Najwybitniejszy poeta polskiego pokolenia wojennego, Krzysztof Kamil Baczyński, urodził się 22.01.1921 roku w Warszawie. Pochodził z rodziny inteligenckiej. Ojciec poety - Stanisław Baczyński - był krytykiem literackim, powieściopisarzem, historykiem literatury i piłsudczykiem, który po 1926 odwrócił się od Piłsudskiego. Był typem pisarza samotnika nie ubiegającego się o swoją popularność. Matka Krzysztofa - Stefania z Zieleńczyków - była nieprzeciętną kobietą i gorliwa katoliczką. Kierowała szkołą ćwiczeń w jednym z liceów; wydała także parę książek dla dzieci. Baczyński od dzieciństwa chorował na astmę. Wychowywany był w atmosferze starć światopoglądów rodziców, co niewątpliwie wypływało na kształtowanie się jego osobowości. W chwili wybuchu drugiej wojny światowej był już po maturze. Na czas wojny przypadł jego okres dojrzewania oraz debiut poetycki. Na tajnych kompletach studiował polonistykę i jednocześnie działał w harcerskich grupach szturmowych. Należał do tragicznego pokolenia Kolumbów, których wojna zmusiła do rezygnacji z młodzieńczych ambicji i realizacji własnych marzeń na rzecz walki w obronie niepodległości ojczyzny. Przeżywany wtedy dramat poeta wyraził najpełniej w wierszu napisanym w rocznicę pogrzebu ojca i ofiarowanym na imieniny matce - "Rodzicom".
Adresatami tego utworu są, jak wskazuje sam tytuł, rodzice Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Poeta chce im w tych słowach podziękować za to, kim jest, jakim jest człowiekiem. Podmiot liryczny wypowiadający się w pierwszej osobie liczy pojedynczej (np.: "byłem", "miałem", "umiem", "dźwigam", "walczę") można utożsamiać z autorem wiersza. Opowiada o sobie i swoich kolegach, mówi o całym pokoleniu Kolumbów, którym przyszło żyć w czasach "apokalipsy spełnionej".
"Byłem jak lipy szelest,
na imię mi było Krzysztof,
i jeszcze ciało - to tak niewiele.
I po kolana brodząc w blasku
ja miałem jak święty przenosić Pana
przez rzekę zwierząt, ludzi, piasku,
w ziemi brnąc po kolana."
Krzysztof to imię pochodzenia greckiego i oznacza "niosącego Chrystusa". Jak mówi legenda, był on niezwykle wysokim człowiekiem. Wysoki wzrost powodował, że woda w rzece sięgała mu jedynie do kolan. Dlatego też zajmował się przenoszeniem przez nią ludzi. Pewnego razu przeniósł nawet małego Jezusa. Rodzice Baczyńskiego nadając synowi to charakterystyczne imię, chcieli pokazać, że jest on dla nich kimś wyjątkowym, niezwykłym, że ciąży na nim odpowiedzialność i że pokładają w nim ogromne nadzieje. Ojciec przez całe życie wpajał mu miłość do ojczyzny, a matka wierzyła, że "On uniesie, on nazwie, co boli, wytłumaczy".
Mimo młodego wieku Krzysztof Kamil jest w pełni świadomy tego, iż jego pokolenie jest pokoleniem tragicznym. Doskonale zdaje sobie sprawę, że są nikłe szanse na przeżycie wojny, a o realizacji własnych marzeń i ambicji nie mogło w ogóle być mowy. Nie ma dla nich żadnej nadziei na lepszą przyszłość, a wszelkie ideały i wartości, które zdążyli im wpoić rodzice na nic się nie przydadzą. Mówi o wielkim tragizmie pokolenia, które tak naprawdę dorasta do śmierci a nie do życia. Daje temu wyraz w następujących słowach skierowanych do rodziców:
"I po cóż wiara taka dziecinie,
po cóż dzieciństwo jak płomieni dom?
Zanim dwadzieścia lat minie,
umrze mu życie w złocieniach rąk.
A po cóż myśl taka jak sosna,
za wysoko głowica, kiedy pień tną.
A droga jakże prosta,
gdy serce niezdarne - proch."
Z wiersza przenika ogromne poczucie bezsilności wobec losu i beznadziejności podejmowania jakiegokolwiek działania. Wszędzie można się natknąć na cierpienie i śmierć. To nie jest czas, aby cieszyć się młodością, bo jak tu się cieszyć, kiedy tyle osób ginie. A przecież młodość jest tylko raz, drugiej już nie będzie. Wszelkie wartości tracą swoje znaczenie, nawet miłość: "Miłość, matko - już nie wiem, czy jest", "Miłość - cóż zrodzi - nienawiść, struny łez". Okazuje się, że miłość zamiast radości jest źródłem cierpienie, bo cały czas patrzy się na śmierć ukochanych osób.
Baczyński zapewnia ojca, że cały czas walczy za ojczyznę, tak jakby on sobie tego życzył ("Ojcze, broń dźwigam pod kurtką, / po nocach ciemno - walczę, wiary więdną"). Wypełnia w ten sposób pokładane w nim od dzieciństwa nadzieje. Najbardziej przejmująca jest ostatnia strofa mówiąca o jego wielkiej odwadze w walce z okupantem. W ostatnich słowach przyrzeka rodzicom, że będzie starał się wytrwać, choć nadziei coraz mniej. Tragiczna rzeczywistość, w jakiej przyszło mu żyć, kazała mu wybierać między walką a poezją. On wybrał obie możliwości, połączył jedno z drugim i w pamięci potomnych zapisał się jako "żołnierz, poeta, czasu kurz".
Wiersz "Rodzicom" jest przykładem liryki osobistej, w której podmiot liryczny utożsamiany z poetą w bezpośredni sposób zwraca się do swoich rodziców ("myślałaś matko, ojcze [...] mówiłeś, pragnąc"). Wskazują na to czasowniki wyrażone w pierwszej osobie liczby pojedynczej oraz zaimki. Jest to także przykład liryki podmiotu indywidualnego, który wyraża swoje myśli i odczucia w postaci bezpośredniego wyznania. Utwór zbudowany jest z jedenastu strof. Można w nim odnaleźć przykłady rymów żeńskich dokładnych a b a b (np. Pana - kolana, dziecinie - winie). Plastyczność obrazu wyłaniającego się z wiersza dodatkowo wzmacniają liczne metafory (np.: "rzeka zwierząt", "płomieni dom") oraz porównania (np.: "byłem jak lipy szelest", "myśl taka jak sosna", "naręcza pragnień jak spalonych róż"). Występuje tutaj także charakterystyczna dla poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego symbolika cierpienia i śmierci.