"Granica" Zofii Nałkowskiej jest powieścią psychologiczną, gdyż dotyka ona wielu kwestii związanych z ludzką egzystencją. Tytułowa "granica" może być rozpatrywana na gruncie filozoficznym, psychologicznym, społecznym i moralnym. Takie właśnie granice przekraczają główni bohaterowie, zaś analizowana przeze mnie, kluczowa scena, dotyczy przede wszystkim granicy moralnej. Można ją określić punktem kulminacyjnym dzieła, rozgrywa się, kiedy Zenon Ziembiewicz wydał rozkaz użycia ognia do protestujących pracowników. Po tym wydarzeniu żona Ziembiewicza, Elżbieta, nie pierwszy zresztą raz znalazła w skrzynce plik listów do Zenona zawierających anonimowe pogróżki. Oskarżano go jako prezydenta miasta o wydanie zezwolenia na strzelanie do osób biorących udział w demonstracji. Sam Ziembiewicz z lekceważeniem traktował tego typu groźby, irytowało go, że Elżbieta tak się nimi przejmuje, wyrzucał jej: "Jesteś jeszcze wciąż tą samą sentymentalną panienką z ulicy Staszica - mówił - Cóż ty sobie wyobrażasz, w czym ty żyjesz?"

Gdyby Zenon przywiązywał większą wagę do tego typu zarzutów, z powodzeniem mógłby się z nich oczyścić

i wyjść obronną ręką. Współodpowiedzialnym tragedii był bowiem także Czechliński. To starosta podjął decyzję i wydał rozkaz, aby otwarto ogień, zanim w biurze pojawił się prezydent miasta. Bohater "Granicy" wybrał jednak postawę bierną. Nie zależało mu na opinii publicznej, wydawało mu się, że ostatecznie jego nieprzejednana postawa zyska aprobatę i wszyscy mu wybaczą. Tą uległą, bierną postawą sprowadził na siebie nieszczęście. Nie potrafił aktywnie zaangażować się w sprawę, która przecież bezpośrednio go dotyczyła. Przyjęcie takiego stanowiska sprawiło, że Zenon zaczął stopniowo przekraczać kolejne granice: niemoralne postępowanie, rezygnacja z własnych marzeń i ideałów, tym sposobem gdzieś po drodze zaginęła jego prawdziwa osobowość.

Decydujący wpływ na dorosłe życie i wybory Ziembiewicza miały jego doświadczenia z lat dzieciństwa i młodości. Kiedy był jeszcze młodym chłopakiem patrząc na swego ojca miotały nim różne uczucia: "Na jego [ojca] twarzy, jak na szpitalnej karcie choroby stały wypisane jego dzieje. Odczytywanie ich było dla Zenona upokorzeniem nie dającym się w żaden sposób oszukać ani ugłaskać. Tkwiła w tym wstydliwa myśl, że to jest jego "rodzic", że mu zawdzięcza istnienie. Myśl groteskowa, że jego życie, jedyne i nieodwracalne, ma swoje źródło w erotyzmie tego człowieka. (...) Rzeczą bolesną było wiedzieć, że ten człowiek jest ojcem i że wszystko co jest z niego, trzeba w sobie za wszelką cenę wytępić". Obiecywał sobie gorąco, że jego życie będzie inne, że nigdy nie sprzeniewierzy się swoim ideałom. Okazało się jednak, że wszystkie te gorące obietnice

i przyrzeczenia zweryfikowało samo życie. Na początku próbował on odnaleźć sens i nadać swojemu istnieniu właściwy wymiar. Jego postawa była ambiwalentna. Z jednej strony darzył swoją matkę wielką miłością, nie mógł patrzeć na kłamstwa i podwójne życie swego ojca, dążył do zdobycia wykształcenia i zdobycia satysfakcjonującego zawodu, marzył o tym, aby mieć udział w zmianie kraju i życia obywateli na lepsze; z drugiej zaś dokładnie powtórzył ojcowskie błędy. Powielił szereg jego zachowań: kochał Elżbietę, ale posiadał także kochankę, Justynę, która wywodziła się z nizin społecznych, stał się pionkiem w rękach swoich chlebodawców; stał się osobą współodpowiedzialną za użycie ognia wobec strajkujących ludzi, którzy walczyli o poprawę warunków życiowych. Te wszystkie ustępstwa wypomniała Zenonowi jego żona: "Zenonie, Zenonie (...) ty nie widzisz tego, ty zapomniałeś. Ale wszystko czego nie chciałeś, jest teraz po tej samej stronie co ty".

Pomiędzy małżonkami zaczął stopniowo wyrastać mur obcości. Nie potrafili już normalnie ze sobą rozmawiać, gdyż każda próba dialogu kończyła się kłótnią. Elżbieta nie umiała spokojnie patrzeć na to, jak jej mąż zdradza wszystkie ideały swojej młodości. Próbowała do niego przemówić, uświadomić, iż są w życiu granice, których nie wolno człowiekowi przekroczyć, że istnieje "jakaś granica, za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą". W odpowiedzi na te zarzuty Zenon roześmiał się tylko i ironicznie odpowiedział: "Granica (...) Granica...", następnie polecił Elżbiecie, aby spaliła listy, sam zaś wyszedł z pokoju.

Analizowana przeze mnie, kluczowa scena powieści Nałkowskiej ukazuje całkowitą klęskę, jaką poniósł Zenon Ziembiewicz. O jego moralnym upadku świadczy także finał - jakim jest samobójcza śmierć. Bohater panicznie bał się odpowiedzialności za popełnione czyny i cierpienia, dlatego zdecydował się na taki krok. Zanim jednak położył kres swemu życiu uświadomił sobie, jak nisko upadł. Zrozumiał, iż kiedy człowiek przekroczy pewną granicę, ,ma już tylko dwa wyjścia: albo uparcie trwać na obranym stanowisku, albo też wyrzec się własnych ideałów, ceną takiej wygodnej i konformistycznej postawy jest jednak pustka oraz sięgnięcie moralnego dna.