Postać Sokratesa powinna być kojarzona z V wiekiem p. n. e. (dokładne daty życia filozofa to rozdział pomiędzy 470 r. p.n.e. a 399 r. p.n.e.). Sokrates był Ateńczykiem z krwi i kości, nie lubił wsi, całe jego życie koncentrowało się w mieście - wokół spacerów po nim, wokół rozmów z ludźmi zamieszkującymi miasto właśnie. Sokrates nie pozwoliłby sobie nigdy na to, żeby odejść z miasta, ponieważ zbyt cenił sobie kontakt z istotami mówiącymi, ze nie zrezygnowałby z niego nawet za cenę najpiękniejszych widoków świata. Nie widział nic atrakcyjnego w ciszy i spokoju, ponieważ jedynie podczas rozmowy mógł nauczyć się czegoś. Często powtarzał (podobno, ponieważ nic nie zostawił po sobie, żadnego zapisku, żadnego materialnego śladu twórczości umysłowej, jakby chciał w ten sposób przypieczętować cała swoją życiową politykę oderwania od tego, co materialne; wszystko, co wiemy o Sokratesie, wiemy dzięki jego uczniowi, czyli wybitnemu filozofowi Platonowi), że od drzew ani zwierząt niczego się nie nauczy. Cały świat Sokratesa był światem wyłącznie ludzkim, ponieważ tylko ludzie posługują się mową jak narzędziem komunikacji.
Sokrates to nie była zwykła postać, był zdecydowanie niezwykłym człowiekiem. Można o nim powiedzieć, że był włóczęgą z zamiłowania, ponieważ mimo tego, że miał swój dom (żonę Ksantypę i dwóch synów), całe dnie spędzał na ulicy rozmawiając tym, kto tylko miał na rozmowę z nim ochotę. Sokrates był bardzo popularny w swoim mieście. Szybko okazało się, że zdobył szerokie grono uczniów i słuchaczy, którzy byli wyjątkowo zainteresowani przepisem na dobre życie. Filozof - włóczęga pokazywał im właśnie bardzo wyraźnie, co to znaczy dobre życie i nie miał przy okazji na myśli ani gromadzenia ani pieniędzy ani innych dóbr majątkowych, ani zabiegania o zaszczyty ani płodzenia dużej ilości dzieci. Dobre życie, zdaniem Sokratesa polegało na tym, żeby rozwijać w sobie potencjalne możliwości czynienia dobra, czyli cnotę. To dość idealistyczne, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, podejście do życia zaowocowało wielką popularnością Sokratesa, ponieważ wynikła ona z wielkiego zapotrzebowania na taki wzór życia. Młodzi ludzie byli już zmęczeni tymi wymaganiami, jakie stawiał przed nimi szkoła, rodzice i dom. Nie chcę przez to powiedzieć, że tylko młodzi ludzie interesowali się tym, co miał Sokrates do powiedzenia (ten zwrot w tym momencie jest jak najbardziej na miejscu), ale oskarżenie, które sprowokowało pod koniec życia filozofa jego śmierć, opierało się właśnie na związkach Sokratesa z ludźmi młodymi.
Idealizm Sokratesa objawiał się w tym, że on naprawdę nie rezygnował z tego, o czym rozmawiał z innymi ludźmi. Wprowadzał w życie swoje założenia - pogardę dla dóbr materialnych. W tym znaczeniu był rzeczywiście "chodzącym ideałem". Nie ulegało również wątpliwości, że Sokrates był wybitnym umysłem i że wszystko, co mówi jest najwyższej próby.
Tym trudniejsze było przyjęcie wiadomości o niespodziewanym oskarżeniu, jakie zostało nie na niego rzucone. Te zarzuty był właściwie przekręconymi komplementami. Te wypaczone dobre cechy Sokratesa posłużyły mu za gwiździe do trumny, albo stało się kielichem goryczy (a w tym przepadku: cykuty). Prokuratura wytoczyła przeciwko niemu najcięższą z możliwych artylerii: Sokrates został posądzony o wypaczanie młodych ludzi, którzy oddali się jemu pod opiekę. Jeśli mamy na myśli zawód nauczyciela, to tego typu posądzenie jest traktowane bardzo poważnie. Takie posądzenie jest rodzajem śmierci cywilnej dla kogoś, kto wykonuje taki zawód...
Jaka osobą był ten filozof, że do tego stopnia rozdrażnił społeczeństwo, w którym żył, że musiał aż zginąć? To niewiarygodne, żeby poglądy, przecież Sokrates nie głosił niczego złego, doprowadziły do skazania na śmierć?
Może kłopot Sokratesa polegał na tym, że swoje zainteresowania kierował nie na zwierzęta i szeroko rozumianą przyrodę, ale na ludzi. To, co najbardziej interesowało Sokratesa była filozofia w działaniu. Nie teoretyzował tak, jak robili to sofiści, którzy wynajmowali swoje umysły za każde pieniądze (ale zwykle były to duże pieniądze) po to, żeby sprzedać swoją wiedzę i mądrość tym, którzy mieli środki na to, żeby sobie taką zdobycz opłacić. Poza tym Sokrates był daleki od uznawania, że istnieje cokolwiek stałego na tym świecie i stanowczo odmawiał tytułu "człowieka" komuś, kto jedynie szczycił się wyprostowaną postawą oraz innymi fizjologicznymi cechami przynależnymi gatunkowi homo sapiens. Sokrates uważał, że człowiekiem dopiero się stajemy a dzieje się to na drodze ciężkiej pracy, która nigdy nie powinna ustawać. Za wyznacznik człowieczeństwa Sokrates uznał umiejętność czynienia dobra i odróżniania go od zła. Co więcej człowiekiem nie jest tylko ten, kto wie co jest dobre a co jest złe, ale jeszcze mając do wyboru zło i dobro, wybiera dobro. To twierdzenie znaczy właściwie tyle, że to etyka świadczy za nas, nie my za etykę. To, w jaki sposób postępujemy, daje świadectwo stopnia naszego człowieczeństwa i naprawdę tylko od nas zależy, na który szczebel się wdrapiemy - jeśli w ogóle będziemy się chcieli na nim znaleźć. Bez cnoty i wybierania dobra stracilibyśmy prawo do nazywania się człowiekiem, ale raczej stoczylibyśmy się do rzędu zwierząt, lub dokładniej, zatrzymalibyśmy się gdzieś, pomiędzy światem zwierząt a światem ludzi. Najgorszym typem upadku zdaniem Sokratesa, jest sytuacja, w której wybieramy źle, ale robimy to w sposób wyjątkowo przemyślany, z pełną świadomością, bez wahania pogrążając siew mroku tylko dlatego, żeby w tym mroku zatonąć. Dla Sokratesa to niepojęte, że mając do wyboru dobro i zło można jednak zdecydować się na zło.
Jak już wspomniałem, Sokrates wyraźnie różnił się od sofistów, którzy wówczas święcili triumfy. Nie uważał, żeby można było - żeby ktokolwiek mógł brać opłaty za udzielanie komuś rad. Uznał, ze taki proceder byłby wysoce niemoralny i nie stosował go, choć z pewnością potrzebował (tak on jaki jego żona oraz dzieci) pieniędzy na szereg wydatków. Sokrates bowiem nie uważał, że wie cokolwiek - on przyjmował postawę głupca, który swoim prostodusznym zachowaniem prowokuje do określonych przemyśleń i jedynie (lub aż) jest pretekstem do rozmowy na dany temat i wybuchu określonych emocji oraz strumienia przemyśleń. Sam przecież nie wie nic. I nie interesowało go odkrycie raz na zawsze tego, co prawdziwe a co nie, ale wręcz przeciwnie - to, co najbardziej ciekawiło go w strukturze świta to była jego zmienność. Jego zdaniem ci, którzy upierali się przy wartościach stałych, nie rozumieli charakteru struktury świata, który wciąż płynie, wciąż się zmienia, wciąż nie przestaje ani na chwilę. Trwanie prawd niezmiennych Sokrates uznał za próbę zamachu na człowieczeństwo, które wszelkim tego typu praktykom umyka.
Sokrates nie umiał (a może lepszym byłoby stwierdzenie: nie chciał) pogodzić się z tym, że są autorytety, których w żaden sposób nie powinno się dotykać. Sokrates niejednokrotnie swoją metodą pytań zadawanych jakby przez głupca ośmieszył wielu wśród tych, którzy za wszelką cenę chcieli uważać się za najbardziej mądrych w całej okolicy. Takie sztuczki przynoszą zachwyt wielbicieli, ale jednocześnie chęć zemsty tego, kto został w ten sposób pokonany.
Sokrates uważał siebie za akuszera myśli. Nigdy nawet nie przebąkiwał o tym, że mógłby wynaleźć coś niczego. Wszystko, do czego się przyznawał, to asystowanie przy narodzinach myśli.
Tym, kto zatroszczył się o to, żeby myśl Sokratesa nie przepadła w mrokach zapomnienia, był jego uczeń, Platon, który zapisał wszystkie nauki mistrza.
Platon rozwinął naukę mistrza tak, że wyrosła z niej na oddzielna dziedzina istnienia filozoficznego, czyli idealizm platoński. Różnica między Platonem a Sokratesem wydawała się polegać na tym, że Platon wierzył w istnienie twardych prawd.