Przygotowując treść niniejszego eseju, nie spodziewałam się, iż przyjdzie mi zmierzyć się z tak niewiarygodnie trudnym tematem. Bo czymże jest debatowanie nad problemem kształcenia historycznego w naszym kraju, bez poruszenia tematu kształcenia dzieci i młodzieży w ogóle. I tak niespodziewanie z pomocą przyszedł mi znajomy. Gdy rozmawialiśmy przez telefon, on zadał mi pytanie: Nad czym obecnie pracuję? Odpowiedziałam, że przygotowuję esej poświęcony edukacji historycznej w Polsce. Wtedy on niewiele się namyślając, opowiedział mi o swoich doświadczeniach z nauką historii. Wspominał o uczonych niemal mechanicznie, na pamięć, datach, nazwiskach, miejscach, czy faktach. Ubolewał, że nie można uczyć się historii twórczo, i z pewną dozą fantazji. Być może nie próbował? A być może, zaufał słowom swojej wieloletniej nauczycielki, która jak przytoczył, zwykła była mawiać: Historia to nie matematyka gdzie możecie stworzyć przy odrobinie rozumu (którego niestety nie posiadacie) nowy wzór, czy nową zależność. Historia, to historia - ciężka, ale i prawdziwa - przeszłość zmianie ulec nie może. Rozmawialiśmy jeszcze długą chwilę. Niemniej jednak mnie w pamięci utkwiły jego słowa: Historii nie można uczyć się twórczo, z pewną dozą fantazji. Czy aby na pewno? Czy mój przyjaciel miał rację?
Jego wątpliwości zainspirowały mnie do napisania niniejszego eseju. Postaram się udowodnić, że nie mają racji ci, którzy sądzą, że historia to nauka bez koloru, powabu i fantazji, że to jedynie bierne przyswajanie szeregu informacji, a nie twórcza i rozwijająca praca. Udowodnię jak bardzo myliła się nauczycielka mojego przyjaciela, wypowiadając na forum klasy przytoczone wyżej słowa.
Nie ulega wątpliwości, że przyswojenie sobie przez młodzież podstawowych wiadomości dotyczących dziejów rodzimego kraju lub świata, jest czynnością niezbędną do ich prawidłowego funkcjonowania we współczesnej rzeczywistości. Pytanie jest tylko jedno. A mianowicie: Jak uczyć, jak rozmawiać o historii, by była ona dla wspomnianej młodzieży ciekawa i interesująca? Z całą pewnością należy wykorzystać takie środki i metody, by nauką o dziejach, zarażać, a nie odpychać i zniechęcać. O jakich więc środkach i metodach mówimy? Po pierwsze o podręczniku. Idealnym podręcznikiem, byłaby taka książka, która nie byłaby ani albumem pełnym kolorowych zdjęć, rycin czy map, nie byłaby też skomplikowanym, patetycznym dziełem epickim. Materiał w takim idealnym podręczniku, traktowałby o danym zagadnieniu, najbardziej jak to możliwe, całościowo i wyczerpująco. Byłby także usystematyzowany, podany w sposób czytelny i zrozumiały. Zawarte w podręczniku treści w żadnym razie nie powinny być osobistymi, subiektywnymi spostrzeżeniami i uwagami. Wręcz przeciwnie, powinny być jak najbardziej obiektywne i nie narzucające odbioru oraz interpretacji opisywanych zjawisk i procesów historycznych. Studiując podręcznik uczeń powinien czuć się zachęcony do dalszego zgłębiania wiedzy, do poznania dziejów swojego narodu, jak i innych państw, powinien wiedzieć, że historia to nie tylko wyuczone daty i nazwiska, ale przede wszystkim tradycja, kultura i umiejętność rozumienia i spoglądania na współczesny świat przez pryzmat zdarzeń z przeszłości, to umiejętność "przewidywania" przyszłości z perspektywy minionych epok i lat.
I tutaj pojawia się kolejne pytanie i meritum problemu. A mianowicie: Jak sprawić by właśnie tak rozumiano nauczanie historii? Jak sprawić by nie była tylko kopalnią ogromnej ilości dat, nazw, nazwisk czy faktów, a stała się skarbnicą wiedzy i rozumienia świata i nas w tym świecie?
Z całą pewnością nie przychodzi w tym względzie, z pomocą nauczycielom, państwo. W Polsce na naukę (w szerokim tego słowa rozumieniu) przeznacza się mniej niż 0,5 % PKB. Tym samym stawia się nas pod tym względem w jednym rzędzie z takimi krajami jak Uzbekistan czy Kazachstan. U naszych południowych sąsiadów, u Czechów, na naukę przeznacza się 2 % PKB. Z kolei w porównywalnej z Polską - Finlandii, każdego roku na edukację jednego ucznia przeznacza się 9 000 $, podczas gdy w naszym kraju 900 $. Sprawa finansowa jest niezwykle istotna. Biorąc pod uwagę np. ceny podręczników, rodzice niezwykle często stają przed swoistym dylematem, czy kupić dziecku książkę do szkoły, czy sprawić mu śniadanie do tejże szkoły.
Kolejnym, że tak powiem, globalnym problemem polskiej edukacji, jest poziom kształcenia dzieci na wsiach.
Niemniej jednak przejdźmy do zagadnień typowo historycznych. Zacznijmy od kwestii umiejętnego rozłożenia materiału nauczania przez nauczycieli. Istotą sprawy, jest to, aby w toku nauki, dzieci i młodzież opanowały tzw. podstawową wiedzę historyczną. I tutaj pytanie: Co to jest podstawowa wiedza historyczna? Otóż, są to w pierwszej kolejność wiadomości dotyczące dziejów, kultury czy obyczaju, własnego regionu czy kraju. W dalszej zaś kolejności informacje dotyczące historii państw kontynentu europejskiego, czy państw na świecie. Jaka jest bowiem przydatność z faktu, że uczeń zna przebieg Wielkiej Rewolucji Francuskiej z końca XVIII wieku, skoro nie potrafi powiedzieć kim był Bartosz Głowacki?
Ostatnim pytaniem przechodzę do kolejnego zagadnienia w swoich rozważaniach. A konkretnie, do problemu ważnych dla tradycji i polskich dziejów, postaci i bohaterów narodowych. Po pierwsze, trzeba sobie uświadomić, że równie ważne dla młodego człowieka, jest to aby wiedział kim jest Harry Potter, jak i kim był Karl Popper. Po drugie, twórcy podręczników, ale i nauczyciele, winni dokonywać przemyślanej selekcji postaci, o których traktują w swoich publikacjach, czy na swoich lekcjach.
Po trzecie, zmianie ulec powinny struktury nauczania, także historycznego. Ustawodawcy powinni zerwać z opieszałym i niewzruszonym na realne problemy, systemem edukacyjnym. Na gruncie historycznym powinni dostarczyć przede wszystkim stosownych narzędzi nauczania. Dobrze byłoby gdyby nauczyciele i młodzież, mogli korzystać z aktualnych map, atlasów, najnowszych podręczników, słowników, ze specjalnych programów komputerowych czy projekcji audiowizualnych. Być może wówczas szkoły wydadzą przyszłych laureatów prestiżowych nagród czy wybitnych naukowców, ekspertów w swych dziedzinach.
Prawdopodobnie w swoim eseju nie dotknęłam nawet większości problemów polskiej edukacji historycznej. Ważne jednak aby zdawać sobie sprawę z ich istnienia, nie bagatelizować ich i nie udawać, że nauka o dziejach jest piękna i interesująca, podczas gdy dla wielu jest synonimem nudy i bierności. Zróbmy więc wszystko co w naszej mocy, by historia kojarzyła się dzieciom i młodzieży, a także nam dorosłym, z twórczym poszukiwaniem odpowiedzi na trudne pytania, by stała się przyjemnością i radością. Nie jest to zapewne zadanie proste, ale nie jest też niemożliwe do zrealizowania. Wystarczy chcieć, chcieć być kreatywnym i pomysłowym. Warto takim być, a wtedy nikt nie powie o nas tak, jak o swojej nauczycielce powiedział mój przyjaciel podczas rozmowy telefonicznej. Bo historia to nie bierne uczenie się dat i nazw. A przygoda twórcza i z polotem.