Religia rzymska należała w starożytności do wyjątkowo tolerancyjnych i chłonnych. Religia ta była oczywiście politeistyczna i z łatwością znajdowała miejsce dla nowych bóstw. Rzymianie prowadzili liczne podboje, na opanowanych ziemiach nie walczyli z miejscowymi wierzeniami, jedynie dodając do miejscowych bóstw, kult własnych bogów. Równie często sami przejmowali regionalnych bogów, wprowadzając ich do własnego panteonu. Najsilniej wpłynęła na rzymskie wierzenia religia starożytnych greków. Fakt ó stanowi ewenement w historii religii. Grecka mitologia w połączeniu z grecką kulturą i nauką okazały się tak atrakcyjne, ze rzymianie przejęli je niemal w całości, bardzo szybko odczuwając je ja jako własne. Granica między grecką a rzymską mitologia jest dla nas dziś odczuwalna głównie za sprawą imion bóstw, bo te rzymianie mieli własne. Dziś, mówiąc o starożytnych bogach często zamiennie używamy określeń na przykład dla boga morza Posejdon - Neptun, czy Atena - Minerwa. Rzymianie również dosyć szybko zaczęli odczuwać jedność między swoją a grecka religią. Nie bez znaczenia była tu także kultura grecka, bardzo atrakcyjna, godna podziwu i nieodłącznie związana ze światem greckich wierzeń. Rzymian fascynowały wspaniałe opowieści o początkach świata, zazdrościli greckim rodom wspaniałego, choć legendarnego, pokrewieństwa z bogami i herosami. A że mitologia była tworem żywym i stale się zmieniającym i rozrastającym, wkrótce także rzymianie zaczęli dodawać swoje opowieści do bogatego już zbioru mitów.
Jedną z takich historii, mających zaspokoić rzymskie ambicje narodowe jest mit o Eneaszu, protoplascie rzymian i założycielu wiecznego miasta. Wędrówkę Eneaszu od ucieczki z Troi aż po założenie Rzymu przedstawił wielki rzymski poeta, Wergiliusz. Dzieło swe nazwał "Eneidą", jest to starorzymski epos, który można już nazwać narodowym, mówi bowiem o początkach państwa, sankcjonuje panującą dynastię cezarów i sławi pierwszych bohaterów. Wergiliusz wyraźnie inspirował się dziełami Homera, "Iliada" i "Odyseja" stanowiły niedościgłe wzory gatunku. Grecy posiadali swe eposy sławiące ich historię, będące dowodem wielkości ich kultury. Wergiliusz postanowił dać podobne dzieło Rzymowi. Jednak nie sposób nie zauważyć wtórności "Eneidy", autor powtarza tu przygody, wątki i kreacje. Tułaczka Eneasza jest niemal kalką przygód Odyseusza, natomiast jego walka z Rutulami to powtórka ze zmagań wojny trojańskiej ujętych w "Iliadzie". Eneasz jest kreowany analogicznie do Achillesa, a jego przeciwnik, Turnus, z plemienia Rutulów, to nowe wcielenie Hektora. Nie da się ukryć, ze Wergiliusz raczej naśladuje Homera niż kreuje nową historie. Niestety dzieło nie dorównało wielkim poprzednikom gatunku. "Eneida" niewątpliwie jest dziełem wybitnym, Wergiliusz był znakomitym poetą i stworzył bardzo dobry epos, a nie jest to gatunek łatwy, ale Homer pozostał wzorem doskonałości. Wiele można by pisać o relacji "Eneidy" do "Iliady" i "Odysei" jednak nie to jest najistotniejsze, ostatecznie "Eneida" jest dziełem autonomicznym i zasługuje na odrębne rozpatrzenie.
Dzieje Eneasza i jego rodu.
"Eneida" zaczyna się tu, gdzie kończy się "Iliada" . Homer przedstawił historie wyprawy Greków pod Troje oraz dziesięcioletnich walk o miasto. Epos kończy się nim Troja padnie, ale wszyscy doskonale znali zakończenie z opowieści mitycznych. Wergiliusz zaczął "Eneidę" od rzezi w mieście. Kiedy Grecy, używając podstępu wdarli się do miasta, doszło do strasznych i krwawych walk. Trojanie byli zaskoczeni, nie byli przygotowani do obrony, uciekali w popłochu. Zginęli niemal wszyscy, nie zważano na wiek ani płeć, mordowano kobiety dzieci i starców. Jednym z Trojan był Eneasz, dobry wojownik, jednak niechętnie spoglądający na dzieje wojny. Eneasz był jej przeciwnikiem, podobnie jak większość rozsądnych obywateli Troi, widział w niej tylko kaprys młodego księcia, Parysa i niepotrzebne ofiary. Jednak kiedy wojną wybuchła walczył dzielnie. Walka, jaka wywiązała się po wkroczeniu Greków do miasta byłą nierówna, nie były to już honorowe pojedynki, ale dzika i chaotyczna rzeź. Obrona była beznadziejna. To dlatego Eneasz próbował uciekać. Z reszta nie on jeden, ale on należał do nielicznych, którym się powiodło. Eneasz, niosąc na plecach swego starego ojca Anchizesa i prowadząc za rękę małego synka Askaniusza, przemykał się ciemnymi ulicami do bramy. Pod miastem spotkał grupę ocalałych, tych, którzy również zdążyli ujść przed mieczami Greków. W nocy, cicho i w pośpiechu oddalali się od płonącego miasta. Niestety żona Eneasza nie miała tyle szczęścia, nie udało jej się uciec, zginęła razem z resztą Trojan.
Tu zaczyna się prawdziwa "Eneida", czyli wędrówka Eneasza, bardzo w swej konstrukcji podobna do wędrówki Odyseusza. Uciekinierzy zbudowali kilka okrętów i ruszyli na poszukiwanie nowej ojczyzny. Bogowie obiecywali im kres wędrówki i założenie nowego miasta. Bogowie również występują tu w podobnej roli jak u Homera, jedni się opiekują grupą zbiegłych Trojan, inni a właściwie głównie Junona, krzyżują ich szyki i opóźniają dotarcie do celu. Od początku jednak jest znane zakończenie, bogowie bowiem obiecują, ze kres nastąpi, tułaczka będzie miała swój koniec, ale zwyczajem olimpijskich bogów robią to wyjątkowo niejasno, posługując się tajemniczymi sformułowaniami. Otóż przepowiedziano Eneaszowi, ze swa nowa ojczyznę pozna po tym, ze zapanuje wśród jego ludzi straszliwy głów, tak wielki, ze zjedzą nawet stoły. Z taką przepowiednia ruszyły owe okręty w dalszą drogę. Tułaczka trwała latami, Trojanie odwiedzili wiele ziem, dotarli do różnych wysp i lądów, przyjaznych i urodzajnych, ale też wrogich, gdzie spotykały ich tragiczne zderzenia. Wydaje się, że Eneasz płynął krok w krok za Odyseuszem, był wszędzie tam, gdzie Grecki heros i tak zawitał do Polifrema, był u Feaków, widział pola lotosów u Lotofagów, musiał przepłynąć między Scyllą i Charybdą… podobieństwa są uderzające. O ile Odyseusza ściągał gniew Posejdona, który nieustannie zbijał jego okręt z właściwego szlaku i kazał mu nadrabiać drogi, o tyle Eneaszowi krzyżuje plany zazdrosna Junona. Próżna bogini ceni sobie oznaki kultu, jest zazdrosna o cześć oddawana innym bogom, szczególnie ceni sobie Kartaginę, bowiem w tym mieście jest ośrodek jej kultu. Jednak przepowiednia znana bogom, mówi, że Kartagina zostanie zburzona przez Rzymian, potomków Eneasza. To dlatego Junona nie chce, by uciekinierzy dotarli wreszcie do swojej ziemi obiecanej i założyli mocarstwo. Jednak nie może zapobiec temu ostatecznie, wyrok już zapadł, a gniew bogini tyko opóźnia to, co stać się musi.
Kiedy Eneasz szukał swej ojczyzny, Kartagina dopiero wznosił swe mury. Władzę sprawowała tu prześliczna królewna, Dydona. Lubiła ona polowania, a w stroju myśliwskim wyglądała niczym sama bogini Diana, byłą wyjątkowo piękna i dobra. Chętnie ugościła przybyłych do jej miasta Trojan. Była ciekawa opowieści o tej słynnej wojnie, a nikt nie mógł jej lepiej zdać relacji niż sami obrońcy miasta. Mimo iż królewna była bardzo gościnnie nastawiona do przybyszów Wenera nieco się obawiała o losy Eneasza i jego ludzi, ostatecznie Dydona również mogła poznać przepowiednie o zburzeniu Kartaginy przez rzymian i zabić Trojan, nim oni przyniosą zagładę jej miastu. Stało się jednak odwrotnie, Dydona z chęcią pokazywała wszystko Eneaszowi, łącznie z zabudowaniami obronnymi i planami miasta, gdyby parę pokoleń później, rzymianie za czasów Scypiona znali te dane, które dane było poznać Eneaszowi ich zwycięstwo nad Kartagińczykami byłoby o wiele prostsze. Ale nie znali, bowiem Eneasz nigdy ich nie zdradził. Przychylność Dydony była wynikiem podstępu Wenery, opiekuńcza bogini pod postacią małego Askaniusza, ukryła Amora. W czasie wystawnej uczty, którą Dydona wydała na część przybyszów, królewna trzymała na kolanach małego chłopa, przekonana, że to syn Eneasza, w rzeczywistości był to przemieniony bożek miłości, który drasnął Królewnę swą strzała w okolicy serca. Dydona zakochała się w Eneaszu. Całe dnie spędzał organizując dla niego uczty i igrzyska, starał się jak najdłużej zatrzymać go przy sobie, miała nadzieję, ze zostanie z nią już na zawsze. Jednak Eneasz miał inne plany, czas w Kartaginie upływał mu miło, ale pragnął wreszcie odnaleźć miejsce swego przeznaczenia. Obawiając się, ze królewna nie pozwoli mu dobrowolnie odpłynąć, zwinął swoje okręty nocą i ruszył na morze. Dydona rozpaczała, strzałą Amora oddała ją na zawsze Eneaszowi, Eneaszowi skoro nie mogła żyć razem z nim, wolała nie żyć wcale - rzucił się na ostrze miecza.
Postój u ujścia Tybru miał być krótki, ale wymagały tego okoliczności. Załoga niezbyt chętnie rozkładała obóz na nieprzyjaznej ziemi, gleba była tu piaszczysta, słabo porośnięta rzadkimi kępkami mizernej trawy, drzew nie było prawie wcale, jednak wszyscy byli bardzo głodni, rozłożyli więc wszystko, co mieli pod jedynym w okolicy dębem, na kilku pszennych plackach poukładano resztę zapasów owoców. Kiedy posilono się owocami, zaczęto gryźć suche już placki, wtedy mały Askaniusz, zwany odtąd Juliuszem, zawołał, ze zjadają stoły. Przepowiednia się ziściła. Oto ziemia obiecana, ostateczny cel podróży. Nie bardzo się Eneaszowi podobała ta nieurodzajna ziemia, ale tak zrządzili Bogowie, postanowił się tu właśnie się osiedlić. Nie od razu zbudowano Rzym. Na owej ziemi władał Latynos, stary władca, który miał jedyna córkę, Lawinię. Panna była już zaręczona, obiecano ją potomkowi królewskiego syna z plemienia Rutulów. Ale stary Latynos miał sen, by oddać córkę cudzoziemcowi, kiedy następnego dnia przybył do niego Eneasz prośbą, by pozwolił mu się tu osiedlić, król zrozumiał, ze to wola bogów i z radością oddał mu rękę córki. Ale nie wszystko szło gładko, Junona ciągle próbował pokrzyżować plany protoplastów rzymian, buntowała Rutulów i opóźniała ślub. Tylko do czasu, bowiem w końcu Eneasz poślubił Lawinię i tak zaczęła się historia Rzymu, następcą legendarnego Eneasza był Julus.