Źródło dramatu

Zebrani 20 listopada 1900 roku na rynku krakowskim ludzie mogli być zaskoczeni, gdy o wpół do dziewiątej rano w stronę kościoła Mariackiego jechał barwny orszak weselny znanego w tym mieście poety Lucjana Rydla i chłopki z Bronowic - Jadwigi Mikołajczykówny. To musiał być ciekawy widok: sukmany, kierezje, ozdobione ćwiekami pasy, czerwone czapki z pawimi piórami, wielokolorowe chusty.

Pan młody przebrany w strój ludowy, w czasie uroczystości zaślubin wystąpił w eleganckim fraku. Do świadków zaślubin dołączył blady i schorowany artysta krakowski Stanisław Wyspiański - znajomy pana młodego. Trzymał się on jednak na uboczu, także w czasie wesela, które odbyło się na wsi i zgromadziło całe towarzystwo w trzech domach: męża siostry panny młodej - malarza Włodzimierza Tetmajera, dom rodziny Mikołajczyków oraz karczmę Żyda Singera.

Realizm i dramatyczność w "Weselu"

Wyspiański tak mówił o swoich współczesnych: "Mieszczaństwo krakowskie - to jest taka głupia rzecz, że wstyd mówić (...). Caluteńką duszę zjadł 1863 r. Oni poza tym nic nie wiedzą, niczym się nie interesują. Poza swoimi ideałami widzą tylko materialny byt (...). I dlatego młodość tych ludzi jest mi świętą, ale dzisiaj ich nienawidzę i czuję dla nich wstręt". Dramatopisarz portretuje szczególny okres w dziejach ojczyzny: czas rządu konserwatystów i ich prawodawstwa, mentalnego przewodzenia narodowi. Także jesienna aura i miesiąc listopad w szczególny sposób wpływa na nastrój, panujący w dramacie - przywodzi bowiem na myśl wydarzenia powstania listopadowego, ale też innych bolesnych klęsk - między innymi powstania styczniowego. Ból ten obezwładniał, paraliżował siły żywotne narodu, bo zewnętrznie nie było tak źle: polski był językiem urzędowym, w Sukiennicach pełno było kiczowatych pamiątek, nawiązujących do tradycji narodowej, istniała wolność słowa i zgromadzeń, a na Wawelu nie stacjonowało już wojsko austriackie.

W dramacie wykorzystał Wyspiański cechy i postaci osób realnych, znanych w środowisku krakowskim. I tak: postać Gospodarza zbudowana została na pierwowzorze Włodzimierza Tetmajera, Poety - Kazimierza Przerwy Tetmajera, Dziennikarza - Rudolfa Starzewskiego, który pełnił wówczas funkcję redaktora naczelnego krakowskiego dziennika "Czas", propagującego konserwatywne poglądy, Radczyni - Antoniny Domańskiej, autorki powieści dla młodzieży między innymi "Historii żółtej ciżemki". Pierwotnie autor planował, ze jego postaci będą nawet nosiły nazwiska swych prototypów, o czym świadczy choćby przygotowany plakat. W związku z tą koncepcją autorską stwierdzić można, że dramatyzm "Wesela" potęguje jego realizm.

Wśród weselników

"Plotka o Weselu" Tadeusza Boya - Żeleńskiego przynosi obraz Wyspiańskiego, stojącego w progu izby tanecznej bronowickiej chaty i obserwującego rozbawionych gości, wydobywającego z gwaru fragmenty rozmów i sytuacje. Początkowo są to zdawkowe wymiany zdań, niezobowiązujące dialogi. "Bawię panią galanterią, przez pół drwiąco, przez pół serio" - przyzna się Poeta w rozmowie z Maryną. Dziennikarz ignoruje ciekawość Czepca, który reprezentuje bogatych chłopów, w polityce, sprzyjających konserwatystom.

Ale zdarzają się też takie wypowiedzi: "A, jak myślę, ze panowie duza, by juz mogli mieć, ino oni nie chcom chcieć!" Pan Młody zauroczony urodom swej pięknej zony, upojony czarem nocy i zabawy, zdradza się z naiwnym chłopomaństwem:

"Od miesiąca chodzę boso,

od razu się czuję zdrowo.

Chadzam boso, z gołą głową:

pod spód więcej nic nie wdziewam,

od razu się lepiej miewam".

Żyd Singer właściciel karczmy w Bronowicach ocenia to bardziej trzeźwo:

"No, pan się narodowo bałamuci,

panu wolno - a to ładny krój (...)"

Czepiec z chłopską prostotą radzi Poecie:

"Weź pan sobie żonę z prosta:

duza scęścia, małe kosta".

Ale wewnętrznie Pan Młody czuje się niespokojnie: nie pochwala obcałowywania "miastowych" panien z chłopskimi synami. Pamięcią wraca mimo woli do wydarzeń rzezi galicyjskiej 1846 roku, kiedy to jego przodkowie umierali z rąk chłopów - "piłą rżnięci". Ale w czasie wesela pragnie o tym zapomnieć, chce jedności dla całego świata. Żyd rozsądnie mówi: "my jesteśmy tacy przyjaciele, co się nie lubią", ale nie hamuje sympatii Racheli ("panny modern, co zna cały Przybyszewski") do polskiej wsi i inteligencji. Z flirtu pełnego poetyckich sformułowań Poety i Racheli weźmie początek dramat, który z portretu społeczeństwa polskiego przełomu XIX i XX wieku stanie się ciągle aktualnym dramatem narodowym.

Symbol Chochoła

W pobliżu "rozśpiewanej chaty" znajduje się krzew róży otulony dla ochrony przed mrozem na zimę słomą. Staje się on punktem zainteresowania Racheli, której wrażliwość poetycka jest rozbudzona. Ona sama czuje się chroniona przed zimnem i brudem rzeczywistości chochołem w postaci sztuki poetyckiej. Ta poetycka aura będzie towarzyszyła gościom weselnym w postaci romantycznych mitów narodowych, skrywanych kompleksów i pragnień. Wymowa symboliczna chochoła jest jasna: krzew róży, który czeka na wiosnę, aby się odrodzić i na nowo zakwitnąć to siły żywotne narodu, które pozwolą odzyskać wolność. Ale Chochoł jest niebezpieczny, jak ujmie to Dziennikarz: "Poezjo - tyś to jest spokojną sjestą, chcesz mnie uśpić, znieczulić, zniewolić". Mianem poezji ujmuje się tutaj wszystko to, co usypia, co krępuje, ogranicza aktywność społeczeństwa - zarówno osobiste kompleksy, jak i narodowe mity, stereotypy pokoleniowe. Jednak Chochoł mitów, tradycji i symboli w pewien sposób decyduje o istocie krzewu róży - o istocie polskości. Chochoł przedstawia się w następujący sposób:

"Ubrałem się, w com ta miał,

sam twój tatuś na mnie wdział,

bo się bał, bo się bał,

jak jesienny wicher dął,

zaś bym zwiądł, róży krzak,

a tak, tak, a tak, tak (...)"

Rozmowa Poety i Racheli prowadzi do sprowokowania państwa młodych do zaproszenia na wesele Chochoła, co ci traktują jako dobrą zabawę. Ale Chochoł ma niezwykłą moc - wraz z nim na przyjęcie przybywa cały orszak wewnętrznych "chochołów" bohaterów wydarzeń.

Goście z zaświatów

Do Dziennikarza przybywa błazen ostatnich Jagiellonów - Stańczyk, duchowy przewodników grona krakowskich konserwatystów, którzy jednak daleko odeszli od wzoru swego patrona. Jednak Stańczyk nie pobłaża stronnictwu, które od niego nazwano "stańczykami", traktuje ich z ironią, wypomina lojalizm i konformizm, a także marnowanie szansy na oddziaływanie na społeczeństwo. Jego kpiny: "ale znać z Acana mowy, że jest - tak - przeciętnie zdrowy; jutro humor się naprawi" budzą niepokój Dziennikarza, pogłębiają jego żal do siebie jednak nie przełamują oportunizmu. Świadomy tego, co robi mówi: "usypiam duszę mą biedną i usypiam brata mego". Dostrzega on kryzys polskości, świadomości narodowej - pokrywanie tego wszystkiego patriotycznymi i ludowymi malowankami. Wyrażają to słowa:

"Nieszczęścia wołam !!! (...)

Może by to Nieszczęście nareszcie

dobyło nam z piersi krzyku,

krzyku, co by był nasz,

z tego pokolenia."

Jest to początek przemiany konserwatystów, którzy za jakiś czas opowiedzą się za aktywnym działaniem i staną po stronie Józefa Piłsudskiego. Ale obecna postawa Dziennikarza powoduje złośliwość i szyderstwo Stańczyka, który z ironicznym poleceniem, "mącenia narodowej kadzi" wręcza mu laskę błazeńską do przewodzenia społeczeństwu.

Poeta rozmawia Rycerzem - Zawiszą Czarnym, który z jednej strony przywodzi na myśl najświetniejsze czasy bohaterstwa i szlachetności Polaków, a z drugiej rozbudza kompleks braku odwagi u Poety. Poeta pragnie stworzyć dramat, sławiący siłę i wielkość, którego bohaterem będzie właśnie Rycerz, ale sam nie chce taki być - jest to puste - jak to, co skrywa przyłbica przybysza.

Panu Młodemu zjawia się Hetman Branicki - symbol zdrady narodowej, kojarzony z Targowicą. Dziad widzi krwawą postać Upiora Jakuba Szeli, przywódcy rzezi galicyjskiej czasie, której chłopi mordowali panów i palili dwory.

Stańczyk powie jednak coś, co będzie dowodem, że ta ich obecność nie jest istotna - liczy się obecna sytuacja kraju:

"A cóż tobie niepokoje

tych, co w grobach leżą ?

Myślisz - że się trupy odświeżą

strojem i nową odzieżą?"

Gospodarz zostaje zaszczycony wizytą osoby szczególnej - Wernyhory, którego postać zaczerpnął Wyspiański z dramatu Słowackiego zatytułowanego: "Sen srebrny Salomei". Ten wieszcz przynosi nadzieję na jedność i wygraną walkę o niepodległość.

Przynajmniej pozornie w bronowickiej chacie udało się to, o czym w kategoriach cudu pisał Krasiński: "Jeden tylko, jeden cud: Z szlachtą polską polski lud".

Wernyhora obwieszcza, że nastał odpowiedni moment do podjęcia czynu zbrojnego. Przekazuje Gospodarzowi misję zwołania ludzi do powstania. Ten jednak przekaże zadanie Jaśkowi, służyć do tego celu ma złoty róg. Jego dźwięk to sygnał, że czas rozpocząć walkę. Gospodarz zaś udaje się na spoczynek. Uzbrojeni chłopi zbierają się do walki. Ale zamiast Wernyhory z Archaniołem przybywa Jasiek, który zgubił złoty róg, ale ocalił czapkę z pawich piór. Dowodzi to hierarchii ważności i wartości chłopów.

Jasiek jest przerażony stanem, w jakim zastaje całe towarzystwo. Pomaga mu jednak Chochoł - poleca Jaśkowi zabrać niedoszłym powstańcom broń i prowadzi ich do powolnego, onirycznego, somnambulicznego tańca, który obrazuje stan ducha narodowego. A zatem -"melodyjny dźwięk z polskiej gleby bólem i rozkoszą wykołysany", "poważny, spokojny, pogodny, półcichy" pląs. Na nic zdadzą się próby Jaśka: "Chyćcie broni, chyćcie koni". A Chochoł szydzi z niego:

"Miałeś, chamie, złoty róg,

miałeś, chamie, czapkę z piór (...)

ostał ci się ino sznur".

Zawiedli więc i panowie i chłopi. Dramatopisarz pokazuje, że nikt nie jest gotowy do działania. Polakom wystarczą mity, wspominanie wielkich chwil, piękna literatura, którą obrazuje "czapka z piór".

Wymowa "Wesela": zrezygnowanie czy szansa?

Twórczość Stanisława Wyspiańskiego była autentyczna w tym sensie, ze wyrażała poglądy artysty. Świadczy o tym jego reakcja na wizytę Stefana Żeromskiego, który przybył do niego cztery lata po pierwszym wystawieniu "Wesela" z polecenia Józefa Piłsudskiego. Miał on dołączyć do osób wzywających do wspomożenia funduszy na broń dla przyszłych powstańców. Wzrok Wyspiańskiego wyrażał wtedy zawziętość i nienawiść, a także chłód. Okazało się, ze podpisanie odezwy pociągnęło także złożenie dymisji z funkcji profesorskiej w Akademii Sztuk Pięknych, co tłumaczył następująco: "Nie mogę przecie podpisywać odezwy wzywającej do składek na broń, więc do powstania, i zostać nadal urzędnikiem uczelni, która jest pod zarządem austriackiego ministerium oświaty".

Chochoł, do którego Polacy przywykli od wielu lat jest potężny, bo wygodny i pociągający, ale jednocześnie możliwy do pokonania.