Wśród większości ludzi panuje przekonanie, że w XXI wieku książka stała się przeżytkiem. W dobie komputerów, Internetu i telewizji mało kto spędza wolny czas, oddając się lekturze książki. Panuje powszechne przekonanie, że jest to strata czasu. Dziś liczy się tylko obraz widoczny na ekranie telewizora czy monitora komputerowego. Czytanie wyszło z mody. Takie nastawienie przyczyniło się do tego, że wśród społeczeństwa polskiego zaczął szerzyć się tzw. wtórny analfabetyzm. Coraz częściej obcując z "pismem obrazkowym", przestajemy rozumieć czytany tekst zapisany tradycyjnie alfabetem polskim. Wystarczy, że zajmuje on ciut więcej niż strona A4, a już sprawia nam problemy jego zrozumienie. Taka sytuacja jeszcze bardziej nas frustruje i od tej pory już w ogóle nie sięgamy po książki. Z kolei inni fakt obniżenia czytelnictwa tłumaczą zbyt wysokimi cenami książek. To jest jakiś argument, ale z drugiej strony są przecież biblioteki, gdzie wypożyczanie jest zazwyczaj bezpłatne.

Podobne nastawienie do kwestii czytania ma również dzisiejsza młodzież. Czyta tylko pod wyraźnym przymusem. W czasach współczesnych nauczyciel przed rozpoczęciem omawiania danej lektury szkolnej powinien sobie zadać jedno pytanie: czy istnieje już dostępne jej opracowanie bądź streszczenie? Jeśli tak, to może być on pewien, że "wersja oryginalna" nie została przeczytana przez uczniów w ramach zadania domowego. Z pewnością wybrali oni krótsze i gotowe streszczenia. Ich wybór jest w pełni uzasadniony. Z braku czasu, zabiegania lub nawału innych zajęć nie da się przeczytać przeważnie długiej i pisanej momentami niezrozumiałym językiem książki, która na dodatek nie wzbudza w czytelniku żadnego zainteresowania. Poza tym lektura szkolna w obecnych czasach absolutnie nie kojarzy się z dobrą książką, która by nas zachwycała. Już na sam dźwięk tego słowa uczniowie reagują zniechęceniem. Sądzę, że pojęcie "lektura szkolna" istnieje dzięki bibliotekom szkolnym, gdzie sięga się po nią w odpowiednim momencie, np. gdy polonista zapowiedział jej omawianie lub napisanie na jej podstawie wypracowania bądź zadania klasowego. Zostając zmuszonym do jej przeczytania, pomijamy nieciekawe i nieistotne dla nas długie opisy, szybko przewracamy strony, odliczamy, ile zostało do końca. Tak "czytając", w ogóle nie skupiamy się na jej treści. No bo i po co, skoro powszechnie dostępne są opracowania, w których wszystko, co najważniejsze, jest pięknie wypisane, poznaczone i podane do wiadomości w formach łatwo przyswajalnych przez młody umysł (wykresy, tabelki, wyliczenia istotnych rzeczy). Po co czytać trzystustronicową powieść, skoro to, co istotne, zawarte jest na maksymalnie dziesięciu stronach opracowania. Poza tym młodzież uważa, że i tak nie ma się co "wczuwać" w książkę, bo nauczycieli nie interesuje nasze własne zdanie na jej temat. W trakcie omawiania lektury chcą usłyszeć to, co jest powszechnie ustalone na temat danego twórcy. Nasze wrażenia z lektury gdzieś giną w trakcie lekcji, nikogo to nie obchodzi. Skoro takie jest nastawienie nauczycieli, nie dziwmy się, że młodzież lektur nie czyta.

Przypomnijmy sobie słynną gombrowiczowską lekcję języka polskiego, podczas której profesor Bladaczka "przekonywał" uczniów, że "Słowacki wielkim poetą był!":

"- Hm... Hm... A zatem dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość? Dlaczego płaczemy z poetą czytając ten cudny, harfowy poemat "W Szwajcarii"? Dlaczego, gdy słuchamy heroicznych, spiżowych strof "Króla Ducha" wzbiera w nas poryw? I dlaczego nie możemy oderwać się od cudów i czarów "Balladyny"... Dlatego, panowie, że Słowacki wielkim poetą był!"

Na to jeden z uczniów - Gałkiewicz sprzeciwił się słowom profesora: "Ale kiedy ja się wcale nie zachwycam! Nie zajmuje mnie! Nie mogę wyczytać więcej niż dwie strofy, a i to mnie nie zajmuje! Boże, ratuj, jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca? […] Ale, słowo honoru, nikogo nie zachwyca. Jak może zachwycać, jeśli nikt nie czyta oprócz nas, którzy jesteśmy w wieku szkolnym, i to tylko dlatego, że nas zmuszają siłą...".

Mimo iż miał przeciwne zdanie na ten temat, to i tak stanęło na zdaniu Bladaczki. Nauczyciel w ogóle nie wyjaśnił, dlaczego tak jest, nie przedstawił biografii poety, nie udowodnił swojej tezy. Po prostu narzucił to, czego uczył się on sam i jego poprzednicy. Nieodparcie nasuwa się refleksja, że tak właśnie wygląda typowa lekcja w połowie polskich szkół. Po co więc czytać lektury szkolne? - pyta młodzież i sądzę, że ma trochę racji.

Warto zwrócić tutaj uwagę na jeszcze jedno ciekawe zjawisko. O ile w dzisiejszych czasach młodzież nie cierpi lektur szkolnych, o tyle często sięga po inne książki, nie należące do kanonu szkolnego. Takie pozycje ich zachwycają, czytają je z ciekawością. Istnieje nawet moda na czytanie książek, których kolejne ekranizacje pojawiają się na kinowych ekranach. Dużą popularnością w ostatnich czasach cieszy się seria książek o przygodach Harry`ego Pottera czy trylogia "Władca Pierścieni". Jest to gatunek science-fiction i fantasy, który nie jest w żadnym szkolnym spisie lektur. A szkoda, ponieważ dzieci i młodzież czytają je z wielką przyjemnością i uwagą. Wymieniają się wrażeniami na przerwach, fantazjują. Wydaje mi się, że gdyby np. "Władcę Pierścieni" autorstwa J.R.R. Tolkiena omawiano na lekcji, powieść ta niechybnie straciłaby swój urok. Doszukiwalibyśmy się w niej rzeczy, które młodych czytelników w ogóle nie interesowały w trakcie lektury np. to, że autor chciał pokazać nasilający się rozwój gospodarki i przemysłu zbrojeniowego oraz jakie ciągnie to za sobą skutki.

Jedno jest pewne. To, co może zachwycać i zachwyca dzisiejszą młodzież na pewno nie znajduje się w kanonie lektur szkolnych. Wśród młodych ludzi panuje powszechne przekonanie, że to, co jest lekturą szkolną, jest na pewno nudną, niezrozumiałą i mało ciekawą pozycją czytelniczą. Może warto byłoby "odświeżyć" spis lektur? Można by wprowadzić utwory, którymi uczniowie się zachwycają. Myślę, że wtedy lekcje języka polskiego na pewno byłyby ciekawsze. Przecież każda książka zawiera w sobie coś wartościowego, więc chyba warto by było to wykorzystać i zachęcać młodzież do czytania, a nie podsuwać im teksty, które znudzą ich po pierwszych kilku stronach. Jest to jednak marzenie mało realne do spełnienia w dzisiejszych czasach.