Po kilku miesiącach codziennego dojeżdżania do szkoły miejskim autobusem, doszłam do wniosku, że jest on doskonałym miejscem obserwacji ludzkich zachowań. Najczęściej podmiotami moich badań były moje koleżanki z klasy oraz starsze panie, które codziennie tym autobusem dojeżdżały na plac targowy lub na cmentarz.

Gdy wsiadam do autobusu jest on prawie pusty, tylko nieliczne krzesełka zajęte są przez uczniów, udających się do szkoły. Mogę więc spokojnie wybrać sobie miejsce. Zwykle siadam z samego tyłu, gdyż stamtąd mam najlepszy punkt obserwacyjny.

Następny przystanek opanowany jest przez starsze panie. Siedzimy z koleżankami spokojnie, bo widzimy, że są jeszcze wolne miejsca. Dostrzegam jednak zaciętą minę jednej z pań i wiem, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Nieświadoma niczego Monika siedzi spokojnie, nie zważając na dziwne odgłosy, które wydaje z siebie starsza pani. Po chwili słyszymy, do czego zmierzała: "Chcę tu usiąść". Monika jest zdziwiona, a mimo to grzecznie odpowiada, że przecież w autobusie są jeszcze wolne miejsca. "Ale TO jest MOJE miejsce" - głos staruszki wyraźnie daje nam do zrozumienia, że zwycięstwo jest po jej stronie. I dobrze wie, że niestety ma rację. Monika, nadal zaskoczona bojowniczą naturą starszej pani, wstaje z miejsca i podchodzi do nas.

Dalej jest już tylko ciekawiej. Wydaje się, że autobus zrobiony jest z jakiegoś rozciągliwego tworzywa, gdyż znajduje się w nim naprawdę masa ludzi! Cała młodzież już stoi, ich miejsca siedzące zajęły już inne osoby, a mimo to do naszych uszu ciągle dochodzą konspiracyjne szepty staruszek : "Ach, ta dzisiejsza młodzież...co oni sobie myślą...wszystko im wolno? Zupełnie niewychowani! Przecież to oburzające!" Nikt z nas nie ma jednak odwagi zaprotestować. Wolimy gnieść się jak sardynki niż narazić jednym słowem władczyniom tegoż środka komunikacji miejskiej. Nagle ze zdumieniem zauważam, że jedna z pań, stojących z przodu autobusu wypatrzyła ostatnie wolne miejsce - znajdujące się na jego końcu!! W ruch poszły łokcie i oczywiście język. Znów słyszymy to samo o niewychowanej młodzieży. Jeden odważny mówi dość głośno: "po trupach do celu", ale pani udaje, że nie słyszy. Ale nie osiąga także celu całej tej wędrówki. Pozornie wolne miejsce jest bowiem zajęte przez siatki z zakupami pewnej tlenionej blondynki, która z całą pewnością z niego z nie zrezygnuje. Właściwie nie ma sensu, by to robiła, kiedy wszyscy inni jadą w strasznym ścisku. Jest jednak plus takiego podróżowania - każdy z nas jest pewny, że się nie przewróci. Blondynka zdaje się nie zauważać rosnącego napięcia. Spokojnie wyjmuje z torebki komórkę i po chwili słychać, jak mówi: "No cześć kochanie. Wyobraź sobie, jaka ta dzisiejsza młodzież jest okropna. No, no przecież mówię...siedzą w szkole po kilka godzin i nawet w autobusie nie raczą miejsca ustąpić. No, no zupełny brak kultury..."

Od wysłuchiwania dalszej części rozmowy uwolnił nas przystanek pod szkołą. Już się cieszę na sama myśl o drodze powrotnej do domu, tym samym autobusem...

Zmęczeni, myśląc tylko o smacznym obiadku i jutrzejszej klasówce z matmy, wsiadamy do zatłoczonego autobusu. Kiedy po raz kolejny jakaś pani zaczyna narzekać na dzisiejszą młodzież, wyciągam walkmana i zaczynam słuchać muzyki. Do moich uszu dociera jeszcze kilka słów o Julce z jakiegoś serialu i o tym, jaka to ona nie jest wspaniała...I zaczynam się zastanawiać, kto w dzisiejszych czasach wierzy w serialowych bohaterów i nie znajduje niczego pozytywnego w realnym świecie...