Jesienią 1978 roku Polacy, jeśli nie stali w kolejkach po coraz rzadziej dostarczane do sklepów towary, spędzali czas przed ekranami telewizorów. Komunistyczny reżim Edwarda Gierka  utrzymywał społeczeństwo w otępiającym uścisku propagandy „jedynego słusznego systemu” i jego rzekomych sukcesów. Czy coś mogło wyrwać  35 milionowy naród z letargu? Chyba tylko cud - ale ten cud się zdarzył.

Ponad 40 lat temu  – 16 października 1978 roku – nad Kaplicą Sykstyńską pojawił się biały dym, obwieszczający wybór nowego papieża. Został nim kardynał Karol Wojtyła. W Polsce zapanowała niebywała radość. Polacy przypuszczali ,że dzięki „naszemu” papieżowi  świat usłyszy głos kraju zdradzonego w Jałcie i podporządkowanego w Moskwie. Na Kremlu natomiast  zawrzało. Obywatel państwa socjalistycznego na tronie Stolicy Apostolskiej oznaczał koniec monopolu radzieckiej propagandy w Europie Wschodniej.  „Wielkie to wydarzenie dla narodu polskiego i duże komplikacje dla nas” – miał powiedzieć Edward Gierek do żony tuż po wyborze kard. Karola Wojtyły na papieża.

Polska miała być pierwszym krajem na trasie światowych podróży nowego biskupa Rzymu, „górala, który chciał wrócić do hal” zaraz po wyborze, jeszcze jesienią 1978 r., ale taki scenariusz nieprzygotowane władze PRL wykluczyły. Rządzący PRL-em mówił  „Wolelibyśmy, żeby nie przyjeżdżał”. Przywódca ZSRR Leonid Breżniew naciskał, aby nie zezwolić papieżowi na wjazd do Polski i straszył w swoim stylu: „Róbcie, jak uważacie, byle byście wy i wasza partia później tego nie żałowali”. Te obawy były uzasadnione, ale wizyty Ojca Świętego nie można było udaremnić, gdyż spowoduje to napięcia i pogorszy nastroje społeczne w kraju.  Ostatecznie po mozolnych negocjacjach ustalono, że Jan Paweł II odwiedzi Ojczyznę w dniach 2–10 czerwca 1979 r.

Bojąc się tłumu, jego poruszenia, entuzjazmu i spontanicznych manifestacji, komuniści próbowali na różne sposoby ograniczyć skalę i znaczenie pielgrzymki. Zaangażowano setki agentów Służby Bezpieczeństwa, którzy mieli minimalizować liczbę uczestników spotkań z Ojcem Świętym. Przechwytywano i niszczono karty wstępu na Msze św, rozpuszczane były plotki, że podczas wizyty papieża w Meksyku ludzie byli tratowani, czy wręcz przecinani na pół przez liny wyznaczające sektory. Straszono Polaków, że w tłumie nie będzie opieki medycznej dla ofiar udarów i wypadków, ani nawet wody do picia, a pieniądze pielgrzymów i ich puste domy mogą paść łupem złodziei.

Żadna z tych żenujących gróźb oczywiście nie spełniła sięi, a tłumy – zamiast maleć – rosły z minuty na minutę. Jan Paweł II wylądował na Okęciu w sobotę 2 czerwca 1979 r. ,a przed godziną 16.00 na placu Zwycięstwa w Warszawie, gdzie papież miał odprawić pierwszą Mszę św. na polskiej ziemi, czekało już na niego grubo ponad 300 tys. osób. Co więcej, Polacy witając Jana Pawła II, który jechał ulicami Warszawy odkrytym samochodem, wyrażali powszechny entuzjazm oklaskami, okrzykami, śpiewami. Kościół wyszedł nagle poza mury świątyń, a wierni policzyli się i zobaczyli, jak przytłaczającą większością są w swoim kraju.

Prawdziwą siłę moralną i ideową poczuli Polacy  jednak dopiero po słowach, które Ojciec Święty zawarł w swojej pierwszej, historycznej homilii wygłoszonej przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Papież Polak prosił rodaków o wykazanie szczególnej odpowiedzialności za losy ojczyzny. Słynne dziś, ostatnie zdania tej nauki – „Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!” – są dziś powszechnie interpretowane jako subtelne, ale zarazem jednoznaczne wezwanie do zmiany systemu z totalitarnego na demokratyczny i przywrócenia swobód obywatelskich (w sensie politycznym) oraz do powrotu do wartości chrześcijańskich, nawrócenia się i odbudowania wiary w Chrystusa .

Rok później słowa te wydają owoce. Latem 1980 roku krajem wstrząsa fala strajków. Polacy domagają się zmian ekonomicznych i politycznych. Na czele komitetu strajkowego w Stoczni Gdańskiej staje 37-letni Lech Wałęsa. Nie jest dobrym mówcą, ale wie, jakie znaczenie mają słowa papieża. Jego znakiem rozpoznawczym staje się plakietka z Matką Boską przypięta do klapy marynarki. Długopisem z podobizną Jana Pawła II podpisuje porozumienia z rządem, na mocy których po raz pierwszy w krajach komunistycznych powołane do życia zostają wolne związki zawodowe. Efekt? Już wkrótce „Solidarność” staje się 10-milionową siłą zapowiadającą upadek komunizmu w Europie.

Wkładu Karola Wojtyły w drogę do Niepodległości nie można w żaden sposób policzyć, zmierzyć ani do niczego porównać. Jego wkładem jest danie nadziei oraz przypomnienie Polakom, że Polska to kraj wielki, który przez setki lat przeciwstawił się każdemu z zaborców, próbujących stłamsić i zdusić odwag, honor, braterstwo i patriotyzm którymi Polacy zawsze się cechowali. Przypomniał, że potrafimy przeciwstawić się każdej przeciwności losu i wszystkim pazernym na Polskę i  agresywnym krajom, że potrafimy walczyć o swoją Ojczyznę ,walczyć do końca- niezależnie czy słowem czy czynem- nie do śmierci czy porażki, ale dopóki dopóty nie staniemy się znów Wolni i Niepodlegli. Bo jak mówił Jan Paweł II „Miłość, która jest gotowa nawet oddać życie, nie zginie.”  Wkład Papieża-Polaka w drodze Polski jest po prostu nieoceniony i bezcenny. Bez niego moglibyśmy do dzisiaj tkwić w ustroju komunistycznym, gdzie wola inna niż wola partii jest wolą złą i omylną.