Sierpień
Ten otwierający Sklepy cynamonowe utwór jest wstępną charakterystyką rodzinnego miasta bohatera-narratora oraz jego najbliższych. W pierwszej części opowiadania bohater wspomina sierpniowe wyjazdy ojca „do wód”, czas, kiedy zostawał w domu z matką, starszym bratem oraz służącą Adelą, zajmującą się zaopatrzeniem w żywność.
Dni upływały na spacerach z matką po rynku w Drohobyczu, po sklepach, do apteki...
Druga część opowiadania jest opisem Tłui, opóźnionej w rozwoju dziewczyny, wegetującej w jednym z drohobyckich ogrodów, na dzikim wysypisku śmieci: „Na kupie śmieci i odpadków, starych garnków, pantofli, rumowiska i gruzu stało zielone malowane łóżko, podparte zamiast brakującej nogi dwiema starymi cegłami”. Otoczona kłębowiskiem much Tłuja godzinami przesiaduje na swym łóżku, by raz na jakiś czas z wściekłością zerwać się z niego i rzucić na pobliskie krzaki: „kretynka, ochrypła od krzyku, w konwulsji dzikiej uderza mięsistym łonem z wściekłą zapalczywością w pień bzu dzikiego, który skrzypi cicho pod natarczywością tej rozpustnej chuci, zaklinany całym
tym nędzarskim chórem do wynaturzonej, pogańskiej płodności”.
Część trzecia Sierpnia przynosi opis dalszej rodziny bohatera - ciotki Agaty, wuja Marka oraz ich dzieci. Ciotka Agata była „wielka i bujna, o mięsie okrągłym i białym, cętkowanym rudą rdzą piegów”. Chłopcu wydawała się czystą esencją kobiecości i płodności: „była to płodność niemal samoródcza, kobiecość pozbawiona hamulców i chorobliwie wybujała”. Z kolei wuj Marek, „mały, zgarbiony, o twarzy wyjałowionej z płci”, sprawiał wrażenie człowieka zrezygnowanego, przegranego, pogodzonego z losem i z własnym brakiem męskości.
Ich średnia córka, Łucja, „o mięsie białym i delikatnym”, wchodziła właśnie w okres dojrzewania i co chwile pokrywała się rumieńcem wstydu, gdyż wydawało jej się, że każde pytanie „zawierało tajną aluzję do jej nadwrażliwego panieństwa”.
Najstarszy kuzyn, Emil, powrócił z dalekich, egzotycznych krajów. Jego życie, naznaczone karcianym nałogiem, było ruiną i bankructwem. To właśnie Emil po raz pierwszy pokazał bohaterowi zdjęcia pornograficzne, co wywołało
u chłopca nie znany dotąd dreszcz „niejasnego wzburzenia”.
Nawiedzenie
Nawiedzenie otwiera opis domu bohatera. Była to kamienica położona przy miejskim rynku, a więc w centrum Drohobycza. Na mieszkanie składało się wiele pokoi, z których część wynajmowano różnym lokatorom. We wspomnieniach chłopca dom jawi
się jako nieskończony labirynt, w którym część pokoi stoi zapomniana, „gdyż nigdy nie pamiętano, ile z nich wynajęte było obcym lokatorom”. Raz na jakiś czas otwierano przypadkiem którąś z takich od lat nie używanych izb „i znajdowano ją pustą; lokator dawno się wyprowadził, a w nie tkniętych od miesięcy szufladach dokonywano niespodzianych odkryć”. W pokojach na dole kamienicy mieszkali sklepowi subiekci, zatrudnieni przez ojca bohatera.
Dalsza część Nawiedzenia przynosi opis ojca, pana Jakuba, który „w tym czasie (...) zaczął zapadać na zdrowiu”. Całymi dniami nie wychodził z łóżka, zażywając liczne lekarstwa i bezustannie wertując księgi handlowe, które przynoszono mu ze sklepowego biura. W tym czasie pojawiły się pierwsze symptomy
tajemniczej choroby - nocami domowników budził głos ojca rozmawiającego z Bogiem, krzyczącego na Stwórcę i zdającego wzbraniać się przed jakimiś nieznanymi żądaniami ze strony Najwyższego.
Wygłaszający jakieś długie i namiętne tyrady ojciec kojarzy się bohaterowi ze Starotestamentowym prorokiem, toczącym walkę z siłą znacznie od niego samego potężniejszą.
W końcu nadszedł czas wyciszenia. „Mój ojciec powoli zanikał, wiądł w oczach”. Miejsce gniewu i namiętności zajęły rezygnacja i przygnębienie. Ojciec znikał na całe dnie w zakamarkach mieszkania, potem pojawiał się, jeszcze chudszy i mizerniejszy, „mniejszy o parę cali”, coraz bardziej zapominany przez domowników.
Ptaki
Akcja tej opowieści rozgrywa się zimą, w czasie dni pełnych nudy i przedwcześnie zapadających wieczorów. „Ojciec nie wychodził już z domu. Palił w piecach, studiował nigdy nie zgłębioną istotę ognia (...). Od spraw praktycznego życia oddalał się coraz bardziej”. Matka próbowała zainteresować go problemami sklepu, ale Jakub uciekał od rozmów na bieżące tematy, biegł w głąb mieszkania i tam, z uchem przyłożonym do szpary w podłodze, nasłuchiwał. Ignorował
żonę, natomiast coraz większym respektem darzył służącą Adelę, która z wolna zyskiwała nad nim nieograniczoną władzę. Wystarczało, że kierowała w jego stronę zgięty palec i wykonywała nim ruchy
przypominające łaskotanie, a ojciec uciekał w panice przez pokoje, by wreszcie rzucić się na swoje łóżko i tam „wić się w konwulsjach śmiechu pod wpływem samego obrazu wewnętrznego, któremu nie mógł się oprzeć”.
W tym czasie ojciec zaczął interesować się ptakami. Najpierw sprowadzał z Niemiec i Holandii ptasie jaja, które dawał do wylęgania kurom. Początkowe zainteresowanie wkrótce przerodziło się w prawdziwą obsesję, na strychu pan Jakub założył ptasią hodowlę i zaczął tam spędzać całe dnie i tygodnie. Urządzał „wesela ptasie”, krzyżował gatunki, w pewnym momencie sam zaczął zachowywać się jak ptak: „niekiedy przez zapomnienie zrywał się z krzesła przy stole i trzepiąc rękoma jak skrzydłami, wydawał pianie przeciągłe, a oczy zachodziły mu mgłą bielma. Potem, zawstydzony, śmiał się razem z nami i
starał się ten incydent obrócić w żart”.
Kres tej pasji położyła Adela, która - wykorzystując okres generalnych porządków - uprzątnęła ze strychu ptaki, niszcząc królestwo ojca i detronizując „ptasiego” władcę.
Po brutalnym zakończeniu przez Adelę przygody z ptakami, ojciec przygasł jeszcze bardziej, przestał uczestniczyć w życiu rodzinnym, usunął się na margines codziennych zdarzeń. Egzystował samotnie w
pustym pokoju na końcu sieni, powoli zapominany przez wszystkich. Tymczasem zima objęła Drohobycz w swoje całkowite władanie: „tygodnie (...) stały pod znakiem dziwnej senności. Łóżka cały dzień nie zaścielone, zawalone pościelą zmiętą i wytarzaną od ciężkich snów, stały, jak głębokie łodzie, gotowe do odpływu w mokre i zawiłe labirynty
jakiejś czarnej, bezgwiezdnej Wenecji”. Monotonny rytm dnia wyznaczała niepodzielnie rządząca w domu Adela. Rano sprzątała, potem podawała do łóżek kawę, wreszcie do swej pracy leniwie ruszali subiekci, a matka aż do południa mozoliła się z poranną toaletą. Gdy kończyła czesać włosy, na obiadową przerwę
schodzili się subiekci. Obiad stawał się rytuałem, po którym dzień zdawał się właściwie już zakończony, do zmierzchu zostawało wszak parę godzin. Ten czas matka przesypiała na otomanie, Adela
krzątała się w kuchni, natomiast w jadalni pojawiały się Polda i Paulina, „dziewczęta do szycia”. Dziewczyny te przynosiły z sobą krawiecką kukłę i zabierały się do pracy, przycinając kawałki materiału, szyjąc na maszynie i przymierzając na manekinie gotowe fragmenty ubrań.
W czasie takich prac krawieckich na Poldę i Paulinę trafił kiedyś ojciec. Długo stał i obserwował szwaczki, zafascynowany ich widokiem. Z czasem zaczął bywać w jadalni częściej, zyskując sympatię
dziewcząt, bawionych przezeń „pełną galanterii i dowcipu” konwersacją. Pana Jakuba fascynowała uroda dziewcząt, uważał je za mistrzostwo formy dzieła stworzenia. Był niewątpliwie pod wrażeniem ich niewinnego erotyzmu.
Wizyty ojca stały się pretekstem do długich rozmów, a raczej monologów, jakie stary kupiec bławatny wygłaszał do dziewczyn. Głównym tematem rozmów stał się problem zajmujący aktualnie pana Jakuba,
mianowicie doktryna manekinów. Kolejne trzy opowieści tworzą całość, na którą składa się wygłoszony przez ojca wykład o manekinach.
Traktat o manekinach albo Wtóra Księga Rodzaju
Traktat o manekinach. Ciąg dalszy
Traktat o manekinach. Dokończenie
Trzyczęściowy Traktat, wygłoszony przez ojca w obecności dwóch dziewcząt do szycia, jest prezentacją poglądów bohatera na kwestię postępującego we współczesnym świecie procesu dehumanizacji człowieka, sprowadzenia jednostki ludzkiej do rangi kukły, tytułowego manekina. Traktat jest trzyczęściowym wykładem, jaki wygłasza ojciec przed audytorium złożonym z Adeli, Poldy i Pauliny (dwóch dziewczyn zajmujących się szyciem) oraz kukły krawieckiej. Pierwsza część opatrzona
została wymownym podtytułem, Wtóra Księga Rodzaju - to odwołanie do zawierającej biblijny opis stworzenia świata Księgi Genesis zdaje się mieć u Schulza znaczenie szczególne; przedstawiony zostaje nowy porządek wszechrzeczy, nowe dzieło stworzenia: „Słowem - konkludował mój ojciec - chcemy stworzyć po raz drugi człowieka, na obraz i podobieństwo manekina”.
Manekiny stają się dla ojca symbolami ludzkiego cierpienia - materii, „która nie wie, kim jest i po co jest, dokąd prowadzi ten gest, który jej raz na zawsze nadano”. Tak jak manekiny, ludzie tkwią w narzuconej im formie, zawsze fragmentarycznej i niepełnej, zawsze naznaczonej bólem istnienia.
Istotą Traktatu jest proces redukcji osobowości, jaki ojciec zauważa we współczesnym świecie. Ludzie stają się manekinami, pustymi w środku kukłami, pozbawionymi zdolności czucia, myślenia, a przede wszystkim świadomości własnego istnienia. Człowieczeństwo przestaje być czymś istotnym, wyjątkowym, cudownym. Istotą tak rozumianej degradacji
człowieka jest depersonalizacja jednostki, swoiste „wypatroszenie” ludzi z ich tożsamości i niezależności.
W doktrynie ojca ludzie stawali się manekinami - tworami powołanymi do życia dla jednego gestu, jednej pozy, w której tkwiły przez całą swą egzystencję. Czasem taki manekin ma tylko jedną rękę, nogę
lub połowę twarzy - reszta nie jest potrzebna, gdyż został zaprojektowany do takiej a nie innej funkcji dekoracyjnej. Czasem mają tylko przód, z tyłu znajduje się pustka, zaszyta płótnem lub
pobielona.
Tytułowy Nemrod to mały pies, który pewnego dnia „znalazł się na podłodze naszej kuchni, niedołężny i piszczący, pachnący jeszcze mlekiem i niemowlęctwem”. Chłopiec pokochał szczeniaka i na zabawach z nim spędził cały miesiąc, obserwując codzienne borykanie się pieska z otaczającym go, tajemniczym światem, na który został powołany niezrozumiałym dlań zrządzeniem sił wyższych.
Nemrod poznawał dom, nowe zapachy, kształty, przedmioty i wrażenia, które atakowały jego zmysły. Dla małej psinki zwykła czynność szorowania podłogi przez Adelę urastała do rangi kataklizmu, na który
reagował gwałtownym szczekaniem.
Chłopiec obserwuje, jak do życia budzi się nowa forma, jak powoli Nemrod odkrywa w sobie instynkt, pamięć pokoleń, „znajduje jakieś czyny, decyzje, o których sam nie wiedział, że już w nim dojrzały, że czekały na to, by wyskoczyć”. Jego istnienie staje się apoteozą życia, pełnego „pikanterii, niespodzianych dreszczyków i point”.
Pan
W czasie jednego ze swoich spacerów po podwórzu, chłopiec trafił na drewniany parkan, znajdujący się między komorą, wychodkiem i tylną ścianą kurnika. Parkan oddzielał doskonale mu już znany i
spenetrowany obszar podwórka od tajemniczego, zapuszczonego ogrodu. Jedna z desek ogrodzenia przegniła i z czasem obluzowała się, teraz wystarczyło ja tylko wyważyć i już droga do nowego, nieznanego
świata była otwarta.
Wędrówka po ogrodzie przypominała odkrywanie dzikiego, egzotycznego świata: „tam to nie był już sad, tylko paroksyzm szaleństwa, wybuch wściekłości, cyniczny bezwstyd i rozpusta. Tam rozbestwione, dając upust swej pasji, panoszyły się puste, zdziczałe kapusty łopuchów -
ogromne wiedźmy, rozdziewające się w biały dzień ze swych szerokich spódnic, zrzucając je z siebie, spódnica za spódnicą, aż ich wzdęte, szelestne, dziurawe łachmany oszalałymi płatami grzebały pod
sobą kłótliwe to plemię bękarcie”.
W takiej scenerii pewnego dnia chłopiec spotkał mężczyznę, brudnego włóczęgę, kucającego między łopianami i załatwiającego potrzebę fizjologiczną. Jego nabrzmiała z wysiłku twarz, na której w pewnym
momencie pojawił się wyraz niewysłowionej ulgi, skojarzyła się bohaterowi z Panem, mitologicznym bóstwem pasterzy i stad, człowiekiem z kopytami, rogami i uszami kozła, wcieleniem czystej witalności
i lubieżności.
Pan Karol
Opowieść jest wspomnieniem wuja bohatera, tytułowego pana Karola. Wuj Karol ukazany tu został nie jako żywa istota ludzka, lecz jako pozbawiona cech człowieczeństwa lalka. W czasie wakacji wuj został „słomianym wdowcem”, jego żona wraz z dziećmi udała się na wczasy. Pan Karol wykorzystał okazję do licznych hulanek i alkoholowych ekscesów, po których wracał do domu
zmęczony i sponiewierany. Spał długo i ciężko, do późnego przedpołudnia wydychając i „wyziewując” z głębi ciała pozostałości libacji. „Potem leżał długo nieruchomy, z szklanymi oczyma, które były koloru wody, wypukłe i wilgotne. W wodnistym półmroku pokoju, (...) oczy jego jak maleńkie lusterka odbijały wszystkie błyszczące przedmioty”. Bliżej mu było wtedy do kukły niż do człowieka.
Jego mieszkanie zdawało się nie akceptować intruza - wuj Karol czuł się w nim obco, jak złodziej. Po porannej, a w zasadzie południowej, toalecie ubierał się w milczeniu i wychodził z domu ze
spuszczoną głową, a wtedy w wielkim domowym zwierciadle „w przeciwną stronę oddalał się (...) ktoś odwrócony na zawsze plecami - przez pustą amfiladę pokojów, które nie istniały”.
Sklepy cynamonowe
Akcja Sklepów cynamonowych umiejscowiona jest „w okresie najkrótszych, sennych dni zimowych, ujętych z obu stron od poranku i od wieczora w futrzane krawędzie zmierzchów, gdy miasto rozgałęziało się coraz bardziej w labirynty zimowych nocy, z
trudem przywoływane przez krótki świt do opamiętania, do powrotu...”. Opowieść rozpoczyna krótki epizod związany z ojcem - w trakcie rodzinnego wyjścia do teatru przypomniał sobie, że zostawił w domu portfel z pieniędzmi i ważnymi dokumentami. Wysyła więc syna, by
przyniósł zgubę. Dopiero teraz rozpoczyna się właściwa opowieść. Bohater - narrator wspomina swą wieczorną wędrówkę po ciemnych ulicach miasta, w poszukiwaniu sklepów cynamonowych, na zwiedzenie których przyszła mu nagła ochota. W tym miejscu pada wyjaśnienie terminu, chłopiec nazywa sklepami cynamonowymi małe sklepiki prowadzone przez „starych i pełnych godności kupców, którzy obsługiwali klientów ze spuszczonymi oczyma, w dyskretnym milczeniu, i pełni byli mądrości i wyrozumienia dla ich najtajniejszych życzeń”.
Co można było kupić w tych sklepach? Właściwie wszystko: „ognie bengalskie, szkatułki czarodziejskie, marki krajów dawno zaginionych, chińskie odbijanki, indygo, kalafonium z Malabaru, jaja owadów egzotycznych, papug, tukanów, żywe salamandry i bazyliszki,
korzeń Mandragory, norymberskie mechanizmy, homunculusy w doniczkach, mikroskopy i lunety, a nade wszystko rzadkie i osobliwe książki, stare foliały pełne przedziwnych rycin i oszałamiających
historyj”.
Skąd wzięła się nazwa sklepów? Wymyślił ją sam bohater, „dla ciemnych boazeryj tej barwy, którymi są wyłożone”. A więc boazerie sklepów były, według narratora, koloru cynamonowego.
Wędrówka po mieście przeradza się w błądzenie - w nocy ulice Drohobycza zdają się być takie same... W pewnym momencie bohater trafia w pobliże gmachu swego dawnego gimnazjum - wywołuje to w nim falę
wspomnień związanych ze szkołą. Myśli bohatera krążą wokół lekcji rysunków prowadzonych przez profesora Arendta, nocnych powrotów ze szkolnych zajęć nadobowiązkowych. Tymczasem chłopiec krąży po
opustoszałym gmachu gimnazjum, trafia do gabinetu dyrektora, wreszcie przez taras wraca na ulicę.
Widzi stojącą dorożkę i - nie namyślając się wiele - wsiada do niej. Rozpoczyna się nocna jazda przez miasto. Woźnica, zachęcony przez swoich kolegów spod pobliskiego szynku, przekazuje bohaterowi
lejce, a sam idzie do znajomych. Teraz dorożkę prowadzi koń, chłopiec trzyma tylko lejce i patrzy, gdzie zawiezie go nowy przewodnik. W ten sposób trafia za miasto, najpierw widzi tajemnicze nocne
ogrody, potem pojawiają się pierwsze drzewa, pagórki, wreszcie las. Koń ustaje daleko za miastem, dyszy ciężko. Chłopiec przytula się do niego i wtedy na jego brzuchu dostrzega okrągłą czarną ranę.
Pyta konia: „Dlaczego mi nie powiedziałeś?”, koń odpowiada: „Drogi mój - to dla ciebie”.
Bohater do miasta wraca pieszo. Droga wiedzie z górki, szybki marsz wkrótce przemienia się w jazdę - jak na nartach. Tak dociera aż na miejski rynek i spotyka szkolnych kolegów, którzy „zbyt wcześnie wyszli do szkoły, obudzeni jasnością tej nocy, która nie chciała się skończyć”. Razem z nimi chłopiec wyrusza na kolejny spacer ulicami Drohobycza...
Ulica Krokodyli
Ulica Krokodyli stała się dla Drohobycza symbolem nowego świata, postępu cywilizacyjnego i technicznego, jaki stał się udziałem tego prowincjonalnego miasteczka w pierwszych latach XX wieku. Ulica Krokodyli kontrastowała ze starym miastem, gdzie „panował jeszcze nocny, pokątny handel, pełen solennej ceremonialności”. Tymczasem w nowej dzielnicy pojawiały się od razu „nowoczesne, trzeźwe formy komercjalizmu. Pseudoamerykanizm (...) wystrzelił tu bujną, lecz pustą i bezbarwną wegetacją tandetnej, lichej pretensjonalności”. Na każdym kroku można było dostrzec pretensje do wielkiego świata, obcojęzyczne napisy i tanią elegancję. Nawet usłużność subiektów i panien sklepowych naznaczona była fałszem i wewnętrzną pustką.
Sklepy i magazyny zdawały się nie mieć końca. Były to wielkie, wielobranżowe przedsiębiorstwa, w których przechodziło się z działu konfekcji do księgarni pełnej „wysoce dwuznacznych wydawnictw i druków prywatnych”.
W tej dzielnicy zdaje się rządzić chaos. Ulica Krokodyli to także nieobecne w starej części Drohobycza tramwaje o powyginanych i pogniecionych ścianach, wykonanych z papier-màché, oraz dorożki, pędzące samopas po mieście, bez woźniców,
zajętych w tłumie własnymi sprawami. Na zakręcie ulicy ludzie czekają na pociąg, ale nie wiadomo, czy ten przyjedzie i czy zatrzyma się akurat w tym miejscu.
Po ulicy kręcą się prostytutki, w powietrzu unosi się „odór zepsucia”, na każdym kroku pleni się spekulacja i korupcja. Największą wadą ulicy Krokodyli jest, według narratora, jałowość życia - nic tu nie dochodzi do skutku, żadne zamierzenie nie jest w pełni
realizowane, żaden cel nie zostaje osiągnięty do końca.
Karakony
Jest to kolejna opowieść o postępującym procesie wyalienowania ojca z otaczającego go świata, którego reguł i nowoczesności nie chciał i nie potrafił zaakceptować. Pogrążony w depresji, usunął się z życia codziennego do tego stopnia, że bohater w pewnym momencie konkluduje: „ojca już wtedy nie było”. Chłopiec podejrzewa, że ojciec przemienił się w kondora - wypchanego ptaka stojącego na jednej nodze na półce w salonie.
W czasie rozmowy z matką, której zarzuca cyniczne przejście do porządku dziennego nad stratą męża, pojawia się nowa hipoteza dotycząca zniknięcia pana Jakuba. Matka zdaje się sugerować, że ojciec
zamienił się w karakona w czasie inwazji tych owadów na dom. Rzeczywiście, chłopiec przypomina sobie, jak pan Jakub zaczął w pewnym momencie poruszać się „wieloczłonowym skomplikowanym ruchem dziwnego rytuału, w którym ze zgrozą poznałem imitację ceremoniału karakoniego”, a jego ciało upstrzone było „czarnymi plamami totemu”. Czyżby więc jego ojciec przeobraził się w owada? Zdezorientowany bohater utrzymuje jednak, że pan Jakub to wypchany kondor. Wtedy matka ze znużeniem tłumaczy mu, że ojciec jest komiwojażerem i
czasami wraca do domu późną nocą, by przed świtem ruszyć do dalszej pracy.
Wichura
Akcja tej opowieści rozgrywa się w czasie zimy, która opanowała Drohobycz. Miasto ogarnęła ciemność, co było wynikiem nie tylko pory roku, ale także niesprzątania przez ludzi strychów i rupieciarni.
Pewnego dnia wszystkie te, gromadzone latami odpady, wychynęły na miasto i spowiły je w trwającej trzy dni i trzy noce mrocznej wichurze...
W czasie wichury chłopiec nie chodził do szkoły. Kiedy domownicy siedzieli zgromadzeni w kuchni, zorientowali się, że nigdzie w domu nie ma ojca. Wreszcie przypomniano sobie, że wczesnym rankiem
wyszedł do sklepu i musiał zostać w nim, odcięty przez wichurę. Jeden z subiektów, Teodor, podjął się zaniesienia Jakubowi obiadu, podejrzewano bowiem, że ojciec nie miał od rana nic w ustach. W
wyprawie towarzyszył starszy brat bohatera. Wrócili po kwadransie, opowiadając o szalejącej zamieci, w której zmylili drogę i nie trafili do sklepu. Matka podejrzewała, że w rzeczywistości nigdzie
nie poszli i całą wyprawę przestali pod oknem, wcale nie oddalając się od domu, bohater uważa jednak, że nie kłamią, a miasta i rynku wcale już nie ma - zostały zmiecione przez wichurę.
Tymczasem w odwiedziny przychodzą różni znajomi i sąsiedzi. Między innymi pojawia się ciotka Perazja, która niespodziewanie dostaje ataku wściekłości. Klnąc, złorzeczy Adeli i matce, po czym nagle
zaczyna się gwałtownie kurczyć, maleć, aż gdzieś w kącie kuchni zwija się, niczym spalony papier, obraca w proch i znika.
Noc Wielkiego Sezonu
Ostatnie opowiadanie rozgrywa się w dziwnym czasie, nie mieszczącym się w tradycyjnym kalendarzu: „Każdy wie, że w szeregu zwykłych, normalnych lat rodzi niekiedy zdziwaczały czas ze swego łona lata inne, lata osobliwe, lata wyrodne, jak szósty, mały palec u ręki, wyrasta kędyś trzynasty, fałszywy miesiąc”. Skończył się sierpień, ale jesień nie zaczęła się jeszcze, lato trwa, jakby natura zapomniała o koniecznych zmianach.
Ojciec bohatera znowu coraz więcej czasu spędzał w sklepie, prowadząc rachunki i skomplikowane obliczenia. Przeczuwał nadchodzącą jesień, nadchodzący czas „wielkiego sezonu”. Ludzie poruszali się po ulicach „ożywieni jakimś wewnętrznym ogniem”, wszędzie czuć było dziwne podniecenie. Jednak coraz szybciej zapadający zmierzch sprawiał, że miasto pustoszało, wchodziło w nagle gęstniejący mrok nocy.
Gdzieś znikli subiekci, pan Jakub został sam, „w trwodze przed tłumami, które wnet miały zalać ciszę sklepu plądrującą hałaśliwą rzeszą i rozebrać między siebie, rozlicytować całą tę bogatą jesień, od lat zbieraną w wielkim zacisznym spichlerzu”.
Pewnego dnia o świcie do domu przyleciały ptaki, potomstwo niegdyś wygnanych przez Adelę. Były wśród nich „ptaki dwugłowe, ptaki wieloskrzydłe, były też i kaleki, kulejące w powietrzu jednoskrzydłym, niedołężnym lotem”. Niektóre z nich leciały na wznak, upierzone fantastycznie, niczym ptaki rajskie, inne zrobione były z papieru. Wszystkie były ślepe. Ojciec przywitał je z ogromnym wzruszeniem, przyzywał
zaklęciami, wabił. One jednak nie słyszały go ani nie widziały, W pewnym momencie bezmyślne dzieci zaczęły rzucać w ptaki kamieniami, postrącały je z nieba i pozabijały. Teraz u stóp ojca leżały
martwe ptaki, gigantyczna kupa kolorowych piór wypchanych „byle jak starym ścierwem”.
Ojciec wrócił do pustego sklepu. Tymczasem ze snu budzili się subiekci, Adela przygotowywała poranną kawę. Dom budził się do życia.
Wszystkie opowiadania łączy czas i miejsce akcji, osoba narratora - ten sam człowiek, ale raz prowadzi narrację z punktu widzenia osoby dorosłej, raz z punktu widzenia dziecka, oraz tematyka. Opowiadania dotyczą dzieciństwa, nowych doświadczeń, osoby ojca - wielkiego patriarchy, człowieka, który zna „Księgę”, maga, czarodzieja, domowego władcy, kupca, właściciela sklepu z materiałami. Narrator mówi także o matce, służącej Adeli, krawcowych
pracujących w domu, opowiada o miasteczku i swoich poszukiwaniach „Księgi”. Akcja opowiadania pt. Sklepy cynamonowe umiejscowiona jest „w okresie najkrótszych, sennych dni zimowych, ujętych z obu stron od poranku i od wieczora w futrzane krawędzie zmierzchów, gdy miasto rozgałęziało się coraz bardziej w labirynty zimowych nocy, z
trudem przywoływane przez krótki świt do opamiętania, do powrotu...”. Opowieść rozpoczyna krótki epizod związany z ojcem - w trakcie rodzinnego wyjścia do teatru przypomniał sobie, że zostawił w domu portfel z pieniędzmi i ważnymi dokumentami. Wysyła więc syna, by
przyniósł zgubę. Dopiero teraz rozpoczyna się właściwa opowieść. Bohater - narrator wspomina swą wieczorną wędrówkę po ciemnych ulicach miasta, w poszukiwaniu sklepów cynamonowych, na zwiedzenie
których przyszła mu nagła ochota. Ich nazwa pochodzi od koloru boazerii.
Opowiadania są przepojone symbolami, wieloznaczne, barwne. W opisie świata Schulz stosuje często poetykę z pogranicza snu i jawy, a także poetykę snu (oniryzm). Miejsce i czas mają w jego utworach niezwykłe właściwości - mogą się zmieniać: rozciągać, kurczyć. Wychodząc na przykład z teatru po zapomniany przez ojca portfel, bohater gubi się w labiryncie miejskich uliczek i trafia na zakazaną ulicę Krokodyli do
podejrzanego sklepiku.
Sierpień
- Spacery z matką po rynku w środku lata, kiedy ojciec wyjeżdża na wypoczynek.
- Mieszkanie obłąkanej Tłui i jej zachowanie.
- Domostwo ciotki Agaty, intrygujący wuj Emil.
Nawiedzenie
- Zima. Ojciec choruje. Niepokoi się stanem ksiąg handlowych prowadzonych przez matkę.
- Izolacja Ojca od pozostałych członków rodziny.
- Rozmowy Jakuba z Bogiem.
- Dziwactwa Ojca, który coraz bardziej pogrąża się w swoim własnym świecie.
Ptaki
- Pełnia zimy. Nową pasją Ojca staje się hodowla egzotycznych ptaków, których jaja sprowadza z odległych zakątków świata.
- Ptasie królestwo Ojca na poddaszu.
- Ingerencja służącej, Adeli - zniszczenie królestwa Ojca, który zaczyna się upodabniać do kondora.
Manekiny
- Samotność Ojca. Pustka w domu.
- Ojciec spotyka dwie szwaczki: Poldę i Paulinę zatopione w powodzi kolorowych skrawków materii.
- Rozmowy Ojca z dziewczętami.
Traktat o manekinach, Albo wtóra Księga Rodzaju
- Marzenia i tęsknoty Ojca, aby tworzyć, być kreatorem.
- Adela terroryzuje Ojca.
Traktat o manekinach. Ciąg dalszy
- Ojciec opowiada o losie materii, którą można dowolnie modelować.
- Jego wykład powtórnie przeżywa Adela.
Traktat o manekinach. Dokończenie
- O bujności i niepowstrzymanym rozwoju materii.
- Znowu Adela.
Nemrod
- W domu pojawia się szczeniak, który odkrywa nieznany świat przekonując się ze zdumieniem, że drzemie w nim wiedza jego praprzodków.
Pan
- Bohater obserwuje włóczęgę, który w oczach dziecka staje się mitycznym Panem (bożek lasów w mitologii greckiej).
Pan Karol
- Życie słomianego wdowca podczas wakacji.
Sklepy cynamonowe
- Środek zimy. Narrator wraz z rodzicami wybiera się do teatru. Zapomniano portfela, więc chłopiec musi wrócić z powrotem.
- Nadzwyczajne zdarzenia w drodze.
Ulica Krokodyli
- Ulica Krokodyli - obszar wyklęty.
- Połowiczność, nieskończoność, zawieszenie w próżni jako cechy charakteru tej części miasta.
Karakony
- Okres już po śmierci Ojca.
- Opowieść matki o okresie plagi karakonów
- wstręt Ojca,
- upodobnienie się Ojca do karakona.
Wichura
- Burzliwa wichura powoduje zaburzenie w codziennym porządku dnia.
- Przybywa ciotka Perazja.
- Wszystko powraca do normy.
Noc Wielkiego Sezonu
- Zbliża się Wielki Sezon. Ojciec przygotowuje się na przyjęcie olbrzymiej masy klientów.
- Zamęt, ludzie tłoczą się w sklepie. Jakub zwołuje swych subiektów (zajętych pogonią za Adelą), aby pomogli mu w sprzedaży.
- Nadlatują chmary bajecznie kolorowych, ale chorych, zniekształconych ptaków - efekt hodowli Ojca. Zostają strącone przez rzucających w nie kamieniami klientów.
- Ojciec jest zdruzgotany. Jego eksperyment twórczy zakończył się całkowitą klęską.
Ojciec - Jakub - imię kojarzy się z biblijnym Jakubem, który w Księdze Rodzaju spierał się z Aniołem. Zresztą w opowiadaniu Nawiedzenie pisarz opisuje podobną scenę. Ojciec ma jednak w utworach Schulza wiele twarzy. Raz jest kupcem bławatnym (jak w rzeczywistości), raz czarodziejem, magiem. Ojciec w każdym wcieleniu jest potężną
indywidualnością. W specyficzny sposób postrzega świat, kosmos i proces stwarzania. Jest autorem monologu o stwarzaniu, kreacji (Traktat o manekinach), w którym umiejętność tworzenia nowych istot przypisuje nie tylko Bogu. Uważa że każdy może w dowolny sposób kształtować materię, w charakterze której leżą plastyczność i uległość. Stąd jego
program „demiurgu” (tworzenia) dla wszystkich: „pragniemy rozkoszy twórczej... Chcemy stworzyć po raz wtóry człowieka...”.
Ojciec nie poprzestaje na słownych deklaracjach. Prowadzi własne eksperymenty twórcze (Ptaki), niestety kończą się one wielką klęską (Noc wielkiego sezonu). Ojciec staje się w opowiadaniach symbolem prób wydostania się spod przytłaczającej, małomiasteczkowej atmosfery oraz ludzkich ograniczeń. Chce absolutu, mistycyzmu na co dzień. Rozmawia z Bogiem,
wnika w tajniki życia (Ptaki, Karakony), próbuje swoich twórczych możliwości.
Syn - Józef - narrator - mały chłopiec, jeszcze uczeń, odkrywający świat spoglądający na rzeczywistość oczami dziecka. W poznaniu kieruje się instynktem, podąża w stronę zdarzeń osób i miejsc, do których czuje naturalny
pociąg: kuzyn Emil, Tłuja, włóczęga z ogrodu (Pan bez fletu), ulica Krokodyli. Spogląda na świat jak na rzeczywistość mistyczną, odkrywa w sobie całe pokłady wiedzy przeszłych pokoleń.
Akcja opowieści składających się na Sklepy cynamonowe rozgrywa się w dzieciństwie bohatera - narratora. W tekście brak jest dat dziennych, czy nawet rocznych, nie są one jednak istotne, ponieważ przeszłość wspominana przez narratora uległa deformacji i mitologizacji. Dla Schulza o wiele istotniejsze niż daty dzienne zdają się być pory roku - na przykład akcja otwierającego książkę opowiadania Sierpień osadzona jest - zgodnie z tytułem - pod koniec lata, podobnie zresztą jak akcja Nemroda. Z kolei akcja Nawiedzenia rozgrywa się wczesną zimą, zaś Ptaków i Sklepów cynamonowych - w pełni zimy, gdy dni są najkrótsze.
Miejscem akcji jest Drohobycz, małe ukraińskie miasteczko położone na wschodnich kresach II Rzeczypospolitej, nieopodal stolicy Galicji - Lwowa. Blisko Drohobycza znajdował się Borysław, gdzie w 1901 r. odkryto złoża ropy naftowej. Spowodowało to gwałtowny napływ do Drohobycza kapitału, co zaowocowało istną rewolucją przemysłową i nagłym rozwojem cywilizacyjnym tego tradycjonalistycznego
miasteczka. Drohobycz został niejako podzielony na dwie części - starą, „tradycyjną”, z małymi prywatnymi sklepikami, oraz nową, „zachodnią” - z potężnymi firmami i nowoczesnymi sklepami. Stary świat
powoli kapitulował, odsuwał się w przeszłość, symbolizowaną przez ulicę Krokodyli; nowoczesność tryumfowała.
Centralnym punktem Drohobycza jest rynek, przy którym mieszka bohater - narrator. To z tego właśnie domu wyprawia się na spacery, podczas których ogląda ulice miasta i mieszczące się przy nich sklepy
oraz magazyny, a także parki, place i ogrody.
Reasumując, akcja Sklepów cynamonowych rozgrywa się w pierwszych latach XX wieku (po odkryciu w Borysławiu ropy) w Drohobyczu.
GENEZA: Bruno Schulz zaczął pisać około roku 1925. Jego pierwszy znany utwór, Noc lipcowa, pochodzi z roku 1928, ale w druku ukazał się dopiero osiem lat później. Schulz był bowiem zbyt nieśmiały, aby liczyć na wydanie swoich dzieł, dlatego też tworzył „do szuflady”. Talent Schulza odkryła Zofia Nałkowska, która spowodowała wydanie jego debiutanckiej książki - był to zbiór opowiadań Sklepy cynamonowe (1933, postdatowany na rok 1934). Wkrótce po debiucie Schulz dokonał przekładu powieści Franza Kafki Proces. Przekład ten ukazał się w roku 1936. Zachęcony sukcesem, pisarz publikuje w roku 1937 zbiór opowiadań Sanatorium pod Klepsydrą, na który złożyły się utwory wcześniejsze od opowiadań ze Sklepów cynamonowych.
GATUNEK - PROZA POETYCKA: Cechą charakterystyczną obu zbiorów opowiadań Schulza jest ich przynależność gatunkowa. Zarówno Sklepy cynamonowe, jak i Sanatorium pod Klepsydrą należy zaliczyć do tak zwanej prozy poetyckiej. W tego rodzaju książkach realistyczne czynniki fabularne zostają zepchnięte na drugi plan. Na plan pierwszy wysuwa się rzeczywistość zdeformowana, odkształcona i zmitologizowana. W przypadku opowiadań Schulza mamy do czynienia z poetycko-fantastycznym przetworzeniem realiów życia w małym galicyjskim miasteczku sprzed pierwszej wojny światowej.
Deformacja rzeczywistości w opowiadaniach Schulza: W Sklepach cynamonowych, które stanowią bardziej zwartą treściowo całość niż Sanatorium..., czynnikiem organizującym świat przedstawiony jest retrospektywny powrót bohatera-narratora do czasów dzieciństwa. Dzieje się to podobnie jak w marzeniu sennym. Bohater, przypominając sobie swoje
dzieciństwo, przypomina sobie jednocześnie sylwetki ojca, matki, bliskich i znajomych, także ulice, budynki i ich wnętrza. Wspomnienia są zniekształcone, niektóre mało istotne wydarzenia urastają do
rangi symbolu, inne, kiedyś ważne sprawy, kurczą się i zanikają. Obraz jest falujący, płynny, przedmioty i ludzie dowolnie zmieniają kształty. Nie inaczej jest również w opowiadaniach z Sanatorium pod Klepsydrą. Na przykład bohater Wiosny rozmawia z Bianką w pokoju, który nagle okazuje się być lasem, a las pociągiem.
Czas w opowiadaniach Schulza: Czas historyczny to okres dzieciństwa i młodości pisarza. O wiele ważniejszy jest jednak czas jako czynnik budujący świat przedstawiony. Podobnie jak przestrzeń, czas w opowiadaniach często przekracza uznane przez nas ramy jak: noc, dzień, poranek, wieczór, tydzień, miesiąc. Schulz pisze na przykład: „Każdy wie, że w szeregu zwykłych, normalnych lat rodzi niekiedy zdziwaczały czas ze swego tona lata inne, lata osobliwe, lata wyrodne, którym, jak szósty, mały palec u ręki, wyrasta kędyś trzynasty,
fałszywy miesiąc”.
Pisarz często ujmuje czas jako cykl dni, pór roku, lat. W większości jego opowiadań już tytuł lub pierwsze zdanie zawiera informację o dniu i porze roku, w jakich rozgrywają się przedstawione wydarzenia. Każda pora roku ma przy tym
odmienny, sobie tylko właściwy charakter: wiosna - czas planów, lato - spełnienie marzeń, jesień - rozczarowanie, zima jest „pustą” porą, w której odbijają się wszystkie pozostałe pory (J.
Jarzębski). To zimą ojciec przeprowadza swe twórcze eksperymenty z ptakami. Zimą także rozgrywa się akcja opowiadania Sklepy cynamonowe. I tu już wyraźnie widać, że zima zawiera pierwiastki wszystkich pór roku: zapach fiołków, anemony, woń wiosny.
Przestrzeń: W twórczości Schulza miejsca realne, rzeczywiste: Drohobycz, dom rodziny Schulzów - kamienica przy rynku zostają przetworzone w wyobraźni pisarza i nabierają cech nadrealnych, niepokojących,
zaskakujących, mitycznych. Duża część opowiadań rozgrywa się w domu. Jawi się on jako azyl, schronienie przed żywiołami kosmosu lub wręcz przeciwnie jest odzwierciedleniem pełnej dysonansów psychiki
ludzkiej. Opisując przestrzeń interpretatorzy Schulza często sięgają po symbol labiryntu (J. Jarzębski). Formę labiryntu przybiera miasto nocą, mieszkanie, gmach gimnazjum, sklep. Bohater zagłębia się w labirynty, błądzi po nich, odkrywa nowe drogi, gubi się. Tą drogą może odkryć prawa
i porządek rządzący światem, a wybierając swój szlak staje się konstruktorem, budowniczym swojej własnej przestrzeni.
Ludzie i manekiny: Na Sklepy cynamonowe składa się między innymi Traktat o manekinach. Jest to rodzaj wykładu, w którym ojciec przedstawia istotę swego lęku. Manekin cechuje się tym, że jest w środku pusty. Redukcja człowieka do funkcji manekina, to właśnie takie „wypatroszenie”,
pokazanie, że człowieczeństwo nie jest już niczym istotnym. Ludzie w opowiadaniach Schulza przypominają takie właśnie manekiny, albo wręcz nimi są, jak w opowiadaniu Wiosna. Wuj Karol ukazany jest w opowiadaniu Pan Karol nie jako człowiek, ale jako lalka, która jest pozbawiona cech człowieczeństwa: „Potem leżał długo nieruchomy, z szklanymi oczyma, które były koloru wody, wypukłe i wilgotne. W wodnistym półmroku pokoju, (...) oczy jego jak maleńkie lusterka odbijały wszystkie błyszczące przedmioty”.
Ukazując niektórych swoich bohaterów, Schulz traktuje ich bardzo specyficznie: „Ciotka Agata (...) o mięsie okrągłym i białym”, „jej córka Łucja (...) o mięsie białym i delikatnym”. Człowiek został nie tylko zdehumanizowany ale również sprowadzony do rangi kawałka mięsa, na które można patrzeć jak na obiekt bez życia, coś do zjedzenia.
Manekiny są dla Schulza symbolami odczłowieczenia, bezduszności, komercjalizmu - zdominowania przez handel (Ulica Krokodyli). Człowiek w tych opowiadaniach ugrzązł w świecie prymitywnej erotyki, codzienności, nijakości. Ludzie są potępieni, skazani, nie mogą wyzwolić się spod przytłaczającej ich formy plastikowego manekina.
W Traktacie o manekinach Ojciec prezentuje także inną koncepcję manekina. Pojawia się tu definicja manekina jako rzeczy, którą człowiek tworzy, której nadaje znaczenie i miejsce w kosmosie: „Chcemy stworzyć po raz wtóry człowieka, na obraz i podobieństwo manekina”, „do obsługi każdego człowieka, każdego czynu, powołamy do żucia osobnego człowieka”.
W tym kontekście manekin staje się synonimem całej rzeczywistości ludzkich tworów. Spostrzeżenia Ojca zawarte w Traktacie... odnoszą się także do teorii twórczości artystycznej pisarza.
Bruno Schulz urodził się 12 VII 1892 r. w Drohobyczu. Był synem kupca bławatnego Jakuba Schulza i Henrietty z Hendel Kuhmarkerów. Rodzina należała do środowiska galicyjskich Żydów, nie kultywowano w niej jednak tradycji żydowskich i
mówiono po polsku.
W 1902 r. Schulz rozpoczął naukę w gimnazjum realnym. Już wówczas wykonywał rysunki świadczące o jego kompleksach i skłonnościach masochistycznych. W 1910 r. pisarz zdał maturę. W czasie I wojny światowej przebywał w Wiedniu gdzie przez kilka miesięcy studiował malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych. Wkrótce jednak powrócił do Drohobycza. Nieustannie zajmował się działalnością
artystyczną. Początkowo były to malarstwo i rysunek, później zajął się także pisarstwem. Od 1924 r. pracował jako nauczyciel rysunku, robót ręcznych i matematyki w gimnazjum w Drohobyczu. Byt to okres znaczących w biografii pisarza znajomości literackich: z Władysławem Riffem - utalentowanym
studentem polonistyki, Stanisławem Ignacym Witkiewiczem, Deborą Vogel, w końcu z „pierwszą damą” literatury dwudziestolecia Z. Nałkowską. Dzięki jej pomocy w 1933 r. zostały wydane Sklepy cynamonowe. Do 1939 r. Schulz zajmował się twórczością literacką i krytyczną. Po wkroczeniu do Drohobycza armii hitlerowskiej piwa został przeniesiony do getta żydowskiego. Udawało mu się przetrwać dzięki „opiece”
gestapowca Landaua. Warszawscy przyjaciele Schulza przygotowali dla niego fałszywe dokumenty i plan ucieczki. W przeddzień jego wykonania, 19 XI 1942 r., pisarz został zastrzelony.
Twórczość literacka: zbiory opowiadań - Sklepy cynamonowe (1933), Sanatorium pod Klepsydrą (1936), opowiadania - Jesień, Republika marzeń, Kometa, Ojczyzna oraz bogaty zbiór pism krytycznych. Obfita korespondencja pisarza uległa w większości zniszczeniu lub zaginęła.
Twórczość malarska: spośród bogatego zbioru prac plastycznych ocalała tylko jedna akwarela, cykl grafik Xięga bałwochwalcza.
Dlaczego Sklepy cynamonowe to proza poetycka?
Sklepy cynamonowe Brunona Schulza są typowym przykładem prozy poetyckiej, która pełna jest symboliki i metafor, a jej stylistyka bliska jest utworom poetyckim, poprzez użycie figur poetyckich oraz nadanie prozie wyraźnego rytmu. Znajdziemy tu zatem także miejsce na refleksję i liryczne opisy, choć fabuła nie będzie szczególnie rozbudowana.
W tym rozumieniu nie sposób ująć Sklepom cynamonowym poetyckości, metaforyczności i nawiązań symbolicznych. Utwór daleki jest od klasycznego opowiadania. Fabuła rozmywa się, czas jest płynny, a narrator staje się raz dorosłym, raz dzieckiem. Całość wydaje się raczej marzeniem sennym, przez co dzieło należy zaliczyć także do literatury onirycznej, w której sen odgrywa istotną rolę w budowaniu narracji.
U Schulza właśnie sen jest tym narzędziem, które pozwala na deformowanie rzeczywistości i jeszcze lepsze granie figurami metaforycznymi. Na drugi plan schodzi czas akcji, ponieważ bardziej istotne od konkretnej daty są opisy danej pory dnia czy roku. Prawdziwe miejsca także zyskują nową odsłonę, zdeformowane jakby występowały w marzeniu sennym:
„Śnieg skurczył się w baranki białe, w niewinne i słodkie runo, które pachniało fiołkami. W takie same baranki rozpuściło się niebo, w którym księżyc dwoił się i troił, demonstrując w tym zwielokrotnieniu wszystkie swoje fazy i pozycje”.
Jakie symbole występują w Sklepach cynamonowych?
Symbolika Sklepów cynamonowych jest dość bogata, jak przystało na prozę poetycką, którą Schulz zgrabnie wykorzystał w swoim utworze.
Już same sklepy cynamonowe stają się pierwszym symbolem. Obserwując senną wędrówkę bohatera, można rozpoznać w niej metaforę próby znalezienia sensu życia i odczytania dziecięcych przeżyć, jako kształtowania dorosłego człowieka. Sklep staje się zatem utożsamieniem sensu ludzkiej egzystencji, ale też niedoścignionych pragnień i próby zerwania z ograniczeniami, jakie stawia szare życie przed człowiekiem. Egzotyczne produkty, które znajdują się w sklepie, są odzwierciedleniem różnorodności rzeczywistości i obrazem piękna, a także tajemniczości i magii.
Kolejnym ważnym symbolem, jakiego Schulz użył w swym dziele, są ptaki, utożsamiane z wolnością i możliwością rozwinięcia skrzydeł. To także marzenia, deptane przez bezduszną rzeczywistość. Taką zależność widać wyraźnie w miłości ojca do ptaków i zniszczenia jego hodowli przez Adelę, która wypędza ptaki ze strychu, aby go posprzątać ptasie odchody i tumany pierza. To właśnie zderzenie nierzeczywistych pragnień z codziennością i nudnym pragmatyzmem.
Jednym z najszerzej opisanych symboli Sklepów cynamonowych są manekiny, na których temat traktat wygłasza ojciec w roli Demiurgosa (należy tu dodać, że ojciec staje się tu także swoistym symbolem Demiurga, a zatem stwórcy określonego przez Platona, jako twórcę przyrody, a szerzej – nieboskiej siły czy postaci, tworzącej materię):
„[…] chcemy stworzyć po raz wtóry człowieka, na obraz i podobieństwo manekina”.
Manekin symbolizuje niedoskonałość materii oraz ludzką twórczość pełną wad i usterek. Ojciec przedstawia swój plan niedoskonałego stworzenia:
„Nie zależy nam — mówił on — na tworach o długim oddechu, na istotach na daleką metę. […] Przyznajemy otwarcie: nie będziemy kładli nacisku na trwałość ani solidność wykonania, twory nasze będą jak gdyby prowizoryczne, na jeden raz zrobione. Jeśli będą to ludzie, to damy im na przykład tylko jedną stronę twarzy, jedną rękę, jedną nogę, tę mianowicie, która im będzie w ich roli potrzebna”.
Deformacja rzeczywistości w Sklepach cynamonowych.
Sklepy cynamonowe nie są w żaden sposób oczywiste czy zwyczajne. Pełnię poetyckiego przekazu autor osiąga poprzez deformowanie rzeczywistości. Może to robić w sposób bezkarny, ponieważ wrzuca swojego narratora w konwencję marzenia sennego, które toczy się, a to z punktu widzenia dziecka, a to dorosłego. Dzięki oniryzmowi (literatura oniryczna wykorzystuje sen, jako istotny element kształtowania fabuły), Schulz może dowolnie naginać przestrzeń, wkładając w usta bohaterów metaforyczne i niejednoznaczne wypowiedzi, a przestrzeń wokół nich maluje poetyckością opisu:
„Splątany gąszcz traw, chwastów, zielska i bodiaków buzuje w ogniu popołudnia. Huczy rojowiskiem much popołudniowa drzemka ogrodu. Złote ściernisko krzyczy w słońcu jak ruda szarańcza; w rzęsistym deszczu ognia wrzeszczą świerszcze; strąki nasion eksplodują cicho jak koniki polne”.
Na dodatek wyobraźnia dziecka-narratora, staje się narzędziem niezwykle plastycznym, dzięki któremu zwykłe rzeczy bez trudu zostają przedstawione, zupełnie innymi niż są:
„A ku parkanowi kożuch traw podnosi się wypukłym garbem-pagórem, jak gdyby ogród obrócił się we śnie na drugą stronę i grube jego, chłopskie bary oddychają ciszą ziemi”.
W Sklepach cynamonowych wszystko wydaje się odrealnione, a świat widziany przez narratora staje się niezwykłą wizją. Przedmioty wydają się żyć razem bohaterami opowieści i głośno oddychać, a barwne opisy działają na zmysły czytelnika, że niemal czuje zapachy i słyszy dźwięki:
„W półciemnej sieni ze starymi oleodrukami, pożartymi przez pleśń i oślepłymi od starości, odnajdowaliśmy znany nam zapach. […] Stare, mądre drzwi, których ciemne westchnienia wpuszczały i wypuszczały tych ludzi, milczący świadkowie wchodzenia i wychodzenia matki, córek i synów — otworzyły się bezgłośnie jak odrzwia szafy, i weszliśmy w ich życie”.
Co oznacza tytuł Sklepy cynamonowe?
Geneza tytułu Sklepów cynamonowych nie jest jednorodna i można się tu pokusić o postawienie kilku tez. W dosłownym znaczeniu sklepem cynamonowym był sklep ojca (Jakuba), który dla narratora był nie tylko źródłem utrzymania rodziny i prowadzenia kupieckich interesów, ale przede wszystkim było to miejsce symboliczne.
Sklepy cynamonowe w tym rozumieniu stają się miejscem niezwykłym, wypełnionym wspaniałymi, egzotycznymi towarami z najdalszych zakątków świata. Co za tym idzie, każdy z przedmiotów pobudzał wyobraźnię narratora, kryjąc w sobie jakąś historię i tajemniczość. Oto sklep cynamonowy kuszący obiekt pożądania, zakazany owoc, a może nawet odpowiedź na setki pytań o sens istnienia:
„Te prawdziwie szlachetne handle, w późną noc otwarte, były zawsze przedmiotem moich gorących marzeń.
Słabo oświetlone, ciemne i uroczyste ich wnętrza pachniały głębokim zapachem farb laku, kadzidła, aromatem dalekich krajów i rzadkich materiałów. […] Ale nade wszystko była tam jedna księgarnia, w której raz oglądałem rzadkie i zakazane druki, publikacje tajnych klubów, zdejmując zasłonę z tajemnic dręczących i upojnych”.
Idąc dalej, sklepy cynamonowe stają się odzwierciedleniem niedościgłego marzenia, pragnieniem i swego rodzaju wzorem. Narrator stawia je naprzeciw nowoczesnym, tandetnym tworom:
„Kiedy w starym mieście panował wciąż jeszcze nocny, pokątny handel, pełen solennej ceremonialności, w tej nowej dzielnicy rozwinęły się od razu nowoczesne, trzeźwe formy komercjalizmu. Pseudoamerykanizm, zaszczepiony na starym, zmurszałym gruncie miasta, wystrzelił tu bujną, lecz pustą i bezbarwną wegetacją tandetnej, lichej pretensjonalności”.
Jakie były elementy fantastyczne w Sklepach cynamonowych?
Sklepy cynamonowe pełne są elementów fantastycznych, przede wszystkim ze względu na wykorzystany przez autora motyw snu, charakterystyczny dla literatury onirycznej. Przedstawiając świat widziany przez narratora w formie marzenia sennego, Schulz wypaczał otaczającą rzeczywistość, nadając jej często cechy fantastyczne:
„Tylko pęk piór pawich, stojących w wazie na komodzie, nie dał się utrzymać w ryzach. Był to element swawolny, niebezpieczny, o nieuchwytnej rewolucyjności, jak rozhukana klasa gimnazjalistek, pełna dewocji w oczach, a rozpustnej swawoli poza oczyma. Świdrowały te oczy dzień cały i wierciły dziury w ścianach, mrugały, tłoczyły się, trzepocąc rzęsami, z palcem przy ustach, jedne przez drugie, pełne chichotu i psoty”.
Oderwanym od rzeczywistości i ewidentnie fantastycznym zdarzeniem jest przemiana ojca w wypchanego trocinami kondora, o czym narrator usiłuje rozmawiać z matką:
„Ojca już wówczas nie było. […] Z całego ptasiego gospodarstwa pozostał nam jedyny egzemplarz, wypchany kondor, stojący na półce w salonie. […]
— Chciałem cię już od dawna zapytać: prawda, że to jest on? — I chociaż nie wskazałem nawet spojrzeniem na kondora, matka odgadła od razu, zmieszała się bardzo i spuściła oczy”.
Aby tego było mało, ojciec zamienia się także w karakona:
„Podobieństwo do karakona występowało z dniem każdym wyraźniej — mój ojciec zamieniał się w karakona. Zaczęliśmy się przyzwyczajać do tego. Widywaliśmy go coraz rzadziej, całymi tygodniami znikał gdzieś na swych karakonich drogach — przestaliśmy go odróżniać, zlał się w zupełności z tym czarnym niesamowitym plemieniem”.
Wędrówka w Sklepach cynamonowych.
Sklepy cynamonowe to wędrówka senna narratora, który wraca do czasów dzieciństwa i młodości. Tytułowe sklepy, to także upragniony cel drogi, którą przemierza w poszukiwaniu nie tylko egzotycznych towarów i zapachów czy tajemnych ksiąg. Bohater poprzez swoją niezwykłą podróż usiłuje odnaleźć odpowiedź o cel ludzkiej egzystencji.
Wykład o manekinach, jaki udziela ojciec narratora, wyjaśnia, że wszystko wokół jest niedoskonałe i pełne wad, popełnionych już na etapie stworzenia. Wypaczony świat wydaje się plątaniną wizji i marzeń, wyobrażeniem świata, a nie jego faktycznym stanem.
Czas i przestrzeń są w Sklepach cynamonowych całkowicie nieuporządkowane i nieoczywiste, jednakże odnaleźć tu można wędrówkę po ulicach miasteczka, podobnego do rodzinnego miasta Schulza – Drohobycza. Narrator prowadzi jednak czytelnika krętymi ścieżkami, jakby szedł przez labirynt krajobrazów, miejsc, osób i zdarzeń, które także wymykają się rzeczywistości:
„[…] chwilami, wędrując po tej części miasta, miało się w istocie wrażenie, że wertuje się w jakimś prospekcie, w nudnych rubrykach komercjalnych ogłoszeń, wśród których zagnieździły się pasożytniczo podejrzane anonse, drażliwe notatki, wątpliwe ilustracje; i wędrówki te były równie jałowe i bez rezultatu jak ekscytacje fantazji, pędzonej przez szpalty i kolumny pornograficznych druków”.
Wędrówka w Sklepach cynamonowych ma wymiar metafizyczny. Tylko pozornie światem przedstawionym rządzi chaos. W rzeczywistości narrator wędruje przez swoje życie, szukając jego sensu.
Czym była ulica Krokodyli w Sklepach cynamonowych?
Ulica Krokodyli była w Sklepach cynamonowych kwintesencją nowomodnego zepsucia i tandety:
„Ulica Krokodyli była koncesją naszego miasta na rzecz nowoczesności i zepsucia wielkomiejskiego. Widocznie nie stać nas było na nic innego jak na papierową imitację, jak na fotomontaż złożony z wycinków zleżałych, zeszłorocznych gazet”.
Narrator porównuje nowe sklepy z wyjątkowymi sklepami cynamonowymi, pełnymi wiedzy o świecie. To w nich szuka prawdy o życiu, nie dostrzegając nic pożytecznego w kupieckiej nowoczesności. Brak tu towarów kryjących w sobie tajemnicze historie czy zakazanych książek i dokumentów, z których chciałoby się czerpać kolejne nauki o dalekich krainach. Co więcej, nie tylko nowoczesne sklepy budzą wstręt narratora. Cała dzielnica wydaje się wręcz odrażająca:
„Widziało się tam tanie, marnie budowane kamienice o karykaturalnych fasadach, oblepione monstrualnymi sztukateriami z popękanego gipsu. Stare, krzywe domki podmiejskie otrzymały szybko sklecone portale, które dopiero bliższe przyjrzenie demaskowało jako nędzne imitacje wielkomiejskich urządzeń”.
Schulz opowiada, że starzy mieszkańcy miasta nie odwiedzali ulicy Krokodyli, wiedząc, że mieszkają tu degeneraci i szumowiny. To świat niemoralny i ulotny.
Groteska w Sklepach cynamonowych.
Sklepy cynamonowe noszą znamiona groteski, widoczne w deformacji rzeczywistości, wypaczaniu jej i ciągłym zniekształcaniu. Niemal wszystko jest tu groteską, często przerysowane i karykaturalne. Na próżno szukać tu rzeczywistych miejsc i czasu, o czym świadczy akcja umieszczona w trzynastym miesiącu:
„Każdy wie, że w szeregu zwykłych, normalnych lat rodzi niekiedy zdziwaczały czas ze swego łona lata inne, lata osobliwe, lata wyrodne, którym — jak szósty, mały palec u ręki — wyrasta kędyś trzynasty, fałszywy miesiąc”.
Miejsca wprawdzie korespondują z tymi, które Schulz znał z autopsji (narrator przechadza się po uliczkach miasteczka, niezwykle podobnego do Drohobycza, z którego pochodził autor), ale mimo wszystko poszukiwanie sklepów cynamonowych prowadzi przez uliczki pełne nieoczywistości.
Groteskowość Sklepów cynamonowych przejawia się także w łączeniu elementów komicznych i tragicznych, jak w przypadku przemiany ojca w karakona, kiedy sytuacja dramatycznej walki Jakuba z insektami kończy się jego przemianą w robaka, którego nie sposób rozróżnić spośród pozostałych insektów:
„Kto mógł powiedzieć, czy żył gdzieś jeszcze w jakiejś szparze podłogi, czy przebiegał nocami pokoje, zaplątany w afery karakonie, czy też był może między tymi martwymi owadami, które Adela co rana znajdowała brzuchem do góry leżące i najeżone nogami i które ze wstrętem brała na śmietniczkę i wyrzucała?”.
Motyw labiryntu w Sklepach cynamonowych.
Wędrówka narratora po ulicach miasta w poszukiwaniu sklepów cynamonowych przypomina niekiedy błądzenie we mgle. Autor porównuje uliczki do labiryntu, w którym nie wiadomo, które drogi wybrać. Kamienice wydają się do siebie tak bardzo podobne, że z trudem można rozpoznać własny dom. Co więcej, kluczenie po miejskich chodnikach potęgowane jest licznymi zniekształceniami rzeczywistości, która wydaje się jeszcze bardziej pomieszana, szczególnie w nocy.
Motyw labiryntu pojawia się także podczas kluczenia w korytarzach kamienicy, w której znajduje się bohater:
„Daje to powód do ciągłych omyłek. Gdyż wszedłszy raz w niewłaściwą sień i na niewłaściwe schody, dostawało się zazwyczaj w labirynt obcych mieszkań, ganków, niespodzianych wyjść na obce podwórza i zapominało się o początkowym celu wyprawy, ażeby po wielu dniach, wracając z manowców dziwnych i splątanych przygód, o jakimś szarym świcie przypomnieć sobie wśród wyrzutów sumienia dom rodzinny”.
Labirynt przewija się wielokrotnie na kartach Sklepów cynamonowych, odnosząc się także do plątaniny myśli, jaka towarzyszyła ojcu, który bliski był już szaleństwa:
„Od dni, od tygodni, gdy zdawał się być pogrążonym w zawiłych konto-korrentach — myśl jego zapuszczała się tajnie w labirynty własnych wnętrzności”.
Jaki jest język narracji w Sklepach cynamonowych?
Narracja Sklepów cynamonowych prowadzona jest pierwszej osobie, niemniej jednak zarówno osoba narratora bywa zmienna, jak i rodzaj narracji ulega zróżnicowaniu. Józio ogląda świat oczami dziecka, po czym staje się znów dorosłym Józefem. Konwencja snu z kolei skutecznie zniekształca rzeczywistość.
Sama narracja początkowo nosi cechy fabularno-opisowej, jednak z czasem przypomina raczej narrację traktatową lub eseistyczną, po czym wraca znów do form opisowych, opisowo-eseistycznej i wreszcie ponownie – fabularno-opisowej.
Traktatowość narracji widać najlepiej w opowiadaniu Traktat o manekinach, w którym Jakub wykłada dziewczętom swoje teorie. Jego wypowiedzi poprzecinane są z kolei eseistycznymi konkluzjami narratora, który opowiada o tym, co działo się wokół przemowy oraz ocenia i podsumowuje słowa ojca:
„— Nie o tych nieporozumieniach ucieleśnionych, nie o tych smutnych parodiach, moje panie, owocach prostackiej i wulgarnej powściągliwości — chciałem mówić, zapowiadając mą rzecz o manekinach. Miałem na myśli coś innego.
Tu ojciec zaczął budować przed naszymi oczyma obraz tej wymarzonej przez niego generatio aequivoca, jakiegoś pokolenia istot na wpół tylko ograniczonych, jakiejś pseudowegetacji i pseudofauny, rezultatów fantastycznej fermentacji materii”.
Opisowość widać z kolei choćby w opowiadaniu Niemrod:
„Cały sierpień owego roku przebawiłem się z małym, kapitalnym pieskiem, który pewnego dnia znalazł się na podłodze naszej kuchni, niedołężny i piszczący, pachnący jeszcze mlekiem i niemowlęctwem, z nie uformowanym, okrągławym, drżącym łebkiem, z łapkami jak u kreta rozkraczonymi na boki i z najdelikatniejszą, mięciutką sierścią”.
Mityzacja i oniryzm w Sklepach cynamonowych.
Oniryzm – a zatem wykorzystanie snu do budowania i zniekształcania fabuły, jest jednym z najbardziej widocznych i istotnych zabiegów literackich, jakie Schulz wykorzystał w Sklepach cynamonowych.
Konwencja marzenia sennego pozwoliła autorowi na niemal dowolne wypaczenia i modyfikacje świata przedstawionego, a także budowanie fabuły pełniej fantastycznych zdarzeń. Bohater obserwuje otaczający go świat zarówno z pozycji dziecka, jak i dorosłego. Motyw snu pozwolił także Schuzlowi na zgrabne wprowadzenie szeregu porównań, przejaskrawień, a także mityzacji postaci i zdarzeń.
Mityzacja pojawia się w osobie ojca – Jakuba, który rozdwojony wewnętrznie szuka Tajemnicy Bytu. Nasuwa się tu także skojarzenie tej postaci z biblijnym Jakubem z Księgi Rodzaju. Ojciec pomimo porównań do Demiurga i planu stworzenia niedoskonałego człowieka decyduje się, aby nie konkurować ze stwórcą. Znajdziemy tu również porównania niektórych postaci do postaci religijnych, np.:
„Adela wracała w świetliste poranki, jak Pomona z ognia dnia rozżagwionego, wysypując z koszyka barwną urodę słońca — lśniące, pełne wody pod przejrzystą skórką czereśnie, tajemnicze, czarne wiśnie, których woń przekraczała to, co ziszczało się w smaku […]”.
Mówiąc o mityzacji rzeczywistości u Schulza, należy także zauważyć liczne nawiązania do barokowego rozumienia piękna, rozbuchanego, błyszczącego i przejawiającego się w obfitej kobiecości niektórych bohaterek. Mityzacja pomogła autorowi także w tworzeniu świata pełnego magii i tajemniczości.
Opis miasta w Sklepach cynamonowych.
Miasto w Sklepach cynamonowych jest miejscem wędrówki głównego bohatera. Nie jest to jednak zwyczajne miasto. Opisy rozpływają się i zniekształcają niczym marzenie senne. W tej właśnie onirycznej konwencji toczy się wędrówka po uliczkach przypominających labirynt, pełnej niejasności i nieoczywistości:
„Stare domy, polerowane wiatrami wielu dni, zabarwiały się refleksami wielkiej atmosfery, echami, wspomnieniami barw, rozproszonymi w głębi kolorowej pogody”.
Wędrówka bohatera przez miasto pokazuje piękno i tajemniczość sklepów cynamonowych, świata wiedzy, tajemniczości, ale też pochwała starych wartości. Przeciwstawia im ulicę Krokodyli, gdzie z kolei króluje zagraniczna tandeta i kicz.
Miasto opisywane przez Schulza nie ma nazwy, jednakże nosi cechy miejscowości, z której pochodził autor, czyli Drohobycza. Autor przyznał zresztą, że w Sklepach cynamonowych wykorzystał wątki autobiograficzne.
Jaka była relacja ojca z synem w Sklepach cynamonowych?
Sklepy cynamonowe są synonimem poszukiwania wiedzy, prawdy i sensu życia, a wędrówka, podczas której bohater przemierza ulice miasta, jest próbą zrozumienia otaczającego go świata. Wbrew pozorom, zdeformowana przestrzeń nie jest tylko senną wizją. Również ojciec Józefa – Jakub, poszukuje Tajemnicy Bytu. Początkowo występuje w roli Demiurga – antycznego stwórcy, jednakże z czasem przechodzi liczne przemiany, także dosłowne. Zaangażowanie w hodowlę ptaków prowadzi go z czasem do szaleństwa. Zamienia się w końcu w karakona lub kondora.
Ojciec jest kupcem, którego wewnętrzne dylematy i pęd do wiedzy, toczą się w jego głowie:
„Przykucnięty pod wielkimi poduszkami, dziko nastroszony kępami siwych włosów, rozmawiał z sobą półgłosem, pogrążony cały w jakieś zawiłe wewnętrzne afery”.
Józef i Jakub dążą do poznania, tęsknią za sklepami starego typu, z których czerpali wiedzę o świecie. Główny bohater martwi się o losy ojca, jego przemiany i szaleństwo.