Kurtz jest Europejczykiem, osobą z doskonałym wykształceniem i wieloma talentami. Umie bardzo dobrze malować, jest autorem utworów poetyckich, sprawdza się także jako dziennikarz. Z pewnością należy do osób, o których mówi się, iż mają "duży potencjał". Jest szczęśliwy także w życiu prywatnym, a to za sprawą narzeczonej.

Kiedy wyjeżdża do kolonii w Afryce, wszystko w jego życiu gwałtownie się zmienia, podobnie, jak zmienia się on sam. Jako człowiek biały, przeniesiony pośród tubylców, zaczyna być przez nich traktowany jak władca. Kurtz początkowo nie potrafi się odnaleźć w nowej sytuacji. Stara się nie wchodzić w żadne zależności z tutejszymi ludźmi i działać samodzielnie. Ale to nie jest takie proste - czuje bowiem, że coś ciągnie go do tego nieznanego, dzikiego świata. Ostatecznie władza, jaka zostaje mu nadana, nowa kobieta - piękna Murzynka i brak dawnych ograniczeń, wygrywają z postanowieniami europejskiego przybysza. Zarówno okoliczności, jak i nagłe wyzwolenie się spod zasad kultury europejskiej, wywołują w tym człowieku niesamowite zmiany. Kurtz zaczyna używać palnej broni. Zaczyna wymuszać dostawy słoniowej kości i powoli sieje zniszczenie wraz ze stworzoną przez siebie armią. Tych, którzy nie chcą mu się podporządkować - brutalnie zabija, a ich głowy, nabite na pal, stawia wokół swej chaty. W pewnym momencie Kurtz zaczyna chorować, lecz nawet wtedy pozostaje dla innych uwielbianym panem, wręcz bogiem. Umierając ciągle jeszcze wydaje się nie rozumieć swego postępowania i majaczy coś o jego słuszności. Tylko w ostatnich słowach pobrzmiewa inna nuta - kiedy Kurtz mówi: Zgroza! Zgroza!". Możliwe więc, że człowiek ten jednak wiedział, ile złego zrobił, zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, że nie można już zawrócić czasu. Marlow mówiąc o Kurtzu stwierdził, że spotkanie z nim wzbudziło chyba najwięcej przeżyć. Stwierdza także, iż siłą białych ludzi są przede wszystkim ich słowa. Kurtza poznał jako okrutnego egocentryka, megalomana. Zachowywał się jak typowy kolonizator - postępował bez jakichkolwiek zasad moralnych. Kiedy Kurtz umarł, nazwał go wariatem, i próbował wytłumaczyć kochającym go tubylcom, że nie był bogiem. Jednak tak naprawdę trochę go podziwiał, a głównie rozmyślał nad zmianą, jaka w nim zaszła. Nie zdradził prawdy o tym człowieku jego narzeczonej. Czuł, że Kurtzem kierowała chęć wzbogacenia się i tak naprawdę bardzo słaby, chwiejny charakter. Poczuł się panem cudzego życia i śmierci i tę swoją władzę postanowił wykorzystać w całości.

Okazało się, kim tak naprawdę jest biały człowiek. To pełen chciwości, pusty, bez zasad moralnych zdobywca, który w ciągu krótkiego czasu potrafi się przeobrazić z dobrze ułożonego, kształconego i poważnego obywatela w żądną krwi bestię, która, gdy tylko poczuje swą wyższość, jest gotowa użyć jej w każdy sposób. Kurtz przebył cała tę drogę i dane mu było się sprawdzić. Mógł przecież zachować wszystko to, co wyniósł ze swej europejskiej kultury, ze swego świata. Z próby tej wyszedł jako pokonany, a ogrom swej porażki zrozumiał dopiero wtedy, kiedy śmierć zamykała mu oczy. To smutne, ale Kurtz z pewnością nie był jedyny.