Rozejrzałam się dokoła. Nie wiem, gdzie jestem i jak się tu znalazłam. Dziwne miejsce. Spokojne, ciche, piękne, a takie nierealne. Zachwyt nad ogromnym, zielonym ogrodem wypełnił moją duszę. Jeszcze nigdy nic mnie tak nie zachwyciło! Nie mogłam już wytrzymać i z radości zaczęłam krzyczeć, śmiać się na głos. Po chwilach radości uważniej rozejrzałam się po ogrodzie. Zdziwiłam się bardzo, gdyż miejsce okazało się jeszcze ładniejsze, niż na pierwszy rzut oka, a nie widziałam tam żadnego człowieka. Ogarnął mnie pewien niepokój. Brak ludzi był zaprzeczeniem wspaniałości tej krainy. Gdzie ja jestem??? Poczułam, że jest mi zimno. Usiadłam pod jabłonią i postanowiłam, jak zwykle, poczekać na mamę. Zawsze po mnie przychodziła, wszędzie mnie znalazła, więc i tym razem nie widziałam powodów, dla których miałaby się nie zjawić. Siedziałam pod tym drzewem bardzo długo. Starałam się myśleć o tym, jak powitam mamę, a nie o tym, że jestem sama w obcym miejscu. To jednak nie pomagało. Zrobiło mi się bardzo smutno i pewnie bym się rozpłakała, gdybym nie ujrzała w oddali postaci w białej sukni. Mama! Byłam pewna, że to ona! To musi być ona. Nikt inny w naszym domu nie chodzi przecież w takiej sukni. Już miałam rzucić się jej na szyję i mocno wycałować, kiedy zrobiła kolejny krok...mama tak nie chodzi...tak po męsku, jak tato...

Wystraszyłam się. Nie widziałam wcześniej tego pana. Poczułam się nieco zawiedziona, że zamiast mamy stoi przede mną. Chciałam uciec, ale coś kazało mi zostać w miejscu. Wpatrywałam się w niego z dziwnym przekonaniem, że nic złego mnie z jego strony nie spotka. Z uśmiechem dotknął mojej buzi i powiedział, że...czekał na mnie! Uwierzycie? Wtedy stwierdziłam, że muszę go znać. Bardzo chciałam sobie przypomnieć, gdzie wcześniej mogłam go zobaczyć i kim był. W końcu oprzytomniałam! Bóg!!! "Tato" - krzyknęłam i po chwili z radością uwiesiłam się Jego szyi. Objął mnie i przytulił. Wiedziałam, że jestem w domu.

Radość ze spotkania z Nim mieszała się z żalem powodowanym brakiem rodziców. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, dlaczego tu jestem, w dodatku sama. Wystarczyło, że na Niego spojrzałam...uśmiech zniknął mi z twarzy. Umarłam? Naprawdę umarłam? Nie wiedziałam, jak zareagować. Nie byłam pewna, czy mam śmiać się, czy płakać. Wydało mi się jednak, że mój płacz mógłby go tylko zranić. W końcu był moim Opiekunem i wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi. Chcąc mnie pocieszyć, Bóg stworzył mi dom. Był dokładnie taki, jak ten nasz w Czarnolesie. Choć nie było mi tam źle, codziennie czekałam z obiadem na rodziców, a oni nie przychodzili. Posiłki jadałam więc tylko z moim Opiekunem, który był naprawdę bardzo dobry i troskliwy. Zajmowałam się domem, sprzątałam, czasami bawiłam się w ogrodzie.

Ciągle jednak moje uczucia były mieszane. Tęskniłam za domem, każda myśl prowadziła mnie do rodziców i moich sióstr. Z drugiej strony nie mogłam na nic narzekać, dom, w którym mieszkałam był wspaniały, a Bóg traktował mnie jak ukochaną córkę i robił wszystko, bym się nie smuciła. Pewnego dnia zobaczyłam kobietę idącą w kierunku mojego domku. Zdziwiłam się, bo wcześniej nikt nas nie odwiedzał. Kiedy otwarłam drzwi, rozpoznałam ją bez problemu. Przede mną stała moja babcia! Z radością przytuliłam się do niej, a ona pocałowała mnie w główkę i się rozpłakała.

Od tej pory nie byłam już sama. Ukochana babcia zamieszkała ze mną i razem czekałyśmy na moich rodziców. Dzięki niej odzyskałam radość, bawiłam się jak dawniej, a ona zajmowała się mną jak córką.