Moja babcia, Marianna Stryjenko, urodziła się w roku 1930. Niedawno obchodziła 80 urodziny. Często zastanawiałem się, jak żyła, będąc w moim wieku? Zapewne inaczej. Jej wspomnienia oczywiście nierozerwalnie łączą się z wojną. Przy ostatnim spotkaniu postanowiłem ją o to zapytać. Zarówno ja, jak i moi rodzice, byliśmy zaskoczeni, jak mało do tej pory wiedzieliśmy o jej młodości. Zredagowałem całość w formie małego, lecz bardzo ciekawego wywiadu. Pokazałem go nawet mojemu nauczycielowi od historii, był zachwycony i wstawił 6 za pracę dodatkową J
Ja: Babciu, czy mogłabyś odpowiedzieć na kilka moich pytań o czasy twojej młodości, wojnę, którą przeżyłaś, gdy byłaś mała?
Babcia Marianna: To było bardzo dawno, nie wiem, czy będę wszystko dobrze pamiętała. Nie chcę cię rozczarować, ale wojna, którą ja pamiętam to nie było nic ciekawego do opowiadania…
J.: Jak się tobie żyło przed wybuchem wojny?
B.M.: Bardzo miło wspominam ten okres. Razem z moimi rodzicami i rodzeństwem mieszkałam w domu w Grodzisku. Był piętrowy, z łazienką, bardzo ładny, duży i jasny. Było tam kilka pokoi, w jednym z nich spałam ja i moja siostra Julia. Łącznie było nas pięcioro: najstarszy Władek, później Helenka, ja, dwa lata młodsza Julcia, zresztą ty znasz ciocię Julię, i najmłodszy Boguś, którego wszyscy rozpieszczali. Zanim wybuchła wojna to mój tato twój pradziadek Józef z sąsiadem, Żydem, prowadzili taki duży warsztat. Szczerze mówiąc niezbyt się tym wtedy interesowałam. Nie byliśmy jakimiś bogaczami, ale niczego nam nie brakowało. Mama, czyli prababcia Katarzyna, nie musiała pracować. Zajmowała się nami, swoimi dziećmi. Do gotowania i sprzątania przychodziły dwie panie do pomocy. Cóż, żyło się bardzo przyjemnie… Świat był wtedy bardziej przyjazny i kolorowy. Chodziłam do szkoły, miałam przyjaciół, bawiłam się na podwórku.
J.: A czy pamiętasz wybuch wojny?
B.M.: Tak. Miałam wtedy 9 lat. 1 września to był piękny, słoneczny dzień. Wstałam, żeby iść do szkoły. Roześmiana weszłam do kuchni. A tam mama siedziała na taborecie i płakała, jakby wiedziała już, co się wkrótce stanie. Hanka, która pomagała w domu, przytuliła mnie do siebie i powiedziała, że wybuchła wojna. Nigdy nie zapomnę tego momentu. Nie rozumiałam jeszcze do końca, co to oznacza. Szczególnie Hanka starała się nas pocieszać, że wszystko będzie dobrze. Wszyscy bardzo się baliśmy. Władek kilka dni wcześniej wyjechał do Warszawy, miał się uczyć w tamtejszej szkole właśnie od 1 września. Miał kupione podręczniki, pokój u znajomych… Przez pierwszy miesiąc nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Tato, chociaż nie był już wojskowym, poszedł do armii jak większość mężczyzn. Zginął jeszcze we wrześniu. Był dla nas bohaterem, a dostaliśmy tylko jakąś krótką informację i nabazgrane odręcznie wyrazy współczucia.. Nad kominkiem przez całą wojnę wisiało jego zdjęcie. Zapamiętaliśmy go radosnego, kochającego, gdy po Mszy w niedziele szedł z nami do parku. Nigdy nie dowiedzieliśmy się, gdzie został pochowany, urządziliśmy mu taki symboliczny, pusty grób.. Bardzo to wszystko przeżyliśmy. Mama najbardziej. Często wieczorami płakała, mało mówiła, przestała się uśmiechać..
/tu zrobiliśmy małą przerwę, babcia wyraźnie się wzruszyła i potrzebowała chwili odpoczynku/
J.: Czy możemy wrócić do naszej rozmowy? Jeśli to zbyt trudne, to nie nalegam…
B.M.: Nie, nie, możemy wrócić, tylko wiesz, tak dawno nikomu o tym nie opowiadałam… Jeśli coś jeszcze cię interesuje, to mów śmiało.
J.: Tak, miałbym jeszcze kilka pytań… Co działo się dalej z Twoją rodziną?
B.M.: Do Grodziska weszli Niemcy. Niektóre mieszkania były oddawane Niemcom, a Polaków wyrzucano. Nas to na szczęście ominęło. Za to znalazł się Władek. Był w Warszawie, cały i zdrowy. Najpierw wysyłaliśmy sobie listy. Potem przyjechał na Boże Narodzenie i już został z nami.
J.: A z czego żyliście?
B.M.: Tak, to było wielkie zmartwienie. Po śmierci ojca zostało nam trochę oszczędności, lecz nie starczyły na długo. Najpierw do pracy poszedł Władek. Zatrudnił się w fabryce. Nie było go całymi dniami, harował, żeby utrzymać całą rodzinę. Potem, latem, mama zaczęła pomagać pani w sklepie. Domem musiałyśmy się zająć my, z Helenką i Julcią. Oczywiście musieliśmy zwolnić starą kucharkę i Hankę. Właściwie ona radziła sobie najlepiej z nas wszystkich. Sprzątała u jakichś Niemców. Często pożyczała nam pieniądze albo jedzenie, gdy nam nie starczało. Z jedzeniem w ogóle był kłopot. Kto tylko mógł, brał od krewnych ze wsi. Nam kilka razy zimą zajrzał głód w oczy. Władek robił co mógł, żeby zdobywać kartofle, bułki, czasem mleko i ser a zimą opał.
Gdy miałam 11 lat do naszego domu dokwaterowano jakąś rodzinę z Poznania. Nie pamiętam już, jak się ci państwo nazywali. Oni zajęli pokoje na górze, a my ograniczyliśmy się do parteru. Pomagaliśmy sobie nawzajem jak tylko mogliśmy. Teraz to się wydaje niezwykłe, ale wtedy, podczas wojny, ludzie byli dla siebie tacy życzliwi…
J.: Czy jakieś wydarzenie z czasów wojny szczególnie utkwiło ci w pamięci?
B.M.: Hm… To nie dotyczy tak bezpośrednio mnie. W domu obok żył Żyd Lefi z rodziną, ten, który prowadził warsztat z pradziadkiem Józefem. Bardzo miły, otwarty człowiek, niegdyś często nas odwiedzał. To było chyba w ‘41. Do Lefiego rankiem przyjechali Niemcy. Kazali się wszystkim spakować i gdzieś wywieźli. Już nigdy ich nie zobaczyłam… Nie mam pojęcia, co się z nimi działo. Wiesz, przed wojną u nas w Grodzisku było wielu Żydów. Połowa moich kolegów z klasy to byli Żydzi i Żydówki, a do synagogi miałam bliżej niż do swojego kościoła. Żyliśmy w zgodzie, mało kto się zastanawiał przed wojną, czy to Żyd czy Polak. Teraz tak wielu ludzi psioczy na Żydów, a wielu to byli naprawdę przyzwoici ludzie…
J.: Jak wyglądała nauka podczas wojny?
B.M.: Niemcy zamknęli szkołę, do której chodziłam. Polacy nie musieli się uczyć jak była wojna. Czasem Władek, gdy wieczorem wrócił z pracy, to brał nas do stołu i coś opowiadał albo pokazywał w swoich starych podręcznikach. O arytmetyce, historii, pacierza, różnie. Gdy już byłam starsza, jak tylko miałam czas, to z biblioteczki mamy brałam nowelę do przeczytania. Oczywiście nie można tego porównywać do prawdziwej szkoły. W Warszawie mieli jakieś tajne komplety. U nas tego nie było. Każdy radził sobie tak, jak umiał. Dopiero po wojnie dokończyłam szkołę.
J.: Czy działała u was partyzantka?
B.M.: Podobno tak, ale ja tam za dużo nie wiem. Bo nikt się nie obnosił z tym wtedy. I też za dużo w Grodzisku nie robili. Wtedy to każdy chłopak chciał walczyć z Niemcami, tylko nikt nie wiedział jak się do tego zabrać.
J.: Mieliście jakiś kontakt ze światem? Wiedzieliście, jak toczą się losy wojny?
B.M.: Tylko tyle, ile ludzie powiedzieli na rynku. A z tego całkiem dużo można było się dowiedzieć. W ostatnich latach wojny Grodzisk był bardzo przeludniony. Były tłumy chyba z całej Polski i nie tylko. Wprowadzali się Niemcy i Austriacy, rodziny mieszkańców, przesiedleńcy i uciekinierzy, partyzanci z Warszawy jakiś punkt tu mieli podobno… Nikogo prawie na własnej ulicy nie poznawałam. W naszym domu nawet. Wciąż wprowadzali się nowi ludzie; każdy z nich miał swoją własną tragedię. Jacyś koledzy Władka, którzy nie mieli się gdzie podziać, brat cioteczny mamy, który musiał uciekać z Milanówka, rodzina rodziny z Poznania, i, jakbyśmy mieli mało nieszczęść, pies Maciek, którego przygarnął Boguś. Należał wcześniej do Lefiego, ale jak go aresztowali, to włóczył się bezpański. No powiedz, jak tu odmówić dachu nad głową? I tak żyliśmy wszyscy razem, w jednym domu, to każdy coś opowiadał od siebie. Ot, cały kontakt ze światem.
J.: Mogłabyś mi opowiedzieć o Powstaniu Warszawskim?
B.M.: Władek bardzo chciał brać udział w powstaniu. Trzymał nawet ukrytą strzelbę, taką myśliwską ojca, żeby jak wybuchnie móc iść bić Niemców. Ale w lipcu on i Helenka przeziębili się, bardzo kaszlali, oboje dostali zapalenia płuc. Zamiast na powstanie Władek ledwo żywy leżał w łóżku. Może i Bogu powinniśmy dziękować, bo w powstaniu różnie by mogło być. Powstańcy, którzy uciekali z płonącej Warszawy, zatrzymywali się w Grodzisku. Byli bardzo młodzi, aż byłam zaskoczona. Wielu w twoim wieku, może nieco starsi. Każdy miał nadzieję, bo Rosjanie byli całkiem niedaleko a powstańców całkiem wielu. Czuć było radość w powietrzu. Ale pomoc nie nadeszła… Przez Grodzisk przejeżdżały kolumny Niemców wysłane do tłumienia naszych. Potem tą samą drogą, w drugą stronę przedzierali się uciekinierzy ze stolicy. Kiedy Władek wyzdrowiał było już po powstaniu. Nie mógł sobie tego wybaczyć. Wiele lat później jeszcze wspominał z żalem, że go tam zabrakło…
J.: A pamiętasz, jak Grodzisk wyzwalali Rosjanie?
B.M.: To było dużo później niż wszyscy sądzili. Minęło lato, październik, Wszystkich Świętych, Boże Narodzenie i za każdym razem mieli być „zapewne już w przyszłym tygodniu”. Najbardziej baliśmy się bombardowań. Gdy tylko zaczynały wyć syreny uciekaliśmy wszyscy do piwnicy. Ruskie musieli mieć bardzo słabych pilotów. Siali bombami po całym mieście. Pan Bóg czuwał nad nami. Raz bomba Czerwonych trafiła w ogródek tuż koło ściany naszego domu, dwa, trzy metry od. Po wybuchu został wielki lej, szyby powypadały z okien, co też było kłopotem, bo był styczeń i zimno leciało po całym domu. Mimo wszystko, jak teraz o tym myślę, mieliśmy wielkie szczęście… Kilka dni później Niemcy i Austriacy uciekali, aż miło. Zaraz mi się przypomniał Lefi, który musiał spakować się w kilka minut i pomyślałam, że dobrze tak, tym hitlerowcom. W zasadzie prawie nie było walki. Czerwoni po prostu weszli do miasta. Nie byli tacy, jak sobie ich wyobrażaliśmy. Część miała polskie mundury, przedstawiali się, że są z Lublina. Ale to jacyś przebierańcy musieli być, nikt, żaden nasz nie kaleczyłby tak ojczystego języka… Niektórzy cieszyli się, wiwatowali, ale my się obawialiśmy Bolszewików niewiele mniej niż Szwabów. Władek kazał mi siedzieć w domu i pod żadnym pozorem nie pokazywać się na ulicy. Też mi żołnierze, bydło takie, kradli, niszczyli, zaczepiali dziewczyny, jak sobie poszli dalej to wszystkim się lżej zrobiło. I przyszła taka prawdziwa radość z wolności.
J.: Bardzo dziękuję, że mi to wszystko opowiedziałaś. Naprawdę jestem pod wrażeniem, że ty to wszystko przeżyłaś…
B.M.: Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że kogoś to jeszcze interesuje.
j-s-2309
Użytkownik
Punkty rankingowe:
Zdobyte odznaki:
0j-s-2309
Użytkownik