Wiele osób starało się przybliżyć nam obraz warszawskiego powstania. Powstawały na ten temat wiersze i dokumenty dawnych uczestników. Opisano także to zdarzenie z punku widzenia historyków. Jednak to właśnie Miron Białoszewski, który po latach wrócił do tamtych dni, odtworzył najlepiej ówczesną atmosferę. Jak to było możliwe? Przede wszystkim opowiada o tym co się wydarzyło niejako ze środka. Pokazuje głównie to, co widział na własne oczy, co doświadczył on lub jego bliscy znajomi. Czasami tylko wprowadza inną perspektywę. To sprawia, że prawie wszystko miało swoje odbicie w rzeczywistości.

Pisarzowi zależało na tym, by zyskać wiarygodność. Dlatego skupił się na autentycznych faktach, a ponieważ miał fenomenalną pamięć, więc przytaczał nie tylko dawno widziane obrazy zniszczonych dzielnic Warszawy, ale nawet usłyszane rozmowy. Odtwarza z wielkimi szczegółami kolejne dni zmagań mieszkańców stolicy. Co ciekawe jednak pisze nie tyle o powstańcach, co o zwykłych ludziach, którzy musieli uciekać ze zburzonych domów w poszukiwaniu bezpieczniejszego miejsca. Nie ma dowódców tego zrywu, nie widzimy żołnierzy tylko ludzi w różnym wieku, którzy chcą przeżyć. W tych trudnych warunkach było to zadanie niełatwe.

Białoszewski pisał tak, aby jak najbardziej zmniejszyć dystans pomiędzy literaturą i rzeczywistością. Dlatego też posługuje się stylem potocznym i nie respektuje norm poprawnej polszczyzny. Podobnemu celowi służy chaotyczna, nieuporządkowana narracja. Ma ona poza tym oddać dawne przeżycia. Autor świadomie posłużył się wspominanym zabiegiem stylistycznym. Chciał dać wyraz pewnemu natłokowi zdarzeń, przeżyć i odczuć. Wszelkie próby uładzenia tego, co się wydarzyło w większym stopniu oddaliły by nas od tamtej rzeczywistości. Pisarzowi zależało jednak na wielkim prawdopodobieństwie i dlatego tak to wszystko przedstawił bez artystycznej korekty. Dzięki temu możemy się wraz z bohaterami przenieść w tamte odległe dni i poczuć, co czuli warszawiacy przemieszczający się od gradem bomb. Poznajemy doznania cywila, który niespodziewanie dla samego siebie znalazł się w centrum powstańczej walki. Słychać odgłosy wystrzałów, huk spadających pocisków, czy nadlatujących samolotów. Wokół padają ludzie i znikają z powierzchni ziemi kolejne budynki. Wybór wyrazów dźwiękonaśladowczych jeszcze bardziej to podkreśla. Dynamiczne ujęcia w tym przypadku ożywiają kolejne obrazy i oddziaływają na wyobraźnię czytelnika. Wizytko dzieje się błyskawicznie, więc nie ma miejsca na rozwijanie wypowiedzi. Można tylko powiedzieć: "Ktoś wpada. Daje. Te łapią. Ta przełapuje. Już ma." Z takich skondensowanych zwrotów składa się cały pamiętnik. Białoszewski chętnie posługuje się elipsami, równoważnikami zdań, urwanymi frazami, tak jak w następującym fragmencie:

"-Dokąd, dokąd?

-Ja muszę. Chłodna 40.

-Gdzie? Nie wolno.

-Ale matka!...

-Panie! Nic pan nie pomoże"

To jest zapis rozmowy, jaka wtedy mogła mieć miejsce. W ferworze walki, pod gradem kul ludzie szybko przemykali i nikt nie miał czasu na długie rozmowy. Przekazywano tylko to, co najistotniejsze. Sytuacja wymagała maksymalnej kondensacji słów.

Bardziej wyszukane zwroty pojawiały się, gdy bohaterowie zatrzymują się na dłużej w jakimś miejscu. Wtedy jest więcej czasu, by spokojnie obserwować okolice i zgromadzonych w schronach ludzi. Wtedy też nawet dochodzą do głosu elementy stylu wysokiego. Potwierdza to chociażby litania, w której zawarto korna prośbę skierowana do Boga:

"Od bomb i samolotów - wybaw nas Panie.

Od czołgów i goliatów - wybaw nas Panie.

Od spalenia żywcem - wybaw nas Panie."

Zdesperowani ludzie wiedzą, że tylko siły wyższe mogą im pomóc, inaczej zginą. Wraz z bohaterami Białoszewskiego czytelnik podejmuje kolejne etapy pielgrzymki po zrujnowanym mieście. Co jakiś czas trzeba uciekać dalej. Coraz trudniej znaleźć jakiekolwiek bezpieczne miejsce. Opis jest tak bogaty w szczegóły topograficzne, że można dokładnie odtwarzać przebytą drogę i przemieszczać się od ulicy do ulicy.

Styl opowiadania jest bardzo sugestywny. Wręcz słychać kolejne odgłosy i widać zmianę scenerii. Coraz więcej rzeczy budzi grozę. W "Pamiętniku z powstania warszawskiego" pokazano nie tylko życie jednostki w ekstremalnych warunkach, ale także powolną destrukcję miasta. Panorama miasta w gruzach wydaje się jeszcze bardziej nas zbliżać do klimatu tamtych chwil i dni. Stosowanie zdań krótkich, urywanych ma jeszcze lepiej oddać panujący wszędzie zamęt. Tylko czasami autor pokazuje coś z dzisiejszej perspektywy: "Wróćmy do akcji. Około 13 sierpnia. Spadły bomby. Na Stare Miasto. Oczywiście, że na tę Miodową wcześniej. Ale w tych dniach Miodowej jeszcze się tak wyraźnie nie włączało do Starego Miasta, dopóki nie była tak bardzo i zupełnie odcięta od reszty Warszawy razem ze Starym Miastem, tak jak i cała ulica Długa, i aż nawet Bielańska i Przejazd -to wszystko było Stare Miasto. Inaczej się o tym nie mówiło. I chyba nawet rzutuje do dzisiaj ta sprawa. Ze to jest Stare Miasto do tego miejsca.(...)". Takie dygresje jednak rzadko goszczą.

W utworze Białoszewskiego udało się bardzo dobrze uchwycić specyfikę atmosfery powstańczych dni. Co więcej pisarz dokonał trudnego zabiegu zbliżenia między literaturą i życiem. Na tle innych wspomnień sanitariuszek czy wojskowych ta książka jeszcze bardziej się wyróżnia. Bardzo dobrze został scharakteryzowany punkt widzenia cywila. To wielka zasługa Mirona Białoszewskiego.