Maria Janion, polska badaczka literatury, powiedziała, że "żyjąc tracimy życie", co oznacza, że z każdym mijającym dniem jesteśmy coraz bliżsi śmierci. Ta dość smutna, ale przecież prawdziwa perspektywa nie jest dla wszystkich oczywista. Wielu z nas żyje tak jakby miało żyć wiecznie. Ludzie często skupiają się w swojej egzystencji na gromadzeniu bogactw i nie zastanawiają się po co. Inni potrafią spędzić chwile im dane na bezustannej zabawie, nieprzejmowaniu się tym, że po coś to życie zostało nam dane, że mamy w nim do wypełnienia jakieś obowiązki. Często dopiero w chwili śmierci, albo niewiele przed zdajemy sobie sprawę, patrząc na wszystkie nasze dokonania, że to nie tak miało być, że ważniejsze od pieniędzy, zaszczytów jest miłość bliskich i spokojne, proste życie. Często wtedy mogą też wyjść na światło dzienne nasze niezrealizowane marzenia, coraz to przesuwane "na później", bo zawsze wypadało cos ważniejszego.
Takie uczucia targają tytułowym bohaterem utworu Antoniego Czechowa pt. "Ojciec".
Widzi on, z perspektywy swoich lat, jak mało dokonał w czasie mu danym i to jak go zaprzepaścił.
"Ojca", starego Musatowa, poznajemy w chwili gdy pije, czyli w sytuacji właściwej mu już od wielu lat. Jest to człowiek przegrany, który zaprzepaścił swoje życie, przepijając wszystko co był w stanie. Choć był kiedyś porządnym człowiekiem, poprzez swój nałóg doprowadził do upadku cała swoją rodzinę. Jego dzieci cierpią codzienne obelgi, zaś matka zmarła jakiś czas temu, nie mogąc podołać ich samotnemu wychowaniu, nie mając żadnego oparcia ze strony męża, a jedynie same kłopoty i wstyd. Alkoholizm sprawił, że Musatow stracił przyjaciół, miłość kiedyś go kochającej rodziny i zmusił do bezsensownego wegetowania nad kieliszkiem, bez żadnych perspektyw.
Patrząc na taka jednostkę możemy zrazu ustosunkować się do niej bardzo krytycznie. W końcu dla własnej przyjemności zaspokojenia żądz poświęcił on dobro swoich najbliższych. Jednak Czechow nie byłby takim mistrzem, za jakiego jest uważny, gdyby nie pokazał i drugiej strony tego przegranego człowieka. Musatow w głębi swojej zapijaczonej duszy jest świadom bólu jaki wyrządził swoim nałogiem. Cierpi z tego powodu, lecz nie ma już w sobie siły by z niego wyjść, a że jest samotny- nie istnieje osoba, która podałaby mu pomocną dłoń. Ma poczucie zawodu, który sprawił dzieciom, a jego cierpienie dodatkowo pogłębia fakt, że w gruncie rzeczy je kocha, na tyle na ile potrafi i na ile może to okazać. Jest jeszcze zdolny do miłości, widząc jak mimo wszystko trwają przy nim i ciągle noszą w sobie nadzieję, że kiedyś wyleczy się i będzie na powrót kochającym, spokojnym ojcem.
Historia bohatera Czechowa może stać się punktem wyjścia do zastanowienia się nad własnym życiem, nad celem do którego idziemy i nad rzeczywistym zadaniem, które może powinniśmy zrealizować. Nie chodzi o to by zastanawiać się, jakie świetne studia ukończyć, by mieć dobrą pracę, lecz to jak być szczęśliwym i potrafić to szczęście przelać na innych. Można pomyśleć nad tym, co otrzymaliśmy od losu, nad własnymi talentami i skontrastować je z tym, co rzeczywiście z nimi zrobiliśmy. Wtedy zobaczymy, czy wykorzystaliśmy je należycie, czy po prostu zaprzepaściliśmy, jak stary Musatow.
W minionych wiekach ludzie wierzyli, że ich życie jest z góry określone i że swoją drogę mogą odnaleźć w gwiazdach, w liniach dłoni, dlatego z wielka ochotą oddawali się wróżbom, czy astrologii. Taka pomoc w egzystencji, jest chyba jednak zawodna. To człowiek sam jeden żyjąc ma jednocześnie za zadanie odpowiednio pokierować swoimi losami i wyborami. Jest w nich bowiem wolny, ale powinien pamiętać, że każdy nieprzemyślany krok, może stać się początkiem upadku pociągającym go na dno. Wiele razy można było się spotkać z powiedzeniem kogoś skazywanego np. na długoletni wyrok w więzieniu, że "na początku to było takie niewinne". Jednak zamiast się bać życia, lepiej jest starać się korzystać z wszystkich możliwych pomocy, które ono sobą niesie Należy rozumnie żyjąc zwracać uwagę na innych, korzystać z ich rad.
Życie nasze nieprzerwanie pędzi przed siebie. Jednak wsłuchując się w antyczne powiedzenie "carpe diem", należy postarać się złapać je w każdym jego momencie i wykorzystać jak najlepiej dla siebie i dla innych. Bo to że żyjemy dla siebie wcale nie oznacza, ze jesteśmy jedynymi i najważniejszymi jednostkami na świecie, a jedynie to że musimy odpowiadać za swoje czyny.