„(…) świat uczy pokory”
Nierzadko uważamy – nawet, jeśli podświadomie – że jesteśmy najlepsi, wręcz niepokonani w jakiejś dziedzinie. Niekoniecznie jednak musi być to dyscyplina sportowa. Może również chodzić o bardziej trywialne obszary działań, na polu których może dojść do konkurencji. Stajemy więc w metaforyczne „szranki” z coraz silniejszymi przeciwnikami. Szukając kolejnych rywali, natrafiamy ostatecznie na tego mocniejszego, tym samym przegrywając w starciu. Co się wtedy dzieje? Takie wydarzenie stanowi często zimny prysznic, uświadamiający nam własną niedoskonałość. Odbywamy wówczas lekcję pokory, której skutkiem może być tragiczny koniec, nieraz połączony z wewnętrzną poprawą.
W nawiązaniu do powyższego, doskonałym przykładem „postaci ukorzonej” jest między innymi Ryszard Kapuściński. Zlekceważył on bowiem swojego rywala, potem jednak uchylił czoła przed zwycięzcą. Naturalnie potyczka ta stanowi jedynie przenośnię, opisującą wyprawę do Indii, zleconą mu przez swojego pracodawcę. Miał on przesyłać reportaże, dotyczące wszelkich wydarzeń na tym terenie oraz relacje, pozwalające poznać obcą kulturę. Wyruszając jednakże w swoją pierwszą zagraniczną podróż, nie wykonał żadnych czynności, przysposabiających go do funkcjonowania w zupełnie obcym środowisku. W „Podróżach z Herodotem” przyznaje: „Byłem zupełnie nieprzygotowany (…). Nie miałem w notesie ani nazwisk, ani adresów. Słabo znałem angielski.” Na miejscu próbował spełnić swój obowiązek, chcąc, mimo wszystkich trudności, zebrać jak najwięcej danych. Zwiedzał więc kraj w nadziei, że zdobędzie dostateczną ilość materiałów do artykułów. Niestety zadanie to przerosło go: „ (…) miałem puste ręce, nie czułem się zdolny, żeby coś zrobić, zresztą nie wiedziałem, od czego zacząć.” Dlaczego? Jak wcześniej zostało przytoczone – nie posiadał żadnych znajomości, ułatwiających chociażby dostęp do kręgów środowisk postawionych wysoko w hierarchii, czy szybsze pozyskiwanie nowych, ciekawych wieści – zwłaszcza sensacji. Nie znał również dostatecznie dobrze języka, co utrudniało mu komunikowanie, czyli zdobywanie informacji. Niemniej najbardziej paraliżująca pracę Kapuścińskiego była niemożność zrozumienia kultury oraz obyczajów społeczeństwa, które znał jedynie w ogólnym zarysie. Nie mając w pobliżu nikogo, kto prowadziłby go za rękę w tej otchłani różnorodności, wskazując mu przy tym prawidłową drogę i wyjaśniając wszelkie niejasne kwestie, próbował sam pojąć ten bezkres. Niestety dla osoby tak nieobeznanej, Indie to w każdej dziedzinie nieprzenikniony bezmiar kultur, ras, bogów, mitów, wierzeń itd. Przytłaczało go, że „(…) gdzie spojrzeć i o czym pomyśleć, zaczyna się ta o zawrót głowy przyprawiająca nieskończoność.”
W efekcie wrócił do rodzimego kraju „zawstydzony swoją niewiedzą, nieoczytaniem, ignorancją”. Przyznał się do błędu, jaki popełnił nie przyszykowawszy się do podróży, pisząc: „(…) inna kultura nie odsłoni nam swoich tajemnic na proste skinienie ręki (…), do spotkania z nią trzeba się długo i solidnie przygotowywać.” Kapuściński zatem został nauczony pokory. Dydaktykiem był świat, nie jednak jako cały glob, a jego niewielki element składowy – skomplikowana, wielowarstwowa struktura nieznanego dotychczas społeczeństwa – z którym go skonfrontowano.
Innym przykładem dowodzącym prawdziwości stwierdzenia, że „świat uczy pokory” jest choćby postać Ebenezer’a Scrooge’a. Bogaty skąpiec nienawidzący ludzi od czasu śmierci swojej siostry, dba jedynie o pomnażanie własnego majątku. Nie przejmuje się losem innych, gdyż nie dostrzega nic, poza swoją sakwą. Gdy więc odwiedzają go duchy, z początku niepewnie, a nawet niechętnie do nich podchodzi. Zjawy jednak nie mają wobec niego złych zamiarów. Wręcz przeciwnie – ukazują mu przeszłość, teraźniejszość i przyszłość jego, ale też najbliższych. Tym samym ratują Scrooge’a od niechybnej, samotnej śmierci, gdyż bohater, przerażony upiorną wizją, chce uratować perspektywę jutra, znowu zostając serdecznym tudzież szczodrym człowiekiem.
Ebenezer zatem otrzymuje lekcję pokory nie tyle od widm, a raczej poprzez wyciągnięcie wniosków z przedstawionych mu obrazów. Są one zestawieniem wspaniałych scen z tragicznymi, z życia zgorzkniałego, starego mężczyzny oraz otoczenia, w jakim żył, stanowiącego dla niego cały świat. Kompilacja ta obrazuje mu, jak źle teraz postępuje, w porównaniu do minionych lat, i do czego mogą doprowadzić jego czyny. Koniec końców bohater przyjmuje uniżoną postawę wobec życia, co jest potwierdzeniem tezy z tematu.
Podsumowując, zaprezentowane zostały dwie zupełnie różne postacie – jedna prawdziwa, dobra, popełniająca błędy przez brak doświadczenia, druga fikcyjna, ze skazą na sercu, robiąca wszystko świadomie. Mimo jednak tych rozbieżności, obaj mężczyźni nauczeni zostali swego rodzaju uległości przez metaforyczny „świat”. Niemniej nie tylko oni odbyli lekcję pokory. Też czytelnicy, towarzyszący im na każdym roku. My, którzy wraz z nimi przeżywaliśmy wszystkie przygody, uniesienia, wzloty, upadki itd. Dlaczego? Otóż dlatego, że będąc istotami rozumnymi, również potrafimy wyciągnąć wnioski z przeczytanego tekstu, czy opowiedzianej historii, a następnie odnieść je do własnego życia, ażeby nie popełniać tych samych błędów. Jeden nieprawidłowy czyn przecież pociąga za sobą łańcuch wydarzeń, prowadzący do przykrego końca. Tego natomiast każdy chce uniknąć.
astarte
Użytkownik
Punkty rankingowe:
Zdobyte odznaki:
0astarte
Użytkownik