Zofia Nałkowska jest autorką wstrząsającej książki pt. "Medaliony". Napisała je na podstawie badań, obserwacji, które poczyniła pracując w Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich. Na książkę składa się osiem opowiadań. Przedstawione historie ludzi są szokujące, nieraz nawet trudno uwierzyć w nie. Nałkowska przedstawiła suche fakty, stroniąc od autorskiego komentarza, mają one mówić same za siebie. Dlatego "Medaliony" napisane są prostym językiem, zrozumiałym tzw. przeciętnego czytelnika. Nasuwa się więc pytanie - dlaczego pisarka świadomie obrała taką strategię tworzenia dzieła? Myślę, iż chciała podkreślić ogrom hitlerowskich zbrodni, zapewne chciała poruszyć sumienia i serca, aby ludzie nie zapomnieli nigdy o piekle obozów koncentracyjnych i wojny.

Sam tytuł "Medaliony" pochodzi zapewne od medalionów umieszczanych na grobach tj. portretów zmarłych. Nałkowska chciała zapewne by jej dzieło było swoistym pomnikiem pamięci, świadczącym o ludziach, którym dane było żyć w czasie wojennej zawieruchy, którzy naocznie zetknęli się z grozą okrutnej wojny.

Mottem utworu autorka uczyniła sentencję: "Ludzie ludziom zgotowali ten los". Jest ona bardzo wymowna, mówi właściwie sama za siebie. Pod pojęciem "ten los" Nałkowska rozumie oczywiście trudny i dziki czas zagrożenia, śmierci, strachu, nieodmiennie wpisany w krajobraz wojny. Człowiek zachowywał się jak dzikie zwierzę, pogardzał drugim, traktował go jak rzecz czy w niektórych przypadkach jak przedmiot naukowych badań czy eksperymentów. Na znaczeniu straciły wartości, nadające do tej pory sens ludzkiemu życiu, wytyczające mu prosta drogę, którą winien podążać. Miłość, rodzina, przyjaźń, wolność uległy zdeprecjonowaniu. Liczyło się właściwie tylko jedno - przeżyć, za wszelką cenę, wbrew wszystkiemu i wszystkim - przeżyć! Ludzie dla ocalenia swego życia potrafili zrobić prawie wszystko, znosili upokorzenia, ale i sami upokarzali, pracowali ponad siły, zdarzały się nawet przypadki kanibalizmu. Motto przedstawia więc bezmiar ludzkiego przerażenia i strachu. Oto ludzie zbudowali komory gazowe, krematoria i inne miejsca kaźni. Jedynym ich celem było zabijać innych, jak bydło prowadzone na rzeź.

Dzisiejszemu człowiekowi trudno pojąć ogrom zbrodni, jej skalę oraz okrucieństwo człowieka względem drugiego człowieka. Dla przybliżenia rzeczywistości obozowej przedstawię bliżej opowiadania, zawarte w "Medalionach".

Pierwsze nosi tytuł "Profesor Spanner". To relacja młodego człowieka - gdańszczanina, który był zatrudniony w jednym z obozów koncentracyjnych jako preparator ludzkich zwłok.

Relacjonuje jak z tłuszczu ludzkiego wyrabiano środki czystości, z ludzkiej skóry - pergamin, natomiast kości wykorzystywano do doświadczeń w Instytucie Naukowym. Wstrząsającym jest fakt, iż młody człowiek opowiadał tę historię beznamiętnie, właściwie ze znudzeniem, bez emocji. Widocznie nie był świadomy, iż współuczestniczył w ohydnej zbrodni, wołającej o pomstę do nieba. Na pytanie czy nie wiedział, że to zbrodnia, przestępstwo z rozbrajającą szczerością powiedział, że nikt mu przecież tego nie powiedział. Mało tego, ów gdańszczanin Niemców traktował ze szczególną estymą, szanował za praktyczne podejście do życia. Jakże wstrząsająco brzmi jago wyznanie, iż w Niemczech " ludzie umieją coś zrobić - z niczego". Na ścianie wisiał "przepis" jak należy postępować, aby uzyskać jak najwięcej mydła z ludzkiego surowca. Spokojnie opowiadał dalej skąd przywożono trupy - najpierw z domu wariatów, ale szybko zaczęło ich brakować. Potem gdy postawiono gilotynę w więzieniu w Gdańsku, na brak trupów już nie mogli narzekać…

Przedstawione jest również przesłuchanie innych profesorów, będących kolegami prof. Spannera. Oczywiście do niczego nie zamierzali się przyznawać. Mówili, iż nie wiedzieli o żadnej fabryce mydła, a jeśli prof. Spanner robił jakieś niemoralne rzeczy - to widocznie otrzymał taki rozkaz i nie mógł się temu przeciwstawić. Bronili go twierdząc, iż Niemcy przeżywały dotkliwie brak wszelakich tłuszczów i Spanner chciał zapewne poprawić ekonomiczną kondycję kraju. Nie można więc karać go za działalność na rzecz dobra państwa…

Kolejnym opowiadaniem z "Medalionów" jest "Dno". Jego bohaterka mówi o okrutnych doświadczeniach na ludziach. Przed śmiercią chciano wykorzystać ich do maksimum. Tym samym odbierano im godność umierania. Opowiada o pobycie w obozie w Ravensbruck. Relacjonuje medyczne eksperymenty na więźniarkach, mówi również te o biciu i katowaniu bezbronnych ludzi, pogardzanych i poniżanych na każdym kroku przez niemieckich sadystów. Wizja śmierci była nieodłączną towarzyszką każdego więźnia, począwszy od momentu aresztowania przez każdy dzień w obozowym piekle. Opowiadanie opisuje drogę do Ravensbruck. Przewożono ludzi w bydlęcych wagonach jak zwierzęta. Nie mieli dostępu ani do wody, ani jedzenia, brakowało im powietrza. Oprócz tego panował ogromny ścisk i odór. Ludzie załatwiali potrzeby fizjologiczne tam gdzie stali, na podłogę. Takie warunki zmieniały zdrowe kobiety w dzikie zwierzęta. Nie może dziwić fakt, iż wiele nie przeżyło takiej podróży. Były w dramatycznym stanie, do tego stopnia nawet, że gdy na bocznicy pewien niemiecki żołnierz otworzył wagon - to co zobaczył wprawiło go w zdumienie i jednocześnie przerażenie. Po dojechaniu do obozu nic się nie zmieniało, warunki nadal były dalekie od przyzwoitych. Każdy dzień składał się głównie z pracy ponad siły. Więźniarki w ten sposób wykańczano fizycznie i psychicznie. Zagłodzone, pozbawione godności kobiety zmieniały się w zwierzęta. Znikąd nie mogły liczyć na zrozumienie i pomoc. Niemcy byli wobec nich okrutni i bestialscy. O wartości każdego człowieka stanowiła tylko jego fizyczna siła, zdolność do nieludzkiej pracy. Jednocześnie praca paradoksalnie była ratunkiem przed śmiercią. Kto nie mógł już pracować z wycieńczenia, skazany był w bliskiej perspektywie na śmierć…

Najbardziej zapamiętałem opowiadanie pt.: "Przy torze kolejowym". Ukazuje ono historię pewnej kobiety, która postanowiła wyskoczyć z pociągu. Udało się zrobić w podłodze otwór. Ryzyko było duże, wyskoczenie z szybko jadącego pociągu groziło przecież śmiercią lub poważnymi uszkodzeniami ciała. Poza tym niemieccy żołnierze jeśli zauważyli zbiega - natychmiast strzelali. Dlatego niektórzy ginęli natychmiast pod kołami, inni z kolei - zastrzeleni przez żołnierzy. Paru jednak osobom udało się uciec. Jedną z nich była bohaterka opowiadania Nałkowskiej. Została jednak postrzelona w nogę i nie była w stanie iść dalej. Leżała więc bezradnie przy torach kolejowych. Nikt nie przejawiał chęci pomocy jej. Ludzie bali się, groziła przecież za to kara śmierci lub w najlepszym razie wysyłka do obozu koncentracyjnego. Nie chcieli więc ryzykować, narażać się dla nieznajomej osoby. Przechodzili koło kobiety, litościwie patrzyli, po czym… odchodzili. Wyczerpana i chora kobieta strasznie cierpiała. Poprosiła nieznajomego przechodnia, aby ten kupił jej jakieś lekarstwa, ale odmówił. Kiedy następnego dnia znów się zjawił kobieta poprosiła, by kupił jej papierosy i wódkę. Zapłaciła mu i mężczyzna wyraził zgodę na taką pomoc. Kobieta piła alkohol, oczywiście dlatego, by uśmierzyć rozdzierający ją ból.

Pewnego dnia kobietę zauważyli policjanci. Bohaterka doskonale zdawała sobie sprawę, iż i tak Nikt jej nie pomoże, poprosiła więc aby policjanci ją zastrzelili. Jednak ci odmówili. Zastanawiające jest czy uciekinierka nie żałowała wówczas swej decyzji ucieczki? Może myślała, iż w obozie jakoś udałoby się jej przetrwać? A może nawet w przypływie rozpaczy żałowała, iż nie udało jej się zabić od razu podczas wyskakiwania z transportu? Trudno oczywiście odpowiedzieć na te pytania. W każdym razie kobieta pragnęła już śmierci. Bała się natomiast rosnącego z godziny na godzinę bólu. Kiedy kolejnego dnia znów zobaczyła policjantów - błagała ich, by ją zabili, kończąc tym samym jej cierpienie. Kiedy oni zastanawiali się nad prośbą kobiety, zjawił się nieznajomy, który wcześniej pomógł kobiecie przynosząc wódkę oraz papierosy. Policjanci dali mu pistolet, po czym ten podszedł do kobiety i po prostu… zastrzelił ją bez mrugnięcia okiem. Nasuwa się nieodłączne pytanie: dlaczego ten mężczyzna to zrobił? Co nim kierowało? Czy pragnął przede wszystkim zakończyć jej gehennę? Czy zrobił to z litości, bo nie mógł patrzeć jak się męczy i cierpi? A być może chciał tylko udowodnić, że jest zdolny by z zimną krwią zabić człowieka? Możliwe odpowiedzi na postawione pytania nie wystawiają najlepszego świadectwa kondycji ludzkiej czasu wojny i okupacji. Przecież mógł pomóc kobiecie w sposób cywilizowany, ludzki, a nie strzelając jak do dzikiego psa.

Można się zastanowić, czy nieznajomy mężczyzna żałował kiedykolwiek swego czynu? Pozbawił przecież życia niewinną istotę ludzką, zachował się jak sadystyczny morderca. Tak się ludziom nie pomaga w potrzebie. Czy tak samo by postąpił gdyby leżącą kobietą była jego matka, córka, albo żona? Trzeba przykładać własną miarę do innych, a nie traktować ludzi bezosobowo i anonimowo.

Życie w czasach wojny było nieustanną walką o byt, o przetrwanie. Kto miał skrupuły - skazywał się na śmierć. Trzeba było być egoistą, nieczułym na krzywdę innych. Współczucie nie prowadziło do niczego dobrego. Z sytuacją graniczną spotykamy się w kolejnym opowiadaniu ze zbioru "Medaliony" pt.: "Człowiek jest mocny". Jego bohater miał zakopać swoją zamordowaną rodzinę i odmówił, prosząc przy tym o śmierć. Wówczas usłyszał słowa, świadczące o kompletnym zezwierzęceniu tego, który je wypowiedział: "człowiek jest mocny może jeszcze pracować".

Fizyczną oraz psychiczną degradację kondycji ludzkiej widzimy także w opowiadaniu pt. "Wiza". Tytuł oznacza polanę, gdzie więźniarki trzymano nieraz i kilka dni. Chore, wycieńczone i zagłodzone szukały ciepła u siebie nawzajem. Przytulały się więc do siebie, co oczywiście nie uchroniło od śmierci znacznej ich liczby.

Kolejne opowiadanie w zbiorze nosi tytuł "Dorośli i dzieci w Oświęcimiu". Stanowi ono swoiste podsumowanie "Medalionów" Zofii Nałkowskiej. Autorka szczegółowo opisuje selekcję dzieci. Małe, nienadające się do pracy dzieci, przeznaczane były do gazu. Selekcja wyglądała w ten sposób, że dzieci kolejno przechodziły pod prętem, ustawionym na wysokości 1,20 m. Zaczepienie głową o pręt oznaczało życie, dlatego te mniejsze dzieci stawały na palcach, prężyły się walcząc o możliwość istnienia…

Dzieci miały świadomość tego, co rozgrywa się na ich oczach. Te, którym się nie udało przejść testu z prętem płakały, prosiły o pomoc. Niestety nikt nie mógł im pomoc. Ich wołanie pozostaje na wieki krzykiem rozpaczy bezbronnych dzieci i oskarżeniem nikczemności i łajdactwa większego, niż normalny człowiek jest w stanie pojąć. Można tylko wyobrazić sobie jak ten krzyk dzieci musiał być przerażający dla matek, które gdzieś z boku stały i przypatrywały się okrutnej selekcji.

Wojna zmieniła psychikę dorosłych i dzieci. Zakończenie "Medalionów" także jest wymowne i poruszające serce. Oto dr Epstein - praski profesor, przechodząc któregoś poranka między barakami oświęcimskimi zobaczył bawiące się dzieci. Siedziały sobie w piasku i przesuwały jakieś patyczki. Starszy człowiek zapytał je, co robią. W odpowiedzi usłyszał słowa, które go zmroziły i zszokowały do głębi: "My się bawimy w palenie Żydów"…

Bohaterowie "Medalionów" Nałkowskiej są świadkami i jednocześnie ofiarami hitlerowskiego totalitaryzmu. Najczęściej byli ludźmi prostymi, nieumiejącymi pięknie i barwnie opowiadać o swych przeżyciach i cierpieniu. Wydarzenia, w których przyszło im uczestniczyć zmieniły ich życie i osobowość. Zostali nieodwracalnie okaleczeni na ciele i duszy. Opowiadania Zofii Nałkowskiej są świadectwem, iż hitlerowskie działania za cel miały zarówno eksterminację fizyczną ludzi, jak i zniszczenie ich osobowości, psychiki, pozbawienie człowieczeństwa i godności. Tym którym udało się przeżyć, pozostał na zawsze w pamięci cierń, ślad zbrodni.

"Medaliony" są jakby fotografiami zrobionymi przez naocznych świadków, którzy zaświadczyli o tym, co widzieli i co przeżyli. Opowiadania te są swoistą próbą utrwalenia bolesnej historii. Nie wolno nam zapomnieć o przeszłości. Człowiek odcięty od prawdziwej historii karleje, nie potrafi budować przyszłości, jeśli nie zrozumie dziedzictwa wieków minionych. Tylko od nas zależy, czy będziemy umieli (i chcieli!) uczyć się na błędach przodków. Oby już nigdy nie powtórzył się czas, o którym będzie można powiedzie za pisarką, że to "ludzie ludziom zgotowali ten los".