Wiele gwałtownych i sprzecznych opinii wywołał pokazywany kilka miesięcy temu w naszych kinach film wyreżyserowany przez Mela Gibsona - Pasja, opowiadający o ostatnich godzinach z życia Chrystusa, oraz o Jego śmierci. Poza, co mniej ważne, kiczem w niektórych scenach, zarzucono Gibsonowi odarcie, do krwi, Jezusa z jego boskości i ukazanie go niczym kawałka mięsa w rzeźni. Mimo, że film nie kłóci się bardzo z obrazem drogi krzyżowej, jaki przekazuje Ewangelia, naturalizm przedstawienia był wstrząsem dla wielu widzów.
Nie wiedząc nic o Zbigniewie Herbercie, o tym że zmarł i że to on jest autorem wiersza - Rozmyślania Pana Cogito o odkupieniu, tekst ten mógłby być odebrany jako kolejny głos o niepotrzebnym epatowaniu okrucieństwem w przypomnieniu męki Chrystusa. Oczywiście tak nie jest, ale zestawienie przesłanaia wiersza i formy filmu, dość dobrze pokazuje, że wizja zesłania Syna przez Boga, by ten w męczarniach umarł za ludzi, nadal porusza. Nie jest ona wcale ładnie "opakowana"; w stylu: Jezus umiera za nas z miłości, Pan Bóg posyła Go z miłości, a ludzie powinni dziękować - za miłość. Łączy się z bólem, zwątpieniem, krwią, z ludzką niewdzięcznością i okrucieństwem. Herbert w swoich "rozmyślaniach" nie poddaje w wątpliwość samej wizji cierpiącego Chrystusa, ale czyni coś więcej, ze specyficzną przekorą zastanawia się, czy w ogóle cała Jego męka była potrzebna. Pyta, czy zmieniła coś w nas na lepsze, czy odwrotnie, jeszcze bardziej odsunęła od Boga.
W Pieśni o cnocie Jan Kochanowski pisze jak to "za cnotą w tropy zazdrość postępuje". Często zdarza się, że doskonałość, zacność zamiast wzbudzić u innych szacunek i podziw, rodzi uczucie zawiści. Zaś w przypadku, kiedy taka osoba cierpi, jej krzywda jest powodem satysfakcji i radości. A co dopiero, gdy poniżany jest Syn Boży. Wielu ludzi złych, niedoskonałych - "chłonęło z lubością / zapach jego strachu" - jak pisze Herbert. Śmierć Chrystusa zamiast nas oczyścić, w wielu przypadkach była i jest przyczyną satysfakcji, pozornym dowodem na słabość Boga (o Jego "śmierci" w świecie mówił Nietsche). Choć i w sercach prawych osób, pojawia się czasem moment rozczarowania, że oto Pan z Wysokości, "nisko brata się krwią". Dla wielu jest to coś niepojętego.
Zastanawiające, że w kulturze wiejskiej, Chrystus często, by nie powiedzieć z lubością, przedstawiany był cierpiącym. Np. w przydrożnych kapliczkach można ujrzeć figurki: Frasobliwego, Upadającego pod ciężarem krzyża, Biczowanego, czy Umierającego na krzyżu, rzadziej zaś rzeźbiono Jezusa zwycięskiego, zmartwychwstałego. Tutaj jednak powód dla przypominania ludzkiej strony Jezusa był inny. Dla ludzi na wsi cierpienie nie ubliżało Bogu, a jedynie pozwalało na to, że w swoim bólu stawał się przystępnym dla przeciętnego człowieka. Łatwiej mogli Go zrozumieć i przyjąć.
Bliskim takiemu ukazaniu Boskiego Syna jest w swoim wierszu Drewniany Chrystus[1], Tadeusz Różewicz. Opisuje on drewnianą figurkę podobną w wyrazie do "zbitego psa", jednak tak jak materiał, z którego jest ona wykonana i Chrystus "łaknie" naszej miłości, zrozumienia. Podobnie myślał może i Rembrandt, który w swoim obrazie Ćwierć wołu, w martwej naturze, symbolicznie pokazał najbardziej chyba skondensowany ładunek cierpienia, bliski Ukrzyżowaniu Mathiasa Grunewalda, o wiele bardziej poruszający i przez to zmieniający ludzi niż tradycyjne, "oleodrukowe" przedstawienia Jezusa na krzyżu. W takiej perspektywie najlepiej widać jak bardzo Chrystus swoim poniżeniem, męką chłonie nasze grzechy i pozwala na to, by dzięki Niemu, myśmy sami mieli możliwość odkupienia naszych win.
To odkupienie jest głównym tematem wiersza Herberta. Autor daje zapis monologu wewnętrznego, będącego odpowiedzią na świat, który mimo ofiary Chrystusa niewiele się zmienił. Tak, jakby cała Jego nauka i życie zostały zanegowane przez Jego ukrzyżowanie - pozorne pozbawienie boskości. A to właśnie śmierć we krwi, na krzyżu ma najbardziej religijny, idealny wymiar wymiar, daleki od realności, świata ziemskiego. Chrystus "bratając się krwią" z nami, staje się naszą nieodłączną częścią, wystawia swoje ciało i krew na podobieństwo kielicha z winem i bochenka chleba. Wręcz można słyszeć jego słowa z Wieczernika "bierzcie i jedzcie z tego wszyscy". Dlatego mówienie, że "obraz przebitych dłoni, zwykłej skóry" jest czymś niegodnym Pana, jest niezrozumieniem wielkiego symbolu jego rzeczywistej miłości, jaka została spełniona na Golgocie. Było to krwawe Przemienienie, w którym Chrystus w jeszcze większym stopniu ukazał swoją boskość niż na górze Tabor.
Z drugiej jednak strony normalnym jest, że człowiek tworząc sobie wizję Boga pragnie widzieć Go ponad sobą, doskonałego i niepoddajacego się prawom, które rządzą światem ziemskim. W białej i błyszczącej szacie, a nie zakrwawionym płaszczu. Jest to jeden z paradoksów naszej wiary, gdy chcielibyśmy Boga ponad nami, jednocześnie pragnąc Go wśród nas.
Ciekawa jest forma rozmyślań poety. W swoim wierszu nie zwraca się on bezpośrednio do Jezusa, lecz mówi raczej o Bogu Ojcu i to jemu zarzuca "nieprzemyślaną" decyzję zesłania swego Syna. Jednak obraz, jaki pokazuje nam w zamian, to jakim byłby Bóg bez tej ofiary, chyba w wystarczający sposób oddaje bezsens rozważań czy wcielenie Syna miało sens i było potrzebne, dając na nie jasną odpowiedź. Odkupienie Chrystusa spowodowało, że Bóg nie króluje nad nami jako groźny i nieczuły władca - "w barokowym pałacu z marmurowych chmur", ale jest dla nas ojcem, który reaguje miłością, a nie chłodem, na ludzkie cierpienia i błędy. Samemu widząc śmierć dziecka, rozumie problemy ludzi - nie zasiada "na tronie przerażenia / z berłem śmierci", przez co jego miłosierdzie jest po dwakroć nieskończone.
Wielkim problemem jest jednak, dlaczego ludzie nie chcą się poddawać odkupieniu. Herbert nie mówi wprawdzie o tym w swoim wierszu wprost, ale całe jego zatroskanie jest wyraźną reakcją na dzisiejsze czasy. Rozmyślania Pana Cogito... czynione są z perspektywy współczesnego człowieka (liryka - podwójnej - roli), goniącego za sukcesem, pieniądzem, silnego i zdecydowanego. Dla takiego kogoś "słaby" Bóg niczego nie reprezentuje i niczego w sobie nie niesie. To dzisiejszy człowiek mówi, że Pan "nie powinien przysyłać" Syna, bo jego ofiara mija się z celem, jest uznawana za niepotrzebną.
Zachowuje się podobnie do mędrców, tytułowych bohaterów wiersza Adama Mickiewicza - "Mędrcy". I oni swoją duma, wiarą w pozorną siłę, tworzyli ze swojej duszy mogiły. Trzeba więc bardzo uważać, kiedy stykamy się z męką Chrystusa, nie zapominać, że właśnie w niej jest jego największa siła i zwycięstwo. Wszak "Bóg żyje, tylko umarł w mędrców duchu".
Wiersz Herberta jest specyficznym krzykiem - przez "ściśnięte gardło" - ostrzegającym byśmy nie trafili przez nasze niedowiarstwo i głupotę, pod panowanie "berła śmierci", a nie opiekuńczych, "przebitych dłoni syna".
[1] T. Różewicz, Wiersze wybrane, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2002.