Stanisław Ignacy Witkiewicz

Streszczenie szczegółowe

Akt I

Akcja aktu I rozgrywa się w zakładzie szewskim, gdzie majster Sajetan Tempe wraz z dwoma Czeladnikami pracują przy warsztacie, rozmawiając jednocześnie o naprawianiu butów i frustracji, jaką powoduje wykonywanie nielubianego zawodu i poczucie krzywdy społecznej. Sajetan ma poczucie bezsensu takiej pracy oraz degradacji swego życia: „Kuj podeszwy dla tych ścierw! (...) Ja, który mógłbym być prezydentem, królem tłumu...”. Szewcy cierpią na swoisty Weltschmerz, mają poczucie „bólu istnienia”. W pewnym momencie pojawia się propozycja zmiany takiego stanu rzeczy na drodze przewrotu, jednak Sajetan mówi: „nie wierzę już w żadną rewolucję. Samo słowo wstrętne jest jak karaluch abo i prusak czy wesz. Bo wszystko obraca się przeciw nam. Nawóz jesteśmy...”. II Czeladnik oponuje: „Nawóz bo nawóz, ale oni dobrze żyli. Ichnie dziwki nie śmierdziały tak jak nasze...”.

Sajetan stawia diagnozę współczesnemu społeczeństwu: „Kona ona ludzkość pod gniotem cielska gnijącego, złośliwego nowotwora kapitału, na którym (...) faszystowskie rządy powstają i pękają, puszczając smrodliwe gazy zagniłej w sobie, w sosie własnym, bezosobowej ciżby ludzkiej (...). Czekać trzeba aż się zrobi, i robić, ile kto może. Czy my jesteśmy ludzie? A może ludzie to tylko oni - a my tylko bydlęce ścierwa (...). A oni myślą tak na pewno, brzuchacze zacygarzone, ociekające takim śliskim koktejlem z ichniej rozkoszy i naszej smrodliwej, w beznadziejnej swej męce”. Świat dzieli się więc według majstra szewskiego na bogaczy i biedaków, na wykorzystujących i wykorzystywanych, na bawiących się i ciężko pracujących: „A to jest najgorsze, że praca nigdy nie ustanie, bo się nie cofnie ta, psiamać, machina społeczna”. Sajetan, który nie widzi możliwości zmiany takiego stanu rzeczy, opowiada Czeladnikom, że jego syn przystał do „Dziarskich Chłopców”, organizacji młodych ludzi, „co chcieliby wszystko od razu; oni chcą zużyć inteligencję, chcą nikogo nie mordować, chyba że już nie można inaczej”.

Do warsztatu wchodzi prokurator Scurvy, który słyszy ostatnie słowa Sajetana. Prokurator gardzi prostymi szewcami. Sajetanowi odpowiada przekornie: „Jakże byście to chcieli: nie mordować, «chyba że już nie można». Nigdy nie można, a zawsze trzeba - tak to już jest, Hehe”. Gdy II Czeladnik buntuje się, mówiąc, że nie chce pracować za tak niskie wynagrodzenie, Scurvy pogardliwie ripostuje: „Możecie iść i zdechnąć sobie pod płotem. Wyzwolenie jest tylko przez pracę (...) zawsze będą dyrektorzy i urzędnicy wyżsi, którzy będą musieli nawet co innego jeść niż majstrzy w fabrykach”. Ich dyskusję przerywa wejście Księżnej Iriny Wsiewołodownej Zbereźnickiej-Podberezkiej, którą Scurvy kocha i pożąda, ale której - mimo swej stosunkowo wysokiej pozycji społecznej - nie może mieć. Księżna wchodzi wraz z lokajem, Fierdusieńką, prowadzącym na smyczy foksteriera Terusia.

Księżna rozmawia życzliwie z szewcami, chwaląc ich za pilną pracę, nieustannie czyni też seksualne aluzje pod adresem szalejącego w miłosnej męce Scurvy'ego: „Dzień dobry Sajetanie (...) robota wre, jak widzę, ochoczo (...). Ochoczo - śliczne słowo, Czy pan by potrafił się ochoczo kochać, panie prokuratorze?”. Dalsza rozmowa w warsztacie demaskuje kompleks prokuratora - zazdrości wysoko urodzonym ich pochodzenia, jego miłość do Księżnej jest perwersyjna, niezdrowa, jak zresztą chory jest w ogóle umysł Scurvy'ego: „Ach - ona była kiedyś panną (...) malutką dziewczyneczką - córeczką - bidulką (...). Mała czyjaś gafka wstydliwa rozczula mnie do obłędu, a na kiszki na wierzchu mogę patrzeć bez drgnienia (...). Straszne jest, jak demoniczne pożądanie zejdzie się w jednym punkcie z największą tkliwością. Wtedy samiec jest gotów”.

Szewcy patrzą na świat ludzi z wyższych sfer z obrzydzeniem, ale też i z zawiścią, zazdroszczą bowiem arystokratom ich pozycji społecznej i możliwości. To świat, do którego oni, prości wyrobnicy, nie mają wstępu. Jednocześnie gardzą Księżną i prokuratorem, ich niby przeżyciami wewnętrznymi, za którymi tak naprawdę kryje się pustka i perwersja. Sajetan: „Ta metafizyczna książęca prostytuta - po co zdrabniać? - psiakrew, psia ją mać, tę sukę umitrzoną (...). Dla mnie, dla nas są śmierdzące dziwki i jeszcze bardziej śmierdzące rynsztokowe, podwórzowe matrony: nasze babki, ciotki, wujenki...”.

Scurvy czuje się poniżony przez Księżnę i przez Szewców, którym deklaruje: „Ja stanę na ich czele i wam pokażę zamek mojej duszy, największego człowieka mojej sfery, biednej, demokratycznej, niedojechanej do końca burżuazji (...). Będziecie mnie jeszcze po rękach całować, wy moi bracia w nędzy duchowej!”, na co Sajetan replikuje: „My już nie potrzebujemy inteligentów - minął wasz czas”. Niechęć majstra do prokuratora wywołuje entuzjazm Księżnej, która oświadcza: „Och, jakże kocham was za to, Sajetanie! Takim was kocham, śmierdzącego wszarza, (...) chyba będę waszą kiedyś - dla samej formy, dla fasonu, dla szyku - żeby tylko było to raz”.

Kulminacją niechęci szewców do arystokracji jest scena, w której Sajetan rusza w kierunku Księżnej, a potem „wali ją w pysk tak, że cała krwią się zalewa (...) pada na kolana (...) wali ją drugi raz, wtedy ona milknie, tylko klęczy sobie, popłakując”.

W zasadzie każda z osób obecnych w warsztacie myśli o zmianie istniejącego porządku rzeczy. Scurvy wygłasza mowę o przeżyciu się kapitalizmu, chciałby tymczasowo przyłączyć się do szewców, by zmienić ustrój, ale potem opuścić ich i samemu stanąć na czele nowego porządku. Księżna kwituje jego deklaracje jako „frazesy społecznego impotenta bez istotnych przekonań”. Urażony prokurator wychodzi z warsztatu, zaś Księżna swoją seksualną agresję kieruje w stronę Sajetana, gładzi go po twarzy i prowokuje mówiąc o swojej wyższości klasowej. Wywołuje to istny potok najbardziej wymyślnych przekleństw kierowanych przez szewców pod jej adresem. Ich wściekłość miesza się z pożądaniem, pogarda z podziwem, nienawiść z fascynacją.

Nagle zostaje rozwalona jedna ze ścian warsztatu. Przez dziurę do środka wchodzi prokurator Scurvy na czele wyznającej kult siły bojówki „Dziarskich Chłopców”. Przy prokuratorze stoi Józek Tempe, syn Sajetana. Za chwilę założy własnemu ojcu kajdanki na dłonie. Tak dokonuje się pierwsza rewolta. Zaniepokojony rewolucyjną postawą szewców Scurvy wykorzystał faszystowską bojówkę i przejął władzę. Sajetan Tempe i Czeladnicy zostają osadzeni w więzieniu i skazani na bezczynność. Tak kończy się akt I.

Akt II

Akcja przenosi się do więzienia, w którym pilnowani przez Strażnika szewcy, pozbawieni możliwości pracy, dręczą się nudą i bezczynnością. Ich cierpienie jest tym większe, że w zasięgu wzroku ustawiono wspaniale urządzony warsztat szewski, do którego oczywiście nie mają dostępu. Pogrążony w rozpaczy Sajetan mówi, łapiąc się za głowę: „Praca, praca, praca! - Byle jaka niech se będzie, ale niech będzie”. Wtóruje mu I Czeladnik: „Najpiękniejszej dziwki mi się tak nie chciało jako teraz tych zydlów i narzędzi”. II Czeladnik też dorzuca swoje: „pracy dajcie, bo zwariuję”.

Sajetan przeczuwa, że koniec ich niewoli jest bliski, że „może być niedługie ichnie panowanie: coś stać się musi”. Tymczasem w więzieniu pojawia się prokurator Scurvy oraz Strażniczka. Scurvy przyznaje, że od czasu zdobycia władzy ma kłopoty z własną tożsamością: „Nie wiem, czy jestem typem tchórza wytworzonym przez dyktaturę, czy prawdziwym wyznawcą faszyzmu w wydaniu «Dziarskich Chłopców»? (...) Kim jestem? Boże! Com ja z siebie uczynił!”. Sajetan nie jest jednak przekonany co do szczerości wyznań prokuratora: „On nam tu umyślnie demonstruje swoją mękę, aby pokazać nam, jak to się można ładnie męczyć istotnymi tak zwanymi problemami tam, na wolności, gdzie pracy w bród, gdzie dziwki są i słońce”.

Scurvy drażni się z szewcami, że być może spędzą w więzieniu całe życie, a wymarzona przez nich rewolucja nadejdzie dopiero po ich śmierci. Czeladników taka wizja wpędza w przerażenie, Sajetan podejmuje jednak dyskusję z prokuratorem, usiłując przeciągnąć go na swoją stronę. Według majstra szewskiego nacjonalizm nie wyda już nowej kultury, bo się wyprztykał”. Następnie Tempe pyta retorycznie Scurvy'ego: „Więc czemu pan tego sam nie zacznie? Czy wy myślicie, że my musimy robić rewolucję od dołu (...). Czemu (...) nie masz pan odwagi?” i odpowiada sam sobie: „Bo pan tę władzę od nich otrzymał i boi się pan jej zużyć przeciw nim samym ze zbytku uczciwości”.

Scurvy czyni ekshibicjonistyczne wyznanie: oto czuje w sobie straszliwą pustkę, nie ma w nim nic oprócz „tak zwanego problemu Iriny Wsiewołodowny”. Księżna opanowała jego umysł i ciało, prokurator żali się szewcom: „Nawet moja władza i tortury zgnieść jej nie mogą, bo ona to lubi, to właśnie lubi, ścierwa jej sturbiasta wlań”. Proponuje nawet szewcom, by przeszli na jego stronę, ale Tempe odmawia. Marzy mu się komunizm, bezkompromisowa ludzkość, taki jak w Sowieckiej Rosji. Tymczasem strażnicy wprowadzają ubraną w strój aresztancki Księżnę. Ona - w przeciwieństwie do Sajetana i Czeladników - zostaje zmuszona do pracy przy robieniu butów. Nie chce jej się pracować, ale sama przyznaje, że wykonując buty czuje jakąś perwersyjną rozkosz. Znowu między bohaterami zaczyna się gra, polegająca na psychicznym znęcaniu się jednych nad drugimi, wzajemnym obnażaniu słabości i poszukiwań słabych punktów. Bohaterowie zawierają krótkotrwałe sojusze, na przykład w pewnym momencie Sajetan solidaryzuje się z Księżną.

Scurvy wychodzi na chwilę z więzienia, a kiedy wraca, postanawia zabić ogarniającą go metafizyczną nudę, oświadcza, że znudziły mu się światowe kobiety i pożąda „zwykłych dziwek”. Chce też pójść się zabawić, poślizgać na lodzie przy muzyczce, zjeść „smażone meksykańskie mątewki”. Księżna oskarża go o sadyzm, odgraża się też, że poczeka na kolejny przewrót i wtedy będzie napawać się widokiem męczącego się prokuratora. Prowokuje go w dalszym ciągu, aż wreszcie, nieprzytomny z żądzy Scurvy podejmuje decyzję, otwiera drzwi do celi Księżnej i rzuca się na nią.

W tym momencie szewcy wykorzystują nadarzającą się okazję. Zachęceni przez Sajetana do działania, rozbijają balaski więzienne i „ciskają się jak głodne bestie na zydle, narządka szewskie, zwoje skór i buty”. Zaczynają zaciekle pracować, waląc młotami szyją nowe buty. Ogłupiały z pożądania Scurvy nie przeszkadza im w pracy, w całości pochłania go obłapywanie i całowanie Księżnej. W końcu decyduje się na przeciwdziałanie; wzywa „Dziarskich Chłopców” pod wodzą Gnębona Puczymordy i rozkazuje im z powrotem wtrącić szewców do leniwni. Jest już jednak za późno. Gdy bojówkarze rzucają się na pracujących, sami się „uszewczają” i zaczynają pracować. Sajetan pada w ramiona syna i wspólnie zaczynają robić buty. Praca wre „jak szalona”, czerwony blask zalewa scenę. Tak kończy się akt II - szewcy przejmują władzę.

Akt III

Akcja aktu III rozgrywa się, podobnie jak w akcie I, w warsztacie szewskim. Został on jednak przerobiony - nic dziwnego - stał się siedzibą władzy. Sajetan ubrany jest we wspaniały kolorowy szlafrok, czeladnicy w kwieciste pidżamy, wszyscy starannie ufryzowani, napawają się własną siłą i potęgą. Szewcy po odzyskaniu wolności i zdobyciu władzy wprowadzili rządy terroru. Scurvy został ubrany w zwierzęcą skórę i przypięty łańcuchem do pnia drzewa, stał się dla pozostałych bohaterów sztuki obiektem powszechnych drwin, jest nieustannie poniżany.

Zdobycie władzy jest dla prostych szewców okazją do „użycia”, do zaspokojenia swoich od dawna tłumionych żądz i najbardziej wyszukanych zachcianek. To jednak za mało dla szukającego sensu życia Sajetana, który czuje pustkę wewnętrzną, lecz jednocześnie zdaje sobie sprawę, że dopiero teraz nadszedł czas ciężkiej pracy wcielania w życie rewolucyjnych idei: „A resztą nie czas gadać - robić trza - samo się nie zrobi, psia ją mać tę rzeczywistość po trzykroć - e!! Skończyły się rozkoszne czasy idej”. Szewcy powoli zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, że z czasem stają się tacy sami jak ludzie, których władzy pozbawili. Powoli budzi się w Sajetanie tęsknota za czasami, gdy był prostym majstrem szewskim - wtedy wszystko było prostsze i bardziej oczywiste. Dodatkowo, niczym stary bolszewik z czasów rewolucji komunistycznej w Rosji, nie jest zadowolony z rozkładu moralnego i intelektualnego nowej władzy.

I Czeladnik chce zabić śpiącego Scurvy'ego, Tempe uniemożliwia mu spełnienie tego zamiaru. Wchodzi Księżna, która, swoim zwyczajem, znowu znęca się nad prokuratorem. Najpierw budzi go uderzeniem, potem wyzywa zmuszając, by zachowywał się jak pies - poruszał na czterech łapach i warczał - a końcu podaje mu proszek na „nieskończoną wytrzymałość erotyczną”, aby nigdy „zadowolenia nie doznał”. Następnie kuca przy prokuratorze, bierze jego głowę na kolana i usypia go.

Tymczasem narasta konflikt między Sajetanem a czeladnikami, którzy uważają swego przywódcę za „pryka starej daty”, kompromitującego rewolucję. Zarzucają mu przesadne i jałowe rozważania intelektualne, „mroczną dialektykę starczej pustki”, potem postanawiają go zabić „jak ofiarnego byka”. Podburza ich do tego Księżna, wyraźnie rozbawiona perspektywą krwawego morderstwa. I Czeladnik dzieli się swoim planem: po pozbyciu się Sajetana stworzony zostanie mit o nim jako przywódcy rewolucji. Mit ten będzie mógł być później dowolnie wykorzystywany przez Czeladników.

Zabicie Sajetana uniemożliwia pojawienie się na scenie przybranych w stroje krakowskie chłopów niosących chochoła z Wesela Stanisława Wyspiańskiego. Przewodzący im Kmieć domaga się uznania ich szlachecko-arystokratycznych ambicji, porozmawiania jak równi z równymi, uznania ich praw. Ich pomysł na spełnienie mitu o sojuszu robotników i chłopów nie znajduje jednak uznania w przedstawicielach nowej elity. Sajetan odzyskuje na moment inicjatywę i wraz z Czeladnikami bije chłopów, usuwając ich ze sceny i rozwiązując tym samym „kwestię chłopską”. Nie oznacza to jednak, że Tempe znowu będzie rządził - zaraz po przegnaniu chłopów zostaje zabity przez I Czeladnika, który ciosem siekiery rozbija mu głowę. To zdarzenie można określić jako wewnętrzny przewrót, usunięcie starego wodza i przejęcie jego władzy przez nową, jeszcze bardziej tępą i bezwzględną siłę.

Nagle do pomieszczenia wpada Fierdusieńko, lokaj Księżnej. Jest zaniepokojony, gdyż właśnie zauważył zbliżający się pochód, któremu przewodzi „jakiś straszny nadrewolucjonista, jakiś hiper-robociarz (...) pewnie jeden z tych, co naprawdę rządzą (...). Ma bombę jak sagan i handgranatów całą kupę i grozi tym wszystkim każdemu, a swoje życie ma tam, gdzie w ogóle nie trzeba mówić (...). Nadczłowiek Nietzschego nie narodził się wśród junkrów pruskich, tylko wśród proletariatu”. Zapowiedziany w tak groźny sposób na scenie pojawia się Hiper-Robociarz, trzymający w ręku bombę. Przedstawia się jako Oleander Puzyrkiewicz, skazany niegdyś przez Scurvy'ego na dożywocie. Jest anarchistą, uosobieniem tępej, bezmyślnej siły. Gardzi nawet czeladnikami, którzy są dlań jedynie pseudorewolucjonistami i fałszywymi tchórzami. Wygłosiwszy swą krótką przemowę Hiper-Robociarz rzuca bombę na podłogę, ale ta nie wybucha. Nie może wybuchnąć, gdyż w rzeczywistości jest tylko termosem z herbatą.

To zdarzenie wywołuje w martwym Sajetanie refleksję. Trup znowu podejmuje swój filozoficzny monolog, nie przerywając nawet wówczas, gdy Hiper-Robociarz strzela mu w ucho z colta. Tymczasem pojawia się, wezwany przez Hiper-Robociarza, Gnębon Puczymorda. Tak oto dokonuje się drugi wewnętrzny przewrót w łonie proletariatu. Czeladnicy zostali sprowadzeni do rangi wyłącznie dekoracyjnej jako „reprezentatywne typy średniego chałupnictwa”. Hiper-Robociarz zamierza wykorzystać również zabitego Sajetana, „Wielkiego Świętego ostatniej rewolucji świata, który dał nam drogę do Najwyższego Prawa przez opanowanie klas średnich proletariatu. On, ten stary, biedny idiota musi być żywym, to jest: martwym symbolem zastępującym nam waszych świętych i wszystkie mity wasze, pseudochrześcijańscy faszyści, coście ponad miarę uwstrętnili komedię waszych pseudowiar”. Nowa władza dysponuje siłą - wszak na jej stronę, bez żadnych oporów natury moralnej, przeszedł przewodzący „Dziarskim Chłopcom” Gnębon Puczymorda, mówiący bez żenady o sobie „Socjalista czy faszysta, jam w tym serze jako glista”.

Scurvy, mimo próśb i nalegań, nie zostaje uwolniony z łańcucha. W dalszym ciągu skamle i usiłuje doczołgać się do Księżnej. Tymczasem na scenie zaczyna panować powszechna nuda, na którą zaczynają cierpieć bohaterowie dramatu - pojawia się nawet tabliczka z napisem „NUDA”, po chwili następna, głosząca: „Nuda coraz gorsza”. Znudzony Hiper-Robociarz schodzi ze sceny. Księżna zostaje pięknie ubrana i wyniesiona na piedestał, z którego wygłasza mowę o sobie jako supermatce, o babieniu mężczyzn i mężczyźnieniu kobiet. Wzbudza tym zachwyt Puczymordy, Czeladników i Sajetana, którzy na brzuchach zaczynają pełznąć w jej kierunku. Nawet porzucony przez chłopów chochoł podchodzi do piedestału i proponuje Irinie pójście na dancing. Demoniczna Irina podporządkowała sobie wszystkich mężczyzn, wszyscy podpełzli pod piedestał, tylko Scurvy'ego powstrzymuje łańcuch. Prokurator nie wytrzymuje podniecenia i umiera ze słowami „Tfu, do czorta! Pękła mi aorta” na ustach.

Nagle na Księżnę spada druciana klatka „jak dla papugi”. Na scenie pojawia się dwóch tajemniczych Towarzyszy: X i Abramowski. Za nimi podąża Hiper-Robociarz, już jako posłuszny wykonawca rozkazów swych nowych panów. Oto dokonuje się ostateczny przewrót, bo to właśnie do X i Abramowskiego będzie należało ostatnie zdanie. Ubrani w garnitury Dygnitarze, posługujący się językiem komunistycznej nowomowy, w kilku słowach prezentują założenia ostatecznego totalitaryzmu, całkowitej uniformizacji i unifikacji ludzkości: „Szkoda tylko, że my sami nie możemy być automatami”. Są ludźmi bezwzględnymi, pozbawionymi uczuć, a ich dojście do władzy należy odebrać jako zapowiedź strasznego, sztucznego i zmechanizowanego świata, w którym nie będzie miejsca dla człowieka jako autonomicznej jednostki. Akt III kończy nagłe opadnięcie żelaznej kurtyny. Głos Straszliwy oznajmia:

„Trzeba mieć duży takt,

By skończyć trzeci akt.

To nie złudzenie, to fakt”.

Potrzebujesz pomocy?

XX-lecie (Język polski)

Teksty dostarczyło Wydawnictwo GREG. © Copyright by Wydawnictwo GREG

autorzy opracowań: B. Wojnar, B. Włodarczyk, A. Sabak, D. Stopka, A. Szóstak, D. Pietrzyk, A. Popławska
redaktorzy: Agnieszka Nawrot, Anna Grzesik
korektorzy: Ludmiła Piątkowska, Paweł Habat

Zgodnie z regulaminem serwisu www.bryk.pl, rozpowszechnianie niniejszego materiału w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, utrwalanie lub kopiowanie materiału w celu rozpowszechnienia w szczególności zamieszczanie na innym serwerze, przekazywanie drogą elektroniczną i wykorzystywanie materiału w inny sposób niż dla celów własnej edukacji bez zgody autora podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności.

Korzystanie z portalu oznacza akceptację Regulaminu.

Polityka Cookies. Prywatność. Copyright: INTERIA.PL 1999-2023 Wszystkie prawa zastrzeżone.