłynął świat w poszukiwaniu… szczęścia? To właśnie nazywa się postępem, ale czy jest nim w istocie?

Jednak już w czasach starożytnych dopatrywano się szczęścia właśnie w powrocie do źródeł. Dowodem na to jest mit arkadyjski, później dochodzący do głosu w sielankach, utopiach czy fantastyce. W swych "Przemianach" Owidiusz pisze: "Zjawiło się na świecie okrutne żelazo i okrutniejsze od żelaza złoto". Zatem to właśnie cywilizacja i postęp pozbawiły człowieka pierwotnego szczęścia. Co więcej, to własne wytwory człowieka pozbawiły go najlepszych ludzkich cech: "(...) uciekły wstyd, prawda, uczciwość; na ich miejsce weszły - zdrada, podstęp, oszustwo, przemoc i zbrodnicza żądza posiadania." To właśnie ludzkie zamiłowanie do poszukiwania obróciło się przeciw niemu i odebrało mu szczęście, które już miał. Wspaniały był Złoty Wiek, który jednak już dawno przeminął: "Nie było lęku i nie było kary, nikt nie musiał czytać groźnych słów prawa rytych na tablicach z miedzi (...), nie było hełmu i miecza, a nie znając broni bezpiecznie żyło się w pokoju."

Jednak trudno wyobrazić sobie, że ludzkość mogłaby powrócić do takiego idealnego stanu. W końcu jesteśmy zbyt przyzwyczajeni do wszelkiego rodzaju udogodnień, które oferuje nam cywilizacja. Nawet ludzie wyjeżdżający na tydzień do głuszy w czasie urlopu szybko zaczynają wzdychać do samochodów, telewizji kablowej i zmywarek do naczyń.

Człowiek nieustannie stawia pytania i poszukuje odpowiedzi. Nie byłoby to takie złe, gdyby odpowiedzi były zawsze po jego myśli. Zwykle jednak odpowiedź okazuje się gorsza od niepewności, w najlepszym przypadku zaś w miarę dobra. Czasem odpowiedź stawia dodatkowe pytania - na te również trzeba odpowiedzieć. I w ten sposób człowiek oddala się od pierwotnego szczęścia, dawnej nieznajomości dobrego i złego.

Blaise Pascal powiedział: "Człowiek jest dla siebie samego najbardziej zadziwiającym przedmiotem w naturze". To prawda - większość pytań, jakie stawiamy, dotyczy nas samych. Jednak to na te pytania otrzymujemy najmniej odpowiedzi - wiemy w końcu więcej o budowie wszechświata, niż o budowie ludzkiego mózgu, więcej o planecie, niż o naszej własnej duszy.

Na swój sposób to prawda, że żyjemy wśród znaków zapytania. Jednak zaletą sytuacji jest to, że pytajniki mogą być drogowskazami. Nie mamy szans na powrót do pierwotnego raju. Musimy więc szukać i pytać tak długo, aż znajdziemy coś wystarczająco podobnego.

BIBLIOGRAFIA:

- Wiliam Szekspir "Makbet",

- John Ronald Reuel Tolkien "Władca Pierścieni",

- Johann Wolfgang Goethe "Faust",

- François Marie Arouet (Voltaire) "Kandyd",

- Maria Adamczyk, Bożena Chrząstowska, Józef Tomasz Pokrzywniak "Starożytność - oświecenie" (podręcznik). Tu:

Horacy "Exegi monumentum aere perennius (Carm. III, 30)",

Owidiusz "Przemiany" (fragment).