Bolesław Prus w powieści "Lalka" zawarł panoramiczny obraz współczesnego mu społeczeństwa warszawskiego z drugiej połowy dziewiętnastego wieku. Nie jest to jednak po prostu zwykłe oddanie atmosfery miasta, przedstawienie tworzonych go warstw. Prus- wybitny pisarz, publicysta i obserwator, pokusił się o dokonanie diagnozy owego obrazu, wskazania jego wad, chorób, niedoskonałości, które przeszkadzają w harmonijnym rozwoju całego społecznego "organizmu". Zgodnie z fundamentalną dla pozytywizmu filozofią organicystyczną, całe społeczeństwo, państwo czy naród postrzegane były jako jeden, spójny organizm. Organizm ten tworzą poszczególne warstwy społeczne, grupy zawodowe, wiekowe itd. Najważniejszą konsekwencją takiego postrzegania społeczeństwa jest rozszerzenie analogii między nim a organizmem naturalnym na obszar praw rządzących jego wzrostem, rozwojem lub upadkiem. Oznacza to, że, tak jak w przypadku każdego organizmu żywego, jeśli którakolwiek z jego części niedomaga, jest chora, osłabiona lub niedorozwinięta, wówczas cały organizm nie może prawidłowo się rozwijać, wspomniane niedostatki odbijając się na jego całości. Drugą prawdą płynącą z tego faktu jest to, że również żadna z wysokorozwiniętych, wyprzedzających pozostałe części organizmu nie może rozwijać się "w próżni", musi współpracować z innymi dla ogólnego dobrostanu całego organizmu. Dopiero taki stan- gdy wszystkie części pracują dla wspólnego dobra, a cały organizm stara się podnieść do równego poziomu części osłabione organizm może się prawidłowo i owocnie rozwijać. Idealny układ sił, utylitaryzm, altruizm- te piękne idealistyczne hasła niestety nie realizowały się w pełni w świecie rzeczywistym. To, jak bardzo rzeczywistość odbiegała od wizji pozytywistów widoczne jest właśnie w powieści "Lalka". Jej akcja rozgrywa się na przestrzeni lat 1878-1879, choć cała fabuła w retrospekcjach sięga czasów napoleońskich i Wiosny Ludów.
Społeczeństwo Warszawy tworzy kilka warstw, których granice przebiegają zgodnie z dawnymi podziałami stanowymi. Mamy więc arystokrację- warstwę najwyższą, stare szlacheckie rody, dawni przewodnicy narodu, grupa najlepiej wykształcona, włączająca się w świat kultury, dziś- pasożytnicza grupa żyjąca wspomnieniami świetnej przeszłości, kompletnie bierna, nieużyteczna społecznie. Arystokracja do zdegenerowana do cna grupa ludzi gardzących całą resztą społeczeństwa, przed którą kompletnie się zamyka, nie chcąc mieć w ogóle do czynienia z "plebsem", który aby żyć, musi pracować. Gardzący wysiłkiem i pracą arystokraci żyją z procentów z kurczących się majątków. Ich stan posiadania najczęściej zastawiony jest już dawno u Żydów, a sami dumni potomkowie magnatów żyją na kredyt, lub wstępują w związki małżeńskie, przehandlowując swoje nazwisko za majątek pochodzącego z niższych sfer współmałżonka. Kontrastowo do arystokracji przedstawiony jest warszawski lud, który oprócz wyjątków rekrutujących się spośród kupców, przedsiębiorców i niewielkiej grupy inteligencji sprowadza się do żyjących w straszliwych warunkach fabrycznych robotników, nędzarzy miejskich mieszkających w naznaczonych zbrodnią i występkiem dzielnicach, prostytutek. W tej warstwie- mieszczan oraz robotników Prus dostrzega możliwość rozwoju, chęci i siły do pracy. Koniecznością jednak jest umożliwienie im rozwoju, wyciągnięcie ich z nędzy i ciemnoty, zgodnie z założeniami i postulatami pracy u podstaw i pracy organicznej. Prus przedstawia w swojej powieści efekty konfrontacji szczytnych pozytywistycznych idei ze smutną rzeczywistością.
Prus wystawia diagnozę polskiemu społeczeństwu, najgorszą pigułkę każąc przełknąć najbardziej chorej arystokracji. Choroba tego stanu tkwiła przede wszystkim w jego psychice. Zaszłości z dawnych czasów, gdy arystokraci spełniali ważną, społeczną funkcję "przewodników narodu", a tak naprawdę sami tworzyli naród, spowodowały, że grupa ta nie odczuwa żadnej potrzeby dalszego rozwoju, żadnej konieczności podjęcia wysiłku pracy, dokładania swoich starań do rozwoju ojczyzny. Pieniądze, szacunek, władza- to wszystko, według arystokratów, należy im się z urzędu. Zazdroszczą mieszczanom rosnących na ciężkiej pracy majątków, sami jednak wolą gardzić tą pracą i wykonującymi ją ludźmi. Arystokracja nadal chce żyć z pracy innych, ale czasy takiego ich funkcjonowania odeszły już w przeszłość. Taki obraz szlachty nie jest jednak obrazem uniwersalnym. Prus w swojej powieści poprzez opowiadanie podróżującego po Europie Wokulskiego wskazuje modele arystokracji, które się nie przeżyły, które potrafiły ewoluować wraz ze społeczeństwem. Taką szlachtą jest arystokracja angielska, która pielęgnuje piękne tradycje, obyczaje, jest nośnikiem wysokiej kultury, której wzorce przekazuje niższym stanom. Od polskiej arystokracji lud może uczyć się jedynie lenistwa, szastania pieniędzmi, pychy, demoralizacji. W nomenklaturze organicystycznej arystokracja byłaby przedstawiona jako pasożyt, narośl żywiąca się zdrową, narodową tkanką, rak toczący naród, który pozbawiany życiodajnych soków, możliwości rozwoju nie może iść do przodu, nie może się umacniać. Uosobieniem tych wad są bohaterowie powieści- Izabela Łęcka oraz Tomasz Łęcki- jej ojciec oraz pozostali arystokraci- książę, hrabina Karolowa, baron Krzeszowski z małżonką, baron Starski- uwodziciel i utracjusz polujący na majętną żonę. Cała arystokracja ma jednak jakąś szansę- Prus wskazuje na istnienie wśród niej także jednostek pozytywnych, dążących do zmian, zwalczających stereotypy- poświęcający się pracy naukowej scjentysta-idealista Ochocki oraz sprzyjająca małżeństwu Stanisława z Izabelą prezesowa Zasławska. Prezesowa jest połączeniem arystokratycznej dumy, świadomości o pięknej przeszłości i dumnej historii z szczerym poparciem dla pozytywistycznych idei rozwoju, pomocy ubogim, pracy organicznej. Nie ogranicza się do strojów i kapeluszy- żywo interesuje się nauką i technologią, czego najpełniejszy wyraz daje w swoim testamencie, w którym pieniądze ze swojego majątku przekazuje nie krewniakowi Starskiemu, który z pewnością przepuściłby je na zabawy i konie, ale potrzebną dzieciom miejskim ochronkę. Ochocki jest fantastą i fanatykiem scjentyzmu. Wierzy, że odkrywając metal lżejszy od powietrza zbawi ludzkość od nędzy, głodu i wojen.
Znakomita większość arystokratów wpisuje się jednak w opisany wyżej pesymistyczny obraz. Większość z nich potraciła majątki, nie rezygnują jednak z dawnego stylu życia, który uważają za nierozłącznie związany z ich stanem. Dlatego utrzymują wielkie mieszkania, służbę- której nie płacą, nadal kupują drogie stroje, organizują niepotrzebne bale, "bywają" na wyścigach, w teatrze, na koncertach. Sprzedają lub zastawiają resztki dawnych majątków byle tylko móc żyć po dawnemu. Nie wyobrażają sobie jednak, że mogliby dla podniesienia swojego stanu majątkowego zająć się pracą zarobkową. To byłoby dla arystokraty niegodne i haniebne. Niskie dochody z upadających mająteczków rekompensują sobie przerostem wyobrażenia o własnej wartości, dumą, pychą, pogardą okazywaną pozostałym grupom społecznym. Wiara w swoją nieomylność i świetność przejawia się na przykład w naiwnym twierdzeniu Izabeli, że bieda i nędza niektórych ludzi to kara za ich grzechy. Sama zaś widzi siebie jako anioła. Duma i pycha płynąca z nazwiska jest nieraz jedyną rzeczą, która świadczy o ich wyższości- tak dzieje się z kompletnie zbankrutowanymi Łęckimi, którzy mimo to zachowują swoją pozycję i poczucie wyższości wobec Wokulskiego, którego majątek wielokrotnie przewyższał ich stan posiadania, jednak on sami nigdy nie mógł być przyjęty do zamkniętego "klanu" dobrze urodzonych.
Niektórzy szlachcice pragną jeszcze zachować pozory swojego narodowego przywództwa, na przykład książę, który kreuje się na patriotę, wszelkie deklaracje i obietnice nigdy nie wykraczają jednak poza sferę postulatów i dobrych chęci. Arystokracja bawi się w grę pozorów, nie jest ani skłonna, ani zdolna do podjęcia jakiejkolwiek aktywności na żadnym polu. Tak naprawdę arystokracja nie chce mieć nic do czynienia z narodem, którym gardzi, zapatrując się w obce kultury i narody, bardziej kulturalne, cywilizowane, lepsze.
Niezbyt dobrze przedstawione jest przez Prusa także warszawskie mieszczaństwo, tworzone przez bogatych kupców- przede wszystkim Żydów, Niemców, ale także- tak jak Wokulski- Polaków, biedniejszych subiektów, rzemieślników, inteligencję. Grupa ta pełna jest wewnętrznych konfliktów i pretensji (Polacy zazdroszczą konsekwentnym, skrupulatnym i pracowitym Niemcom i Żydom sukcesów w handlu i interesach), nie potrafi także przebić się do dalszego rozwoju, do przejęcia społecznej inicjatywy przez zaporę postawioną im przez nie chcących oddać "władzy" arystokratów. Zresztą, mieszczanie i tak nie mogliby konkurować z dominującym na rynku przemysłowym, fabrycznym i wielkich inwestycji finansowych obcym kapitałem. Pomocą dla nich mogłaby okazać się arystokracja, jednak ta nie chce dopuścić do większego rozrostu i bogacenia się mieszczan- bojąc się o własną, coraz słabszą pozycję. Wszystkie te czynniki spowodowały sytuację, w której mieszczanie nie pragną niczego więcej poza zbieraniem na własną kupkę pieniędzy, nie myślą o dalszym rozwoju, o wyższych ambicjach poza pełną spiżarnią i oszczędnościami na gorsze czasy. Nie było zatem możliwości do rozwijania się w tej warstwie wielkich idei naukowych, społecznych czy gospodarczych, do prężnego postępu i rozwoju. Prus widzi w takim stanie rzeczy także o wiele wcześniejsze przyczyny. Zauważa, że polskie mieszczaństwo zbyt długo żyło pozbawione praw obywatelskich, co bardzo opóźniło jego rozwój w porównaniu do burżuazji innych krajów europejskich. Przez lata opóźnień, stłamszenia wszelkiej inicjatywy przez górującą szlachtę spowodowało, że nawet jednostki aktywne, chcące zmian, osiągające sukces- jak Wokulski- nie są rozumiane i akceptowane przez pozostałych przedstawicieli tej klasy, która uważa, że jeśli komuś udaje się wybić ponad stan, to niewątpliwie musiał użyć do tego nieuczciwych środków. Wynika z tego, że mieszczanie nawet nie próbowali zmian, nie wyobrażali sobie, że jest ona możliwa. Trudno o lepszą blokadę rozwoju niż brak chęci i inicjatywy.
Nieprawdopodobny rozziew społeczny- kulturowy i majątkowy widoczny jest dopiero w obrazie miejskiej biedoty. W konfrontacji z balami i proszonymi kolacyjkami arystokratów czy światem interesów i handlu nędza Powiśla i innych dzielnic robotniczych jest obrazem hańbiącym- i dla ludzi, którzy muszą żyć w takich warunkach i dla tych, którzy mogąc pomóc, odwracają od tego oczy, nie chcą wziąć za taki stan rzeczy obywatelskiej odpowiedzialności. Potworne wrażenie na Wokulskim robią przedwcześnie postarzałe, zmęczone życiem, brudne kobiety, wygłodzone, zaniedbane dzieci, mieszkania uwłaczające ludzkiej godności.
Warto też zwrócić uwagę na ważną i liczną w społeczeństwie polskim grupę Żydów- w powieści reprezentantami tej grupy jest Szlangbaum i Szuman. Wiąże się z nimi narastający w owym czasie antysemityzm. Zaniepokojony tym narastającym w społeczeństwie polskim zjawiskiem zaniepokojony jest Rzecki, człowiek tolerancyjny, piewca i żołnierz wolności i tolerancji: "W ogóle, może od roku, uważam, że do starozakonnych rośnie niechęć, nawet ci, którzy przed kilkoma laty nazywali ich Polakami mojżeszowego wyznania, dziś zwą ich Żydami. Zaś ci co niedawno podziwiali ich pracę, wytrwałość i zdolność, dziś widzą tylko wyzysk i szachrajstwa".