Wielu reżyserów chciało podjąć się przeniesienia na ekrany kin trylogii "Władca Pierścieni", jednak jako pierwszy podjął się tego Ralph Bakshi i w 1978 roku zrealizował animowana wersję przygód Drużyny. Przypuszczam jednak, że autor książki, J. R. R. Tolkien nie byłby zachwycony tą wersją.
Dopiero Peter Jackson stał się twórcą moim zdaniem jedynej właściwej filmowej realizacji trylogii. Przygotowanie ekranizacji wszystkich trzech części zajęło mu całe 7, jednak warto było na to czekać. Dzięki staraniom wszystkich członków ekipy możemy oglądać teraz prawdziwe dzieło sztuki, które zostało zresztą docenione w czasie gali oscarowej.
Każda część "Władcy Pierścieni" obfituje w opisy przyrody, które podkreślają akcję, niejednokrotnie stanowiąc tło do niezwykle istotnych dla całej opowieści wydarzeń. Jackson, chcąc znaleźć krajobrazy, które choć w części dorównałyby tolkienowskiej fantazji, musiał udać się wraz z ekipą do Nowej Zelandii. Tam właśnie, w egzotycznej scenerii, powstały wszystkie 3 części filmu.
Świat trylogii zamieszkują dziwne stwory, które niczym nie przypominają ludzi - Nazgule, trolle, Orkowie, Entowie. Książka, należąca do gatunku fantasy nie mogła nie posiadać takich bohaterów. Jednak przedstawienie ich na filmie było sporym wyzwaniem. Dlatego do stworzenia tych stworów użyto najnowszych technik komputerowych. Oczywiście nic nie powstałoby bez ogromnej wręcz wyobraźni ludzi i ich fantazji, to dzięki ich pracy na ekranach kin możemy oglądać ogromne krasnoludy, czy tysięczne armie pełne najdziwniejszych stworzeń. W taki sam sposób powstał także Gollum, który nieustannie szedł śladami głównego bohatera, Frodo Bagginsa.
Moim zdaniem trzecia część trylogii jest najciekawsza, tutaj bowiem dochodzi do rozwiązania akcji. Powiernik Pierścienia kończy swoją misję, musi także zniszczyć to, co do tej pory tak bardzo chronił, gdyż po raz kolejny o pierścień będzie się toczyć wojna między siłami dobra i zła. Nic więc dziwnego, że osoby, które wcześniej nie spotkały się z żadną częścią "Władcy Pierścieni", oglądając trzecią nie będą wiedziały, o co chodzi. Jedyne, co może je zachwycić, to zdjęcia i efekty specjalne - naprawdę jest co podziwiać.
Część trzecia to przede wszystkim walka pomiędzy siłami dobra i zła. W porównaniu z bitwami, które mieliśmy okazję podziwiać w dwóch pierwszych częściach (między innymi bitwą w Minas Tirith), to, co widzimy teraz jest naprawdę wspaniałe. Twórcy filmu wykazują się niezwykłą dbałością o szczegóły, a dzięki technikom komputerowym tworzą niezliczoną wręcz armię wrogów Drużyny Pierścienia, podległych Sauronowi.
Akcja tej części jest naprawdę zagmatwana, pełno w niej sytuacji, które tylko potęgują napięcie u oglądającego. Wszystko kończy się szczęśliwie, Frodo ostatecznie dociera do Góry Przeznaczenia, jednak, kiedy ma zniszczyć pierścień, zaczynają nim targać wątpliwości. Nie jest pewien, czy ma dość siły, by to uczyć. Kiedy stoi na Górze, zostaje zaatakowany przez Smeagle'a, który chcąc dostać pierścień, odgryza mu palec. W obronie Froda staje Sam. Ostatecznie i pierścień i Smeagle zostają wrzuceni do lawy. W chwili, kiedy topi się pierścień, dochodzi do zniszczenia Oka.
Uważam, że aktorzy, którym Peter Jackson powierzył główne role, doskonale wywiązali się ze swoich zadań. Wykazali się talentem w każdej z części, widać było, że naprawdę doskonale się rozumieją. Na uwagę zasługuje więc przede wszystkim kreacje stworzone przez Elijah Wood (Frodo Baggins), Sean Astin (Sam Gamgee), Ian McKellen (Gandalf) i Viggo Mortensen (Aragorn).