Teksty prasowe dzielą się na dwa gatunki: informacyjne oraz publicystyczne. Tekst publicystyczny jest zaznaczeniem poglądu, jaki jego autor ma na daną sprawę. Wydaje mi się jednak, że nim nastąpi odautorski komentarz, konieczne jest choć krótkie zreferowanie danej sprawy. Tekst publicystyczny nie może w zupełności pomijać sfery informacyjnej. Odbiorca artykułu musi mieć możliwość oceny, pod względem logiki i spójności komentarza, autorskiego wywodu. Dlatego nie tylko tekst informacyjny, ale i publicystyczny, powinien obiektywnie przedstawiać sytuację, z racji której powstał, mimo iż stanowi ex definitione subiektywną ocenę jej skutków.

Tytuł analizowanego artykułu wyraźnie odpowiada na pytanie "kto?", "co?": "Rzecznik Praw Obywatelskich o lekarzach: krzywdzą dzieci i łamią prawo". Bez wątpienia zwraca on uwagę czytelnika. Dzieli się na dwie części z czego ta pierwsza, będąca dookreśleniem tego kto łamie prawo itd. jest wydrukowana o wiele mniejszą czcionką, przez co czytelnik jakby automatycznie zaczyna szukać odpowiedzi w tekście, rozpoczynając jego lekturę. Dobitność tytułu nie pozostawia żadnych wątpliwości. Dowodem na to, że lekarze są negatywnymi postaciami tego artykułu, jest podjęty przez nich strajk. W lidzie przytoczona jest wypowiedź Janusza Kochanowskiego, Rzecznika Praw Obywatelskich: "To fakt! Lekarze terroryści, którzy strajkując, odmawiają dzieciom pomocy, łamią prawo!". Jest to jakby powtórzenie tytułowej tezy. Odpowiedź na pytanie "gdzie?", "w jakiej sytuacji?" odnajdujemy w tekście, co wyrażą się w słowach "w wielu szpitalach dziecięcych". Sformułowanie "Jeszcze kilka dni temu wydawało się niemożliwe, by lekarze mogli wykazać się taką bezdusznością" informuje nas o aktualności i stosunkowo niedawnym "zaognieniu się" konfliktu lekarzy z małymi pacjentami i prawem. Na razie chciałbym skupić się tylko na odpowiedziach na te podstawowe pytania (kto?, co?, gdzie?, kiedy?, jak?), zaś te mówiące o powodach (dlaczego?) i skutkach, omówić w dalszej części. Warto zwrócić uwagę na to, jak w niewielkim stopniu stawiane przez "autora" artykułu tezy, opierają się na obiektywnych dowodach. Jedyną przez "autora"[1] artykułu konkretyzacją, jest przytoczenie wypowiedzi wspomnianego Rzecznika. I tu pojawia się pierwszy dla mnie dowód na to, iż krytyka lekarzy jest oszczercza, gdyż nie poparta faktami. Pierwsze słowa lidu "To fakt!" mają niepewną kondycję. Nieoddzielone od kolejnego zdania, będącego wypowiedzią Rzecznika, są jakby jego oceną i potwierdzeniem tytułu, ale mogą też być odautorskim wykrzyknieniem. Na pewno te dwa słowa mają jednak umocnić w czytelniku pogląd, że czytany artykuł opiera się na mocnych dowodach, które znajdują się w okalających korpus ramkach. Jest tam przedrukowany list RzPO, oraz wyciągi z Konstytucji RP, Ustawy o zakładach opieki zdrowotnej, a także opinie czytelników. Jednak w liście Rzecznika nie znajdziemy ani jednego potwierdzenia słów, które redakcja przypisuje mu w głównym artykule. Kochanowski nie używa w nim określenia "lekarze terroryści łamią prawo". Jest daleki od grubiańskich stwierdzeń, wszak zaczyna list uprzejmą formułą "Pozwalam zwrócić się do Pani w sprawie...". "Łamanie prawa" to u niego wskazanie na to, że "najwyższym nakazem etycznym lekarza jest dobro chorego". Mówi więc on o wartościach moralnych a nie ścisłych nakazach prawnych, obostrzonych sankcjami karnymi w razie ich nieprzestrzegania. Nie wiem, w jaki sposób autor tekstu odnalazł w tym liście zacytowane słowa o terrorystach.[2] Jeżeli zaś była to osobna wypowiedź Rzecznika, nie widzę sensu przedstawiania jego listu i podpierania się nim w budowaniu artykułu, skoro się z niego nie korzysta. Z poziomem pierwszej przytoczonej wypowiedzi Kochanowskiego wyraźnie kontrastuje druga. W pierwszej Rzecznik "grzmi", w drugiej już tylko "mówi ", czyli jest sugestia, że w tym przypadku jednak jakaś rozmowa miała miejsce, nie wiadomo tylko gdzie i kiedy, oraz jaki miała charakter i przebieg. Czy była krótką wypowiedzią Kochanowskiego, przygodną i przypadkową, czy tez fragmentem dłuższego wywiadu? Tego z artykułu się nie dowiadujemy. Jednak słowa "mówi Faktowi Janusz Kochanowski" - przedstawienie osoby (z imienia i nazwiska) - wyraźnie upewniają czytelnika, że ta akurat wypowiedź miała miejsce w rzeczywistości. Rzecznik zaczyna swoją wypowiedź słowami: "Rozumiem problem lekarzy". Trudno więc przyjąć za prawdziwe te poprzednie, w których nazywał medyków "terrorystami". Wynikałoby bowiem z tego, że albo rozumie on terrorystów, albo sam sobie przeczy. W moim pojmowaniu pierwsze zdania lidu są słowami autora artykułu, przedziwną "mową pozornie niezależną" przypisaną Kochanowskiemu. Dlatego będę je omawiał łącznie z wyraźnymi już opiniami samego publicysty tworzącego swoją wypowiedź[3].

Lid, mający być w założeniu skrótem najważniejszych spraw poruszanych w korpusie tekstu, w tym przypadku ma trochę inną funkcję. Pojawiają się w nim najostrzejsze sformułowania, mające czytelnika zachęcić do dalszej lektury. To, że Janusz Kochanowski "napisał list do lekarzy" nie znajduje rozwinięcia w dalszej części tekstu. Nie wiemy, kiedy to uczynił, nie poznajemy dokładnej sytuacji. Rozwija ten wątek jedynie wyrywkowo przedrukowana jego treść, opatrzona już odautorskim nagłówkiem "Rzecznik krytykuje lekarzy". Te słowa, pochodzące wyraźnie od "autora" artykułu, wpływają na odbiór tego listu, którego sens nie może zależeć od jakichkolwiek opinii dziennikarskich. Dodatkowo nie wiemy, w jaki sposób list Rzecznika skierowany do Zawodowej Izby Lekarskiej znalazł się w "Fakcie", czy był on przeznaczony tylko dla tego zamkniętego grona, czy jednocześnie był pisany z myślą o szerokim gronie odbiorców. Tego gazeta, ani autor artykułu nie podaje, co uważam za nieudolność dziennikarską.

Omawiam szerzej te wątpliwe miejsca w artykule, by pokazać, że w ten sposób nie spełnia on jednego z podstawowych założeń artykułu publicystycznego, a mianowicie spójnego przeprowadzania wywodu przy logicznym wnioskowaniu. Argumentacja piszącego nie znajduje wyraźnego poparcia w dowodach na jakie się powołuje: w liście Rzecznika Praw Obywatelskich, oraz w jego wypowiedziach, które nie wiadomo nawet czy w ogóle miały miejsce. Jeżeli w taki sposób realizuje się jeszcze jedna zasada artykułu publicystycznego, jaką stanowi oryginalność ujęcia tematu, to w tym przypadku można mniemać, że tak rozumiana powinna być nierzetelność i świadome rozmijanie się z faktami.

Omawiany artykuł warto również odczytać poprzez schemat komunikacji językowej według Jacobsona[4]. Pozwoli to na wydobycie dominujących funkcji omawianego tekstu i wyjaśnienie użycie takiego, a nie innego stylu, jakim posłużył się w nim autor. Kontakt pomiędzy nadawcą a odbiorcą w przypadku tekstu zamieszczonego w gazecie jest oczywiście pośredni. Nie występuje w nim pozawerbalna sfera porozumienia ludzkiego. Choć tekst umieszczony w popularnym dzienniku znajduje wielu, choćby przypadkowych, czytelników, to jednak jego nadawca musi pamiętać o zachowywaniu z nimi jak najlepszego kontaktu (stad tak częste wyrazy, wyrażenia o funkcji fatycznej). W tym aspekcie można chyba spojrzeć na dwa, kolejno następujące zdania "Jak płaczący z bezsilności rodzice mieli to tłumaczyć dzieciom?! Że nikt im nie pomoże, ?". Pierwsze jest pytaniem, na które w rozumieniu autora nie można znaleźć odpowiedzi, drugie odpowiedzią, na którą nie można się zgodzić. "Pan doktor zaczął strajk" jest nieuprawnione. Tak sformułowane pytania zbliżają nadawcę do odbiorcy i tego drugiego zmuszają do jasnego określenia się wobec opinii piszącego artykuł. To, że drugie pytanie niesie sobą niemożliwość odpowiedzi na pierwsze, sprawia, że czytelnik zaczyna podzielać pogląd autora, czyli zacieśnia się pomiędzy nimi kontakt, a łącząca się z tymi zdaniami perswazja autora jest dobrze realizowana. Autor, z jednej strony poprzez użyte środki ekspresyjne (miejsca w tekście o funkcji emotywnej) wyraża swoja opinię, z drugiej stara się budować tekst poprzez odbiorcę, czyli tak, by jak najlepiej do niego trafić. W omawianym tekście wyraźna jest propaganda, nakłanianie czytelnika do własnych poglądów. To składa się na funkcję konatywną tekstu.

Tekst przy całej swojej "ekspresji" jest budowany na zasadzie odwróconej piramidy tyle tylko, że nie znaczeniowej a emocjonalnej. Lid ma charakter najcięższego oskarżenia lekarzy, a motyw ich "terroryzmu" powtórzony jest później dwukrotnie. Autor w specyficzny sposób zrelacjonował w tym tekście sytuację lekarzy i pacjentów. Ci pierwsi są "terrorystami", dzieci to wykorzystane przez nich ofiary. Lekarze szafują ich zdrowiem, gdyż chcą uzyskać "obietnicę okupu". Kolejne określenie dotyczące kidnapingu, jednego z najbardziej potępianych przestępstw w społeczeństwie.[5]

Wracając do perswazyjności tekstu szczególnie jest ona wyrażona w użytym w nim stylu wypowiedzi. Jest w nim zawartych wiele wyrażeń pochodzących z języka mówionego, które dodatkowo można pogrupować w kilka kategorii.

Co do słownictwa przeważa ilość określeń oceniających: ujemnie (lekarzy): "terroryści", "nie mają sumienia", "nie liczą się z niczym", "zaślepieni pieniędzmi"; dodatnio (dzieci): "niewinne i bezbronne (...) potrzebujące pomocy", "biedne, chore, cierpiące". Jak widać są one nawet używane w ciągach wzmacniających dodatkowo ekspresję tekstu. Autor ironizuje na temat sumień lekarskich, których nie ma "bo pan doktor zaczął strajk". Strajkującym lekarzom nie jest dana żądna możliwość obrony, gdyż "oni nie maja sumienia".[6] Utarte frazeologizmy to: "daremny trud", "nie liczą się z niczym", "przyszło mu do głowy". Wiele w artykule jest wykrzykników i kilka wspomnianych już zdań pytających. Dominują jednak zdania oznajmujące, bezdyskusyjnie stwierdzające winę lekarzy: "To fakt! Lekarze terroryści (...) łamią prawo", "Ale to daremny trud - przecież oni nie maja sumienia", "Ci lekarze to terroryści". Nawet przytoczone wypowiedzi ministra z nich są zbudowane "To zarówno łamanie Karty Praw Pacjenta...." Zdarzają się i formy imiesłowowe świadczące o organizacji składniowej tekstu, gdyż pozwalają wprowadzić zdania podrzędne: "walcząc o swoje(...), zaczęli...", "jak płaczący..." czy wcześniej "napisał list(...) próbując". W moim odczuciu zdanie: "Żądają okupu i nie wzruszają ich ani łzy dzieci, ani obietnica okupu..." jest niedbale napisane, gdyż zawiera powtórzenie tego samego wyrazu, a "...widząc człowieka w potrzebie, odmawia się [!] pomocy" brak zaimka "mu" wskazuje, że i w tym przypadku autor ma problemy z tą częścią mowy. W składni występują anakoluty, czyli zdania rozpoczynające się jedną konstrukcją zdania, a kończące się inną. To wykolejenie składniowe widać w zdaniu "Że nikt im nie pomoże, ". Pomijając to, iż zdanie nie powinno zaczynać się od "że" to po użyciu tej części mowy nie można wprowadzać mowy niezależnej. Również inne zdania rozpoczynają się od spójników: "Ale to daremny...", A jednak medycy...". Należy jednak dodać, że we fragmentach, w których relacjonowane są wypowiedzi prof. Religi, mowa zależna (po "że") i niezależna (oddzielona myślnikami i pokierowana neutralnymi czasownikami, jak "dodaje", "uważa"), są wprowadzane poprawnie.

W liście Rzecznika Praw Obywatelskich mamy do czynienia ze stylem urzędowym, jaki powinien cechować pisemne wypowiedzi osób publicznych w materii, jaka jest im, z racji pełnionego zawodu, przypisana. Rzecznik stosuje więc słownictwo pozbawione wartościowania emocjonalnego. Autor listu dąży do precyzji, kiedy powołuje się na konkretne przepisy, jak na przykład te zawarte w kodeksie Etyki Lekarskiej, jednak czy inne jego wypowiedzi również są opatrzone takimi "adresami" nie wiemy, bo w teście są zaznaczone skróty redakcyjne. Pojawiają się w tym liście fragmenty świadczące o próbie realizacji przez autora bezosobowego sposobu wypowiedzi np. "Szczególny niepokój budzi odmowa...". Dodatkowo w zdaniu "Z informacji w środkach masowego przekazu wynika, że...", Kochanowski nie pisze wprost "z moich informacji". Gdyby bowiem użył tego sformułowania, sam obnażyłby swoją subiektywność (nieznajomość realnego stanu rzeczy), chociaż zdanie pozbawione tego zaimka powoduje w moim odczuciu całkowita zmianę tematyki listu. Otóż staje się on głosem nie w sprawie rzeczywistego problemu, lecz jedynie takiego jaki "[wynika] z informacji w środkach masowego przekazu".

Patrząc na całość artykułu wydaje mi się, że medium go tworzące (grupa "inicjałów" występująca pod nim) najpierw postawiła tezę oceniająca lekarzy - "to terroryści" - a następnie zrobiła wszystko, aby to wykazać i w ten sposób przekonać do tak zbudowanego osądu czytelnika. Może z tego właśnie powodu nie mamy możliwości zapoznania się z głosami strajkujących lekarzy. Prawdopodobna wydaje mi się świadoma manipulacja "autora" dążąca do "nieuczciwego wpłynięcia na czyjeś poglądy" o czym pisała Irena Kamińska - Szmaj[7]. Język z jednej strony cechuje dużą napastliwość (posiada walory agitacyjne), a użyty język potoczny, pełen kolokwializmów i nie operujący wyszukanym słownictwem, pozwala zdobyć sobie przychylność czytelnika mało wykształconego, nie posiadającego zbyt wielkich zdolności krytycznego myślenia.

Styl wypowiedzi tego artykułu świetnie bowiem koresponduje z zamieszczonymi pod nim głosami osób prywatnych, pacjentów, może czytelników innych, podobnych w treści, publikacji dziennika "Fakt". Wiele jest w tych notkach elementów charakterystycznych dla mowy potocznej. To zaś, że nie wiemy w jaki sposób te wypowiedzi zostały zebrane może prowadzić nas do sądu, że zostały one sfabrykowane przez redakcję "Faktu". Między innymi po to, by propaganda gazety, mająca na celu skierowanie opinii publicznej przeciwko lekarzom i ich strajkowi, była jeszcze silniejsza. Mogą być to również zapisane z nagrania wypowiedzi zapytanych na ulicy ludzi. Słowa wartościujące lekarzy są grubiańskie: "chamstwo", "terroryści", "bandyci". Typowe dla mowy potocznej są określenia dotyczące pieniędzy, jak "nasze pieniądze", czy "kasa". Fragment "z czego wtedy utrzymają te swoje majątki" zawiera zaimek wskazujący "te" w funkcji wartościującej negatywnie określany rzeczownik. Liczne są wykrzykniki nadające wypowiedziom znamiona ekspresji. Pojawia się w tych wypowiedziach nieuporządkowana składnia, gdzie zdania często zaczynają się od spójników: "A ciekawe skąd...", "A jeśli chcą...".

Uważam powyższy artykuł za dobrze zbudowany w aspekcie perswazji - kształtowania emocji czytelnika. Niebezpieczny zaś w świetle prób zmanipulowania odbiorcy, gdyż nieuczciwy w referowaniu i ocenianiu sprawy lekarzy. Użyty język znamionuje potoczność, słownictwo jest w dużej części kolokwialne, a składnia niedbała.

Bibliografia:

  • Z. Bauer, Gatunki dziennikarskie, [w:] red. Z. Bauer i E. Chudziński, Dziennikarstwo i świat mediów, Kraków 2000.
  • I. Kamińska - Szmaj, Propaganda, perswazja, manipulacja. Próba uporządkowania pojęć, [w:] Manipulacja w języku, Lublin 2004.
  • W. Pisarek, Nowa retoryka dziennikarska, rozdz. XIII, Kraków 2002.
  • R. Przybylska, Styl potoczny, [w:] tejże, Wstęp do nauki o języku polskim, Kraków 2005.

[1] "Autora" w cudzysłowie, gdyż tekst, choć formułuje subiektywne opinie, nie jest podpisany imieniem i nazwiskiem, (bądź opatrzony formułą "od redakcji"), a jedynie trzema inicjałami "KB, BB, AJK". Takie oznaczenie wskazuje na jego anonimowość, gdyż z jednej strony nie jest on wyrazicielem głosu całej redakcji gazety, zaś z drugiej nie podając konkretnego autora, a jedynie jakiś "kolektyw", powoduje że nikt nie może być pociągnięty do odpowiedzialności za jego treść.

[2] Może z miejsc, w których poczynione zostały skróty w liście, co nie jest zbyt uczciwe, jeżeli prezentuje się tekst mający być fundamentem artykułu publicystycznego.

[3] Na marginesie. Słowa z przytoczonej przez "Fakt" Ustawy o zakładach opieki zdrowotnej, art. 7 "Pacjent (...) ma prawo do udzielenia mu świadczeń" wcale nie nakładają na lekarzy obowiązku każdorazowego udzielenia pomocy, w każdym przypadku i na każde wezwanie pacjenta. I gazeta, i Rzecznik zgadzają się, że strajk lekarzy godzi w to prawo. Dla mnie nie jest ono w tej sytuacji zagrożone; pacjent może przyjść do szpitala, nikt mu wszak tego nie broni, a to że z powodu strajku nie otrzyma pomocy "w przypadku niezagrożonego życia" nie jest sankcjonowane, ani przez cytowaną ustawę, ani Konstytucję RP. Z kolei jeżeli Rzecznik zna sprawę strajku lekarzy "z informacji w środkach masowego przekazu", to staje się on rzecznikiem poglądów przefiltrowanych przez media, nie zaś wypływających ze społeczeństwa, z którym jak widać się nie spotkał nawet, by poznać jego głos. Sam więc jego list opiera się o nierzeczywiste, a więc niepewne informacje.

[4] Porównaj:

[5] Chciałbym tez dodać, jak łatwo w dzisiejszych czasach, na fali "walki z terroryzmem" tym mianem określać każdy społeczny sprzeciw wobec władzy. W omawianym artykule zamachowiec i morderca, a domagający się poprawy warunków pracy lekarz to jedna osoba.

[6] Ten autorski osąd ma chyba również usprawiedliwiać to, dlaczego w artykule nie zostały przedstawione, choćby pobieżnie, jakiekolwiek racje strajkujących

[7] Patrz: I. Kamińska - Szmaj, Propaganda, perswazja, manipulacja. Próba uporządkowania pojęć, [w:] Manipulacja w języku, Lublin 2004.