Na początku warto pokrótce przypomnieć treść mitu o Dedalu i Ikarze. Dedal był znakomitym ateńskim rzemieślnikiem i wynalazcą. Musiał opuścić Wrz ze swym synem Ikarem swe rodzinne miasto, gdyż w przypływie zazdrości o doskonałość kunsztu strącił swego siostrzeńca ze skały. Z radością został przyjęty przez króla Krety, Minosa, w jego pałacu. Władca Kreteńczyków zlecił mu wybudowanie wielkiego labiryntu, w którym miał zostać umieszczony potwór Minotaur. Dedal wykonał swoje zadanie, ale okazało się, że jego konstrukcja nie przeszkodziła Tezeuszowi w zabiciu potwora. Nasz bohater wiedział, iż rozgniewany Minos może go skazać na skrócenie głowy, dlatego też przedsięwziął chytry plan ucieczki. Przygotował n dla siebie i swego syna specjalne skrzydła, które miały unieść ich z Krety. Nim wyruszyli w swą podniebną podróż ostrzegał on Ikara, aby ten nie zbliżał się zanadto do słońca, gdyż to stopi woski, na którym umocowane są lotki, co w konsekwencji spowoduje to, że jego skrzydła nie będą go w stanie unieść. Młodzieniec przytaknął, ale widocznie nie słuchał zbyt uważnie przestróg ojca, gdyż podczas lotu zaczął się wzbijać coraz wyżej, aż w końcu stało się tak, jak powiedział Dedal - wosk się stopił, a Ikar runął w morska topiel zabijając Siena miejscu.
Punktem wyjścia dla moich rozważań o motywie Ikra w literaturze będzie omówienie obrazu Pietera Brueghela zatytułowanego "Pejzaż z Ikarem". Odnajdujemy na nim sielankową scenkę. Najpierw rzuca się nam w oczy chłop, który orze ziemię. Gdzieś dalej widać pastucha, który ma baczenie na swoje stado. Dalej widać morze, po którym dostojnie płynie wielki galeon. Właściwie nic nie zakłóca powolnego, leniwego rytmu dnia, który wydaje się niczym nie różnić od poprzednich. Jednakże to nieprawda. Jeśli bowiem bacznie przypatrzymy się dolnemu, prawemu rogowi obrazu, dostrzeżemy tam dwie nogi oraz kawałek skrzydła wystający z morza. To Ikar, który właśnie spadł do morza. To tyle, jeśli chodzi o to, co się na owym obrazie znajduje, teraz natomiast chciałbym się zająć ty, co on wyraża. Pierwszą rzeczą, która uderza w tym dziele sztuki malarskiej jest obojętność, obojętność ludzi, a właściwie całego świata wobec tragedii jednostki ludzkiej. Nawet usytuowanie Ikara gdzieś z boku obrazu, a nie w jego centrum, podkreśla owo poczucie nieważności, nieistotności tej śmierci. Dzieło Brueghela jest protestem artysty przeciw tej obojętności, znieczuleniu ludzi wobec tego, co spotyka ich bliźnich. Pozostaje kwestia sporną czy niderlandzkiemu malarzowi chodziło każdego człowieka, czy tylko wybitna jednostkę, która naznaczywszy sobie zbyt ambitne plany upadła. Jakby nie było, nie zmienia to poruszającej i zmuszającej do myślenia wymowy tego obrazu.
Dzieło Brueghela inspirowało wielu pisarzy i poetów. Jednym z nich był Jarosław Iwaszkiewicz, którego opowiadanie zatytułowane "Ikar" pragnę w te chwili pokrótce omówić.
Iwaszkiewicz opowiada o pewnym wydarzeniu, które miało miejsce w okupowanej przez Niemców Warszawie. Pisarz czekał właśnie na przystanku na przyjazd tramwaju. Kątem oka zauważył idącego po chodniku chłopca który był zaczytany w książce niesionej przez siebie. Nie zwracał on uwagi nas to, gdzie się znajduje, i dokąd zmierza. Po prostu szedł i czytał. Pisarz w duchu nazwał go Michasiem. Chłopiec w pewnym momencie zszedł z chodnika i zaczął iść ulicą w ogóle niepomny tego faktu. Wtem z pikiem opon zatrzymał się przed nim samochód, z którego wyskoczył rozwścieczony ss - man. Dopiero teraz Michaś się przebudził, oderwał oczy od ksiązki i przerażeniem spojrzał na Niemca. Próbował coś tłumaczyć, przepraszać, ale ss -man w ogóle nie zwracał na to uwagi. Kazał chłopcu wsiąść do ciężarówki, a gdy ten to zrobił odjechał uwożąc Michasia ku jego zapewne niezbyt szczęśliwemu losowi.
Iwaszkiewicz zestawił tą zauważona przez siebie scenkę z obrazem Brueghela, gdyż nasuwały mu się nieodparcie spore analogie. Michaś podobnie jak Ikar zatopił się za bardzo w swym wnętrzu, za bardzo przejął swymi marzeniami, aby być w stanie jeszcze zwracać uwagę na rzeczywistość, w której przebywał. To dla jednego i drugiego skończyło się tragicznie. Najważniejszą jednak zarówno na obrazie, jak i w opowiadaniu, jest reakcja postronnych świadków, a raczej nie - świadków, tych wydarzeń. Oni po prostu nie dostrzegają tego, iż wydarzyła się tragedia, że jeden z ich bliźnich umarł, bądź wkrótce umrze. Także spokój panujący przyrodzie oddany w tym i w tym dziele wydaje się podkreślać ową znikomość, nieważność losu obydwu tych Ikarów. Tu i tu wszakże świeci słońce, jest piękny dzień, kwiaty mienią się wszystkimi kolorami tęczy, któż by po myślał, iż właśnie upadł Ikar?
Niezwykle interesująco i nietuzinkowo opisał swój zmienny stosunek do obrazu Brueghela we wierszu zatytułowanym "Prawa i obowiązki" Tadeusz Różewicz. Gdy poeta był jeszcze młodzieńcem, postawa oracza, pasterza i innych postaci przedstawionych na tym obrazie wydawała się mu niegodna człowieka. Jakże to, oni zajmują się swymi sprawami i zupełnie nie obchodzi ich los ginące go nieopodal człowieka. Wystarczyłoby przecież tylko popatrzyć, zmówić krótka modlitwę za jego duszę, zadumać się. Dla młodego Różewicz ta obojętność jest zupełnie niezrozumiała, budzi w nim wstręt i pogardę.
Minęły lata, nasz poeta przeżył wiele i wiele widział, nabrał pewnego dystansu do swych młodzieńczych zapatrywań. Gdy ponownie ujrzał obraz Brueghela obojętność oracza i innych nie wzbudziła w nim sprzeciwu. Wszakże każdy ma swój własny los na ziemi, dlaczego zatem nieszczęsna przygoda podniebnego lotnika miałaby zasługiwać na większą uwagę niż los, powiedzmy, pasterza owiec? Czy tylko dlatego że zrobił on coś nietypowego, coś, co wyłamywało się z rutyny dnia powszedniego, w którą pochwycone były pozostałe postacie przedstawione na obrazie? Można powiedzieć, iż Różewicz buntuje się teraz przeciw romantycznej postawie Brueghela, który sugerował swym obrazem, iż zwykli zjadacze chleba powinni poświęcać losom wybitnych jednostek większą uwagę niż swoim własnym.
Zupełnie co innego dostrzegł w micie o Dedalu i Ikarze, a właściwie w jego późniejszej recepcji Ernest Bryll. We wierszu zatytułowanym "Wciąż o Ikarach głoszą..." stawia on pytanie, dlaczego artyści wciąż eksponują to, co w naszym życiu najbardziej dramatyczne, jaskrawe, choćby śmierć Ikara, a nie zwracają uwagi na to, co zwykłe prozaiczne, na ludzi, którzy nie tylko zdołali się wzbić w przestworza, ale również bezpiecznie wylądować na ziemi. Rzeczywiście nie wiele jest nam znanych dzieł sztuki, które zajmowałyby się samym Dedalem.
Chciałbym poświęcić refleksji Brylla chwilę uwagi. Dlaczego w sztuce wykorzystuje się jako tworzywo przede wszystkim skrajne emocje i dramatyczne wydarzenia? Być może, odpowiedzią jest tu sięgnięcie do Arystotelesowskiej koncepcji Katharsis, która głosiła, iż chcemy oglądać na scenie wydarzenia tragiczne, gdyż to po skończeniu przedstawienia powoduje w nas uczucie oczyszczenia. Można to dwojako interpretować. Po pierwsze, oglądając spektakl, czytając jakąś książkę, które opowiadają o jakichś dramatycznych wydarzeniach, wczuwamy się w sytuację ich bohaterów. Gdy więc nadchodzi rozwiązanie intrygi, emocje, które nijako nie były nasze, opadają z nas i czujemy się od nich wolni, oczyszczeni. Po drugie, można tu mówić o katharsis jako poczuciu bezpieczeństwa. Czytamy o strasznych wypadkach, które spotykają innych, wczuwamy się w ich sytuację, ale jednocześnie mamy poczucie dystansu, to nie nas dotyczy, to nie my musimy to naprawdę przeżywać, jesteśmy bezpieczni, niejako czyści od tego, co w tej książce się dzieje. Być może zatem czytanie o tragicznych losach Ikara, oglądania poświęconych mu obrazów, wywołuje w nas w sposób naturalny uczucie katharsis, co tłumaczyłoby popularność tego motywu.
Powstaje równocześnie pytanie, czy w dzisiejszych czasach ten nocno romantyczny mit Ikara będzie wciąż taki popularny jak niegdyś? Wiersze Różewicza i Brylla zdają się temu przeczyć. Wszakże świat, w którym żyjemy stawia raczej na Dedala niż Ikara, na ludzi którzy potrafią jasno wytyczać własne cele i dążyć do ich osiągnięcia, którzy potrafią latać, ale i potrafią lądować. Zdecydowanie osobnicy pokroju Ikara, wciąż bujający w obłokach, potykający się o własne nogi, nie potrafiący doprowadzić swych panów do skutku, są w odwrocie. Wydaje mi się również, że i my, Polacy, mamy dość wszelkiej maści Konradów, Kordianów i im podobnych na kartach naszej literatury. Mamy dość nieudaczności i wszelkiej maści fajtłap, które mdleją przed pokojem cara, a wcześniej odgrażały się, czego to one nie dokonają. Za to chcielibyśmy otrzymywać opowieści o tym, jak się komuś udało, jak odniósł nawet drobny sukces. Mam wrażenie, że nadeszła już pora na nowych bohaterów polskiej wyobraźni, których rzeczywistość nie pokonywałaby lada kroplą deszczu, czy jakąś drobna przeszkodą. Nie wiem, czy moje marzenie spełni się w najbliższym czasie, jak na razie nie widać na to wielkich nadziei, ale być może należy dać polskim pisarzom trochę czasu, aby wreszcie naprawdę zrzucili z siebie płaszcz Konrada i napisali coś sensownego o współczesnym człowieku.
Kończąc niniejsza pracę chciałbym zauważyć, iż w literaturze polskiej istnieją jakby dwie tradycje wykorzystywania mitu o Dedalu i Ikarze. Pierwsza z nich, brueglowska, której reprezentantem jest Iwaszkiewicz, podnosi tragiczność losu wybitnej jednostki i obojętności świata wobec tego, Druga natomiast, rodzimego chowu - by tak powiedzieć, której reprezentantami są Różewicz i Bryll, przeciwstawia się tej pierwszej, głosząc pochwałę każdego losu, nie tylko tych, którzy wznieśli się niebo. Która z nich jest mi bliższa? Jak już wynika, z mych wypowiedzi, oczywiście, ta druga. Chciałby jednak zaznaczyć, iż wcale nie jest tak, iż uważam, że nie ma w naszym społeczeństwie miejsca dla jednostek wybitnych, które jednak słabo radzą sobie z praktyką dnia codziennego, wręcz przeciwnie jest, ale powinniśmy mieć stale na uwadze to, iż niespełniony geniusz z pewnością nikogo nie predestynuje do bycia punktem centralnym naszego życia i kultury, a jeśli taki zapoznany talent zgłasza do tego pretensje, nie powinien się dziwić, iż spotyka się z obojętnością, tudzież gromkim śmiechem.