Wiersz Z. Herberta " U wrót doliny" w swym dosłownym odczytaniu jawi się jako poetycka relacja z Sądu Ostatecznego. Przestrzeń w utworze nakreślona jest przez sam tytuł - jest to wejście do doliny. W owej dolinie rozgrywa się sytuacja liryczna:
Po deszczu gwiazd
na łące popiołów
zebrali się wszyscy pod strażą aniołów
Wersy te jasno nawiązują do obrazu Apokalipsy św. Jana - tu też jest mowa o spadających gwiazdach oraz o pladze pożarów. Już od samego początku poeta operuje metaforycznym określeniem ludzi. Bowiem słowo "ludzie" lub "człowiek" ani razu nie pojawia się w utworze. Tak więc w pierwszej strofie mamy określenie "wszyscy", w następnej: "całe beczące stado dwunogów", gdzie indziej występuje sam zaimek "oni" lub w ogóle ludzie są określani bezosobowo. Pojawiają się tylko określenia funkcji pełnionych w życiu: matki, dziecka, staruszki, drwala, chłopiska. Sadzę, że jest to celowy zabieg poetycki, który ukazuje "nieludzkość" owych czasów, dehumanizację człowieka. Człowiek zdaje się być istotą zdegradowaną, traktowaną jak zwierzę prowadzone na rzeź, nie posiada swej ludzkiej godności. Czasy II wojny światowej określa się przecież "czasem nieludzkim". Nawet sam Baczyński pisał o czasach wojny: Taki to mroczny czas. Zresztą wszyscy poeci wojenni i powojenni zauważają tę paralelę wojna - Apokalipsa. I w taki sposób o wojnie też piszą. Jakby nie wprost, a za pośrednictwem metafory, która gdy brakuje słów na opisanie zła, staje się sama w sobie obrazem, głębszym znaczeniowo obrazem. Nawet gdy nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie ogromu zła wojny, to opis apokaliptyczny budzi te same skojarzenia, co opis wojny.
Z ocalałego wzgórza
można objąć okiem
całe beczące stado dwunogów
Poeta zauważa również, iż w tak dramatycznej sytuacji, sytuacji wojennej ludzie nie zachowują się jak przystało na ludzi, przeciwnie - w takiej sytuacji włącza się najbardziej instynkt przetrwania, biologiczny pęd do życia. Chodzi o to, by ratować siebie, by jeszcze móc znaleźć wyjście z sytuacji. Można tu też odnaleźć powiązania z biblijnym obrazem ludzi - Owieczek Bożych. Oto jednak okazuje się, że ci spędzeni w dolinę ludzie, niczym owce, pozostają sami - stoją i beczą - jakby w istocie byli zagubionymi zwierzętami. Nie pojawia się nawet żaden pasterz. Żaden wybawca.
Sytuacja przedstawiana przez poetę to nie tylko abstrakcyjny, odległy obraz Apokalipsy, lecz realny, namacalny obraz zagłady ludzi w czasie II wojny światowej. Wszak to czasy II wojny światowej nazwano "Apokalipsą spełnioną". W odniesieniu jednak do Apokalipsy św. Jana, który tak określa liczbę ludzi: A byli tak liczni, jak piasek nad brzegiem morza. (Ap. 20, 8) Herbert stwierdza:
Naprawdę jest ich niewielu
W słowach:
doliczając nawet tych, którzy przyjdą
z kronik bajek i żywotów świętych
można odszukać chrześcijańską koncepcję zmartwychwstania. Herbert jakby wskrzesza tych, którzy odeszli, ale jednocześnie zapisali się na kartach historii, w przekazach ludowych, w Piśmie Swiętym. Podobnie określa to Jan w Objawieniu: I zobaczyłem umarłych, wielkich i małych, którzy stali przed tronem. (...) I zostali osądzeni umarli według ich uczynków, które są zapisane w księgach. Również morze wyrzuciło zmarłych, którzy w nim byli. Wydały także umarłych, którzy w nich byli, śmierć i otchłań i każdy został osądzony według własnych czynów" (Ap. 20, 12-14).
Na to, że jest to obraz wojny wskazują określenia:
Po świście eksplozji (...)
Krzyk matek od których odłączają dzieci (...)
Bez bólu poddawali się rozkazom (...)
W zaciśniętych pięściach chowają
Strzępy listów wstążki włosy ucięte
I fotografie (...)
Nie są to nawet poetyckie, ale rzeczywiste obrazy ludzi idących na śmierć, ludzi wysyłanych masowo do komór gazowych. Herbert przedstawia tę sytuację bardzo sucho, stylem dziennikarskim, zdaje tylko relację z wydarzeń:
Ale dość tych rozważań
przenieśmy się wzrokiem
do gardła doliny
z którego dobywa się krzyk
Poeta często w opisie stosuje ironię, np. matki oddziela się od dzieci, ponieważ będziemy zbawieni pojedynczo. Ukazuje to absurd wojennej rzeczywistości. Pewne zdarzenia nie mają żadnego wytłumaczenia, więc stosuje się wytłumaczenie najgłupsze, najbardziej absurdalne.
Przekornie poeta stosuje określenie aniołowie stróże. Ci bowiem są bezwzględnymi Niemcami, prześladowcami przerażonej ludności. Nazwanie zbrodniarzy aniołami posiada podwójny sens: raz - jest to kwestia owego prześladowanie - ludzie są pilnowani na każdym kroku, śledzeni, "otoczeni opieką". W podobnym sensie każdy z nas ma swojego anioła stróża, który go pilnuje i czuwa nad nim. Ale tutaj, w wierszu sytuacja jest odwrócona, zdeformowana - to pilnowanie jest prześladowaniem w rzeczywistości. Druga sprawa - nazwanie zbrodniarzy aniołami wywołuje w nas bunt. To tez jest celowy zabieg poetycki. Herbert nie komentuje sytuacji, on tak zestawia słowa i obrazy, by czytelnik sam się oburzał, by emocje wychodziły z nas samych.
Tragiczne w wymowie jest również to, że poeta nie przedstawia losów bezimiennego tłumu. Tłum zawsze robi mniejsze wrażenie. Dlatego Herbert pokazuje pojedynczą opuszczoną kobietę ( ona prosi...), staruszkę niosącą martwego kanarka, drwala przyciskającego siekierę do piersi - każde z nich trzyma coś cennego dla siebie, coś martwego, ale nadal łączącego ich z życiem doczesnym. Takie pokazanie jednostki robi na czytelnikach większe wrażenie, bardziej dotyka, bardziej wzrusza. Każdy człowiek bowiem jest wyjątkowy i jego życie jest jedno jedyne. W takim jednostkowym czyimś życiu czytelnik może odnaleźć siebie, a tym samym bardziej współczuć tym, którzy idą na śmierć. Herbert operując takim jednostkowym ukazaniem ofiar holocaustu pragnie wywołać na nas jak największe wrażenie, pragnie byśmy naprawdę współ odczuwali z owymi ludźmi.
Ciekawy jest motyw martwego ptaka, trzymającego przez ową staruszkę. Herbert dodaje, niczym znawca teolog, kapłan, nawet moralizator, jakby wyjaśniał oczywistość, ponieważ wymownie wers został ujęty w nawias:
staruszka niesie
zwłoki kanarka
( wszystkie zwierzęta umarły trochę wcześniej)
Podobny werset zresztą odnajdujemy w Apokalipsie św. Jana:
I wszystko, co żyło w morzu, wyginęło
Ciekawe też, iż poeta używa określenia "zwłoki", a nie np. "ciało". Może to oznaczać obiektywizacje przedstawianych zdarzeń. "Zwłoki" jest określeniem neutralnym, ma mniej emocjonalny wydźwięk, a przecież Herbert przyjmuje jakby postawę dziennikarza, "relacjonuje" zdarzenia.
Reszta ludzi, pogodzonych niby z losem, też kurczowo trzyma się pamiątek - listów, włosów, fotografii - tylko to trzyma ich przy życiu, tylko to im zostało. W zasadzie nic, ale nawet najmniejsza pamiątka jest czymś niewyobrażalnie dużym, bo jeszcze łączy ze światem. Gdy to im zostanie odebrane, wtedy właściwie dokona się śmierć, ta śmierć emocjonalna, zgaśnie w nich życie.
Zastanawiające są wersy:
Ci którzy jak się zdaje
bez bólu poddali się rozkazom
idą spuściwszy głowy na znak pojednania
Nie chodzi tu bynajmniej o pojednanie z wrogiem. Owo pojednanie jest pogodzeniem ze swoim losem, jest zgodą, bezsilną zgodą na los, niemą zgodą, choć idący na śmierć mają zaciśnięte pięści, więc resztki buntu gdzieś w ludziach tkwią.
W ostatniej strofie widać duże zbieżności z Apokalipsą św. Jana:
tak to oni wyglądają
na moment
przed ostatecznym podziałem
na zgrzytających zębami
i śpiewających psalmy
Podobny obraz znajdujemy w Apokalipsie. Tu ludzie tez mają zostać podzieleni przez Boga:
A On oddzieli jednych ludzi od drugich, tak jak pasterz zwykł oddzielać owce od kozłów. I zbierze owce po prawej stronie, a kozły po lewej. A potem powie Król do tych, co są po prawej stronie: Przyjdźcie, błogosławieni Ojca mego, weźcie w posiadanie królestwo, które było dla was przygotowane od początku świata. (...) A potem powie do tych z lewej strony: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i aniołom jego. (...) I pójdą stamtąd: ci na wieczne potępienie, a sprawiedliwi do życia wiecznego".
I pozostaną ci, którzy dostąpią Królestwa Niebieskiego, i ci, którzy zostaną potępieni. Jest to jednak podział na linii źli - dobrzy. Podział, który się dokonuje dzięki Bogu, za jego rozkazaniem, i co najważniejsze w trakcie Sądu Ostatecznego. Herbertowska wizja jest inna. Linią podziału jest śmierć, a nie jak w Piśmie Świętym - kwestia prawości człowieka. Ewangelia św. Mateusza bowiem zawiera fragment mówiący o owym podziale ludzi:
Herbert dzieli ludzi na tych "przed śmiercią" - zgrzytających zębami oraz tych "po śmierci" - śpiewających psalmy. Biblijne piekło jest tu, na ziemi, w obozach zagłady, męczeńska śmierć staje się więc wybawieniem. Istotne jest również to, że o ile w tekście biblijnym nie pojawia się wprawdzie słowo "Bóg", ale jest zastępowane zaimkami pisanymi wielką literą - On - oraz określeniami typu "Król", o tyle w wierszu Herberta nie pojawia się ani słowo "Bóg", ani jego synonimy. Świat przedstawiany przez poetę nie ma Boga. Gdyby bowiem istniał, nie zgodziłby się na taką rzeczywistość.
Wiersz "U wrót doliny" nie jest więc tylko "przerobioną" wersją Apokalipsy. Za pomocą obrazowania biblijnego Herbert ukazuje okrucieństwo czasów II wojny światowej. Utwór ukazał się w tomie Hermes, pies i gwiazda z 1957 roku i stał się jednym z wielu wychodzących w tym czasie wierszy - rozliczeń z realiami wojny.