Obok pojęcia miłości cierpienie jest najczęściej chyba opisywanym aspektem ludzkiego życia. U samych początków literatury światowej - w Piśmie Świętym, w greckich mitach, eposach czy tragediach mowa jest o jego zaskakujących przyczynach, objawach i skutkach. Cierpienie, jak uczy nas Biblia, może być karą ale niejednokrotnie i swoistym wyróżnieniem (choć innym niż np. jak u późniejszych stygma-tyków). Może być powodowane grzechem lecz i miłością.. Różnie się przejawia. Niekoniecznie musi być ono fizyczne, czasami męki psychiczne ,wynikające nie tylko z mnogości przeżyć ale i z ich braku, mogą być cięższe. Człowiek dotknięty (i tu mogą być odmienne wersje czym: "ślepym losem"?, "ręką Boga"?) może się buntować, starać zapanować nad cierpieniem lub biernie mu poddać i zginąć nim przygnieciony. Jedno jest pewne - cierpienie silnie działa na człowieka, nie pozwala mu przejść do porządku dziennego, wyzwala dziesiątki uczuć. Podobnie, jak wspomniana już miłość wprowadza chaos w ludzkie życie tyle, że samo w sobie nie jest odczuciem w żadnym stopniu pozytywnym czy przyjemnym.
Geneza cierpienia zawarta w Piśmie Świętym ściśle wiąże się z samym początkiem stworzenia człowieka. Bóg będąc nieskończenie dobrym powołał do życia Adama i Ewę jako wolnych od wszelkich trosk. To ich własny wybór, którego symbolem jest zerwanie i zjedzenie owocu z drzewa poznania sprawiło, że zostali wygnani z Raju. Od tego też czasu zaczęły towarzyszyć im choroby, klęski, głód czy w końcu śmierć. Tak więc cierpienie może ściągnąć człowiek sam na siebie np. łamiąc boskie zakazy - grzesząc. Trochę inaczej ma się rzecz w niektórych mitach greckich. Nad Labdakidami owszem wisiało przekleństwo zesłane przez bogów za złamanie ich praw (podobnie rzecz miała się z Syzyfem, Niobe czy Tantalem) i takie fatum było straszniejsze niż w Biblii, bo nieprzewidywalne. Jeśli karał Bóg biblijny to sprawiedliwie (jak np. mieszkańców Sodomy i Gomory) natomiast bogowie antyczni zsyłali łaski ale i przekleństwa wedle własnego uznania lub złości. Warto tu jeszcze może zestawić dla potwierdzenia powyższej tezy dwa przedstawienia, biblijne i starożytne, wielkich pogromów czy raczej potopów ludzi. Wojnę trojańską przedstawioną w "Iliadzie" można chyba nazwać potopem krwi, która przelała się z błahych powodów: Sądu Parysa i Heleny. Homer przedstawia bezmyślne nieraz i niepotrzebne okrucieństwo wynikające tylko z nudy bogów bawiących się ludźmi jak marionetkami. Mówi i o gniewie Achillesa, motorze jeszcze większego bezsensu walki wynikającego z "humorów" jednego z wodzów wojsk greckich. Natomiast Potop spuszczony przez Boga miał sens w wytraceniu zła i grzechu w świecie. Zaraz też po nim Bóg zawarł z Noe przymierze, będące rękojmią dalszych losów ludzi.
W antyku obok klątwy bogów istniało też dodatkowo wszechpotężne fatum, które raz zawisnąwszy nad jakimś rodem prowadziło do upadku jego kolejnych, często niewinnych przedstawicieli. Antygona, tytułowa bohaterka tragedii Sofoklesa jest właśnie potomkiem, któregoś już pokolenia dotkniętego fatum cierpienia. Choć sama w niczym nie zawiniła - "za wierną służbę i świętą" - z góry skazana jest na klęskę. Już sam przymus dokonania wyboru między prawami bogów a ludzi jest okrutny. Na tym właśnie polegał konflikt tragiczny przedstawiany w kolejnych dramatach antycznych. Człowiek stawał wobec dwóch równorzędnych racji, gdzie opowiedzenie się za którąś zawsze i tak ściągało na niego cierpienie. Nikt mu w wyborze nie mógł pomóc tak jak i w bólu już z góry mu przypisanym. Wydaje mi się zresztą, że dla Antygony o wiele trudniejsza do zniesienia była samotność w swoim wyborze niż perspektywa kary za pogrzebanie Polinejkesa i że to z niezrozumienia i opuszczenia powiesiła się ona w jaskini.. W swoich ostatnich słowach mówi ona: "Ni uczuć matki, ni zmarłej pieszczoty / Schodzę tak sama i bez przyjaciela..."
Równie samotny i opuszczony w swojej męce jest Hiob. Tu jednak trzeba spojrzeć na cierpienie z innej strony. Przytrafia ono się człowiekowi nie z powodu ślepego losu czy Fortuny, bo o nich w perspektywie biblijnej mówić nie można. Trąd, śmierć dzieci, bankructwo świadomie zsyła na dobrego i wierzącego dotąd człowieka Bóg, po to by go doświadczyć i na tej podstawie "sprawdzić" szczerość wiary. Hiob na początku przyjmuje cierpienie z wielkim bólem i prawie wyrzutem, że mogło mu się to przytrafić. Jemu, który dotąd żył w miłości do Boga. Z czasem, gdy jego męka powiększa się, gdy przeciw Bogu są wszyscy jego bliźni Hiob paradoksalnie utwierdza się w swojej wierze i stara zawierzyć, na ile może, Panu. Łączą się u niego trzy główne cnoty Wiara, Nadzieja i Miłość. Wbrew nadziei wierzy w miłość Boga. Taki Bóg, opoka w najcięższych sytuacjach pozwalał biblijnym bohaterom znosić, czasem wydawałoby się nadludzkie, cierpienia. Mimo, że świat często był dla nich (jak u Koheleta) "marnością nad marnościami" ze "swojej głębokości trosk" zawsze mogli wołać imienia Bożego. Może jeszcze lepiej widać to w Nowym Testamencie, gdzie obok osobnego i chyba najważniejszego cierpienia Chrystusa, łotr wiszący na krzyżu w ostatniej chwili zostaje zbawiony i uświęcony w swojej męce.
Wiele natomiast postaci antycznych, mimo nawet znikomości win i po śmierci nie znajduje ukojenia swego bólu. Niobe po zagładzie swoich czternaściorga dzieci zamienia się w kamień co dalej nie przynosi jej wyciszenia. Mimo pozornie "kamiennego spokoju" na jego powierzchni nadal pojawiają się łzy. I trojańska Hekuba po zniszczeniu Troi i zamordowaniu jej dzieci zamienia się w sukę, która dalej przerażająco wyje. Sprzedajny i zawistny Olimp grecki nie mógł być dla nich opoką, czy ucieczką od bólu. Zresztą i w gronie olimpijskich bogów zdarzało się, że cierpiano z różnych powodów. Wystarczy tu tylko przywołać Demeter - boginię rolnictwa, matkę szukającą porwanej przez Hadesa Kory, czy Prometeusza - tytana skazanego na straszliwą mękę nieustannie rozszarpywanej wątroby.
Cierpienie i w Biblii i antyku mogło jednak czasami prowadzić do oczyszczenia, jak gorące żelazo którym dawniej wypalało się rany. Taką funkcje, katharsis - oczyszczenia, miało właśnie przedstawianie w tragediach cierpień i okrucieństwa. Wierzono, że częściowo pomoże to odczynić wyroki bogów a przede wszystkim wzbudzając litość i trwogę, ustrzeże przed sobą samych ludzi. Może jednak dopiero na przykładzie Nowego Testamentu (choć już historia Hioba wiele nam mówi) widzimy, że cierpienie po pierwsze może być wynikiem miłości, po drugie, prowadzić do wyzwolenia. Chrystus swoją ofiarą - wielka męką i śmiercią na krzyżu, dał ludzkości najpiękniejszy dowód jej umiłowania. Kiedy w Starym Testamencie Bóg zsyła plagi, czy potop by "naprawić" ludzkość, w Nowym On sam cierpi oddając się za drugiego człowieka. Choć wiemy, że Jezus jest Bogiem, swoją ofiara uświęca każde ludzkie cierpienie podnosząc go ze sfery profanum do sacrum.
W kontekście śmierci Chrystusa pojawia się jeszcze, jeśli tak to można nazwać, motyw cierpienia matki po stracie dziecka. Maryja jak wiele wcześniej i może jeszcze więcej później matek, opłakuje swojego umiłowanego syna , nie patrząc może nawet za bardzo na to, że jest On Bogiem.
Tylko tych kilka powyższych przykładów pokazuje jak bardzo cierpienie wiąże się z ludzkimi losami. Będąc bólem fizycznym a częściej psychicznym, jest niestety stałym udziałem naszego życia. Nie za bardzo można go uniknąć i najczęściej każdy z nas go doświadcza. Literatura antyku i Biblia dają nam jednak parę tropów, które mogą być dla nas pomocą w ciężkich chwilach. Winniśmy, jak Antygona, godnie iść przez życie nie myśląc o cierpieniu. Jak Hiob, do końca ufać boskiej opatrzności, a przez to nie poddawać się bólowi, czy wreszcie starać się, choć trochę naśladować Jezusa i już cierpiąc ofiarowywać to może za kogoś.
Najlepszą dewizą w naszym życiu mogą być natomiast wersy Psalmu 91, w najzwyklejszych słowach mówiące o możliwości ludzkiego schronienia w cierpieniu. Warto je mieć na uwadze w każdej chwili, w bólu by go zmniejszyć, w szczęściu, by nie zapomnieć i kiedyś nie stanąć w obliczu niszczącej przecież siły cierpienia, bezbronnie:
"Kto się w opiekę poda Panu swemu,
A całym sercem szczerze ufa Jemu,
Śmiele rzec może: "Mam obrońcę Boga,
Nie będzie u mnie straszna żadna trwoga".