Karolina Kózka urodziła się w sierpniu 1898 roku. Była czwartym dzieckiem Marii oraz Jana Kózków. Kilka dni potem otrzymała sakrament chrztu świętego w Radłowie z rąk księdza Olszowskiego. Rodzicami chrzestnymi Karoliny zostali Jan Kosman oraz Karolina Łopuszańska.
W 1906 roku Karolina rozpoczęła swoją edukację w pobliskiej wiejskiej szkole. Szkoła ta miała tylko cztery klasy. Nauka z kolei trwała tylko 6 lat. Po ukończeniu tej Karolina chodziła jeszcze do tak zwanej klasy uzupełniającej, w której dobywały się 3 razy tygodniowo lekcje. Z tamtych lat też zachowało się zdjęcie Karoliny, które reprodukowano z fotografii grupowej. Na zdjęciu tym można zobaczyć Karolinę stojącą tuż przy kierowniku szkoły Franciszku Stawiarzu. Karolina miała wyraziste rysy oraz harmonijną twarz. Czoło wysoko położone, z kolei posiadała bujne włosy, które czesała do tyłu. Świadkowie z jej życia ten obraz uzupełnili o jeszcze inne informacje. Włosy miała koloru kasztanowego, twarz miłą oraz pociągającą. Na twarzy miała plamki piegów. Karolina przewyższała swoje rówieśniczki pod względem budowy oraz wzrostu. Środowisko, w którym żyła Karolina określało ją jako: prawdziwy anioł, najpobożniejsza dziewczyna. Życie, które wiodła Karolina, na co dzień całkowicie uzasadniało wyżej wymienione określenia. Zawsze pobożnie brała udział we mszy świętej i tylko tak jak mogła długo adorowała Jezusa Chrystusa w tabernakulum. Błogosławiona Karolina zwłaszcza podczas Wielkiego Postu była wierna Jezusowi Chrystusowi Cierpiącemu, uczestniczyła w Drodze Krzyżowej, w Gorzkich Żalach, na których ofiarowała Jezusowi wszystkie swe niedogodności oraz wyrzeczenia. Sercu Jezusowemu też była wierna, czciła go zawsze w pierwszym piątku miesiąca. Szczególną czcią otaczała również Matkę Bożą. Podchodziła do Marii z dziecięcą ufnością i miłością. Mówiła, moja Matka. Codziennie modliła się na różańcu. Modlitwa różańcowa sprawiała jej dużo wewnętrznej radości. Swoją miłość do samego Boga Karolina pokazywała w niezmiernym do Niego posłuszeństwie, przestrzegając Boże przykazania. Należała do najlepszych uczennic. Z największym zamiłowaniem poświęcała się nauce religii. Samą znajomość Boga zgłębiała poprzez lekturę Pisma Św. czytała również żywoty świętych oraz czasopisma religijne. W trakcie pracy wydawała się być nigdy niestrudzona. Swoją pomoc niosła rodzicom przy gospodarstwie, pomagała także sąsiadom, zawsze służyła rodzeństwu poprzez szycie dla nich odzieży. Miała dużą wrażliwość na cierpienie drugiego człowieka. Pomagała chorym. Posiadała dużo życzliwości oraz dobroci, którą wprowadzała w środowisku, gdzie żyła. Niosła ze sobą optymizm oraz radość. Apostolska działalność błogosławionej Karoliny widoczna była w jej działalności w grupach parafialnych. Należała do grup: Apostolstwa Modlitwy, Żywego Różańca oraz do Bractwa Wstrzemięźliwości. Proboszcz wsi Zabawa ksiądz Władysław Mendrala uważał Karolinę za jego prawą rękę przy organizacji parafialnego życia. Apostolską gorliwość prowadziła również w niedalekim przysiółku, tam też pomagała przy prowadzeniu wioskowej czytelni swemu wujowi Franciszkowi Borzęckiemu. Zarysowana tutaj osoba błogosławionej Karoliny jest prosta oraz bardzo czytelna. Mimo tego zawiera w sobie jakąś tajemnicę. Jej stosunkowo skromne życie można by zamknąć w kilku zdaniach. Jednak z drugiej strony patrząc bliżej na życiorys taj prostej wiejskiej dziewczyny można dostrzec w nim pełnię bogactwa religijności, jaką prowadziła w swoim życiu Karolina. Naoczni świadkowie jej życia zeznają, że życie Karoliny streszczało się w ramy gorącej pobożności. Z drugiej strony świadkowie twierdzą, że Karolina nie popełniała podczas swojego życia choćby lekkiego grzechu. Cnoty, którymi się wykazywała były heroiczne. Pierwsza wojna światowa, która została zapoczątkowana przez zamach na księcia Ferdynanda w Sarajewie dała się szybko we znaki również wiosce, gdzie żyła błogosławiona Karolina. W 1914 roku wojska austriackie znalazły się w Wał - Rzudzie. W trakcie pierwszej fazy wojska rosyjskie przebywały na terenach zagarniętych przez zabór austriacki. Po zajęciu miejscowego Tarnowa, wojska rosyjskie od dziesiątego listopada zaczęły posuwać się bardziej na zachód po śladach wycofujących się z stamtąd Austriaków. Po kilku dniach wojska rosyjskie zajęli miejscowość Radłów, następnie Zabawę i Wał - Rudę. Mieszkańcy przestraszyli się, gdyż nie wiedzieli, co będzie z ich przyszłością. Tym bardziej, że wioska liczyła więcej kobiet oraz dzieci niż samych mężczyzn. Kobiety stawały się obiektem napaści przez żołnierzy rosyjskich, którzy przychodzili nawet do domów. Podczas pierwszego dnia stacjonowania wojsk rosyjskich do domu państwa Kózków wkroczył żołnierz. Karolina w tym czasie była zajęta szyciem odzieży na maszynie, kiedy zobaczyła żołnierza wstała od niej i szybko wyszła z domu. Żołnierz wówczas nie wyrządził nikomu krzywdy. Zjadł jedzenie i odszedł. Dzień osiemnasty listopad należy do pamiętnych. Samym rankiem błogosławiona Karolina wyraziła swoje pragnienie pójścia do kościoła. Był to czas, gdy w kościele odbywała się nabożeństwo ku czci świętego St. Kostki. Matka Karoliny nie pozwoliła jej na udanie się do kościoła, gdyż czuła, że coś złego może się wydarzyć. Stanowczo zabroniła swojej córce jakiegokolwiek wyjścia. Karolina została w domu, natomiast jej matka poszła na nowennę razem z Teresą, która była jej młodszą córką. Mama poszła do kościoła, natomiast Karolina pozostała razem ze swoim ojcem w domu. Do domu państwa Kózków ok. godz. dziewiątej rano wszedł rosyjski żołnierz. Jak się później okazało był to żołnierz, który chciał wcześniej napastować Marię Gulik, była to dziewczyna z sąsiedztwa i koleżanka Karoliny. Karolina wówczas przygotowywała śniadanie. Ojciec akurat zanosił paszę przeznaczoną dla bydła. Rosyjski żołnierz, który był dobrze uzbrojony zapytał się Karoliny o wojska austriackie, Karolina zdecydowanym głosem odpowiedziała żołnierzowi, że nie ma pojęcia. A swojej siostrze Rozalii kazała zawołać ojca. Natychmiast zjawił się ojciec. Uzbrojony żołnierz jeszcze raz się zapytał, gdzie są wojska austriackie, więc usłyszał jeszcze raz taka samą odpowiedź. Pan Kózka próbował poczęstować rozłoszczonego żołnierza poczęstować chlebem jednak żołnierz odtrącił jedzenie. Właśnie w tym czasie błogosławiona Karolina chciała się po cichu wymknąć z domu. Żołnierz zastawił jej wyjście. Chwyciwszy Karolinę za jej rękę równocześnie rozkazał ojcu, aby ubrał się, gdyż chciał, aby pokazano mu drogę do komendanta. Karolina korzystają z chwilowej nieuwagi żołnierza chciała wyjść po cichu z domu. Żołnierz zauważył ja i zastawił jej wyjście. Potem chwycił Karolinę za jej rękę oraz rozkazał ojcu, aby szybko się ubrał. Chciał, aby pokazano mu drogę do komendanta. Do Karoliny zaś rzekł: ładna jesteś. Napadnięci próbowali za wszelką cenę protestować oraz tłumaczyć się, że niewiedzą którędy iść do komendanta. Jednak to wzbudziło większą złość żołnierza. Szarpnął Karolinę w kierunku drzwi. Spojrzała na obraz Matki Bożej, który wisiał na ścianie. Zdążyła ubrać na siebie odzienie oraz chustkę na głowę. Kiedy wyszli z izby ojciec oraz Karolina specjalnie kierowali się w stronę wsi, aby tam szukać ratunku przypadku niebezpieczeństwa. Rozłoszczony żołnierz rozkazał pójść im w stronę lasu. W domu została Rozalia oraz jej młodszy leżący jeszcze w kołysce Władysław. Żołnierz będąc już w lesie przyłożył ojcu Karoliny pistolet do głowy i rozkazał mu, aby wrócił on do domu. Ojciec prosił żołnierza, aby jego wziął, natomiast Karolina miała wrócić do wsi. Karolina również prosiła, aby jej tato z nią został. Będąc w lesie żołnierz przyłożył pistolet do głowy ojca, po czym kazał mu wrócić do swojego domu. Ojciec Karoliny błagał, aby on szedł z nim dalej, a Karolina niech wraca. Karolina również prosiła o pozostanie ojca. Prośby jedna nie zostały wysłuchane, ojciec, który został przestraszony bardzo szybko udał się w stronę wsi do swojego szwagra M. Głowy. Kiedy dotarł do niego nie mógł nic powiedzieć. Mówił bardzo nieskładne zdania. Karolina została zupełnie sama z rozwścieczonym żołnierzem, który siłą prowadził ją przez las. Uzbrojony żołnierz szedł z karabinem, a przed nim samym szła dziewczyna, którą popychał. Podczas pewnej chwili Karolina wyrwała mu się oraz zaczęła uciekać. Wydarzenie to obserwowało 2 świadków. Ich relacja spowodowała ogromne poruszenie na całej wsi. Sam proboszcz ksiądz Władysław Mendrala szybko udał się do komendy stacjonujących wojsk rosyjskich. Zaraz zaczęto szukać Karoliny w lesie. W poszukiwaniach tych wzięło udział kilku żołnierzy rosyjskich. Jednak poczynione poszukiwania nie dały żadnego efektu. W domu państwa Kózków wszyscy żyli w wielkim przerażeniu przeżywając najtragiczniejsze chwile. Każde skrzypnięcie czy poruszanie drzwiami dawało nadzieję, że Karolina wróciła. Mama Karoliny Maria Kózkówna wyrzucała swojemu mężowi, że zostawił sam Karolinę z uzbrojonym rosyjskim żołnierzem. Mieszkańcy wsi nie wyrzucali Ojcu Karoliny, że ją zostawił. Znali go dobrze i wiedzieli, że ta postąpił, ponieważ był bardzo przerażony. Był w takim szoku, że nie zdawał sobie do końca sprawy, co się stanie z Karoliną. Ojciec Karoliny przeżył śmierć swojej córki podwójnie i bardzo boleśnie, tłumacząc te wydarzenia wola Bożą. Powtarzał do końca swojego życia, że Bóg chciał właśnie tak. Po prawie 2 tygodniach ciało Karoliny znalazł mieszkaniec wsi Franciszek Szwiec, podczas zbierania na opał drewna zobaczył martwe ciało, od razu rozpoznał, że należy ono do Karoliny. Ciało to leżało zaraz naprzeciwko lasu w trzęsawisku, które jest położone niespełna kilkadziesiąt metrów od pola. Ciało Karoliny położone było na wznak. Miała zaciśniętą prawą dłoń. Natomiast lewa ręka Karoliny leżała tuż przy niej na ziemi. Można było zobaczyć jeszcze pod jej głową kałuże zamarzniętej krwi. Kilka metrów za ciałem Karoliny znaleziono buty, jeszcze dalej porzucona była jej kurtka. Franciszek Szwiec od razu rozpoznał, że to jest ciało Karoliny oraz udał się do państwa Kózków, aby przekazać tą bolesną wiadomość. Powiadomił rodzinę, że znalazł Karolinę martwą w lesie. Ojciec natychmiast wziął konia i woź i pojechał przywieść cało Karoliny. O tym, co się stało powiadomiono również proboszcza. Sam pogrzeb błogosławionej Karoliny należał do pierwszych przejawów związanych z jej kultem. Mimo, że nadal trwały działania wojenne na pogrzeb jej przyjechało ponad trzy tysiące wiernych. Przemówienia na pogrzebie dotyczyły chrześcijaństwa, męczeństwa oraz świętości tak prostej dziewczyny. Parafia była przekonana, co do świętości życia dziewczyny oraz także była pewna, że złożyła ona swe życie w obronie własnej czystości. Pomimo znacznego upływu czasu oraz wojny, wciąż nie zapominano o życiu i osobie Karoliny. Po paru miesiącach od tych tragicznych wydarzeń, na miejscu, gdzie odnaleziono ciało Karoliny został postawiony krzyż mający figurkę Jezusa Chrystusa i tablicę upamiętniającą to tragiczne wydarzenie. Umieszczono na tej tablicy następujący napis: Ku pamięci szesnastoletniej Karoliny Kózkównej zamordowanej 18 listopada 1914 r. Pod tym napisem został umieszczony wiersz, który dotykał kwestii oraz okoliczności zamordowania błogosławionej Karoliny. Wiersz ten wspomina również o krwawej walce, jaką stoczyła Karolina, aby obronić swoją cnotę, gdyż była jej droższa niż samo życie. Koniec wiersza podkreśla, że męczennicą przez to stała się przed samym Bogiem. Zwłoki Karoliny z nakazu biskupa Wałęgi zostały pochowane na cmentarzu znajdującym się tuż przy kościele. Tam również umieszczono figurkę Matki Boskiej, która miała upamiętniać to wydarzenie. Na pomniku tym umieszczono następujące napisy: na samej górze tekst Ewangelii Mateuszowej z przykazań na górze: Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Pod nim: Tu spoczywa śp. Karolina Kózka, męczennica z ostatniej wojny światowej, ur. 2 VIII 1898 - zamordowana 18 XI 1914 r. Z kolei po lewej stronie został umieszczony napis mający dedykację od rodziców: Kochanej córce postawili rodzice. Podczas trzeciej rocznicy śmierci Karoliny jej ciało zostało przeniesione na cmentarz znajdujący się tuz obok kościoła. W trakcie uroczystości biskup Wałęsa wygłosił przemówienie, w którym zaznaczył, że nie jest to kanonizacja Karoliny, gdyż to może dokonać tylko przeznaczona w tym celu władza kościelna. Przybył na te uroczystości, aby oddać cześć cnocie, jaką była Karolina. Proces związany z beatyfikacją ciągle odkładano. Powodem takiego stanu rzeczy stały się wojny oraz czasy po niej. Często następowały zmiany na Stolicy Apostolskiej. Diecezja Tarnowska borykała się również z problemami ważnymi, które należało natychmiast rozwiązać. W 1949 roku biskup Stępa w związku ze sprawą Karoliny powołał Postulatowa oraz Wicepostulatora. Jednak i tutaj nie zdziałano zbyt wiele, gdyż biskup ciężko zachorowała, czego powodem była jego szybka śmierć. Dopiero w 1965 roku doszło do otwarcia procesu informacyjnego przez biskupa Jerzego Ablewicza. Napisał on list postulacyjny do samej Kongregacji, w którym zaznaczył, że biskup ma stać na straży pośmiertnej chwały. Należy się ona tym, którzy dali w swoim życiu wyraz szczególnej miłości do Boga. Biskup był świadomy tego obowiązku oraz zgodnie z głosem kapłanów oraz wiernego ludu zdecydował o rozpoczęciu procesu informacyjnego związanego z wyniesieniem Sługi Bożej Karoliny, która w listopadzie 1914 roku została zamordowana broniąc własnego dziewictwa oraz czystości w miejscowości Wał - Ruda. Obecnie diecezja tarnowska.
W czerwcu 1986 roku papież Jan Paweł II promulgował Dekret związany z męczeństwem Karoliny Kózkówny, co dało możliwość otwarcia jej beatyfikacji. W czerwcu 1987 r. w trakcie mszy świętej w Tarnowie papież Jan Paweł II zaliczył Karolinę Kózkówną w poczet błogosławionych. We mszy tej uczestniczyły jeszcze dwie żyjące siostry błogosławionej Karoliny Kózkówny.
W chwili swojej męczeńskiej śmierci Karolina Kózkówna miała zaledwie szesnaście lat. Będąc tak młodą dziewczyną wykazała się niezwykłą heroicznością w obronie swojej cnoty czystości, którą ślubowała Jezusowi Chrystusowi. Karolina miała również ogromną wrażliwość na biedę oraz potrzeby swoich bliźnich. Mimo propozycji swojej siostry Anny nie zdecydowała się wyjechać do Stanów Zjednoczonych, postanowiła pozostać w domu, aby tam pomagać przy gospodarstwie oraz w pracach polowych swoim rodzicom. Choć bardzo często była zmęczona to jednak nigdy nie starała się tego okazywać. Brała udział w rozwijaniu parafialnego życia. Jej koleżanki zapamiętały ją jako zupełnie różniącą się od nich dziewczynę, która była im bardzo potrzebna.