Film pod tytułem: "Stowarzyszenie umarłych poetów" w reżyserii Petera Weira przybliża losy grupy chłopców uczących się w elitarnej szkole: Welton Akademy. To szkoła o bogatych tradycjach i kulturze, osławiona wieloletnim doświadczeniem i świetnymi wynikami swych podopiecznych, będąca jedną z najbardziej prestiżowych. Od lat korzysta z tych samych zasad, ma listę obowiązujących w niej zakazów i nakazów. Jednym z jej minusów (choć jest to pojęcie subiektywne!!!) jest fakt, że wykładający w niej nauczyciele bardzo sztywno trzymają się pewnych kanonów, listy lektur, programu, czym przekreślają możliwość rozwoju indywidualności uczniów. Tak jest do momentu, kiedy w szkole pojawia się nowy anglista- pan Keating, którego wręcz genialnie odegrał Robin Williams. Jest on zupełnie inny od nauczycieli, do których chłopcy przywykli, głośno mówi o swej ignorancji w stosunku do kanonów lektur i programów przyjmowanych przez szkołę. On uczy ich nie tylko literatury, ale i umiejętności życia, dokonywania wyborów, podejmowania decyzji, własnego i indywidualnego myślenia, posługiwania się swoim intelektem, czyli tego wszystkiego, co do tej pory było ignorowane przez innych nauczycieli. Na jego lekcjach uczniowie zapoznają się z prawdziwą poezją i literaturą, uczą się ją rozumieć, wykorzystywać ją do własnych przemyśleń, być aktywnym słuchaczem a nie bierną maszyną zapisującą suche fakty.
Scenariuszem filmu zajął się Tom Schulman, a wśród grona uczniów pana Keatinga jest między innymi Neil Perry, w którego postać doskonale wcielił się Robert Sean Leonard.
Tytuł filmu odnosi się do stowarzyszenia, które założył nowy anglista. Swoje lekcje prowadził w zadziwiający uczniów, ale i niezwykle im pasujący sposób: bez użycia podręcznika, bez sztywnych reguł, zakazów i nakazów. Lekcja miała taki tor, na jaki wdrożyli ją uczniowie swymi uwagami, pytaniami, wnioskami. Ze sztywnego schematu stała się luźną, ale i pouczającą dyskusją, w której każdy mógł wygłosić swoje zdanie, ale musiał poprzeć je rozsądnymi argumentami. Keating nie wzbraniał im poruszania żadnego tematu, zniknęły treści kontrowersyjne czy zakazane, wszystko mogło zostać powiedziane. Uczniowie dostali możliwości, jakich wcześniej nie mieli, mogli wykazać się swoim własnym myśleniem, indywidualnością. Jego zajęcia miały na celu pokazanie młodym ludziom literatury i poezji, jej piękna, które kryje się w samym utworze a nie w sztywnym układzie jego interpretacji, jaką narzuca podręcznik. Chciał pokazać im, że poezja to odzwierciedlenie emocji, uczuć, namiętności pisarza, więc tak należy do niej podchodzić, rozmawiać o tym, co się czuje, myśli, przeżywa w czasie jej czytania a nie analizować budowę, wiersz, rytm. Keating daje im szansę, jakiej wcześniej nie mieli, udziela im prawo głosu, to oni próbują zanalizować wiersz, opisać go, rozmawiać na jego temat a nie on- nauczyciel, nic im nie narzuca, niczego nie każe, sami dochodzą do swych wniosków, sami interpretują. Bez żadnych oporów powyrywał im z podręczników pierwsze strony, na których był szablon do interpretacji poezji, uznał go za bezwartościowy i nieużyteczny, oznajmił im, że podczas zajęć z nim nie będą się nim posługiwać, że poznają prawdziwe możliwości, jakie daje poezja. John Keating jest nauczycielem z powołania, z pasji, literatura a zwłaszcza poezja to jego hobby, swym zafascynowaniem chce "zarazić" młodzież. Przede wszystkim chce nauczyć młodych ludzi samodzielnego myślenia, umiejętności wyciągania własnych wniosków, wykorzystywania zdobytej wiedzy do dalszego jej pogłębiania, a tego wszystkiego nie da się nauczyć z podręcznika, gdzie wszystko jest szablonowe i sztywne. Keating kompletnie nie zgadza się z treściami z podręczników, nie wie jak można interpretować wiersz za pomocą wykresów czy paraboli, jak można uczyć takich bzdur, które nie rozwijają umysłu ani wyobraźni, w żaden sposób nie kształtują osobliwości ucznia, nie będą mu w ogóle potrzebne w dalszej nauce, a przede wszystkim czynią z poezji jakiś materiał, który poddaje się bezsensownej obróbce według sztampowych pytań typu: "Co poeta miał na myśli?". Keating opowiada im o czasach swojej młodości, kiedy panował zakaz na niektóre tytuły, co nie zraziło jego i mu podobnych do czytania zakazanych nazwisk, dlatego założyli sobie pewnego rodzaju stowarzyszenie, na którym potajemnie się spotykali i poznawali wciąż nowe teksty. Taka forma nauki zaciekawiła chłopców z Akademii, postanowili wykorzystać dawny pomysł swego nauczyciela i sami również zakładają stowarzyszenie, nazywając je: Stowarzyszeniem Umarłych Poetów. Dzięki wykładom Keatinga chłopcy znajdują swój cel w życiu, dostają wiedzę i wskazówkę, jak żyć, jak postępować. Poznają wartości, które były im wcześniej obce i mimo, że wieść o istnieniu stowarzyszenia szybko się rozchodzi i przysparza młodzieńcom i ich nauczycielowi sporo problemów między innymi z władzami uczelni, oni walczą o swoje prawa i przezwyciężają kolejne trudności. To niesamowity obraz, film ten spowodował, że i ja zamarzyłem o takim nauczycielu i stowarzyszeniu. O kimś, kto pokaże mi poezję w innym świetle, ukaże ją tak bym zobaczył jej piękno i urok, ale póki, co patrząc na nasze szkolnictwo i program oświaty takie rzeczy pozostaną tylko możliwe w naszych marzeniach i w filmach.
Drugim kluczowym motywem tej ekranizacji jest sprawa ambicji rodziców, którzy posyłają swoje dzieci do takich placówek, jakie im się podobają, przygotowują ich do zawodu, o jakim oni sami marzą. Planują im przyszłe życie, według własnego scenariusza. Jest to duży problem, gdyż dzieci są niewątpliwie krzywdzone, ponieważ nie bierze się pod uwagę ich uczuć i marzeń. Oczywiście czasem wybór dokonany prze rodzica dotyczący przyszłości nastolatka jest bardziej rozsądny niż ten dokonany przez młodzieńca, ale nie można wszystkiego narzucać i planować swym dzieciom. Taka decyzja musi zostać przynajmniej przedyskutowana przez rodziców i dzieci, muszą oni zapytać, czy dzieci się na to zgadzają, czy odpowiada im taki wybór, a jeżeli nie, to, czym chcieliby się zająć, co oni zaplanowali na swoją przyszłość. Z takim problemem borykał się jeden z podopiecznych Keatinga- Neil Perry, który nie miał nic do powiedzenia w sprawie swojej edukacji, wszystko zostało zaplanowane przez ojca, który nie uznawał żadnych sprzeciwów, wszystko musiało być tak, jak on sobie tego zażyczył. Ojciec chłopaka wymarzył sobie by ten dostał się na medycynę i został renomowanym lekarzem, jako pierwszy w swojej rodzinie, swój wybór dla syna uzasadniał troską o jego przyszłe życie, chciał by Neilowi powodziło się lepiej niż jemu, było mu łatwiej. To faktycznie szczytne idee, ale nie można ich narzucać!!! Chłopak kochał teatr, zawsze miał do niego jakieś skłonności, które jeszcze bardziej rozżarzył Keating. Neil zapragnął zostać aktorem, ale nie miał odwagi przyznać się do tego ojcu, bał się jego reakcji i konsekwencji. W końcu dostał główną rolę w szkolnym spektaklu bazującym na dramacie Wiliama Szekspira pod tytułem: "Sen nocy letniej", w której wypadł znakomicie. Na premierę odważył się zaprosić swych rodziców, ale ojciec Neilego zabrał go w gniewie zaraz po przedstawieniu do domu i powiedział mu, że jeżeli nie chce być lekarzem, to on go zapisuje do szkoły wojskowej. Brak rozmowy, zrozumienia wzajemnego ojca i syna, kategoryczny zakaz realizowania swej pasji przez chłopca popchnął go do czynu ostatecznego- popełnienia samobójstwa. To dodatkowo komplikuje sprawę, gdyż dyrekcja szkoły i rodzice Neilego oskarżają o śmierć chłopca Keatinga, dlatego wyrzucają go z posady anglisty. Nikt nie dostrzegł, że jedynym winowajcą tej śmierci jest ojciec chłopaka, który przez całe życie wszystkiego mu zakazywał, bądź nakazywał to, co on sam uważał za słuszne. To on nie potrafił zrozumieć syna, nie widział jego problemów i wewnętrznej walki, nie potrafił zaakceptować, że chłopak ma własne marzenia i wybrał drogę, którą chce kroczyć. Gdyby choć spróbował porozmawiać z synem na pewno nie doszło by do tej tragedii. Kiedy wreszcie chłopak odnalazł życiowy cel- aktorstwo, ojciec zakazał mu gry, czego nie wytrzymał już psychicznie Neil i postanowił rozstać się z życiem, niż do jego końca spełniać życzenia i realizować marzenia swego ojca.
Według mnie "Stowarzyszenie umarłych poetów" to jeden z najlepszych filmów, jakie w życiu widziałem. Daje wiele do myślenia, skłania do refleksji, wprowadza inne światło na szkołę i nauczyciela. Każdy powinien, co najmniej raz ten film obejrzeć, dokładnie prześledzić wydarzenia i zrozumieć bohaterów. W filmie pełno jest momentów naprawdę wzruszających, ale i pouczających, nawet ja parę razy uroniłem łzę i sam byłem zaskoczony, że początkowo nudny film tak się rozkręcił i mnie wciągnął. Ja niestety oglądałem ten film na raty, w huku i głośnym otoczeniu, co nie sprzyjało kontemplacji nad jego treścią i wymową, a przecież są one bardzo istotne i ważne, a przede wszystkim nadal aktualne. "Stowarzyszenie umarłych poetów" powinno się obejrzeć w spokoju, by dotarły do widza prawdy dotyczące naszego świata i życia. "Carpe diem"- to jedno z naczelnych haseł tego obrazu, trzeba korzystać z życia, gdyż jest krótkie, trzeba mieć siłę walczyć o swoje marzenia, być odważnym. Film pokazuje, że nie można poddawać się, ulegać niepowodzeniom, trzeba walczyć o swoje prawa i marzenia, trzeba próbować przełamywać przeszkody, gdyż w takich starciach eliminuje się także własne słabości, wzmacnia się samego siebie, przygotowuje do coraz trudniejszych zmagań. Jeżeli przydarzy się nam jakaś porażka, należy ją przełknąć i żyć dalej. Każda klęska musi być dla nas nauczką, doświadczeniem, które wykorzystamy w dalszym życiu. Należy mieć swoje ambicje, ideały a przede wszystkim marzenia, trzeba dążyć do ich realizacji, spełniania, nawet wtedy, kiedy wydają się nie być w ludzkich możliwościach. Trzeba żyć tak, że jak by jutro skończył się świat nie mieć wyrzutów sumienia, że czegoś się nie zrobiło, czegoś nie zrealizowało, o czymś zapomniało. Każdy dzień musi być przeżyty w pełni, z całych sił, dawać satysfakcję i poczucie spełnienia.
Według mnie film Petera Weira będzie doskonałym i wielkim przeżyciem dla każdego, ale szczególnie polecam go wszystkim młodym ludziom, którzy borykają się z problemami w szkole, z rodzicami, z własnym jestestwem. My powinniśmy go oglądnąć, by przekonać się, jak ważna jest walka o marzenia, korzystanie z życia, realizowanie siebie samego. To film o NAS, bo my właśnie dorastamy i uczymy się życia, musimy poznać wartości, umieć dokonywać słusznych wyborów. Ten film tego uczy i o tym opowiada. Film opowiada o dorastających chłopcach, którzy zaczynają budować swój własny świat, to tak jak my, my też musimy stworzyć sobie rzeczywistość. Im się udało, zrozumieli, co jest naprawdę ważne, jakimi rzeczami mają się kierować, im drogę wskazał Keating. On również wskazał drogę mi, otworzył mi oczy na pewne kwestie, wziął za rękę i pokazał światło w ciemnym tunelu, którym kroczyłem. Jest jeszcze szansa na dojście do jasności, trzeba tylko zacząć żyć naprawdę, mieć swoje zdanie i walczyć o swoje prawa. Robin Williams wcielając się w postać genialnego nauczyciela otworzył przede mną nowy wymiar pedagoga, który dając tak dużo jest przyjazny, otwarty i przyjacielski, takiego nauczyciela sobie i wszystkim młodym ludziom serdecznie życzę!!!