Uzależnienie od narkotyków stało się w naszym kraju problemem społecznym, który przybrał zatrważające rozmiary. Bynajmniej nie jest to wytwór ostatnich lat, po rozliczne używki chętnie sięgano już w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Produkcja narkotyków oraz ich sprzedaż z roku na rok podlegała procesowi upowszechnienia. W niektórych społecznościach, szczególnie w środowiskach rozmaitych "twórców sztuki", narkomania była usprawiedliwiana potrzebą wzniesienia się na wyżyny świadomości i osiągnięcia stanu nirwany, koniecznego podczas tworzenia dzieła. Artyści tłumaczyli, że wymagania odbiorców względem nich są tak wygórowane, że bez odpowiednich środków psychogennych nie są w stanie zaspokoić ich jakże wyrafinowanych gustów. Największą popularnością w ówczesnym społeczeństwie cieszyły się: eter, morfina i opium. W niektórych kronikach z tamtych czasów odnotowano również jednostkowe przypadki używania heroiny (jej zakup wymagał posiadania sporych środków pieniężnych, ponadto była trudno dostępna w Polsce). Bardziej znana była na Zachodzie, głównie w Stanach Zjednoczonych. Na skutek przedawkowania heroiny zmarł dwudziestosześcioletni Frankie Leoni, jeden z najsławniejszych w połowie lat dziewięćdziesiątych, czarnoskórych wokalistów bluesowych.
Największy rozwój zjawiska narkomanii na świeci przypada na lata siedemdziesiąte. To właśnie wtedy w różnych miejscach naszego globu zaczęły tworzyć się zorganizowane środowiska osób, dla których używki stały się jedyną formą spędzania czasu. Coraz powszechniejszy stawał się widok jednostek wyniszczonych wskutek nazbyt częstego sięgania po narkotyki, ponadto co rusz prasa, radio i telewizja przekazywała wiadomości o powodowanych tym faktem zgonach.
W końcówce lat siedemdziesiątych na rynku narkotykowym pojawiły się: Amfetamina i LSD. W Ameryce doszło do powstania ruchu hipisowskiego, którego przedstawiciele jawnie postulowali potrzebę doświadczania nowych wrażeń zmysłowych, zapewnianych przez rozmaite substancje odurzające, roślinnego bądź chemicznego pochodzenia. Hipisi propagowali marihuanę oraz tzw. "kwas" (substytut LSD) i obnosili się z tym publicznie. Należy podkreślić fakt, że w swoich wystąpieniach głosili również potrzebę walki o pokój i wolność na świecie. Organizowali mnóstwo wieców i pikiet, w czasie których manifestowali przeciwko wojnom i manipulacjom politycznym. Kierowały nimi wielkie idee i przesłanki. Ich zamiary były niewątpliwie słuszne jednak nikt z członków społeczności oficjalnych nie traktował ich poważnie. Dlaczego? Zastanówmy się przez chwilę, czy my zachowalibyśmy się inaczej w stosunku do grupy osób będących pod nieustannym wpływem środków odurzających.
W 1977 roku świat obiegła tragiczna wiadomość o śmierci słynnego Elvisa Presleya, określanego mianem króla rock'n' rolla. Największy szok wzbudziła wzmianka, że mężczyzna zmarł wskutek nadmiernego używania barbituranów (tabletek umożliwiających zaśnięcie oraz leków antydepresyjnych).
W latach osiemdziesiątych okazało się, problem narkomanii objął najmłodszych przedstawicieli społeczeństwa różnych krajów. Handel używkami znalazł rynek zbytu w szkołach podstawowych i średnich, do komisariatów policji masowo docierały zgłoszenia przerażonych nauczycieli i pedagogów o przyłapaniu dzieci na rozprowadzaniu bądź braniu narkotyków. Zjawisko przybrało najgroźniejszą z możliwych form. Na zachodzie i w całej Europie rozpoczęły się olbrzymie kampanie, mające na celu uzmysłowienie ogółowi tragicznych skutków rozpowszechniania się narkomanii w środowisku ludzi młodych. W niektórych budynkach oświaty wprowadzono nawet tzw. monitoring, przy głównym wejściu uczniowie byli kontrolowani przez grupę ochroniarzy, od czasu do czasu w ich szafkach przeprowadzano inspekcję. Mimo wszystko, sytuacja nie uległa zdecydowanej poprawie aż po dzień dzisiejszy.
Producenci narkotyków czerpią ze swojej działalności niewyobrażalne zyski. Amerykańscy dziennikarze i publicyści przeprowadzili w latach dziewięćdziesiątych szereg wywiadów z przedstawicielami Policji, z których dowiedzieli się, że codziennie na terenie USA przeprowadzane są liczne, nielegalne i wielomilionowe transakcje dystrybutorów różnych używek. Władze zgodnie twierdzą, że nie są w stanie uniemożliwić choćby małej ich części. Dealerzy cechują się bardzo dobrą organizacją, ponadto niezwykle trudno jest dotrzeć do kogoś z ich otoczenia, kto zdecydowałby się wyjawić datę i miejsce kolejnego przedsięwzięcia. Narkotykowy półświatek jest często określany mianem: Państwa w państwie, rządzącego się swoimi własnymi zasadami. Główni potentaci, dobierają swych powierników z różnych szczebli drabiny społecznej hierarchii. Sprzedawcami są zwykle osoby ze środowiska przestępczego, gotowe dla zysku zrobić najgorsze rzeczy, bardzo oddane swoim pracodawcom.
W Stanach Zjednoczonych problem narkomanii osiągnął w dzisiejszych czasach punkt kulminacyjny. Ciężko jest oprzeć się wrażeniu, że niedługo taka sama sytuacja będzie miała miejsce również w krajach europejskich. A może już tak jest? Trudno powiedzieć...
W Polsce problem obecności narkotyków był przez wiele lat bagatelizowany. Społeczeństwo koncentrowało się głównie na stworzeniu sobie w miarę normalnych warunków do egzystencji w kraju rządzonym przez ustrój totalitarny. Związki określonych środowisk ze środkami mącącymi świadomość miały w zasadzie marginalne znaczenie. Z artykułów oraz dzieł literackich okresu peerelowskiego dowiadujemy się, że owszem, narkotyki cieszyły się dużym zainteresowaniem szczególnie wśród młodzieży, jednakże taka kwestia rzadko była poruszana na forum. Sytuacja zmieniła się w latach dziewięćdziesiątych. Nieświadomi dotąd obywatele, zaczęli uzmysławiać sobie, że narkomania jest potworną chorobą, doprowadzającą do skrajnego wyczerpania organizmu ludzkiego, przybierającą już formę epidemii. Różni ludzie podjęli się zadania stworzenia form walki z tym strasznym nałogiem, w szpitalach zaczęły formować się oddziały określonego typu, przeznaczone do leczenia osób uzależnionych. Na terenie kraju powstało kilka specjalistycznych ośrodków. Na plan pierwszy wysunęła się działalność Marka Kotańskiego (*poniósł śmierć w tragicznym wypadku jaki zdarzył się 19 sierpnia 2002 roku). Wybitny psycholog i bardzo utalentowany terapeuta, w największym stopniu poświęcił się zwalczaniu zjawisk patologii społecznej oraz udzielania pomocy osobom uzależnionym oraz zarażonym wirusem HIV. Inicjator funkcjonujących po dziś dzień ośrodków Monaru i Markotu. Podobno już w bardzo młodym wieku organizował rozmaite akcje, które miały na celu udzielenie pomocy ludziom znajdującym się w potrzebie. Od początku cechowała go wielka siła przebicia, był postacią nie uznającą żadnych kompromisów i uparcie dążącą do realizacji zamierzonego celu. Lubiany i niezwykle popularny wśród przedstawicieli różnych grup społecznych, jego praca często była nagłaśniana przez media. Miał również wielu przeciwników, głównie wśród ludzi starszych, uznających pomoc ludziom zażywającym narkotyki za nikomu niepotrzebną i z góry skazaną na klęskę. Według mnie jego poczynania zasługują na wielkie uznanie. Bezsporna jest rola Kotańskiego w działalności na rzecz niesienia pomocy potrzebującym. Chciałbym przytoczyć fragment z jego książki pt. Ty zaraziłeś nas narkomanią:
Narkomania to termin, który kojarzył się nam przez dziesiątki lat z najgorszymi sprawami gatunku ludzkiego, przyrównywane do zbrodni, zboczeń i moralnego dna. Tak naprawdę jest to określenie okrutnego w swej wymowie stanu duszy i ciała człowieka, który nie potrafi żyć we współczesnym świecie, wymagającym bezwzględnego przystosowania się do napięć, konfliktów, szczurzego wyścigu, którego upragnionym końcem ma być za wszelką cenę sukces (...).
Moim zdaniem, słowa te w wyrażają w sposób najgłębszy umiejętność współczucia autora wobec drugiego człowieka. Odzwierciedlają również przekonanie, że czyny poszczególnej jednostki są warunkowane przez nieprzyjazną rzeczywistość i to właśnie ona ponosi największą winę za egzystencjalne klęski istoty ludzkiej. Kotański zdaje się tłumaczyć, że uzależnienie jest swego rodzaju ucieczką z brutalnego świata, za którą przyjdzie kiedyś zapłacić najwyższą cenę.
W dwudziestowiecznej literaturze możemy odnaleźć wiele przykładów dzieł, dotykających trudnej problematyki obecności narkomanii w świecie współczesnym. W dalszej części pracy chciałbym przeprowadzić szczegółową analizę kilku z nich.
Książka My, dzieci z dworca ZOO autorstwa Christiane F., stanowi znakomity przykład utworów tego typu. Opowiada wstrząsającą historię o losach niespełna piętnastoletniej dziewczynki, Niemki, imieniem Christiane. Jest zbliżona w swojej konstrukcji do sprawozdania z wydarzeń. Opiera się na bardzo podobnych zabiegach stylistycznych, tożsama gatunkowo zdaje się być również ze względu na sposób przedstawiania zdarzeń. Jest to bardzo drobiazgowa relacja głównej bohaterki, którą w końcu lat siedemdziesiątych nakłoniło do osobistych zwierzeń dwóch dziennikarzy niemieckiego pisma "Stern". Ich zapiski ukazały się w niedługim czasie najpierw na łamach tego właśnie magazynu, później zostały zebrane, uporządkowane i opublikowane w wydaniu książkowym. W momencie ukazania się, powieść "My, dzieci z dworca ZOO" wywołała ogromny szok obyczajowy, najpierw w społeczeństwie niemieckim, później, wskutek szybkiego rozpowszechnienia się, na całym świecie. Od początku cieszyła się dużym zainteresowaniem wśród odbiorców z różnych środowisk. Ogłoszono ją jednym z najbardziej poczytnych dzieł z literatury współczesnej. Z czasem doczekała się również wiernej adaptacji filmowej, pod tym samym tytułem - autorem scenariusza był Herman Weigel, film wyreżyserował Uli Edel, premiera odbyła się w 1981 roku.
Akcja książki rozgrywa się w Berlinie Zachodnim, "mieście - molochu", w którym wychowuje się główna bohaterka. Dziewczynka pochodzi z rozbitej rodziny. Pozostaje pod opieką matki, tajemnicą dla czytelnika pozostaje co stało się z ojcem. W domu nie panują najlepsze stosunki i bardzo często dochodzi do kłótni. Większą część dnia nastolatka spędza wraz z rówieśnikami na ulicy. W gronie znudzonej i obrażonej na świat dorosłych młodzieży, zaczyna sięgać po alkohol i miękkie narkotyki. Odurzenie pozwala jej choć na chwilę zapomnieć o codziennych problemach. Któregoś dnia, najprawdopodobniej z ciekawości, Christiane zażywa swoją pierwszą działkę heroiny. Później idzie już "z górki". Bardzo szybko dochodzi do uzależnienia. Aby zdobyć pieniądze na narkotyki, dziewczyna musi kraść. Po kryjomu wynosi z domu różne cenne przedmioty, które sprzedaje na lokalnym targowisku, a także podbiera pieniądze z oszczędności matki. Zaczyna również uprawiać prostytucję.
Miejscem codziennych spotkań środowiska "ćpunów" jest ogromna hala Dworca Centralnego. W zakamarkach budynku młodzi narkomani oddają się za pieniądze, przed głównym wejściem kupują heroinę, tam też przeżywają swoje pierwsze miłosne uniesienia. Opowieść Christiane, która ciągnie się przez kolejne stronice książki, ukazuje w bardzo drastyczny sposób losy dziecka, którego życie zmieniło się z beztroskiego dzieciństwa w przerażający koszmar.
Powieść My, dzieci z dworca ZOO, spełnia istotną funkcję. Nigdy wcześniej w literaturze nie została opublikowana historia, ukazująca w równie dramatyczny sposób, kolejne etapy pogrążania się człowieka w narkomanii. Narracja jest prowadzona szczegółowo, następne rozdziały są swoistymi "punktami kontrolnymi" w podróży na samo dno ludzkiej egzystencji. Bohaterka mija wiele z nich, kiedy się zatrzymuje, jej organizm jest już prawie doszczętnie zniszczony. Książka przeznaczona jest przede wszystkim do ludzi młodych. Została napisana językiem codziennym, prostym, ma być łatwa do zrozumienia i służyć ku przestrodze. Wydana ponad trzydzieści lat temu, pod względem problematyki nic nie straciła na swojej aktualności. Szczególnie dzisiaj, kiedy patrzymy na beztroskie środowisko młodzieży szkolnej, w którym rządzi przede wszystkim dążenie do wyrażenia jak największego sprzeciwu wobec dorosłych, ta książka wydaje się stanowić wykładnię. Najczęstszą postawą młodych ludzi jest bunt wobec ogólnie ustanowionych praw i społecznych konwenansów. Nie liczą się dla nich opinie ogółu. Wartością zdecydowanie nadrzędną okazuje się chęć doświadczenia odmienności, czegoś nowego. Środkami, które pozwalają na "oderwanie się" od rzeczywistości są właśnie różnego rodzaju używki. Nikt nie liczy się z możliwymi konsekwencjami...
Wiele lat po ukazania się książki My, dzieci z dworca ZOO w Polsce zostało opublikowane dzieło autorstwa Krystyny Karwickiej i Andrzeja Ochremiaka, pod tytułem: My, rodzice dzieci z dworca centralnego. Trudno nie dostrzec związku z omówioną wyżej pozycją, uwydatnia się on już w tytule książki, sformułowanym na podobnej zasadzie co w utworze Christiane F. My, rodzice dzieci z dworca centralnego również dotyczą rozszerzającej się narkomanii wśród młodzieży, jednak to zjawisko nie jest ukazane wprost lecz dobitnie zaakcentowane. Stanowi tło dla całości omawianych wypadków, na plan pierwszy wysuwają się przeżycia rodziców, którzy postanowili walczyć o życie uzależnionych od narkotyków dzieci. We wstępie zostaje omówiona kwestia charakterystycznych zachowań w środowisku ludzi dorosłych. Autorzy starają się uzmysłowić czytelnikom, że rodzice często nie poświęcają dostatecznej uwagi poczynaniom swoich wychowanków. Ślepo ufają w rozsądek swoich pociech, zwykle bagatelizują pierwsze kontakty dzieci z alkoholem i nie wierzą w możliwość choćby poznania przez nich używek innego typu. Taka postawa wiąże się z ryzykiem niedopatrzenia, często prowadzącego do zastraszających konsekwencji. Narkomania jest jak zło, które czai się w ukryciu. Czeka, aby uderzyć w najmniej oczekiwanym momencie i może dotknąć każdego, niezależnie od pochodzenia, wieku czy statusu społecznego.
W kolejnych rozdziałach, Karwicka i Ochremiak przedstawiają czytelnikom autentyczne wypadki z życia kilku polskich rodzin. Poznajemy ludzi żyjących w przeświadczeniu wielkiej winy. Są to osoby, których dzieci w jakimś momencie swojego życia sięgnęły po narkotyki i uzależniły się. Rzuca się w oczy poczucie strachu i bezradności, bohaterowie ciągle wypowiadają się na temat swojej nieumiejętności dostrzeżenia problemu w fazie początkowej. Kiedy opowiadają o konkretnych zdarzeniach, nie mogą opanować łez. Poszczególne monologi zostały silnie nacechowane pod względem emocjonalnym, są w stanie poruszyć nawet najmniej wrażliwych odbiorców. Interesującym zabiegiem jest zrezygnowanie przez Karwicką i Ochremiaka z odautorskiego komentarza. Czytelnik sam musi zastanowić się nad funkcją i znaczeniem całości.
W My, rodzice dzieci z dworca centralnego rzecz dzieje się "tu i teraz". Przeszłość z życia ukazywanych postaci nie ma najmniejszego znaczenia. Nieistotna jest ani przyczyna wkroczenia w świat "ćpunów", ani pierwsze doświadczenia z używkami. Dla autorów liczą się jedynie rozważania kształtujące się od momentu zatracenia się dziecka w nałogu.
Najbardziej wyraziste w powieści stają się te fragmenty, w których bohaterowie traktują o roli miłości w walce z uzależnieniem dziecka. Szczególnie podkreślona zostaje niemożność załamania się w obliczu trudnego doświadczenia. W żadnym wypadku nie wolno skoncentrować się na własnym poczuciu winy, najważniejszym jest, aby nie poddać się i starać w możliwie największym stopniu aktywnie walczyć o uratowanie syna czy córki. Musza zostać skierowani na odpowiednie leczenie, ponadto należy dowiedzieć się wszystkiego o "chorobie" dziecka (o reakcjach na określone leki, zmianach w psychice i wynikających z nich zachowań) aby podczas udzielanych mu przez lekarzy przepustek, wiedzieć jakie wdrożyć postępowanie oraz nie dopuścić do ponownego kontaktu z narkotykiem. W niektórych rozdziałach odnajdziemy opisy postępowania niektórych narkomanów. Są one naprawdę przerażające...
My, rodzice dzieci z dworca centralnego ukazuje heroiczną walkę rodziców o uratowanie życia dzieci uzależnionych od narkotyków. Jest obrazem szokującym i kontrowersyjnym, przez co wywiera silne wrażenie na psychologii odbiorcy. Jest skierowana przede wszystkim do ludzi dorosłych, w rodzinach których kontakt z używkami stał się rzeczywistym problemem. W finałowej scenie pojawia się moralne pouczenie, aby pomagać a nie odsuwać się od osób uzależnionych.
(...) kocham Cię i bardzo mi na Tobie zależy, lecz jeśli jesteś pod wpływem narkotyków, nie możesz liczyć na pomoc z naszej strony, to jest Twój dom, ale nie dom narkotyków - zachowanie tego typu, piętnuje w swojej wypowiedzi jeden z bohaterów.
Według mnie, najbardziej szokującym dziełem, ukazującym mechanizmy i przyczyny zjawiska narkomanii jest Pamiętnik narkomanki, autorstwa Barbary Rosiek. Stanowi niezwykle realistyczną opowieść o losach samej autorki, która będąc nastolatką przeszła przez piekło uzależnienia. Jako jednej z bardzo nielicznych osób udało jej się uwolnić od nałogu. W czasie trwania książki, dowiadujemy się o licznych cierpieniach, jakie pisarka doświadczyła w ciągu kilkunastu lat zażywania tzw. "kompotu" (wyciągu z maków, substancji bardzo silnie odurzającej).
Pamiętnik narkomanki jest przeznaczony głównie dla ludzi młodych. Tekst został wystylizowany na mowę potoczną, zawiera zwroty i sformułowania występujące głównie w gwarze uczniowskiej. Powstał jako przestroga dla osób, które nigdy nie miały styczności z narkotykami. Pokazuje początek uzależnienia oraz poszczególne etapy "drogi przez mękę". Narracja w Pamiętniku jest prowadzona szybko, dotyczy licznych zdarzeń z życia "Baśki". Dzieło składa się z notatek z codzienności, ułożonych w kolejności chronologicznej. Każdą z nich, autorka opatrzyła datą i godziną, co ułatwia odbiorcy zorientowanie się kiedy miały miejsce przedstawiane wypadki.
W początkach książki, Baśka jawi się czytelnikom jako przeciętna dziewczyna, uczęszczająca jak inne dzieci w jej wieku do jednej z warszawskich szkół. Ma czternaście lat. Czuje się niezrozumiana w gronie otaczających ją osób i nie znajduje radości w kontaktach z rówieśnikami. Podczas jednej z imprez zorganizowanej w mieście, poznaje kilkuosobową grupę outsiderów, żyjących z dala od szkoły i rodziny. Są to młodzi ludzie, trochę starsi od naszej bohaterki. Od początku znajomości bardzo imponują Baśce, wydają się być bardzo przychylni i wyrozumiali dla problemów, które trapią jej młodzieńczy umysł. Zaczynają spotykać się coraz częściej, dziewczyna zaczyna zaniedbywać szkołę i rzadko bywa w domu. Któregoś razu jeden z chłopców namawia ją do spróbowania pewnego specyfiku, dzięki któremu przeżyje niezapomniane wrażenia. Po chwili zastanowienia zażywa narkotyk. Tak doświadcza swojej: (...) pierwszej komunii. Przez kilka godzin pozostaje w błogiej nieświadomości, odległe wydają się jej rzeczywiste troski. Po zaprzestaniu działania narkotyku, z wielkim zadowoleniem opowiada przyjaciołom o swoich doznaniach. Szybko decyduje się na: drugi trip, później jeszcze jeden i następny. Początkowo: jazda odbywa się zupełnie za darmo, jednak z czasem musi organizować sobie pewną ilość pieniędzy w celu zakupu środków odurzających. Nie nastręcza jej to żadnego kłopotu, w dalszym ciągu otrzymuje comiesięczne kieszonkowe od niczego nie podejrzewających rodziców. Zostaje wciągnięta w środowisko warszawskich ćpunów. W miarę upływu czasu jej organizm przyzwyczaja się do "kompotu", który staje się niezbędny dla codziennej egzystencji. Kiedy brakuje narkotyku, Baśka czuje się źle. Odczuwa ból w całym ciele, poci się i wymiotuje. Rzeczywistość bynajmniej nie jest kolorowa. Drastycznej zmianie uległ jej wygląd zewnętrzny, rodzice zaczęli czegoś się domyślać, z podsłuchanej rozmowy dowiedziała się, że mają zamiar umieścić ją na przymusowym leczeniu. Bohaterka decyduje się opuścić dom. Znalazłszy się: na melinie, zaczyna uświadamiać sobie powagę problemu. Postanawia za wszelką cenę wyjść z nałogu. Czeka ją niewyobrażalnie trudne zadanie.
W Pamiętniku narkomanki Barbara Rosiek przedstawia bardzo drobiazgowy obraz życia warszawskich narkomanów. Fabuła utworu trwa wiele lat, autorka daje nam możliwość gruntownego zapoznania się z procederem, w którym na co dzień uczestniczy główna bohaterka. Rosiek poświęca wiele miejsca na ukazanie spartańskich warunków bytowania postaci: potrzebą determinująca codzienne czynności staje się zdobycie "kompotu"; przed przyjęciem dawki narkotyku, trzeba znaleźć miejsce, w którym w stanie błogiej nieświadomości, będzie można przeleżeć kilka godzin; w czasie trwania; tripu, zwykle dochodzi do niekontrolowanego wypróżnienia. Niejednokrotnie ekshibicjonizm kolejnych scen zdaje się przekraczać wytrzymałość przeciętnego czytelnika. Poczynania postaci są naprawdę przerażające. Wartość emocjonalną dzieła oddają bardzo dosadne monologi, wypowiadane przez Baśkę. Dla lepszego zobrazowania zdecydowałem się przytoczyć kilka cytatów:
17 marca 1975.
Czy tak już ma być zawsze??? Poranek, gdy nie chce się wstawać; zmierzch, kiedy nie chce się jeszcze umierać; wieczór pełen obaw; niekończące się noce udręk. Już nie potrafię płakać - chyba nie potrafię. A kochać??? Gdzie podziało się mój uczucie miłości? Boże, co ja ze sobą zrobiłam?!?
1 lipca 1975 r.
Rozklejasz się, Baśka. Nie ma się czym przejmować, trzymasz się jeszcze dobrze. Tomek się kończy - jego brocha! Alfa cię wkurwia, olej go raz na zawsze!!! Tak myślę??? Może już tak myślę. Może kiedyś tak samo będą o mnie myśleć inne młode ćpuny, gdy ja będę im serwować towar jak lody (...)
3 lipca 1975 r.
Filip kiedyś latał na szybowcach i wtedy w jego życiu pojawił się Alfa. I kiedyś w moim życiu pojawił się Filip. I kiedyś w czyimś życiu pojawię się ja. I spotkamy się wszyscy tam wysoko, wyżej niż szybowce Filipa, niż gniew Alfy, wyżej nawet niż marzenia.
12 lipca 1975 r.
Boję się mówić. Zapomniałam, jak się mówi. Nie wiem, kim jestem, ale nie wiem też, kim oni są (...)
23 sierpnia 1975 r.
Jestem dzieckiem lęku!!! Jestem dzieckiem śmierci, którą noszę w sobie. Jestem swoją własną samozagładą. Ale jeszcze jestem!!! (...)
Bohaterka wymienia kilka pseudonimów, które skrywają autentyczne postaci. Byli to przez jakiś czas najbliżsi Baśce ludzie, których tak jak ja pochwyciły potężne szpony nałogu. Wszyscy nie żyją...
Na uwagę zasługuje książka Marii Monety-Maniewskiej, pod tytułem Narkotyki w szkole i w domu. Jest to bardzo obszerna rozprawa naukowa, choć jej tytuł może wydawać się dosyć trywialny, całość jest w stanie zainteresować najbardziej wymagających czytelników. Autorka jest lekarką i dyplomowaną psychoterapeutką, od wielu lat zajmującą się młodymi narkomanami. To również twórczyni tzw. Pogotowia makowego, który jest jednym z bardziej znanych w Polsce ośrodków, współpracujących z rodzinami ofiar nałogu.
Skoncentruję się zaledwie na jednym, według mnie najistotniejszym rozdziale pracy. Jest on zatytułowany Nauczyciel, Uczeń, Narkotyki, dotyczy pobudek dziecka decydującego się na sięgnięcie po narkotyki. Podkreśla rolę szkolnego nauczyciela w życiu młodego człowieka, autorka tłumaczy, że to właśnie on powinien jako pierwszy dostrzec problemy frapujące konkretnego ucznia i udzielić mu stosownej pomocy. Zwykle dzieci boją się powiedzieć komukolwiek o rzeczach, które je trapią, z tego względu pedagog musi skupić się w swojej pracy na budowaniu odpowiednich relacji z uczniowską społecznością. Powinien uchodzić za osobę autorytatywną i wrażliwą na troski innych. Jednym z najważniejszych obowiązków w jego pracy jest poświęcanie należytej uwagi swoim wychowankom. Obojętność wobec rozterek dzieci jest niedopuszczalna.
Maria Moneta-Maniewska rozważa na temat procesu dojrzewania człowieka. Mówi, że dorastanie jest najdłuższym i najbardziej znaczącym okresem w życiu człowieka, ponieważ to właśnie podczas jego trwania kształtuje się psychologia wewnętrzna istoty ludzkiej. Młodzi ludzie ustawicznie poszukują wtedy akceptacji ze strony najbliższego otoczenia. W ich umysłach dochodzi do przemiany, nie są już "słodkimi maluchami", którym można narzucić każde zdanie, zaczynają rozwijać się pod względem intelektualnym i myśleć samodzielnie. Jeżeli w czasie poszukiwań życiowej drogi spotkają się z dezaprobatą ze strony rodziców czy grona pedagogicznego, decydują się na bunt. Wtedy zwykle pojawiają się niefortunni znajomi ze społeczności patologicznych, którzy potrafią sprawnie manipulować zachowaniem innych ludzi i zwykle doprowadzają ich do klęski. Jedną z takich społeczności są narkomani. Początkowo dziecko nie jest w stanie dostrzec zagrożenia płynącego z kontaktów z nowymi przyjaciółmi. Jest urzeczone ich solidarnością, czuje się dobrze w ich gronie i utożsamia się z nimi. Jego podejrzeń nie wzbudzają ani tajemnicze przedmioty, którymi się posługują ani niespodziewana zmienność nastrojów w grupie. Szybko dochodzi do katastrofy. Kiedy przychodzi otrzeźwienie, zazwyczaj jest już o wiele za późno.
Autorka zwraca uwagę na fakt, że uczniowie uzależnieni od narkotyków w Polsce, są zwykle relegowani ze szkół. Jawnie występuje przeciwko takiemu postępowaniu i podaje przykład funkcjonowania amerykańskich college'ów. W Stanach Zjednoczonych tworzy się tzw. "klasy specjalne", składające się z uczniów "trudnych". Oprócz codziennych zajęć lekcyjnych, dzieci są poddawane terapii psychologicznej, uczęszczają również na rozliczne kursy, mające na celu zapełnienie czasu wolnego od szkoły. Dzięki pomocy specjalistów prowadzą normalne życie i mogą na powrót odnaleźć swoje miejsce w społeczeństwie. Maria Moneta-Maniewska uważa, że wdrożenie podobnego programu w polskiej oświacie jest absolutna koniecznością. Jestem tego samego zdania.
Temat narkomanii jest bardzo poważny i wymaga obszernej wiedzy z różnych dziedzin życia społecznego i obyczajowości ludzkiej. Mam nadzieję, że w oparciu o tych kilka przykładów, udało mi się choć w niewielkim stopniu przybliżyć znaczenie problemu uzależnienia w dzisiejszym świecie.