Przygotowania ekranizacji znakomitej powieści Henryka Sienkiewicza pt: "Quo Vadis" podjął się Jerzy Kawalerowicz. Zarówno widzów, jak i krytyków interesowało, w jaki sposób reżyser poradzi sobie z utworem o tak skomplikowanej tematyce i wielu wątkach. Kawalerowicz próbował wyjaśnić wątpliwości: "Kino sięgało po dzieło Sienkiewicza wielokrotnie. Zdecydowałem się na nową ekranizację, ponieważ dotychczasowe nie oddawały w pełni filozofii i bogactwa myśli, jakie zawiera powieść naszego noblisty. Chciałem, by uniwersalne przesłania płynące z filmowej adaptacji "Quo vadis" nosiły też piętno polskości".
Jerzy Kawalerowicz to świetny polski reżyser i zarazem współscenarzysta większości swoich filmów. Debiutował w 1951 roku, jak współtwórca "Gromady" ( był to jego samodzielny debiut, gdyż wcześniej tylko asystował u boku Leona Buczkowskiego). Kawalerowicz uznawany jest(obok Andrzeja Wajdy) za jednego z głównych przedstawicieli "polskiej szkoły filmowej"
Jego dorobek to całe mnóstwo doskonałych, nierzadko nagradzanych filmów, takich jak: "Celuloza", "Pod gwiazdą frygijską", "Pociąg", "Matka Joanna od Aniołów", "Faraon", " Śmierć prezydenta" i naturalnie "Quo Vadis". Jerzego Kawalerowicza jako reżysera trudno jest przypisać do jednej tematyki czy stylu, może dlatego, iż jego twórczość jest tak różnorodna?
Wydaje się, iż głównym atutem "Quo Vadis" są aktorzy, którzy świetnie wcielili się w swoje role. Na szczególną pochwałę zasługuje młoda modelka, Magdalena Mielcarz, która jak na debiutantkę sprawdziła się doskonale.
Jerzy Trela jako Grek Chilona Chilonides był również bez zarzutu. Postać, którą odgrywał była bardzo negatywna, przecież Chilon był zdrajcą bez żadnych wyrzutów donosił na chrześcijan, korzystał z pieniędzy Marka Winicjusza, wykorzystując jego naiwność. Uciekł się też do podstępu i użył Ursusa, ochroniarza Ligii, by załatwić swoje porachunki.
Moim zdaniem rola Treli wymagała najwięcej pracy, gdyż była najtrudniejsza, w filmie. Jednak aktor wykorzystał pełnie swoich umiejętności aktorskich i stworzył pełnokrwistą i barwną postać. Szczególny akcent położony został na motyw przemiany Chilona w chrześcijanina, rozwijany jest on sukcesywnie przez cały film, i dzięki temu Chilon nie "znika" z ekranu tak jak inni epizodyczni bohaterowie.
Warto również bardziej skoncentrować się na kreacji Bogusława Lindy( wcześniej znanego z ról cynicznych i bezwzględnych przestępców. W "Quo vadis" okazuje się, że Linda potrafi zagrać kogoś więcej, niż tylko biegającego z bronią gangstera). U Kawalerowicza wykreował postać znawcy elegancji, bystrego i z poczuciem humoru znawcę sztuki, Petroniusza. Petroniusz lubi otaczać się zbytkiem, ale nie jest to jego główną cecha.
Reżyser skupił się bardziej na tym, by pokazać spryt i odwagę tego bohatera, który nie obawia się wszechwładzy Nerona i mówi mu prawdę prosto w oczy (podczas odczytu jego wierszy jako jedyny nie chwali "wspaniałego talentu" tyrana). Petroniusz był przychylny związkowi Ligii i Winicjusza, wielokrotnie im pomagał, radził, jak mają postąpić, by ukryć Ligię przed prześladowaniami.
Michał Bajor, którego niektórzy kojarzą jako śpiewającego barda, w filmie gra despotycznego Nerona,
człowieka o nieprzeniknionym umyśle i co najmniej kilku twarzach. Bajor świetnie odtworzył osobowość bezdusznego władcy, zlęknionego człowieka, doskonale zdającego sobie sprawę z tego, iż lud go nienawidzi, oraz niezrealizowanego artysty, który pragnął uznania dla swojej sztuki. Być może odtwarzana przez Michała Bajora rola nie przyniesie mu pochwał ze strony publiczności, gdyż z natury rzeczy widzowie wolą pozytywne postacie, zaś Neron jako okrutny despota nie wzbudzał cieplejszych uczuć.
Kolejną rolą na którą trzeba by się zatrzymać na dłużej była rola świętego Piotra. Franciszek Pieczka był wymarzonym interpretatorem tej roli. Pieczka odgrywa postać, dostojną, z której oblicza bije jednak dostojeństwo i siła. Święty Piotr jest dla wielu chrześcijan symbolem, a Pieczka łączy w tej roli.
także reszta aktorów została trafnie wybrana do swoich ról: Agnieszka Wagner - piękna Poppea, Marta Piechowiak - Eunice, Krzysztof Majchrzak- Tygellin i Rafał Kubacki- jako Ursus.
Następnymi atutami filmu są: muzyka i scenografia. Ścieżka muzyczna była niezwykle subtelna, a zarazem wielce podniosła, poprzez taki zabieg muzyka wprowadzała widzów w odpowiedni klimat.
Piotr Knop zajął się stroną dźwiękową, a muzykę skomponował Jan Kaczmarek. Obaj perfekcyjnie zharmonizowali muzykę ze scenografią .
Duże uznanie i zachwyt u widzów wzbudzał piękny rzymski amfiteatr, Forum Romanum, a także dwór Nerona.
Za scenografię odpowiadał Janusz Sosnowski, a co się tyczy kostiumów, nad ich przygotowaniem czuwali:
Magda Tesławska oraz Paweł Grabarczyk. Mieli oni bardzo trudne zadanie, gdyż przy produkcji "Quo vadis" użyto około 1200 kostiumów z epoki. Trzeba było spreparować stroje odpowiednie dla każdej grupy społecznej, co na pewno wymagało olbrzymiego wysiłku.
Jeżeli chodzi o zgodność fabuły z treścią dzieła Sienkiewicza, można stwierdzić, iż film dość szczegółowo odzwierciedla książkę.
W filmie trafia się naturalnie kilka rozbieżności z książką, jakkolwiek są one niewielkie i nie mają wpływu zasadniczą treść filmu (męczennicy w ogrodach władcy Nerona palą się w nocy, nocą również ma miejsce spotkanie w Ostrianum, u Kawalerowicza jest to sam środek dnia). Niewątpliwie całe mnóstwo scen zostało pominiętych, ale "Quo vadis" trwał nieco ponad 1,5 godziny, a książka ma kilkaset stron, i nawet przy największych wysiłkach z naszej strony nie jesteśmy w stanie w tak krótkim czasie przeczytać całej lektury.
Scenarzysta miał za zadanie, by wybrać tylko najbardziej znamienne wątki, aby obraz nie ciągnął się w nieskończoność, a widzowie nie wychodzili znudzeni z kina. Taki sposób podejścia do tematu gwarantował to, iż ekranizacja "Quo vadis" nie jest nudna, tylko trzyma w napięciu niczym klasyczny film sensacyjny.
Czy w ogóle taka "superprodukcja" ma jakieś wady? Oczywiście, że tak. Krytycy podkreślają, iż efekty specjalne wypadły bardzo sztucznie (przygotowywało je studio "Orka" z Łodzi). Można było spodziewać się czegoś bardziej spektakularnego, niż tylko "sztuczny" pożar Rzymu trwający kilkanaście sekund. Rzym, to monumentalne i piękne miasto w filmie przedstawione jest w postaci kilku domów z charakterystycznymi dla nich kolumnadami, gdzie prawie nie widać ognia, tylko małe płomienie.
Odwołując się do słów Nerona, można by stwierdzić, iż "pożar nie dość świeci, ogień nie dość parzy". Właśnie w ten sposób wyglądał ogień w filmie, szkoda, bo przecież dałoby się stworzyć coś znacznie bardziej widowiskowego choćby przy pomocy komputerów. Jednak reżyser zaakceptował te efekty specjalne i pozostaje tylko pogodzić się z jego decyzją.
Według mnie warto było obejrzeć ekranizację powieści Henryka Sienkiewicza, nie tylko dlatego, że tak wypada, bo Sienkiewicz jest noblistą. Zarówno odtwórcy głównych ról jak i statyści wykonali świetną robotę.
"Quo Vadis" jest filmem interesującym, pomimo opuszczenia kilku kluczowych scen, czy niektórych obrazów, których niedopracowano, jak wspomniany wyżej pożar Rzymu.
Jerzy Kawalerowicz w swoim filmie stara się pokazać współczesnemu człowiekowi, jakie wartości są ważne w życiu niezależnie od tego, w jakich czasach by żył. "Ponadczasowość" takich wartości jak miłość, braterstwo czy przyjaźń w obrazie Kawalerowicza powinna nam zrekompensować niektóre niedociągnięcia filmu.