Ania jak co dzień szła do szkoły. Jej plecak ważący dwanaście kilo miał zbliżony ciężar do kamienia zalegającego na jej sercu. W końcu szkoła - zwłaszcza poniedziałkiem, o siódmej rano - nie musi wcale wzbudzać przyjaznych uczuć. Zresztą uczucia te dalekie były nawet od pozytywnych. Widziała już bowiem ,oczyma duszy, scenę rozgrywającą się po jej kolejnym spóźnieniu, a że to dzisiejsze miało być jubileuszowe - dziesiąte, Ania była pewna, ze pani profesora uczci je odpowiednio rozbudowanym komentarzem i upamiętni wpisem dziennikowym.

Ogólnie upadły stan jej ducha stanowił pendant do dzisiejszej pogody. Odlatujące wrony i gawrony ponuro świergoliły żegnając "złotą polską jesień", a ta odwdzięczała się im dziesięcio - stopniowym mrozem. Czarująco rysował się też pejzaż, wraz ze zbliżaniem się do szkoły. Z porannej mgły wyłaniał się gmach o aparycji szpitala psychiatrycznego dla znerwicowanych zwierzątek. Wizja ta nie odbiegała daleko od prawdy. Ania przypominała sobie o oknach bez klamek i różowych ścianach ostatnio odnowionych klas.

Skostniała na ciele i duchu dziewczyna ocknęła się dopiero w drzwiach technikum. Wierzeje te bowiem zostały pomyślane w niezwykle troskliwy dla uczniów sposób. Przy najdelikatniejszej próbie ich zamknięcia trzaskały tak, że nawet nieboszczyk gdyby wszedł nimi, pewnie ponownie padłby trupem. Rozbudzona tą subtelną akustyką Ania wkroczyła do szkoły.

Niezrażona cisnącym się jej na usta cytatem - "Porzućcie nadzieję, którzy tu wchodzicie"- udała się najpierw do szatni, z której po przywitaniu z kolegami płci obojga, oberwaniu trampkiem w głowę (od tych z którymi się nie przywitała) ruszyła na lekcję. Ruch odbywał się biegiem po osiemdziesięciu schodach z przerwami na tyleż metrowe korytarze - sztuk dwa z jednym zakrętem.

Po zapukaniu do klasy, została wpuszczona na lekcję i poinformowana, że:

"nasza szkoła to nie stodoła" (rzeczywiście do głowy przychodzą inne słowa) i w drzwi można co najwyżej delikatnie zaskrobać"(a potem do taktu wyć pod nimi), "w naszej szkole się nie spaźnia"(to akurat powinien skomentować prof. Miodek), i "że nie mogę zrozumieć jak można nie wstać o piątej trzydzieści i wesoło nie pląsać do szkoły tempem sprintera z radośnie rozdziawioną gębą"(w wolnym - nieautoryzowanym przekładzie). Dodać jedynie warto, że gęba i owszem może być rozdziawiona ale na lodzie (po poślizgnięciu), lub drzewie, bo zimowy poranek i niedobitki latarni wcale nie opromieniają drogi wystarczająco.

Po dwudziestu minutach, odpowiednio umoralniona (i umartwiona) dziewczyna uzyskała pozwolenie na to, aby usiąść.

- Bierz - zaszemrała do Ani Magda towarzyszka niedoli z ławki, uczynnie podsuwając krzesło z trzema nogami (niemego świadka jaka to szkoła biedna a pan konserwator zapracowany) - i ciesz się, że nie wezwała twoich rodziców. Psora - a była ona wychowawczynią - ma dziś świetny humor, bo dopadła ocen za ostatni sprawdzian z matematyki, i tylko wesoło pokwikuje, że piętnastu go oblało i ty chyba również.

W Ani też coś kwiknęło, a następnie rozpaćkało po całej duszy w potężny ból świata. (zdanie potworek) Jedynka z matematyki samotna niestety nie była i w towarzystwie innych nie wyglądała obiecująco.

Kolejny piękny dzień zapowiadał się upojnie.

* * *

Karolek stojąc na błękitnym, wyblakłym dywaniku dyrektora słuchał burz i waporów tyczących się jego zachowania ze zdziwieniem. Nie mógł zrozumieć jak jego tak starannie zaplanowana akcja przemalowania portretu Elizy Orzeszkowej - patronki technikum, mogła się nie powieść. Zbrodniczy ten czyn pęczniał w nim już przecież od kilku tygodni i został po mistrzowsku obmyślony

Chłopak spokojnie poczekał aż wszyscy uczniowie wejdą do klas, aż woźna ponownie zaszyje się w swojej mrocznej pieczarze i dopiero dopadł obrazu. A było to dzieło rzadkiej urody. Obraz miał kolorystykę i fakturę świeżo zwymiotowanej przez niemowlę papki warzywno-mięsnej. Nie mówiąc już, że malowane to, to było chyba w ciemnościach - EGIPSKICH!

Nie przewidział jedynie rączego cwału Ani śpieszącej się na lekcje. Odgłos jaki poniósł się po szkole spowodował bowiem wysunięcie się dyrektorskiej głowy z gabinetu i przyłapanie "młodocianego wandala" w chwili opracowywania wąsów pisarki. Pryncypał nie wykazał minimalnego zrozumienia dla karolkowej krucjaty. Nie mógł dostrzec jakie spustoszenie w psychice biednego ucznia wywierał codzienny widok tego portretu

Popełniony czyn został uznany za wysoce karalny i odpowiedni do wyciągnięcia daleko posuniętych konsekwencji. Na nic nie zdało się tłumaczenie, że Olbrychski też rzucał się na obrazy i to w dodatku z szablą.

* * *

Agatha Christie powiedziała kiedyś, że do najbardziej zbrodniczych myśli i podczas mycia naczyń. Tomek znając ten pogląd raczej w niego wątpił. Według niego o wiele bardziej kreatywny jest umysł ucznia siedzącego ósmą lekcję w szkole. W takich chwilach bowiem pojawiają się w głowie pomysły mogące zaskoczyć nawet królową kryminału.

W obecnej chwili był właśnie w momencie kalkulowania ile tynku trzeba byłoby wyskrobać ze ściany za profesorem fizyki aby ta po zawaleniu choć odrobinę go ugniotła. Profesor nieświadomie broniąc się przed

ugniataniem, przerwał jego twórcze zamiary ogłoszeniem, że przyniósł sprawdzian.

-...i nie myślcie sobie, że poprawiony. Po tym co zobaczyłem na waszych kartkach mnie samego trzeba by uczyć od nowa fizyki Ja mam żonę staram się odchować dzieci, a poprawiając te... no... - profesor zaciął się mrucząc coś niemile pod nosem - musiałbym miesiącami ich nie oglądać. Dlatego postanowiłem zrobić dzisiaj coś nowego, - powiedział, błyskając okiem w taki sposób, że ktoś uważny dostrzegłby, że i jemu lektura krwawych kryminałów nie była obca (czymś musiał uspokajać się po powrocie do domu ze szkoły) - i niech wasze sprawdziany same się ocenią.

Następnie chwycił kredę i schylony zaczął rysować coś na podłodze .Tomek na początku trochę się przestraszył i pomyślał, że ta ostatnia kartkówka może rzeczywiście zaszkodziła profesorowi. Widząc jednak, że na podłodze powstaje prosta linia a nie żaden pentagram spokojnie czekał z resztą klasy na efekt przedstawienia.

Fizyk wyprostował się, chrupnął kręgosłupem ,przemaszerował z kartkami w ręku na środek klasy i wykonując zamach rzucił je w stronę tablicy .Niewzruszony poczekał aż upadną i dopiero podnosząc niektóre

Przerwał milczenie.

- Te kartki - lekko zasapał - które przeleciały przez linie na podłodze ,zawierały zapewne wzniosłe i lotne myśli więc ich właściciele dostają minus dwóje ,reszta sprawdzianów to kulturalnie rzec ujmując głąby kapuściane ,które żadną miarą nie latają ,więc ta reszta co leży otrzymuje jedynki.

Profesor szczęśliwy rozsianym popłochem pączkującym obecnie na obliczach uczniów z trzaskiem zamknął dziennik i spokojnie wyszedł z klasy. Popłoch natomiast wypęczniał i spowodował gwałtowną reakcje.

- Napiszemy petycję do kuratora ,do Parlamentu...ha Trybunału Praw Człowieka - wołał bojowo nastawiony dzisiaj Karolek.

- To nic nie da ,człowiek człowiekiem a ucznia potraktują jak ucznia - objaśniła sentencjonalnie Ania.

- A może by tak psora jakąś ścianą - wyrwało się Tomkowi.

- A ciebie samego młotkiem - ofiarowała się uczynnie Magda - do pary będzie.

Dalsze plany przerwał dzwonek na który uczniowie zareagowali natychmiast "jak pieski Pawłowa" - cytując nauczycielkę biologii - a wychodząc z klasy ustalili jeszcze ,że najlepiej zostawić sprawę rodzicom.

- Będą mieli się czym przejąć na najbliższej wywiadówce.

- I może ciut pominą nasze oceny - rozpromieniła się Ania.

. * * *

I na tym można by zakończyć wstęp do opowiadania na temat szkoły ,albowiem jego rozwinięcie wymagałoby objętości zgoła "Trylogii", a przedstawiony w nim ponury świat przygnębiłby większość czytelników.