Koniec 1918 roku był chyba najszczęśliwszym okresem dla Polaków, bowiem jedenastego listopada tego właśnie roku udało się im wreszcie odzyskać upragnioną niepodległość. Oto po dokładnie stu dwudziestu trzech latach niewoli u zaborców Polska na nowo pojawiła się na mapach Europy. Po tylu latach zmagań z zaborcami i przygotowywania wielu mniej lub bardziej udanych powstań: kościuszkowskiego, listopadowego, krakowskiego, styczniowego czy udział Polaków w Wiośnie Ludów, marzenia nareszcie stały się rzeczywistością. Entuzjazm Polaków był ogromny. Teraz można było zacząć wszystko od nowa, bez popełniania starych błędów. W na nowo niepodległym kraju chciano stworzyć swoisty raj na ziemi, w którym wszyscy by się dobrze czuli i nikt by nie cierpiał. Ciągle w pamięci miano to, jak wyglądała nasza ojczyzna przed utratą suwerenności. Wprawdzie była monarchią, ale decydujący głos miała szlachta (demokracja szlachecka), która notabene zaprzepaściła nasze szanse i, prowadząc - łagodnie rzecz ujmując - nienajlepsza politykę, przyczyniła się do upadku państwa. W ówczesnej I Rzeczypospolitej panowała totalna anarchia oraz wyraźne były dysproporcje pomiędzy kolejnymi stanami społecznymi (np. ogromny wyzysk chłopów, szlachta jako najbardziej uprzywilejowana warstwa społeczna). Nie chciano, aby tak samo wyglądała nowa, II Rzeczypospolita. Nowy kraj miał był przeciwieństwem tego, co było przed utratą niepodległości.
Jednak po chwilowej euforii związanej z dniem jedenastego listopada tysiąc dziewięćset osiemnastego roku Polacy bardzo szybko zaczęli zdawać sobie sprawę, że to wszystko nie jest takie proste do wykonania jak się mówi. Łatwiej było powiedzieć niż zrobić. Coraz bardziej zaczęli odczuwać niedostatki odzyskanej ojczyzny. Okazało się, że nowa Polska jest krajem bardzo słabym ekonomicznie i politycznie. Już z rozwiązywaniem podstawowych problemów zaczęły być problemy. Szukano więc nowych dróg naprawy Rzeczypospolitej, koncepcji, jaka powinna ona być i co zrobić, żeby wszystkim się w niej dobrze żyło. Pytano o jej przyszły los. Do tej żywej w owym czasie dyskusji swój głos dołączył także Stefan Żeromski, wówczas już bardzo doświadczony człowiek, który wiele w życiu przeżył. Nie wypowiadał się on jednak bezpośrednio, lecz wszelkie dostrzeżone programy naprawcze przedstawił w powieści "Przedwiośnie" i poddał je ostrej krytyce. Na kartach tejże powieści możemy odnaleźć cztery różne wizje rozwoju Polski. Autor konfrontuje je ze sobą, pokazuje dobre i złe strony każdej z nich oraz wyciąga wnioski.
Jedną z proponowanych dróg rozwoju nowego państwa polskiego jest rewolucja i komunizm. W dwudziestoleciu międzywojennym komunizm był bardzo popularny i wiele osób dostrzegało w nim dobre rozwiązanie dla Polski. Już na początku powieści Żeromski ukazuje tragiczne skutki rewolucji komunistycznej, która miała miejsce w Baku w 1917 roku. Początkowo główny bohater "Przedwiośnia" - Cezary Baryka jest do niej entuzjastycznie nastawiony (podobnie jak większość Polaków w tamtych czasach). Bezgranicznie wierzy w hasła, jakie głoszą komuniści (m.in. oddanie władzy w ręce proletariatu, zniesienia klas społecznych, sprawiedliwości dla wszystkich, walka z kapitalizmem), pilnie uczestniczy w wiecach i zgromadzeniach publicznych. Komuniści mieli na niego tak duży wpływ, że bezgranicznie się im podporządkował. Dopiero śmierć matki powoduje, że zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, czym tak naprawdę jest rewolucja. Wtedy to uświadomił sobie, że doprowadziła ona do wojny domowej, że niesie ze sobą bezwzględność, okrucieństwo terror, rewizje, konfiskaty całych majątków, kradzieże (zabranie obrączki z palca zmarłej matki) i dyskryminację innych nacji (np. rzeź Tatarów i Ormian). Wyzwoliła ona w ludziach bardzo dzikie instynkty. I tak naprawdę niczego nowego nie tworzy, za to przyczynia się do zniszczenia wszystkiego, co zastała, a nie można przecież zbudować czegoś nowego bez podwalin. Już matka próbował mu to wytłumaczyć, widząc, co się dzieje z synem, ale wtedy był głuchy na jej słowa. Stefan Żeromski był zdecydowanie przeciwny rewolucji i komunizmowi i wyraźnie ostrzega przed tym rozwiązaniem, choć jednocześnie zdaje sobie sprawę z tego, iż to rozwiązanie jest najbardziej realne, gdyż Polacy coraz bardziej wierzyli w sprawiedliwy świat głoszony przez propagandę komunistyczną. Ja również uważam, że ta droga naprawy Rzeczypospolitej była nie do przyjęcia. Za zasłoną pięknych i trafiających do odbiorców haseł tak naprawdę kryje się cierpienie, wyzysk i terror. Ogólną prawdą jest, że każda rewolucja pożera swoje własne dzieci. Tak też jest w przypadku komunizmu. Będąc już w Warszawie Cezary Baryka spotyka Antoniego Lulka, kolejnego fanatyka komunizmu, który ślepo wierzy w hasła rewolucyjne i jest przeciwny klasom posiadającym. Zaprasza on Cezarego na wiec i próbuje przekonać go do wyznawanych przez siebie doktryn. Jednak główny bohater "Przedwiośnia", mając w pamięci obrazy Baku, wie już, że nie jest to żadne wyjście.
Kolejną, poddawaną pod ocenę przez Stefana Żeromskiego, drogą naprawy II Rzeczypospolitej jest idealistyczno-utopijna wizja szklanych domów. O micie szklanych domów opowiada Cezaremu ojciec, Seweryn Baryka, podczas podróży do Polski. Rysuje przed nim utopijny obraz państwa polskiego, w którym ludzie wszystkich stanów są sobie równi i dobrze im się żyje. Mieszkają w specjalnych domach powstałych z bardzo wytrzymałego szkła, którego produkcję wymyślił daleki kuzyn Baryki. Produkuje się go z piasku, więc jest ono bardzo tanie, a domy z niego powstałe są czyste, suche, przytulne i piękne. Gwałtowny rozwój techniki miał w zamyśle pociągnąć za sobą rozwój całego kraju, w wyniku którego Polska miała stać się szczęśliwym państwem. Mit szklanych domów, którego celem była równość i sprawiedliwość społeczna, jest wyraźną utopią. Cezary po przyjeździe do Polski nigdzie nie zauważa szklanych domów. Oglądana rzeczywistość wyraźnie odbiega od tego, o czym opowiadał mu ojciec. Widzi nędzę, brud i makabryczne warunki mieszkaniowe Polaków. Wszystko to pozbawia młodego bohatera wszelkich złudzeń. Również tej drodze Żeromski mówi: nie!. Uważa on, że nasz kraj powinno się naprawiać realizmem a nie utopią. Nie zaprzecza, że postęp naukowo-techniczny jest rzeczą ważną i służy polepszeniu życia, ale na ówczesne czasy to było raczej niemożliwe do zrealizowania marzenie.
Inną propozycją nowej Polski, jaką przynosi nam "Przedwiośnie", jest powrócenie do stanu panującego w naszym kraju przed utratą niepodległości. Jest to dość intrygujące rozwiązanie. W czasie pobytu w Polsce Cezary na jakiś czas trafia do Nawłoci, rodzinnego majątku swojego przyjaciela Hipolita Wielosławskiego, któremu uratował życie w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Nawłoć jest szczególnym miejscem, gdyż można odnieść wrażenie, że czas się tam zatrzymał. Wszystko wygląda tam jak za starych dobrych czasów I Rzeczypospolitej. Szlachta jest bogata, spędza czas na licznych rozrywkach (polowania, spotkania towarzyskie, granie w karty, spacery, przejażdżki konne i ciągłe jedzenie), nie zaprząta sobie niczym głowy, podczas gdy biedni chłopi służą jej i pracują na jej utrzymanie. Początkowo główny bohater czuje się tam niezręcznie, ale z czasem zaczyna mu odpowiadać taki tryb życia, pozbawiony wszelkich trosk i smutków. Nawłoć jest swoistą Arkadią, do której każdy w tak trudnym czasie chciałby trafić i nie martwić się o nic. Czas miło mu upływa na miłostkach i nic nie robieniu. Jest jednak i druga strona tego medalu. Aby szlachta mogła tak żyć, ktoś musi na nią pracować. I tym kimś są wyzyskiwani do granic możliwości chłopi mieszkający w położonym nieopodal Chłodku. Ta Polska, która dla rodziny Hipolita jest ideałem, dla pracujących dla niej chłopów jest maszyną wyzysku i ucisku. Gdyby tylko byli oni bardziej świadomi swojego losu i tego, co się z nimi robi, niewątpliwie doprowadziliby do rewolucji, co jak już wcześniej opisywano, też nie jest dobrym wyjściem. Stefan Żeromski zdaje się mówić, że powrót do czasów Polski szlacheckiej jest jednym z najgorszych rozwiązań. Ja tez uważam, że nie jest to żadne wyjście minęło mnóstwo czasu i budując nowe państwo, trzeba iść naprzód, a nie cofać się wstecz. Powtarzam, to nie jest żadne rozwiązanie. Po odzyskaniu niepodległości chciano przecież, by Polska była rajem dla wszystkich, a nie tylko dla wybranych, więc powrót do Rzeczypospolitej szlacheckiej nie wchodził w ogóle w grę.
W "Przedwiośniu" przedstawiono jeszcze jedna wizję naprawy niepodległego państwa polskiego. Jest nią program Szymona Gajowca, wiceministra skarbu w polskim rządzie. Cały czas wierzy on w możliwość naprawy II Rzeczypospolitej, która miałaby się dokonać na drodze reform obejmujących prawie wszystkie dziedziny życia. Jego zamiarom naprawy polskiej gospodarki patronują przede wszystkim Edward Abramowski, Stanisław Krzemińki i Marian Bogusz. Jedynym mankamentem tej pozytywistycznej koncepcji Gajowca jest to, iż są to stopniowe i niestety rozłożone w czasie reformy. Wśród wysuwanych przez niego postulatów mamy: utrzymanie nienaruszalności granic i zapewnienie sobie bezpieczeństwa zewnętrznego; w tym celu należy przeprowadzić reformę armii i zwiększyć jej liczebność; zwiększenie liczebność policji, która miałaby zapewnić spokój i porządek w kraju; przeprowadzenie reformy walutowej (wprowadzenie złotego); przeprowadzenie reformy szkolnictwa prowadzącej do zlikwidowania analfabetyzmu; przeprowadzenie reformy agrarnej (wprowadzenie niskooprocentowanych pożyczek dla chłopów na zakup ziemi). Szymon Gajowiec uważał, że najpierw trzeba wzmocnić gospodarkę państwa i zbudować solidne fundamenty, na których potem można coś nowego wznosić. Uważam, że jest to jeden z najrozsądniejszych planów odbudowy nowej Rzeczypospolitej, choć ma liczne niedostatki. Idee Szymona Gajowca są dobre, ale sposób ich realizacji już nie bardzo. Na ówczesną sytuację panującą w naszym kraju program ten jest niewystarczający i zbyt powolny, aby mógł przynieść poprawę warunków życia najuboższych. Cezary Baryka krytykuje rozwiązania Gajowca, zarzuca mu bierność, małą skuteczność planowanych przez niego reform oraz pozorność - brak realnych efektów.
Stefan Żeromski w powieści "Przedwiośnie" zawarł chyba wszystkie możliwe drogi odbudowy nowego niepodległego państwa polskiego. Począwszy od rewolucji, która wówczas była jak najbardziej realnym zagrożeniem, poprzez dość utopijną wizję szklanych domów oraz powrót do czasów I Rzeczypospolitej (Nawłoć), aż do niezwykle rozsądnego rozwiązania mówiącego o powolnych, ale skutecznych reformach. Każda z tych wizji ma swoje plusy i minusy, nie ma bowiem idealnego rozwiązania, które wszystkich by satysfakcjonowało. Wydaje się, że autorowi najbliższą była jednak ostatnia opisana tutaj koncepcja Szymona Gajowca. Zdecydowanie natomiast ostrzegał i wyraźnie potępiał rewolucję komunistyczną jako największe zło, które może spotkać człowieka. Moje oceny proponowanych dróg naprawy kraju w zasadzie pokrywają się ze zdaniem pisarza.