Miłosierdzie gminy - streszczenie szczegółowe
Nowela Marii Konopnickiej „Miłosierdzie gminy” posiada podtytuł: „Kartka z Höttingen”.
Akcja rozpoczyna się przed gmachem gminy. Autorka dość szczegółowo opisuje budynek, a także jego otoczenie, zegar na gmachu, kawiarnię znajdującą się nieopodal, gwar uliczny. Dochodzi godzina 9. Mieszkańcy zbierają się przed gmachem kancelarii gminnej, oczekując na rozpoczęcie licytacji w sali obrad. Radca Storch już niebawem powinien się zjawić. Zatrzymał się na chwilę w kawiarni przy stoliku, który zajmował pan sędzia, u stóp którego leżał dostojnie wyżeł brytyjski. Rozmawiali swobodnie i radośnie.
Konopnicka opisuje intencje ludzi, czekających przed kancelarią. Każdy z nich szuka sposobności do zdobycia tanim kosztem rąk do pracy. Miłosierdzie miłosierdziem, ale nikt nie zamierza za darmo utrzymywać potrzebujących. Każdy przychodzi tu w swoim interesie.
Wreszcie punktualnie otwarta zostaje sala, do której wchodzi tłum zainteresowanych zebraniem. W każdym tygodniu do kancelarii przybywa ktoś potrzebujący, kto nie jest już zdolny do samodzielnej egzystencji – albo ze względu na podeszły wiek, albo utratę majątku. Nędznicy tylko pozornie nie mają siły. Wszyscy przybyli oceniają ich wszakże pod kątem przydatności do pracy. Jako przykład podana jest stara Regula, która zmarła, zanim jej dobroczyńcy Hoppingerowie zdołali wykorzystać pieniądze, które otrzymali od gminy na pomoc kobiecie. Podobnie Egli zarobił na Alosie, którego mimo wieku gonił do pracy bardziej niż parobka. Stary zmarł, nie wykorzystawszy nawet połowy gminnych środków na utrzymanie.
Radca Storch jest młodym i przystojnym mężczyzną, wykwintnie ubranym i wyróżniającym się na tle innych urzędników szwajcarskich. Przed rozpoczęciem licytacji, wygłasza mowę o konieczności „miłosierdzia”, pomocy ubogim, o chrześcijańskim obowiązku społeczności. Jest dumny ze swoich słów i żałuje, że tak mała ilość osób jej słucha. Podkreśla, że dzięki miłosierdziu gminy na ulicach nie ma żebraków i nędzarzy.
Do sali zostaje wprowadzony Kuntz Wunderli. Ma pochyloną sylwetkę, drżące ręce, które zdradzają wiek i słabość. Próbuje się zaprezentować jak najkorzystniej — uśmiecha się, stara się iść pewnym krokiem pomimo bólu chorych kolan, chce wypaść pozytywnie. Radca prezentuje nędznika, jako osobę niezdolną do pracy, ale mogącą jeszcze pomóc w gospodarstwie. Pyta, kto zechce go przyjąć pod swój dach i zachęca, aby obecni przyjrzeli mu się uważnie. Zebrani zadają mu pytania: o wiek, stan fizyczny, sprawność kończyn, stan uzębienia. Kuntz szczerzy zęby, aby zaprezentować ich całkiem niezły stan. Nie przyznaje się do prawdziwego wieku 82 lat i mówi, że ma tylko 74 lata. Mężczyzna jest wychudzony, ale przed wejściem do sali woźny pożycza mu joppę (kurtkę) i chustę, aby lepiej wyglądał i miał większe szanse na przygarnięcie przez kogoś.
Tymczasem Tödi-Mayer (ślusarz) pyta o sprawność nóg u starego. Kuntz z trudem idzie przez salę, podtrzymując obolałe kolana. Jego dziwna pozycja rozśmiesza całą widownię. W trakcie tej prezentacji Kuntz zauważa swojego syna wśród obecnych. Chce być blisko rodziny, by „umrzeć wśród bliskich”, toteż ma nadzieję, że właśnie synowi uda się go wylicytować.
W końcu rozpoczyna się licytacja — mieszkańcy oferują dopłatę, jaką gmina wypłaci temu, kto przyjmie Kuntza. Wygra ten, kto poda najniższą kwotę. Pierwsza oferta to 200 franków od Sprüngliego (powroźnika), który obawia się, czy nie powiedział za mało. Radca na to stwierdza, że gmina nie może tak szastać pieniędzmi i czeka na niższe, bardziej rozsądne oferty. Rozpoczyna się dyskusja na temat tego, ile zje stary i kto, w jaki sposób traktuje pozyskanych w gminie nędzników. Najgorszy wydaje się nieobecny Probst.
Zniecierpliwiony Radca popędza tłum i czeka na kolejne oferty. Zgłasza się piekarz Lorche z propozycją 185 franków, o ile Kuntz nie będzie wymagał zakupu nowego ubrania. Starzec jest przerażony, ponieważ posiada tylko załataną koszulę, w której zamarznie zimą. Kolejna oferta to 180 franków od właściciela winnicy Dödöli, który oczekuje tych samych warunków, co poprzednik. Następny licytuje znów Tödi-Mayer, który pilnie potrzebuje pracownika. Wreszcie z końca sali słychać 160 franków. To syn Kuntza zgłosił swoją stawkę. Nie stać go na utrzymanie ojca, ale z pomocą gminy ma nadzieję dać sobie radę. Pozostali patrzą jednak na niego, jak na kogoś, kto chce tylko zarobić i licytują dalej. Tödi-Mayer rzuca 155 franków. Syn licytuje 150 franków. To dolna granica, na mniej nie może sobie pozwolić. Tödi-Mayer nie daje za wygraną i proponuje 145 franków. Syn zmuszony jest zrezygnować i wychodzi z sali ku rozpaczy Kuntza. Kiedy Radca chce zakończyć licytację Tödi-Mayer pyta, czy kurtka należy do starca. Gdy okazuje się, że i joppa, i chusta są pożyczone, mężczyzna chce się wycofać. Kuntz oddaje nieswoje ubranie. Teraz widać jego schorowane, chude ciało i wykręcone kolana. Mężczyźnie jest wstyd. Kissling (kotlarz) rzuca z tłumu „Ecce homo” („Oto człowiek”), na co wybucha kolejna salwa śmiechu na widowni.
Tödi-Mayer wycofuje swoją ofertę, dodając, że nawet za 180 franków nie wziąłby tego nędzarza. Splenger dodaje, że nawet za 200 franków nie warto. Upokorzony i wystraszony Kuntz boi się, że nikt go nie przygarnie. Wreszcie do sali wchodzi spóźniony mleczarz Probst. Radcy przez myśl przebiega, że żałuje, że nie przybił od razu oferty Tödi-Mayera. Wie, że do mleczarza starzec pójdzie na zatracenie. Wszyscy wiedzą, że od 7 lat licytuje nędzników w gminie, których wykorzystuje potem do pracy bez żadnych skrupułów, wykańczając jednego za drugim. Widział to i nieszczęsny obiekt licytacji.
Probst licytuje 125 franków i wygrywa aukcję. Radca przybija jego ofertę po raz pierwszy, drugi i trzeci. Już po chwili Kuntz stoi przy wózku mleczarskim ze szleją na ramieniu, a obok niego ujada pies mleczarza.