Moje wielkie, całoroczne prośby powoli zaczynają się spełniać. Nie mogłam już wprost doczekać się tych świąt. To dla mnie najlepsza chwila podczas całego roku. Jak nie można kochać Bożego Narodzenia?

Obudziłam się oczywiście jako pierwsza. Wszyscy jeszcze pogrążeni byli w głębokim śnie. Ale nie ja. W końcu to dziś jest ten magiczny dzień. Musiałam spojrzeć przez okno. A tam cudowna zimowa pogoda. Przez całą noc napadało dosyć śniegu, wszystko było białe. Jeszcze teraz ostatnie płatki śniegu delikatnie opadały na ziemię. Musiałam otworzyć chociaż na chwile okno. Dobrze, że mama jeszcze śpi, bo na pewno bym oberwała i wysłuchała pogadanki na temat chorób i własnej nieodpowiedzialności. Udało mi się uchwycić jeden z białych płateczków, ale on szybko znikł z mojej ręki. Stał się woda. Szkoda, że takiego piękna nie można zatrzymać na dłużej. Nie mogłam się napatrzeć na taki fajny zimowy krajobraz. W końcu zamknęłam okno, bo zaczęło się robić naprawdę chłodno. Ale postanowiłam tez utrwalić ten moment. Wzięłam farby i zaczęłam malować to, co widzę. Szło mi nawet bardzo dobrze, lekcje plastyki na cos się przydały.

- Ale piękne !- aż krzyknęłam z radości

Nie zdążyłam wypowiedzieć do końca ostatnich słów gdy poczułam na sobie groźne spojrzenie mojej mamy. Oj, chyba jej się coś nie spodobało. I ja chyba wiem co...

- Obudziłaś nas wszystkich. Dlaczego już wstałaś?- zapytała

  • Hmmm, wiesz , taki wyjątkowy dzień.. .

- Wiem, ale zobacz co tu się stało!! Trzeba to wszystko posprzątać...

Chyba nie miała dobrego humoru dzisiejszego dnia. A ja mimowolnie spojrzałam w dół. I dopiero teraz zobaczyłam, że moje farby rozlały się na cały dywan. No teraz nie dziwię się, że tak się mama zdenerwowała.

Zabrałam się szybko za sprzątanie, żeby poprawić mamie humor. Kiedy podłoga już lśniła i nawet udało mi się doczyścić dywan, postanowiłam się w końcu ubrać w normalne rzeczy, bo paradowanie o tej godzinie w piżamie nie jest najlepszym pomysłem.

Na śniadanie nie zjadłam zbyt wiele. Z oczywistych powodów. Muszę mieć miejsce w żołądku na dzisiejszą kolację. A na pewno będzie co jeść. Gdy sprzątałam po śniadaniu uświadomiłam sobie, że godzinę temu miałam być u brata. I zapomniałam. A obiecałam, że zaopiekuję się jego córeczką. Tak naprawdę to nie chciało mi się teraz nigdzie wychodzić poza własny pokój. Jednak mróz był zbyt duży. Zadzwoniłam jednak do brata i zaczęłam przepraszać. Kamil niezbyt był szczęśliwy z faktu, że ja nie przyjdę. W końcu zdecydowałam, że jednak zmuszę się do spaceru i odwiedzę go. 

W drzwiach przywitała mnie jego żona Marta. A zza jej pleców spoglądały na mnie wielkie niebieskie oczy mojej bratanicy, Kasi. Od razu chciała się bawić ze mną. Niewyraźnie, ale bardzo stanowczo powiedziała, że jej lalki już na mnie czekają. Jakie z niej kochane dziecko to trudno sobie wyobrazić. Po godzinie wspólnych zabaw namówiłam Martę, aby pozwoliła mi zabrać Kasię na podwórko. Na początku nie dostałam zgody, ale ciągle pytałam o to samo i w końcu dostałam pozwolenie. Nareszcie mogłam pokazać ojej bratanicy ten piękny zimowy krajobraz.

Wybrałyśmy się na mały spacerek połączony z rzucaniem się śnieżkami. Wesoły i dźwięczny śmiech tego małego człowieczka potrafi chyba kruszyć największy nawet lód.

Wspólna zabawa bardzo dobrze się nam układała. Nawet nie zauważyłam jak szybko zaczął mknąć nasz czas. Na chwilę nawet zapomniałam jaki dziś dzień. Spojrzałam na zegarek. Nie może być! Już piętnasta...Wszystko dookoła zaczynało przybierać szarą barwę. To znak, że czas zakończyć nasze harce. Odprowadziła małą bezpiecznie do domu, a sama popędziłam co sił w nogach do siebie. Musiałam przecież pomóc mamie w przygotowaniach do kolacji.

Zdawało mi się, że jestem już niedaleko właściwego bloku. Spojrzałam do góry i jak się wywróciłam To była moja pierwsza wywrotka tej zimy. Teraz to miałam naprawdę dość. Szarpnęłam za klamkę. A tu nic...Jak to, nie ma nikogo w domu!? Niemożliwe, nie dziś. Szarpałam się jeszcze z drzwiami dobre piętnaście minut aż wyszła kobieta. No tak, jak mogłam się tak pomylić. Przecież to nie było moje mieszkanie. Dosyć już tych niespodzianek. Nagle usłyszałam głos:

- Może w czymś pomóc? Zaraz będzie pierwsza gwiazdka... - przemówiła pani stojąca za moimi plecami

To pani z tego mieszkania. Trochę mi głupio było z nią rozmawiać. Nie wiem jak jej wytłumaczyć moją pomyłkę. Taki wstyd, żeby przeszkadzać ludziom w takim momencie. Uciekłam stamtąd co sił w nogach. W końcu znalazłam się u siebie. Tym razem trafiłam. Czekał już na mnie...Święty Mikołaj!! Tak, to mój starszy brat zawsze się przebiera i robi u nas przez święta w takim zawodzie.?! Kamil zaczął się śmiać na mój widok. Dopiero teraz się zorientowałam, że wyglądam śmiesznie. Zmęczona, z rozczochraną fryzurą i zamoczonymi od śniegu spodniami.

Postanowiłam się w końcu wykapać, żeby nie przynieść wstydu rodzinie podczas wigilijnej kolacji. Mama zajęła się moim odświętnym ubraniem. Takim na takie specjalne okazje. Mama doskonale wiedziała, co mi pasuje i zawsze zdawałam się na jej gust. Zrobiłam się na bóstwo. Ubranie i lekki makijaż. No teraz mogę zacząć świętować. Jeszcze zanim podano kolacje zdążyłam z moim bratem wyjść na dwór. Jak myślicie dlaczego? Tak, szukaliśmy na niebie pierwszej gwiazdki. To takie cudowne. Nie wiem nawet jakich słów mam użyć na opisanie tego. Kamil jednak zostawił mnie samą po pięciu minutach. Musiał przecież wybrać się po swoją rodzinę. Do kolacji wigilijnej mieliśmy wszyscy zasiąść za godzinę. Tato przyszedł do mnie na zewnątrz, aby dotrzymać mi towarzystwa. W końcu znaleźliśmy na niebie te pierwsza gwiazdkę. Ale nie było mowy o wspólnym posiłku bo nie było jeszcze rodziny w komplecie.

Kiedy ponownie przekroczyłam próg mieszkania mama od razu mnie spytała

  • A gdzie jest mój syn, co z nim zrobiłaś?- uśmiechnęła się mama

- Jak to? Przecież musi przywieźć do nas swoją żonę i małą Kasię. W końcu dzisiaj wigilia, mamo!!

Czas szybko biegł. Nawet minęła już cała godzina a ich nadal nie było. Tak jak rodzice zaczęłam się denerwować powoli. A tata, jak zwykle najbardziej przytomny z nas wszystkich kazał mi zadzwonić. Nie zastanawiając się zbyt długo skoczyłam do telefonu.

Już prawie łączyłam się z moim bratem kiedy zza usłyszałam, że podjechał pod nasz dom ten słynny samochód. To stary, wypróbowany " maluch" mojego brata. Uff, czyli nic się nie stało i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ich pojazd jakoś wyglądał niecodziennie. No tak, już wiem, co się zmieniło. Na całej wolnej kiedyś przestrzeni był zalepiony powycinanymi ze białego papieru śnieżynkami. Już nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Tak fajnie to wyglądało. Pierwsza byłam przy drzwiach, aby wpuścić "niespodziewanych" gości. A oni już czekali za drzwiami. I kiedy otwarłam rzucili mi się na szyję. Najbardziej oczywiście zadowolona była moja mała bratanica. Cały czas się głośno śmiała. Cały swój strój miała w ponaklejane małe aniołki. I za nic nie chciała ich oddać. W końcu wywalczyła sobie prawo do zatrzymania ich na zawsze.

Ja teraz pomyślałam o tym jak bardzo chcę, aby święta już się zaczęły. Nie mogłam się doczekać tych wszystkich kolejno po sobie następujących czynności. No i byłam bardzo głodna. Kiedy się wreszcie zacznie? No, cóż nie da się ukryć, że w tym momencie zaczęłam się zachowywać jak prawdziwa egoistka.

I w końcu cała ceremonia się rozpoczęła. Pierwsze było dzielenie się opłatkiem. Te życzenia, które można wypowiedzieć tylko raz na jakiś czas i tylko raz w roku. Mają one zapewne wyjątkową moc. A sam bialutki opłatek smakuje jak najlepsze ciastka. Oczywiście w pewnym momencie nie mogłam powstrzymać łez. Takie rodzinne spotkania zawsze mnie wzruszają.

Po życzeniach przyszedł czas na tę szczególna kolację. Zastanawiałam się czy mama zdążyła przygotować te wszystkie dwanaście potraw. Przeliczyłam i okazało się, że wszystko się zgadza. Ja po raz pierwszy w swoim życiu spróbowałam ryby. Nigdy nie umiałam się do tego przekonać. A teraz wprawiłam tym " wyczynem" wszystkich w wielka zadumę! Mój ukochany brat mało się nie zakrztusił...A ja jakby nigdy nic oznajmiłam, ze to było jedno z moich przyrzeczeń i od teraz będę jeść rybę, bo bardzo mi zasmakowała. Nie powiem, wszyscy byli bardzo zdziwieni.

Po kolacji przyszła pora na to, co najbardziej lubią wszystkie dzieciaki. Mam tu na myśli oczywiście prezenty. Rzuciłam się jednym wielkim kłusem w stronę choinki. Ale już na finiszu ktoś zaczął mnie wyprzedzać. Spoglądam i własnym oczom nie mogę uwierzyć. To mała, zwinna Kasia już mnie wyprzedziła i dorwała się do prezentów. Wszystkich. No tak, nie ma się już tej kondycji...Później musieliśmy małej niemal wydzierać prezenty bo skutecznie zablokowała wszystkich i zaczęła kolejno rozpakowywać wszystko, co było pod drzewkiem.

Wszyscy znaleźli coś dla siebie pod choinką. Jedni byli bardziej zadowoleni, inni troszkę mniej. Mnie uszczęśliwiono słodyczami i ubraniami z tego nowego sklepu na rogu. Byłam tam tydzień temu coś poprzymierzać i pamiętam , że bardzo mi się spodobała ta bluzka. Hmmmm, skąd Mikołaj o tym wiedział. To na pewno pozostanie na zawsze jego słodką tajemnicą. Moja mała towarzyszka po odpakowaniu paru podarunków nagle zasnęła. Widocznie nadmiar wydarzeń ją przerósł i bardzo zmęczył. Tata zabrała małą i odniósł do mojego pokoju. Będzie teraz słodko spać w moim łóżku. A mnie czeka jeszcze pasterka. Jak zwykle mam pójść z moim bratem. Dziś będę przebrana za aniołka, a mój brat za jednego z trzech króli. To taka nasza parafialna tradycja. Będziemy występować jako "żywa szopka".

Tegoroczna pasterka była inna niż wszystkie. Czułam się na niej jakaś inna, lepsza. Czas w kościele bardzo szybko minął. Wszędzie czuć było święta. Kocham to uczucie, tę magię. Tego nie da się opisać słowami. A ja właśnie czekałam na przyjście Boga na ziemię. W drodze powrotnej nagle zamarzyłam o ciepłym łóżku. No i stało się...Obudziłam się następnego dnia. Okazało się, że zasnęłam w samochodzie mojego brata.

Całe Święta spędziłam z najbliższymi. Były to jedne z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Nigdy ich nie zapomnę.