Na jednej z ostatnich lekcji języka polskiego mieliśmy okazję zapoznać się z filmem w reżyserii Pitera Weira pod tytułem: "Stowarzyszenie umarłych poetów". Muszę przyznać, że to dzieło zrobiło na mnie piorunujące wrażenie i uważam, że każdy młody człowiek powinien go zobaczyć, gdyż pod jego wpływem można zmienić stosunek do pewnych rzeczy, zrozumieć, czym może stać się dla człowieka literatura, jak wielką rolę może ona odgrywać w naszym życiu. Wydaje mi się, że moje odczucia są dość obiektywne, gdyż film ten doczekał się najbardziej prestiżowej nagrody nadawanej dziełom filmowym i ich realizatorom: został uhonorowany przez Amerykańską Akademię Filmową Oskarem. Scenariusz do tej ekranizacji jest dziełem Toma Schulmana a sprawą muzyki, która świetnie komponuje się z ukazywanymi scenami zajął się Maurice Jarre.
Największym walorem tego filmu jest sylwetka pana Keatinga, nauczyciela języka angielskiego, którego niemalże w doskonały sposób odegrał Robin Williams. Jego postawa w tym w filmie dawała do myślenia, pokazywała, że czasem może zdarzyć się wspaniała więź pomiędzy pedagogiem a uczniem, że zdarzają się ludzie, którzy wykonują swój zawód z wielką pasją, chcą przekazać swoje zafascynowanie jakąś materią swoim podopiecznym. Robin Williams był tak naturalny, wiarygodny i przekonujący, że od razu wbił się w moje myśli, stał się obrazem nauczyciela doskonałego, umiejącego utrzymać rygor w klasie, nauczyć, zainteresować a przy tym pozostać no stopie przyjacielskiej ze swymi uczniami. Oglądanie tego filmu było niesamowitym przeżyciem, razem z bohaterami chłonęliśmy wykłady pana Keatinga, razem z nimi przeżywaliśmy jego pasję i hobby, razem z nimi wzruszaliśmy się i przejmowaliśmy. Okazało się, że Williams tak dobrze jak do różnorakich komedii nadaje się także do roli poważniejszych, dramatycznych. Świetnie wykorzystał swój talent, a nawet można powiedzieć, że udowodnił jak doskonałym jest aktorem, jak dobrze potrafi odnaleźć się w roli zapalonego polonisty, który kocha to, co robi.
Obok niego równie znakomicie spisali się inni aktorzy, którzy zagrali swe role w "Stowarzyszeniu umarłych poetów" jako uczniowie- podopieczni pana Keatinga: Robert Sean Leonard jako Neil, Ethan Hawk w roli Todda, Josh Charles wcielający się w postać Knoxa, Alexander Powers odgrywający Chrisa.
Film został nakręcony w 1988 roku, a jego akcja toczy się kilkanaście lat wcześniej: w 1959 roku a pomimo tego jego wymowa jest nadal aktualna a poruszane w nim problemy są ponadczasowe. Ekranizacja opowiada o grupie chłopców, którzy pobierają naukę w prestiżowej szkole- Welton Akademy. Problemy, z którymi borykają się dorastający młodzieńcy są i zawsze będą aktualne, gdyż oni chcieli wywalczyć sobie własne prawa, chcieli pokazać nauczycielom, że nie są bezmyślnymi robotami, którzy biernie będą przyjmować przekazywane im wiadomości, chcą mieć prawa powiedzenia swego zdania, nawet, jeżeli będzie one przeciwne do sądów wygłaszanych przez nauczyciela. Chłopcy walczą o to w elitarnej szkole, chcą wywalczyć sobie pewnego rodzaju wolność i swobodę. Czyż to nie jest aktualne? Czy dziś nie jest tak samo? Najczęściej szkoła jest bardzo sztywna, zabija inwencję i indywidualność uczniów, wtłacza nas w sztywne szranki, w których nie ma możliwości wykonywać żadnych swobodnych ruchów. Nauczyciele najczęściej trzymają się kanonu, programu i toku lekcji, nie mają czasu na dyskusje, rozmowy, nie słuchają naszych wypowiedzi zwłaszcza, jeżeli dotyczą one kontrowersyjnych tematów. Każdy chciałby przeżyć taką przygodę, jak uczniowie pana Keatinga, każdy chciałby natrafić na takiego nauczyciela, który zrozumie potrzeby, zacznie słuchać swych uczniów, rozmawiać z nimi. Wzorcowy nauczyciel oprócz wiedzy dawał uczniom jeszcze coś więcej, uczył ich żyć, rozumieć świat, wpajał wartości, proklamował samodzielne myślenie i dochodzenie do własnych wniosków.
"Stowarzyszenie umarłych poetów" to jeden z najlepszych filmów w tej kategorii, jakie w życiu oglądałem. Jest piękny, wzruszający, pouczający. Obraz, który został stworzony w tej ekranizacji na pewno na zawsze zostanie mi w pamięci, i zawsze będę tęsknił za taką szkołą, takim nauczycielem, jaki tam został pokazany, za tym, żeby ktoś postarał się mnie zainteresować czymś, pokazać atuty, plusy a nie na siłę powtarzać: "Słowacki wielkim poetą był" i nie ma gadania. Ciekawe czy w życiu jest możliwe osiągnięcie takiego kontaktu ze swoim pedagogiem?! Ekranizacja pokazuje jak wielką wartością w życiu są marzenia, że należy o nie za wszelką cenę walczyć, starć się wprowadzić je w życie. Gdyby było więcej tak "głębokich" filmów produkowanych przez Amerykanów to zmieniłbym zdanie na temat współczesnego kina i Hollywood.