Wiersz "Campo di Fiori" został napisany przez Czesława Miłosza w roku 1943 pod wpływem wydarzeń, jakie zaszły w getcie warszawskim. Został on pomieszczony w tomie poetyckim, który poeta wydał w roku 1945. Nosił on tytuł "Ocalenie".

Ten wiersz to protest wobec obojętności ludzi na okrutną i nieludzką śmierć, jaka spotyka ich bliźnich. Poeta zestawia w nim dwa odległe o siebie w czasie i przestrzeni wydarzenia. Z jednej stron, przedstawia on rok 1600 i rzymski plac, na którym przekupki handlują kwiatami, właśnie zaczyna wzniesiony na jego środku płonąć stos, na którym umiera skazany za herezję Giordano Bruno. Był on renesansowym myśliciel, który w swym systemie filozoficznym doszedł do ciekawej odmiany panteizmu, głoszącej, iż wszechświat jest jednorodny i jedyny, a zatem nie istnieje żadna transcendencja, co jednak nie oznacza, że nie istnieje Bóg. Człowieka natomiast widział jako swego rodzaju monadą, mikrokosmos, w którym odbija się makrokosmos, cały wszechświat. Konsekwencją tych poglądów było stwierdzenie, iż nie jesteśmy jakimiś szczególnie wyróżnionymi bytami w przyrodzie, ale też nie jesteśmy jakimiś niewolnikami Boga. To właśnie te poglądy, a nie przyjmowanie Kopernikańskiej teorii kosmologicznej, było powodem spalenia go na stosie w roku 1600.

Z drugiej zaś strony, Miłosz przedstawia Warszawę wiosną roku 1943. W stolicy Polski trwa właśnie powstanie w Getcie. Młodzi Żydzi chwycili za broń, gdyż nie chcieli pogodzić się z tym, iż prowadzeni są na rzeź jak baranki. Nie mieli nadziei na to, iż zwyciężą, ale pragnęli umrzeć z honorem, walcząc. Niemcy rzucili przeciwko nim przeważające zarówno pod względem liczebności, jak i uzbrojenia, siły pod dowództwem Jürgena Stroopa, którego skądinąd znamy ze znakomitej książki Mocarskiego zatytułowanej "Rozmowy z katem". Opór powstańców trwał niecały miesiąc. W tym czasie, gdy Żydzi walczyli, władze okupacyjne Warszawy rozkazały pod murem getta rozbić wesołe miasteczko, które miało odwracać uwagę Polaków od tego, co się dzieje w dzielnicy żydowskiej miasta.

To, co łączy obydwa wydarzenia jest obojętność tłumu wobec śmierci ich bliźnich. Rzymskie kwiaciarki niespecjalnie zwracają uwagę na cierpiącego na stosie myśliciela, Warszawiacy zaś pomimo, że kilkadziesiąt metrów od nich zabijani są Żydzi, świetnie bawią się na festynie zorganizowanym pod murami getta. Miłosz nie jest w stanie zrozumieć tej obojętności. Wydaje mu się ona być czymś znacznie okrutniejszym od tego, niż gdyby ci ludzie, zarówno mieszkańcy Rzymu, jak i Warszawy, po prostu stali i gapili się na to, co się dzieje. Wszakże wtedy poświęcili by choć trochę uwagi tym, którym przyszło umierać.

Jednocześnie zestawienie tych dwóch perspektyw czasowych pozwala wysnuć Miłoszowi wniosek natury historiozoficznej. Takie Campo di Fiori, czy też wesołe miasteczka pod murami getta, to nie odosobnione przypadki w historii ludzkości, a raczej koszmarna zasada, która urzeczywistnia się w każdym pokoleniu, w każdym miejscu i w każdym czasie. Jeśli zaś ktoś ma wątpliwości, czy tak jest naprawdę, czy rzeczywiście w naszych czasach nie płonie już żaden stos na Campo di Fiori, to niech sobie przypomni obojętność społeczności międzynarodowej wobec rzeźni, jaka dokonywała się na Bałkanach, lub też wobec tego, co zrobili Tutsi z Hutu w Ruandzie? A kwestia Tybetu? A mordowanie przez bojówki arabskie czarnoskórych mieszkańców Sudanu? Tą listę w zasadzie można byłoby poszerzać bez końca.

Miłosz czuje się bezsilny wobec tej obojętności, jedyne co może zrobić dla tych umierających za murami getta, jest przyrzeczenie, że będzie o nich pamiętał, o ich bohaterstwie i o ich cierpieniu. Być może kiedyś poskutkuje to tym, iż nie powtórzy się już nigdy więcej żadne Campo di Fiori. Wiersz kończy się następującymi słowami:

"I ci ginący, samotni,

Już zapomniani od świata,

Język nasz stał się im obcy

Jak język dawnej planety.

Aż wszystko będzie legendą

I wtedy po wielu latach

Na nowym Campo di Fiori

Bunt wznieci słowo poety"