W średniowieczu tematem nadrzędnym, choć nie można w ten sposób generalizować całej literatury, był Bóg. To w nim człowiek widział cały świat i poprzez niego starał się go wyrażać. Dopiero renesans pozwolił na to, by człowiekowi przypisano doskonałość niezależną i uznano go za wartość samoistną, która nie musi być w każdej mierze rozpatrywana poprzez Niego i wobec Niego. Człowiek stał się wartością autonomiczna, prawdziwym panem świata ziemskiego, który owszem został stworzony przez Boga, lecz obdarzony przy tym wolną wola, prawem wyboru pozwalającym wziąć mu swoje sprawy we własne ręce. Przestano tez postrzegać właściwe życie jako ciągłą i wyłączną ascezę. Pokazano ze można korzystać z ziemskich dóbr w sposób umiarkowany, co nie tylko nie przeszkadza zbawieniu, ale może nawet się do niego przyczynić, jeżeli tylko stosuje się przy tym umiar. Janusz Pelc, jeden z największych polskich badaczy okresu renesansu tak pisał o tym przewrocie w myśleniu o Bogu, człowieku i świecie w epoce, która "nawiązując do świeckich tradycji nauki, filozofii, literatury, sztuki i kultury starożytnych odnalazła i wydobyła na światło dzienne piękno rozmaitych stron życia ludzkiego zagubione i przygaszone w mrokach średniowiecza". Najwięcej myśli w tej materii zawarł w swoich pismach wielki poeta Jan Kochanowski, przez co na podstawie jego twórczości najlepiej mówić o zagadnieniach kontaktu człowieka z Bogiem. Ten poeta widział doskonałość człowieka i jego wielkość właśnie w tym, że Bóg ustanowił go na swój obraz i podobieństwo. O tej cesze konstytutywnej dla ludzkiej natury pisze w "Pieśni o dobrej sławie". To Bóg bowiem nakłada na człowieka obowiązek moralnego i właściwego postępowania. Stworzył go ponad innymi zwierzętami, ustanowił władca ziemskiego świata przez co musi on zachowywać się godnie i odpowiedzialnie. Żyjąc zaś w grzechu staje się podobnym do bezrozumnych i postępujących pod wpływem instynktu zwierząt.

"I szkoda zwać człowiekiem, kto bydlęce żyje

Tkając, lejąc w się wszytko, póki zstawa szyje;

Nie chciał nas Bóg położyć równo z bestyjami:

Dał nam rozum, dał mowę, a nikomu z nami".

Już w średniowieczu wykładano doskonałość natury, w odniesieniu do Boga, który w niej się przejawiał. Z tego punku można spojrzeć na "Pieśń świętojańska o sobótce", gdzie harmonia i szczęście wiejskiego życia, jest takim, gdyż skupia się wokół przyrody, zachowującej naturalną łączność z Absolutem. Najpiękniej jednak mówi o tym Mistrz z Czarnolasu w swoich "Hymnie", będącym przy tym jego pierwszym wierszem napisanym nie po łacinie, lecz w języku polskim. W renesansie Stwórca to nie groźny i nieubłagany sędzia, lecz kochający ojciec. Jest on Bogiem żywym, obecnym w każdej chwili ludzkiego życia, jako bliski opiekun. Wszystko co przydarza się człowiekowi jest darem zesłanym z łaski boskiej. Nie ma już tak silnego i wpędzającego człowieka w lęk poczucia strachu przed Bogiem, w zamian za to pojawia się ufność w jego miłosierdzie. Człowiek stara się pracować nad sobą, czynić dobrze, wyzbywać grzechu, nie z lęku przed piekłem, ale z chęci bycia kiedyś z Bogiem w niebie, obcowania "twarzą w twarz". Bóg nie jest już tylko spotykany w Kościele, w czasie Mszy świętej, ale jest równie mocno obecny w każdym zakątku świta. Nie można go zamknąć i przypisać tylko do jednej wiary katolickiej. Dlatego też pieśń Kochanowskiego "Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?", jest po dziś dzień śpiewana w kościołach chrześcijańskich różnych obrządków i odłamów. To z niej płyną słowa o obecności Boga w całym świecie:

"Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?

Czego za dobrodziejstwa, który[m] nie masz miary?

Kościół Cię nie ogarnie, wszędy pełno Ciebie,

I w otchłaniach, i w morzu, na ziemi, na niebie".

Oczywiście nie ma w tym wierszu słów przeczących, ze to Bóg jest panem i stwórca świata, ale z tego założenia płyną inne niż w średniowieczu wnioski. Świat przez to nie jest polem walki sił dobra i zła, lecz wspaniale skonstruowanym mechanizmem, którego przeznaczeniem jest służba dla człowieka. Gwarantem harmonii stworzenia jest Bóg, którego doskonałość w jakimś stopniu odbija się w uporządkowaniu ziemskiego losu:

"Tyś pan wszystkiego świata, Tyś niebo zbudował

I złotymi gwiazdami ślicznieś uhaftował.

Tyś fundament założył nieobeszłej ziemi

I przykryłeś jej nagość zioły rozlicznemi".

Bóg to stwórca, budowniczy świata, który przez to opiera się na trwałych i doskonałych podstawach. Każda rzecz ma w nim cel i przyczynę. Ten wiersz napisany jeszcze u początków renesansu niesie sobą wielki ładunek optymizmu, który z czasem będzie weryfikowany w twórczości poety, poprzez coraz to bardziej zmienne i nie zawsze przychylne jego życie. Kochanowski jednak nigdy w zupełności nie odwoła jego treści i płynącej z niej miłości Boga do ludzi, i ludzi do Niego. Wspomniany już Janusz Pelc pisał "Człowiek często staje się igraszką Fortuny, jest też Bożym igrzyskiem", co jest prawda jeżeli spojrzy się na przykład na fraszkę Kochanowskiego "Człowiek - boże igrzysko". Jest to już inny obraz i Boga, nie tyle śmiejącego się dobrodusznie co złośliwie, doświadczającego ludzkość, lecz nie objaśniającego swoich decyzji:

"Nie rzekł jako żyw żaden więtszej prawdy z wieka,

Jako kto nazwał bożym igrzyskiem człowieka.

Bo co kiedy tak mądrze człowiek począł sobie,

Żeby się Bóg nie musiał jego śmiać osobie?".

Dodatkowo reakcja Boga zasadza się na tym, że człowiek w zbytnim zawierzeniu w swoje możliwości popada w dumę i pychę stając się przez to karykatura samego siebie. Nie potrafi poprzestać na swoim, lecz zawsze pragnie coraz więcej zarówno w życiu ziemskim jak i wiecznym: " On, miłością samego siebie zaślepiony, Rozumie, że dla niego świat jest postawiony". Jednak nawet tak krytyczna wobec człowieka fraszka, pokazująca Boga w całkowicie inny od poprzedniego sposób nie neguje jego wielkości, potęgi, a już w żadnym razie istnienia. Kochanowski przypomina raczej, że zbytnie odejście od Stwórcy wpędza człowieka w niedoskonałość, gdyż odcinając się od boskich korzeni swojej istoty, negując ten pierwiastek w sobie, pozostaje tylko śmieszna i pusta skorupą. Dlatego też w "Trenach" już po wielkim zwątpieniu we wszelkie wartości i jakiekolwiek szczęście na ziemi, Kochanowski znowu wraca do Boga, jako jedynej swojej ostoi. Pisze w "Trenie XVIII":

"My, nieposłuszne, Panie, dzieci Twoje,

W szczęśliwe czasy swoje

Rzadko Cię wspominamy,

Tylko rozkoszy zwykłych używamy.

Nie baczym, że to z Twej łaski nam płynie,

A także prędko minie,

Kiedy po nas wdzięczności

Nie uznasz, Panie, za Twe życzliwości".