MIŁOŚĆ
Miłość to znaczy patrzeć na siebie,
Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy,
Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.
A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie,
Ze zmartwień różnych swoje serce leczy,
Ptak mu i drzewo mówią : przyjacielu
Wtedy i siebie, i rzeczy chce użyć,
Żeby stanęły w wypełnienia łunie.
To nic, że czasem nie wie, czemu służyć :
Nie ten najlepiej służy, kto rozumie
Czesław Miłosz
Miłość - fascynujące uczucie, które żadnemu człowiekowi w takiej czy innej formie nie jest obce. Jaka jest jej istota? Czy dzisiaj kochamy tak samo jak sto, dwieście, tysiąc lata temu, czy też coś się w tej mierze zmieniło? Czy istnieje jeden wzór miłości, czy też panuje tutaj pełny pluralizm, każdy kocha w miarę swych możliwości i potrzeb? Jaka jest zależność pomiędzy uczuciem, jakim darzą rodzice swe dzieci, a uczuciem, które czują do siebie mężczyzna i kobieta? Wydaje się, że kolosalna, ale wszakże i to i to określamy jednym mianem. Jak to się dzieje, że gdy kochamy to świat odmienia się - złośliwość rzeczy martwych, tak dokuczliwa jeszcze niedawno umiera - by tak rzec - śmiercią naturalną, ludzie odnoszą się do nas jakoś inaczej - z większą dozą sympatii i zrozumienia, w szkole, w pracy, nawet jeśli zdarzą się nam jakieś niepowodzenia, to okazuje się, że nie jest to koniec świata, lecz po prostu… niepowodzenie? Tak, tak, niezwykle frapującym uczuciem jest ta miłość, nic zatem dziwnego, że poeci przelali tyle atramentu opisując jej rożne postacie. Cóż, przyglądnijmy się zatem temu…
Zacznijmy od imć pana Andrzeja Kmicica, głównego bohater powieści Henryka Sienkiewicza zatytułowanej "Potop". Był to człowiek, który kochał ogromnie, ale przy tym awanturnik, zawalidroga i hulaka co się zowie, którego nieposkromiony temperament czynił wyśmienitym rycerzem, ale dość marnym człowiekiem i obywatelem. Jego miłość do Oleńki Billewiczówny była uczuciem nagłym, które spadło na niego niczym grom z jasnego nieba, o takiej miłości mówi się, że jest od pierwszego wejrzenia. Kmicic mógł mieć przy tym powody do zadowolenia, gdyż panna również była mu rada, zresztą nic dziwnego, gdyż był z niego wcale przystojny kawaler. Mimo jednak uczucia, którym pałał, nasz bohater nie odczuwał potrzeby zaprzestania prowadzenia hulaszczego życia, ani hamowania się w swych postępkach. Koniec końców zaowocowało to tym, że panna nie chciała go widzieć na oczy, a brać szlachecka widziała w nim zdrajcę i zaprzańca. Kmicic zrozumiał, że aby odzyskać dobre imię oraz miłość kobiety, którą wciąż ubóstwiał, musi odmienić swoje życie, musi odmienić swój charakter. Potrwało to bardzo długo, ale w końcu nasz bohater stał się innym człowiekiem, mógł zatem śmiało stanąć przed Oleńką w nadziei, że ta go przyjmie na powrót. Owa nadzieja nie okazała się być płonną. Mamy tu zatem do czynienia z miłością, która jest siłą zdolną odmienić życie człowieka, która stanowi jego dynamiczną istotę.
Bolesław Prus w swej powieści zatytułowanej "Lalka" również przedstawił dzieje miłości, która miała moc odmiany człowieka, lecz w tym przypadku raczej trudno mówić o jego dobroczynnych skutkach. Stanisław Wokulski, gdy po raz pierwszy spotkał Izabelę Łęcką, był czterdziesto paro letnim, wypalonym wewnętrznie mężczyznom, które nie miał żadnego celu w życiu. To uczucie, jakie w nim się zrodziło do tej kobiety, spowodowało jego diametralna odmianę. Krótko mówiąc, znowu zachciało mu się chcieć, jednakże obiekt jego westchnień należał do innej sfery niż on sam, aby zatem go zdobyć musiał nasz bohater, albo lepiej się urodzić, co było raczej trudne do wykonania, albo zdobyć pieniądze, które otworzyłyby przed nim drzwi salonów. Wkrótce zatem okazało się, że Wokulski jest wcale rzutnym biznesmenem, który potrafi zaryzykować, jeśli trzeba, nawet własnym życiem. Zdobył zatem fortunę i drzwi na salony stały przed nim otworem, był tylko jeden mały szkopuł - panna Izabela Łęcka wcale nie zdradzała ochoty do nawiązywania z im jakichś intymniejszych kontaktów. I nie ma tu znaczeni czy była salonowa lalką, która nie potrafił docenić takiego człowieka jak Wokulski, czy też go nie kochała, bo po prostu nie i tyle - wszakże nikt nie może nas zmusić do miłości. Dla naszego bohater było traumatyczne doświadczenie, które go niszczyło od środka, aż w końcu targnął się na własne życie. Cóż, wychodzi na to, że miłość nie zawsze jest żywiołem pozytywnym, że w swym potencjale zawiera również pierwiastki destrukcyjne, które jeśli nie zostaną odpowiednio zneutralizowane, to mogą doprowadzić jednostkę do samozniszczenia.
Także Emil Zola w swej powieści zatytułowanej "Nana" poruszył problem destrukcyjnego potencjału tkwiącego w miłości, a dokładnie rzecz ujmując w namiętności. Tytułowa bohaterka jest prostytutką, ale nie dla wszystkich, lecz dla bogatszej klienteli. Wielu mężczyzn straciło dla niej głowę, a także swe majątki - choćby hrabia Muffat, natomiast mężczyznę, który ją kochał i którego ona kochała, doprowadziła do śmierci. W końcu wiąże się na stałe z pewnym mężczyzną, który traktuje ja gorzej niż psa, a ona znosi to z pokorą. Dziwna to była kobieta i dziwne były koleje jej życia i miłości.
O miłości, która przychodzi niespodziewanie, zaskakując swym nadejściem parę kochanków, traktuje średniowieczny romans dworski zatytułowany "Dzieje Tristana i Izoldy". Ani Tristan, ani Izolda, nie spodziewali się, że podczas ich podróży do Kornwalii zakochają się w sobie. Jednakże moc miłosnego napoju, który obydwoje wypili przypadkowo, sprawiła, iż stali się dla siebie kochankami. Oczywiście, należy tą scenę odczytywać symbolicznie, a nie dosłownie - wszakże tu pod szatą cudowności kryje się istotna prawda tycząc się miłości, mianowicie taka, że jest ona żywiołem który przychodzi niespodziewanie i nie wiadomo skąd, a ludzie po prostu muszą mu ulec w iście czarodziejski sposób. Dalsze dzieje kochanków to splot rozstań, tęsknoty, poczucia winy i krótkotrwałych chwil szczęścia przy boku ukochanego ukochanej. Dopiero po śmierci Tristan i Izolda mogli się połączyć zapewne gdzieś w zaświatach, czego symbolem jest połączenie się dwóch pędów głogu, który wyrósł na ich sąsiadujących ze sobą mogiłach.
Także William Szekspir w swym dramacie zatytułowanym "Romeo Julia" podjął temat miłości, które pojawia się nagle i która sprzeciwi się zasadom rządzącym światem w którym przyszło jej bytować. W przypadku tej tragedii owym światem jest Werona oraz konflikt, który poróżnia ze sobą dwa żyjące w tym mieście rody, mianowicie Montekich i Kapuetów. Zresztą posłuchajmy jak sam Szekspir streszcza w sonecie otwierającym dzieło jego treść:
"Dwa rody, zacne jednako i sławne -
Tam, gdzie się rzecz ta rozgrywa, w Weronie,
Do nowej zbrodni pchają złości dawne,
Plamiąc szlachetną krwią szlachetne dłonie.
Z łon tych dwu wrogów wzięło bowiem Zycie,
Pod najstraszliwszą z gwiazd, kochanków dwoje;
Po pełnym przygód nieszczęśliwych bycie
Śmierć ich stłumiła rodzicielskie boje."
(Romeo i Julia)
Romeo i Julia poznali się na balu, który wydali rodzice dziewczyny, aby upatrzony przez nich kawaler mógł się jej przyjrzeć. Te plany jedna spełzły na niczym, gdyż Julia zakochała się na nim w Romeo, a on w niej. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Oczywiście, kochankowie nie mogli zostać sobie poślubieni, przynajmniej oficjalnie, ponieważ ich rody nigdy by się na to nie zgodziły. Koniec końców obydwoje popełniają samobójstwo, co jest wynikiem nieporozumienia. Dopiero nad ich grobem przedstawiciele rodów Montekich i Kapuetów podają sobie rękę na zgodę. Okazuj się, że miłość nie ma tylko mocy odmieniania wnętrza człowieka, ale również stosunków panujących między ludźmi.
Miłość jest uczuciem, które uwzniośla człowieka czyni go szczęśliwym, ale bywa także tym, co niszczy i upadla go, była już o tym co nieco mowa przy omawianiu postaci Wokulskiego. Nierzadko bowiem zdarza się, że jej przedmiot, osobą, którą nią obdarzamy, jest jej warta. Jak sądzę, cos takiego mogłaby stwierdzić o Zenonie Ziembiewiczu Justyna Bogutówna, jedna z bohaterek powieści Zofii Nałkowskiej zatytułowanej "Granica". Gdy go poznała on był młodym, przystojnym człowiekiem, któremu wydawało się, że jest kimś wyrastającym ponad zdemoralizowane środowisko ziemiańskie (np. jego ojciec), w którym wyrósł. Ona natomiast ona była córką kucharki, siedemnasto -, osiemnastoletnią dziewczyną, która niewiele wiedziała o życiu. Letni romans, który ich połączył szybko się skończył, gdyż Zenon musiał wrócić na swe zagraniczne studia, zresztą i tak całej rzeczy nie traktował zbyt poważnie. Spotkali się ponownie po jakimś czasie. On wtedy był już szacownym mieszkańcem miasta, w którym przyszło mu żyć, posiadał narzeczoną, ale nie przeszkadzało mu to w ponownym nawiązaniu intymnej znajomości z Justyną. Ten romans trwał nawet po ślubie naszego bohatera. Skończył się po tym, Justyny zawszy w ciąże została zmuszona przez Zenona do jej usunięcia. Wtedy zrozumiała, że dla niego zawsze była zabawką, dostarczycielką przyjemności seksualnej i niczym więcej, a wszakże dla niej był on miłością życia, człowiekiem, dla którego zdecydowała się zabić własne dziecko, byleby nie psuć mu kariery politycznej. To była zła, destrukcyjna miłość.
Zdarza się również w życiu niektórych ludzi, że przedmiotem ich miłości nie jest osoba innego człowieka, ale jakaś idea, która opanowuje ich umysł i duszę bez reszty. Wzorcowym niemalże przykładem tego typu "przypadłości" jest postać Tomasza Judyma, głównego bohatera powieści Stefana Żeromskiego zatytułowanej "Ludzie bezdomni". Wywodził się on z ubogich warstw społeczeństwa polskiego, ale udało mu się ukończyć gimnazjum, a następnie studia medyczne. Pomimo iż jego status społeczny bardzo się poprawił, nie zagubił on swej wrażliwości na krzywdę i nieszczęście innych ludzi. Postanowił on poświęcić swe życie niesieniu pomoc najuboższym. W związku z tym uważał on, iż nie ma w jego życiu miejsca na inne rzeczy, na inne uczucia, niż idea, o której była powyżej mowa. Dlatego też zerwał związek, jaki łączył go z Joanną, jakkolwiek kochał ją szczerze. Judym był dziwnym człowiekiem, ale, cóż, ludzie są wolni i mogą kochać jak chcą i, przede wszystkim kogo czy co chcą.
Jakież wnioski płyną z powyższych rozważań? Przede wszystkim to, iż miłość to sprawa złożona, której nie da się zbyć jednym zdaniem czy efektowna formułą. Można, oczywiście, ją sprowadzić do czegoś, na przykład - miłość to nic innego, jak seks, ale to tak jakby powiedzieć, że słoń to nic innego jak tylko trąba i uszy, niby prawda, ale raczej niewyczerpująca. Jedno jednak wydaje się tu pewne, mianowicie każdy z nas ma prawo sądzić o niej, co tylko zechce, i każdy z nas ma prawo realizować ją w swym życiu według własnych potrzeb i możliwości, nikt zatem inny nie może nam narzucać jakiegoś jej jedynie obowiązującego wzoru, który powinniśmy bezwzględnie realizować. To zdaje się święty Augustyn powiedział "Kochaj i rób co chcesz" i tego powinniśmy się trzymać.