Lubimy mieć miejsca, w które wracamy z prawdziwą radością, za którymi tęsknimy. Poczucie przynależności do skrawka ziemi, do budynku, czy osoby nadaje naszemu życiu sens, pokazuje światełko w tunelu, kiedy wszystko inne zdaje się nie mieć znaczenia. Niestety nasza historia zna liczne przypadki, kiedy ludzie nie mogli powrócić tam, gdzie chcieli. Brak jedności z danym miejscem odbiera nam poczucie ważności, tracimy przez to znaczenie dla społeczeństwa. Widać to doskonale na przykładzie Romów, którzy przemieszczając się z miejsca na miejsce, wzbudzają w ludziach strach i nieufność. Okazuje się, że wpływ na to, jak ich postrzegamy ma również fakt, że nie mają oni swojego kraju, ziemi, należącej tylko i wyłącznie do nich. Skoro więc nie przynależą do żadnego kraju, nie ma ich w żadnym spisie ludności, więc "urzędowo" też nie istnieją.
Człowiekowi zawsze potrzebny jest do życia ktoś drugi. Każdy z nas poszukuje drugiej osoby, by być szczęśliwym, by mieć kogoś, komu może zaufać, o kogo może się troszczyć. Człowiek czuje się wtedy spełniony, bo wie, że ma kogoś, z kim może podzielić się swoją miłością. Potrzeba posiadania bliskiej osoby jest tak silnie zakorzeniona w ludzkiej psychice, że ciężko ją wykorzenić. Stąd też nie dziwi chęć przynależenia do jakiejś większej grupy, którą łączy jakaś idea, światopogląd. Każdy z nas powoli dorasta do odpowiedzialności za innych, nie jest to zadanie łatwe, dlatego tak długo się do tego przygotowujemy. Ludzie zakładają rodziny, by móc w miłości wychować swoje dzieci, przekazać im najważniejsze prawdy życiowe, pokazać właściwą drogę.
Każdy z nas lubi mieć miejsce, w którym czuje się bezpieczny, gdzie może być sobą, gdzie ma pewność, że nic i nikt mu nie przeszkodzi. Taką postacią był stary Menel Gdański, którego bohaterem swojej noweli uczyniła Maria Konopnicka. Nowela ta jest opowieścią o losach starego Żyda, który po śmierci swojej córki zajął się jej synem, a swoim wnukiem. Mendel przez całe swoje życie mieszkał w Warszawie, nic więc dziwnego, że znał każdy jej zakamarek, każdą jej ulicę, czuł się w tym mieście dobrze i bezpiecznie. Prowadził zakład introligatorski, ludzie więc go znali i szanowali, uważali, iż zawsze można na nim polegać. Swojego wnuka, Jakubka wychowywał zgodnie z żydowską tradycja, nie chciał jednak odcinać go od ludzi, wśród których spędzał większość życia. Uczył go poszanowania dla pracy, chciał mu pokazać, że uczciwa praca powoduje, że ludzie nabierają do nas szacunku. Okazało się jednak, że nie wszystko to, co przekazywał swojemu wnukowi jest prawdą. Pojawili się bowiem ludzie, którzy nie tolerowali inności. Mendel nie umiał zrozumieć ich postępowania, tym bardziej, że miał świadomość, iż nic złego nikomu nie zrobił. "-Nu, za co oni mają wszystkich Żydów bić? - zapytał stary Mendel. - A za cóż by - odrzekł swobodnie zegarmistrz - Za to, że Żydy!" Wiedział dobrze, że jego naród był chciwy, nie przypuszczał jednak, by religia, jaką się wyznaje i skąpstwo, było powodem agresji. Okazało się jednak, że nie ma żadnych granic, ludzie zaczęli atakować wszystkich Żydów, gdyż w nich upatrywali przyczyn swojego nieszczęścia. Swoją postawą chciał pokazać, że zasługuje na bycie Polakiem, a jego pochodzie niczego mu nie ujmuje. Jeden z kamieni rzucanych w Żydów trafił w głowę małego Jakuba, kiedy Mendel pojawił się w oknie razem ze swoim wnukiem. Na szczęście w ich obronie wystąpił student, nie wiadomo, jak skończyłaby się ta historia, gdyby nie jego pomoc. Jakubowi nic poważnego się nie stało, ale Mendel zrozumiał dzięki temu, że nie ma dla niego miejsca w kraju, którego obywatelem tak bardzo chciał być. To wydarzenie pokazało mu, że w każdym momencie życia może trafić się ktoś, kto będzie chciał go urazić, skrzywdzić, tylko dlatego że jest Żydem. Stracił wiarę w życie, które z takim mozołem budował. Warszawa, do tej pory ukochane miejsce, przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Doskonale oddają to jego słowa:
"- Pan powiada, co u mnie nic nie umarło? - Odrzekł Żyd do studenta - Nu, u mnie umarło to, z czym ja sześćdziesiąt i siedem lat żył, z czym ja umierać myślał... Nu, u mnie umarło serce do tego miasto!".
Kolejna postacią, którą chcę tu przedstawić jest Irma Seidenman, bohaterka powieści Andrzeja Szczypiorskiego "Początek". Jej życie było pełne niezwykłych wydarzeń, w czasie wojny cudem udało jej się przeżyć zatrzymanie na alei Szucha. Była niezwykle mocno związana z Polską, dlatego za wielką niesprawiedliwość uznała zmuszenie jej do wyjazdu z kraju w 1968 roku, kiedy nastąpiły bardzo silne ataki antysemickie. Była bardzo nieszczęśliwa, wiedząc, że musi opuścić kraj, dla którego poświęciła swoje życia, kraj, którego obywatelka naprawdę się czuła. Posiadanie miejsca, które się kocha było dla miej szczególnie ważne, gdyż zbyt wiele wycierpiała w czasie wojny. Wszystkie jej przeżycia sprawiły, że jeszcze bardziej przywiązała się do kraju, w którym przecież tak wiele wycierpiała. Wojna sprawiła, że ludzie byli niejako segregowani w zależności od pochodzenia, narodowości, kształtu głowy. Sprawiała, że wiele przyjaźni przestawało się liczyć.
Czasem jednak nie można w jasny, dokładny sposób określić przynależności do jakiegoś narodu. Mają na to wpływ przekonania religijne, światopogląd, czasem zawirowania polityczne. Taką nieco "nieokreśloną" postacią jest inny bohater "Początku" - Johann Muller. Jest jedną z tych postaci, które nie do końca potrafiły określić, po której stronie barykady stoją, czy w czasie wojny są Polakami, Niemcami, czy Żydami. Czasami paradoksalnie to właśnie Niemiec czy Żyd był bardziej Polakiem, niż ten, kto był nim z nazwy i pochodzenia. Wspomniany wyżej Muller pomógł wiezionej na Aleję Szucha Irmie. Nie była ona zresztą pierwszą osobą, której pomógł się wydostać właściwie z rąk śmierci. Mieszkając przez długie lata w Polsce czuł się Polakiem, poznawał naszą tradycję. Kochał to wszystko, co dla Niemca było wręcz niewyobrażalne: "...Niedoróbki, cwaniarstwa, idiotyzmy, rozwichrzenia, ksenofobię i urojenia..." Zbliżający się koniec wojny skłonił go do powrotu do właściwej, narodowej ojczyzny. Nie czuł się jednak tam dobrze, gdyż jego serce pozostało w kraju, który jego rodacy tak okrutnie zniszczyli. Chciał zapomnieć o dotychczasowej ojczyźnie, jednak im bardziej starał się ją wymazać z pamięci, im więcej wyszukiwał argumentów świadczących o tym, że był to kraj okropny, tym bardziej za nią tęsknił. Okazało się, że nie kraj, do którego przynależy się "administracyjnie" jest ojczyzną, ale miejsce, w którym mogliśmy być szczęśliwi i z którym łączą nas wspomnienia.
Temat nie byłby w pełni rozwinięty, gdybyśmy nie wspomnieli tu o noweli Henryka Sienkiewicza "Latarnik", w której autor ukazuje nam historię Skawińskiego. Nowela wzorowana była na prawdziwej historii z życia Sielawy, latarnika, który tak zaczytał się w polskiej lekturze, że zapomniał o zaświeceniu latarni, co doprowadziło do morskiej katastrofy. Bohater Sienkiewicza żyje samotnie w swojej latarni morskiej. Wreszcie jest człowiekiem szczęśliwym, gdyż udało mu się zdobyć pracę. Tułał się po świecie po upadku powstania listopadowego, próbując znaleźć swoje miejsce. Kiedy rozpoczął pracę w latarni morskiej w Aspinwall, czuł że to jest jego azyl, szansa na rozpoczęcie spokojnego życia, na które tak przecież zasłużył po tym, jak walczył o wolność nie tylko Polski, ale i wielu innych państw. Pewnego dnia w paczce, w której zwykle znajdowało się jedynie jedzenie, znalazł także książkę. Wtedy po raz pierwszy od dłuższego czasu obudziło się w nim poczucie jedności z krajem, wróciła patriotyczna tęsknota za krajem. Książka, którą otrzymał w prezencie sprawiła, że ponownie, po ponad czterdziestu latach przeniósł się do kraju młodzieńczych przeżyć, do świata kolorowego, przepełnionego wspomnieniami. Tą najważniejszą lekturą w jego życiu był "Pan Tadeusz" Adama Mickiewicza, ważny także dlatego, że opowiadał o przeżyciach poety, który tak, jak i on był na emigracji. Niestety, epopeja, która początkowo przyniosła mu tyle radości, w niedługim czasie przyniosła jedynie zgryzotę i nieszczęście. Zaczytany w dziele Mickiewicza Skawiński zapomniał zapalić latarnię o odpowiedniej porze. Został za to ukarany, stracił pracę i został skazany na kolejne lata wygnania i tułaczki. Choć było to przeżycie niezwykle trudne i ciężkie, nie był jednak sam w czasie kolejnych poszukiwań domu i pracy. Tym razem towarzyszyły mu świeże wspomnienia o ojczyźnie, które przywróciła mu lektura "Pana Tadeusza". Nie oznaczało to oczywiście, że nie przejmował się tym zdarzeniem. Wiedział, że po raz kolejny traci miejsce, które mogło być dla niego azylem, mogło dać mu chwilowe szczęście.
Jednak nie każdy rozumie, jak wiele traci, gdy nie ma miejsca, które mógłby uważać za swój kraj. Wiedział o tym doskonale twórca, którego nazwisko już się tu pojawiło. Adam Mickiewicz, autor "Pana Tadeusza", był człowiekiem, który z powodów politycznych musiał opuścić Polskę. Był zmuszony do przebywania na obczyźnie i tam właśnie powstała największa polska epopeja. Chyba każdy z nas zna słowa, którymi się rozpoczyna:
"Litwo, ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie
Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił..."
Tymi słowami wzruszył się Skawiński tak, że zapomniał o zapaleniu latarni. Prawdą jest, iż ojczyzna jest jak dom, do którego zawsze można wrócić. Bez niej jesteśmy jak bezdomne dzieci, błąkające się bez celu przez długie lata. Każdy człowiek, niezależnie od pochodzenia, rasy, wyznania, potrzebuje miejsca, które będzie mógł uważać za swoją ojczyznę, miejsca, do którego będzie mógł wrócić i z którym będzie się utożsamiać. Tęsknotę za krajem szczególnie często w swojej twórczości ukazywali polscy romantycy, skazani przez swoje przekonania, poglądy polityczne na wieloletnie tułaczki, pobyt na emigracji. W ich dziełach niezwykle często malowane są polskie pejzaże, za którymi tęsknią, z czułością wypowiadają się o rodzicach, o polskich tradycjach. Świadczy to o tym, że mimo braku fizycznej więzi z ojczyzną, była ona zawsze w ich sercach.
"Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, byłbym niczym..." to słowa Pierwszego Listu do Koryntian. Pokazują one jak ważną sprawą w życiu ludzkim jest miłość. Miejsce jest jedną z tych rzeczy, które możemy kochać. Bez tej miłości nie możemy być prawdziwymi ludźmi.