Od jakiegoś czasu na Olimpie, znanej wszystkim siedzibie bogów greckich, widoczna była krzątanina i ruch. Odbywały się tam porządki, zwłaszcza sprzątano i odświeżano salę biesiadną, co było dowodem na to, że w niedługim czasie miała się tam odbyć wykwintna uczta bogów. Każdy służący miał określoną powinność do wykonania i tej tylko się podejmował, by nie rozpraszać się i jak najdokładniej wypełnić swoje zadanie. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, gdyż na Olimp miały przybyć największe osobistości, a mało tego, miały one decydować o losach całego świata i ludzkości. Zaproszeni bogowie odwiedzali górę co jakiś czas, absolutnie nie mogli się spóźniać, prócz Heliosa, który mógł przybyć nieco później z racji na wykonywane obowiązki. Opiekę nad udekorowaniem sali Zeus powierzył samemu Hermesowie, o estetykę całego wystroju i zastawy dbała bogini Atena. W myśl przysłowia: "pańskie oko konia tuczy", Zeus sam nadzorował wszystkie prace. Był on bardzo surowy i rygorystyczny. Nieszczęsny los spotkał opiekuna ogrodów - Karistotajosa, który za niedopilnowanie porządku w sadzie, a konkretnie za to, że jabłko spadło na głowę boga bogów, został zesłany na wygnanie do krainy cyklopów, przed którymi do końca życia musiał się ukrywać.

Przygotowania do biesiady dobiegły wreszcie końca. Cała służba w gotowości czekała w sali na ocenę Hery, która wnikliwym okiem sprawdzała każdy drobny element wystroju, zastawy, badała czystość i estetykę. Po jakimś czasie z jej ust wydobyło się słowo: "perfecto", co oznaczało, że ucztę czas zacząć. Oczekiwano więc na przyjazd upragnionych gości. Gospodarz Olimpu, Zeus, w wykwintnym stroju i z orszakiem bachantek, wyszedł naprzeciw przyjezdnym. Ares został zmuszony do usługiwania wysiadającym z karoc bogom, ponieważ niegdyś ośmielił się targnąć na życie jednego ze znajomych Zeusa.

Przed bramy zamku na Olimpie z pompą zajechał czarny powóz zaprzężony w sześć par koni. Po zakapturzonym woźnicy wszyscy poznali, że na ucztę przybył Hades. Przyobleczony był on w czarne szaty, które odzwierciedlały miejsce jego panowania. Bóg przywitał Zeusa z należną mu czcią i pokłonem:

- Witaj władco bogów!

- Witam mój drogi przyjacielu! Podążaj za pięknymi nimfami, one wskażą ci komnaty. Na ucztę zapraszam po zachodzie słońca z wiadomych względów. Może tym razem Helios się nie spóźni - serdecznie powiedział Zeus i uśmiechnął się do gościa.

Pierwsi przyjezdni jeszcze dobrze nie odeszli, a już słychać było śpiew i dźwięk cytry. To następni przybysze zbliżali się do pałacu. Z chmur wyłonił się bogaty i barwny orszak Apollina i Dionizosa, bogów otoczonych przez nimfybachantki. Z grupy rozbawionych pierwszy wyrwał się bóg muzyki:

- Ojcze! Jak dawno cię nie widziałem - wołał Apollo, ściskając Zeusa.

- Witaj synu kochany! - na twarzy Zeusa zapanował jednak niepokój i dodał on - uważaj Apollo, zbliża się Hera, bardzo cię proszę, oddaj jej pokłon.

Krzepki Apollo nie czekał długo, kiedy Hera się zbliżyła, padł na kolana i zawołał:

- Jak cudownie cię widzieć, wspaniała bogini!

- Bachor! Bękart! - szepnęła złośliwie Hera i ostentacyjnie odeszła.

Żona Zeusa nienawidziła Apollina, ponieważ był on owocem związku Zeusa z Latoną. Każde ich spotkanie mogło stać się katastrofą, czego Zeus z całych sił próbował uniknąć. Wreszcie postanowił, że pogodzi oba bóstwa za pomocą Erosa. Od tej pory zapanowała między Apollinem i Herą zgoda i miłość - on śpiewał o jej opiece nad rodzinami, a ona sprawiała, że w każdym domu, gdzie ją wielbiono, oddawano cześć także Apollinowi i jego muzyce.

Zmęczony przyjmowaniem gości Zeus poprosił o zastępstwo podobnego do siebie Posejdona, sam zaś udał się na spoczynek. Kolejni goście wciąż nadjeżdżali. Jako ostatni przybył Helios, który właśnie skończył obwozić po niebie słońce. Wówczas wraz ze zmierzchem bogowie zaczęli się schodzić do głównej sali biesiadnej. Na ich twarzach widoczny był podziw i zaciekawienie, chwalili wystrój i ornamentykę wnętrza, a wszystko po to, by zdobyć sobie przychylność gospodarza Olimpu. Najbardziej wylewną w komplementach okazała się bogini szczęścia Tyche, która chciała, by Zeus uwolnił jej ojca Prometeusza. Nie wiedziała jednak, że Zeus ma to w zamiarze, ale nie ze względu na jej pochlebstwa, ale sam miał już dosyć słuchania jęków przybitego do skał Kaukazu ojca ludzkości.

Po uroczystym przywitaniu wszystkich gości, bogowie zajęli swoje miejsca przy sowicie zastawionym okrągłym stole z kryształu. Pierwszym daniem były owoce morza, które jednak nie przypadły do gustu Posejdonowi, jako opiekunowi morskich głębin i wszelkich stworzeń w nich żyjących. Następne danie nie spotkało się z niczyją dezaprobatą, zwłaszcza, że był to nektar wniesiony przez najpiękniejsze dziewice wyszukane z wielkim wysiłkiem prze Hermesa. Piękne panny tańczyły i umilały bogom czas. Po tych przyjemnościach nadszedł wreszcie czas na kulminacyjny punkt spotkania, a mianowicie na dyskusję, którą rozpoczął uroczyście Zeus:

- Cieszę się, że mogę was tu wszystkich gościć. Zapewne wiecie w jakim celu spotkaliśmy się tutaj. Otóż mamy zadecydować o wielu ważnych sprawach dotyczących ludzkości i nas samych. Kto chce pierwszy zabrać głos?

- Pozwól Zeusie, że zajmę wam chwilę - nieśmiało zaproponowała Tyche - z całego serca was proszę, byście ofiarowali wolność mojemu ojcu Prometeuszowi. Wycierpiał się już dostatecznie za swoje przewinienia, już około stu dwudziestu lat wisi on przykuty do skał Kaukazu i cierpi niemiłosierne męki. Przez tyle lat znosiłam ogromny ból słysząc jak mój ojciec woła o pomoc, serce krwawi mi, bo nie mogę mu pomóc, dlatego błagam was, wybaczcie mu i oddajcie mi go - po tych słowach zalana płaczem usiadła.

- Masz rację. Owszem, Prometeusz wycierpiał wiele - dosyć spontanicznie powstał z miejsca Tanatos - ale czy nie zapominasz aby o tym, czego się dopuścił? Nauczył on ludzi nieposłuszeństwa, wykradał on tajemnice z Olimpu i obwieszczał je temu marnemu istnieniu. Niedawno przekonałem się na własnej skórze o nikczemności rodu Syzyfa. Uważam, że Prometeusz jest zagrożeniem dla bogów, dlatego winien zostać na wieki uwięziony.

Na ten stanowczy głos Tanatosa nie pozostał bierny Posejdon:

- Jestem znany ze swej bezwzględności i surowości. Z całym przekonaniem stwierdzam, że Prometeusz wycierpiał już surowe męki, o których nam się nawet nie śniło, dlatego apelują do ciebie Zeusie, uwolnij go!

Po tym podobnych głosach za i przeciw, przyszedł czas na przemówienie głównego boga bogów - Zeusa. Mimo że Prometeusz nieraz kpił z niego, to jednak Zeus pamiętał, że często szukał porady u mądrego męczennika. Po długich namysłach orzekł:

- Drogi Hefajstosie! Rozkuj zrobione przez ciebie solidne kajdany spajające Prometeusza ze skałą Kakazu, ofiaruj mu wolność. Hermesie, zaprowadź Hefajstosa do opiekuna ludzkości, niech pozna on litość i miłosierdzie swojego władcy. Powróćcie tu z nim!

W momencie wypowiadania tych słów, Tyche upadła do stóp Zeusa i zaczęła je całować, obmywając je jednocześnie gęstym strumieniem łez.

Zmieszany bóg klaśnięciem w dłonie przywołał tancerki oraz sługi z jedzeniem. Zabawa rozgorzała na całego. Wnoszono przeróżne potrawy z całego globu. Bogowie chętnie jedli przy akompaniamencie muzyki i lirykach Apollina, który dopiero co zwyciężył pojedynek z Marsjaszem, dzięki czemu stał się najwspanialszym śpiewakiem. W pieśniach opowiadał on o bohaterstwie zdobywców Troi. Posejdonowi tym razem jedzenie przypadło do gustu, jednak smak zepsuły mu wersy liryków opiewające męstwo Odysa, który ośmielił się okaleczyć jednego z jego synów.

Zabawę i ucztowanie przerwało wejście Hefajstosa, który podszedł do Zeusa i szeptem przekazał mu jakąś nowinę. Wywołało to uśmiech na ustach boga:

- Hefajstos uwolnił Prometeusza, który za chwilę tu przybędzie! Nim jednak to zrobi, musi się odpowiednio przygotować do tego zaszczytu.

Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na przybycie opiekuna ludzkości, nawet ci, którzy byli mu nieprzychylni wstrzymali na chwilę oddech. Niektórzy bali się, że go nie rozpoznają, bo przecież nie było go ponad wiek. Czas upływał, wreszcie sługa zapowiedział przybycie tytana. Goście na widok przybysza sposępnieli. W drzwiach ukazał się zupełnie inny Prometeusz, zmieniony, zmizerniały, bez tej energii i błysku w oku, które tak bardzo niegdyś w nim lubili. Cierpienie odbijało się na jego twarzy. Tylko Tyche poznała w nim swego ojca, rzuciła się mu do ramion. Wszyscy starali się ukryć wzruszenie, nawet Tanatos i Hera odwracali wzrok, by zasłonić zaszklone łzami oczy. Osłupienie ucztujących przerwał dźwięk harfy i słowa pieśni Apollina o powrocie Prometeusza.