Gdyby nas ktoś zapytał, czy pospieszyły na pomoc innemu człowiekowi, jeśli będziemy w pobliżu, to pewnie niektórzy z nas odpowiedzieliby twierdząco. Jednak co innego mówić, a co innego coś takiego wprowadzić w życie. Właśnie o tym mówi poetka w "Minucie ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej".

W centrum uwagi znajduje się bohaterska kobieta, która bez jakichkolwiek dylematów skoczyła w ogień, by ratować dzieci z pożaru. Ta nauczycielka wprowadziła w życie zasady, które kiedyś próbowała wpoić w umysły jej uczniów. Pomimo iż narażała życie, to nie żałowała podjętej decyzji. Udało jej się ocalić dzieci, ale sama zginęła.

Poetka niejako przybywa na miejsce zdarzenia. Wtedy słyszy jak ktoś próbuje zatrzymać pani Ludwikę i mówi, że tam pozostał jedynie "dym i płomień". Racjonalny argument nie rodni wrażenia na kobiecie, która już podjęła decyzję i jest zdecydowana doprowadzić wszystko do samego końca. Odpowiada:

"Tam jest czworo cudzych dzieci,

- idę po nie!"

Nie straszny jej płonący budynek, nie zwraca uwagi na krzyki gapiów, bo przecież ma do wykonania coś bardzo ważnego. Co więcej nie może tracić czasu, bo w takiej sytuacji, każda sekunda się liczy. Żywioł coraz bardziej się rozprzestrzenia, młoda, niewysoka pani Ludwika słyszy jedynie dobiegający z budynku przejmujący, dziecięcy płacz. To wystarcza i szybko, ku zdziwieniu innych, rzuca się w ogień. Potem:

"Wynosi je w ramionach,

zapada w ogień po kolana,

łunę w szalonych włosach ma."

W ten sposób dzieci otrzymały ponownie szansę na życie, a Wawrzyńska odeszła.

Wiemy o tej bohaterskiej, ofiarnej kobiecie niewiele. Pewne jest, że to nie jej dzieci tam były. Tym bardziej warto podkreślić heroizm Ludwiki Wawrzyńskiej. Tak bezinteresownie pospieszyła na ratunek "cudzym" dzieciom. To także potwierdza, że była nauczycielem z powołaniem, bo kochała swoich podopiecznych. Bohater liryczny nawet wyraża zdziwienie:

"Więc jak to,

tak odwyknąć nagle

od siebie?

od porządku dnia i nocy?

od przyszłorocznych śniegów?

od rumieńca jabłek?

od żalu za miłością za miłością,

której nigdy dosyć?

My też możemy się zastanawiać, czy w jednej chwili można wszystko zostawić bez żalu. Przecież świat dalej będzie trwał, gdy nas nie będzie. Dla Ludwiki jednak liczą się wyłącznie bezbronne istoty pozostawione na pastwę losu.

Wydarzenie powinno nas skłonić do uważnej refleksji nad sobą i zadania pytania: Czy moje możliwości są takie same i podjęłabym (podjąłbym) się tego, co Ludwika? Niestety w przypadku tak skomplikowanej sprawy niełatwo udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Przecież w takich sytuacjach wszystko toczy się bardzo szybko i trzeba błyskawicznie reagować. Nie w wiadomo, co każdy z nas czułby stojąc przed płonącym domem i co zrobiłby. Można jedynie powtórzyć za Wisławą Szymborską:

" Nikt mnie dotychczas

nie wzywał na pomoc,"

Tak naprawdę dopiero w ekstremalnej sytuacji możemy powiedzieć, że sprostaliśmy zadaniu, bo " tyle wiemy o sobie, / ile nas sprawdzono". Nic dodać, nic ująć.