Jednym z podstawowych zagadnień poezji metafizycznej jest życie duszy ludzkiej po śmierci ciała, czyli zagadnienia eschatologiczne. Poeci przez wieki starali się znaleźć na to pytanie satysfakcjonującą odpowiedź. Zastanawiano się tez w jakie miejsce trafia dusza ludzka, jak wyglądają, niemal fizycznie zaświaty, czy zachowuje pamięć o ziemskim życiu, czy tez niczym kropla wina rozpływa siew boskim oceanie, jak to mówił święty Augustyn. Chciano wiedzieć czy dusza zachowuje przywiązanie do dawnych znajomych, rodziny, czy nie ma żądnego kontaktu z ziemia. Jeszcze inni w ogóle odrzucali istnienie życia po śmierci, zaś inni myśliciele, czy filozofowie wskazywali na reinkarnacje, jako powrót duszy do życia, tyle że w innym wcieleniu. Podobne rozważania stały się udziałem Jana Kochanowskiego, cierpiącego wielki żal i ból, po śmierci maleńkiej, prawie trzyletniej, córeczki Urszulki. Z kolei Bolesław Leśmian nawiązał do "Trenu X", bo w przypadku wierszy mistrza z Czarnolasu, on właśnie najwięcej mówi o zaświatach, i napisał swój utwór "Urszulka Kochanowska" będący odpowiedzią na pytania renesansowego poety.

"Treny" zostały napisane w obliczu śmierci ukochanego dziecka poety, lecz nie można powiedzieć by to był jedyny motyw do ich powstania, gdyż poza warstwa prywatną, zawierają wielki ładunek filozoficzny, stanowią dyskusję ze stoikami, i takie zawężenie nie pozwala na ich uniwersalizm. Zresztą pytania jakie Kochanowski stawia o życie pośmiertne są chyba stawiane do dzisiaj przez każdego człowieka, skoro jak uczy doświadczenie umierają zawsze inni a nie my, więc nie mamy empirycznej możliwości poznania zaświatów. Każdy z nas ma własne wyobrażenie dotyczące życia po śmierci, jeden może siebie widzieć jako pięknego anioła, inny na zasadzie wiewiórki na wielkiej chmurce dokuczającej aniołom, ale wszystko to prowadzi człowieka do niepewności, wątpliwości, jak jest po śmierci. Oczywiście Kościół ma jedną i nienaruszalną wizję tego "jak?" ale znów jak nas uczy doświadczenie żaden ksiądz nie wrócił z zaświatów, więc nie wiemy ostatecznie. Wszystko to powoduje rozterki człowieka, podobne do tych jakie odnajdujemy w "Trenie X" Mistrza Jana.

Tak więc te odwieczne pytanie "ubi sunt", co z łacińska na polskie oznacza "gdzie oni są", już samo w sobie niesie nieufność wobec kościelnych nauk, u Kochanowskiego sformułowane jest jako: "Orszulo moja wdzięczna, gdzieś mi się podziała?". Kolejne linijki tego trenu to wyartykułowanie, jakby w sposób chaotyczny, gwałtowny wszystkiego tego co dotychczas na tematy eschatologiczne drzemało niepewnie w duszy poety i było gaszone przez wiarę i zaufanie w naukę Kościoła. Pierwsze skojarzenie z dusza Urszulki to najbardziej typowa chrześcijańska wizja:

"Czyś ty nad wszytki nieba wysoko wzniesiona

i tam w liczbę aniołków małych policzona?".

Nie łączy się to jednak z wizją raju, czyli pokazuje że w powyższą transformację w zmutowane do główki i skrzydełek putto poeta nie bardzo wierzy: "Czyliś do raju wzięta". Jednak te pomysły pochodzą z kręgu religii chrześcijańskiej. W inny kręg kultury wprowadza nas pytanie: "Czyliś na szczęśliwe / Wyspy zaprowadzona?" pokazujące, że prawdziwie zbolały i niepewny człowiek nie może znaleźć odpowiedzi tylko w powyższej formie i zrozpaczony szuka we wszystkich kulturach, w których także umierali ludzie. "Wyspy szczęśliwe" O których w wieki później pisał Konstanty Ildefons Gałczyński:

"A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,

wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,

ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań,

we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu".

to miejsce mitologiczne, gdzie dusze zażywały spokoju i szczęśliwości. Ten wiersz dwudziestowieczny nosi tytuł "Prośba o wyspy szczęśliwe". To prośba do wielkiej nieznanej siły o przyszłe życie wieczne. Kształtuje się ono w sposób jaki odpowiada proszącemu, który chciałby zespolenia z natura, do czego prowadziłaby go wielka do niej miłość, to także chęć powrotu do rajskiego ogrodu. Podmiot liryczny zwraca się o możliwość zobaczenia wielkiego mechanizmu świata, ale i poznania jego najdrobniejszych rzeczy, wszak po śmierci wszelkie zasłony i tajemnice maja się przed człowiekiem rozsunąć. To przecież w końcu przypomnienie, ze cała konstrukcja świata opiera się na miłości, i też ta miłością człowiek po śmierci będzie mógł nie przerwanie oddychać:

"Pokaż mi wody ogromne i wody ciche,

rozmowy gwiazd na gałęziach pozwól mi słyszeć zielonych,

dużo motyli mi pokaż, serca motyli przybliż i przytul,

myśli spokojne ponad wodami pochyl miłością".

Wracając jednak do rozterek Kochanowskiego, kolejnym jego niebem, gdzie mogłaby być umieszczona jego córeczka, jest stworzony wedle greckich mitów Hades, gdzie dusze nie doznają, nawet te sprawiedliwe, jakiś wielkich szczęść, czy miłości, jedynie znajdują spokój i wyciszenie. Co ważne dusza która musiałaby tam trafić., powinna przekroczyć, przepłynąć na łodzi Charona, przewoźnika zmarłych, rzekę zapomnienia, która płynie obok Styksu, rzekę Lete, z której napiwszy się porzuca wszelka myśl o ziemskim życiu, tak wiec jest już wolna od jego spraw. Kochanowski zastanawia się przez to czy córeczka w ogóle słyszy jego słowa i czy spogląda gdzieś z góry na niego. Inaczej, ze może stała się dla ojca nieznajomym zwierzątkiem, wcielonym na zasadzie reinkarnacji (to odwołanie do filozofii wschodu, ale także myśli platoników):

"Czyś po śmierci tam poszła, kędyś pierwej była

niżeś się na mą ciężką żałość urodziła".

Jednak największe zwątpienie płynie ze słynnych słów poety "Gdziekolwiek jest, jeśliś jest, lituj mej żałości",

Które dopuszczają brak jakiegokolwiek życia po śmierci, tym samym zaprzeczają istnieniu sił pozazmysłowych, absolutu, czyli Boga w jakimkolwiek, niekoniecznie nawet chrześcijańskim wydaniu. Poeta, niczym niewierny Tomasz, a wiec w sposób zrozumiały chciałby dowodu na to, ze istnieje jakieś niebo, na to ze jest życie po życiu, że jest bóg. Błaga córeczkę by dała mu jakiś znak, by zjawiła się, w jakiejkolwiek postaci:

"Pociesz mię, jako możesz, a staw sie przede mną

Lubo snem, lubo cieniem, lubo marą nikczemna!".

Kochanowski na te wszystkie pytania znajduje wszak jedna i niepodważalna odpowiedz (sam sobie zresztą czyni napomnienie, co zgodne było z poetyką trenu) i w ostatnim "Trenie XIX. Śnie" przychodzi do niego jego matka z małą Urszulką na ręku. Co zaskakiwać może jej widzenie nie wprawia poety w jakieś wielkie euforie lecz spokojnie wysłuchuje on świadectwa swojej matki o tym, że żyją one spokojnie i szczęśliwie w raju:

"W niebie szczere rozkoszy, a do tego wieczne,

Od wszelakiej przekazy wolne i bezpieczne;

Tu troski nie panują tu pracej nie znają,

Tu nieszczęście, tu miejsca przygody nie mają

Tu choroby nie najdzie, tu nie masz starości,

Tu śmierć, łzami karmiona, nie ma już wolności.

Żyjem wiek nieprzeżyty, wiecznej używamy

Dobrej myśli, przyczyny wszytkich rzeczy znamy.

Słońce nam zawżdy świeci, dzień nigdy nie schodzi

Ani za sobą nocy niewidomej wodzi".

Jest to piękna wizja, choć dla czytelnika znającego poprzednie różnorodne i zaskakujące nieraz pytania podmiotu lirycznego, może wydawać się prosta i zgrzebną, gdyż oparta w zupełności o ustalenia kolejnych soborów.