Pewnie wszyscy, a przynajmniej większość z nas, zna doskonale komedię Aleksandra Fredry po tytułem: "Śluby panieńskie", choćby stąd, że od wielu lat figuruje ona w kanonie lektur szkolnych. Jednakże moje wyobrażenie na temat tego dramatu zostało poszerzone o jego realizację sceniczną, którą miałem okazję obejrzeć w Teatrze Ochota piątego stycznia bieżącego roku. Reżyserem spektaklu jest Tomasz Mędrzak, który od wielu już lat współpracuje z tym teatrem. Właściwie jemu ten spektakl zawdzięcza wszystkie najważniejsze aspekty, bo oprócz reżyserii zajął się również scenografią sztuki oraz kostiumami, które włożyli na siebie występujący w niej aktorzy, a równocześnie sam osobiście odtwarzał rolę Gustawa, który jak wiemy z fredrowskiej komedii jest przebiegły i cwany a także na naszych oczach przeżywa diametralną przemianę swej osobowości i zmienia swoje podejście do pewnych wartości, jak na przykład miłość. Fakt wszechstronności Tomasza Mędrzaka można zapewne zapisać w rubryce "plusy" tej sztuki, gdyż gwarantowało to jasność i zwięzłość całego spektaklu.

Jak wiadomo sztuka ta opiera się przede wszystkim na rozmaitych intrygach oraz na pewnych zbiegach okoliczności, które gwarantują dynamiczność, wartkość, żywość i barwność akcji toczącej się przed naszymi oczyma. W zabawny i interesujący sposób przedstawia nam losy i wypadki miłości, która mimo odrzucania i nieakceptowania przez głównych bohaterów (zwłaszcza bohaterki) zaczyna jednak wkradać się niepostrzeżenie do ich życia i przysłaniać sobą wszystko. Wszystko rozgrywa się na szlacheckim dworku, typowym dla realiów dziewiętnastego wieku. Pod tą niepozorną i wydawałoby się infantylną tematyką sam autor sztuki ukrył wiele mądrości na temat namiętności, jaką jest miłość, pokazał również swoją koncepcje tego uczucia i widoczne niezaakceptowanie romantycznego jej wymiaru. Jednakże dużą innowacją w interpretacji tego dramatu przez Mędrzaka było uwspółcześnienie tamtych realiów, zastosowanie wielu chwytów przybliżających nam całą atmosferę, jak na przykład współczesna i popularna muzyka Roda Stewarda, która swym brzmieniem na pograniczu bluesa i jazzu znakomicie wpasowała się w napiętą atmosferę intrygi o emocjonalnym podkładzie. Dlatego naprawdę musze przyznać, że muzyka towarzysząca temu spektaklowi jest jednym z jej największych atutów, jest znakomicie dobrana, podoba się widzowi i stanowi świetny pomost pomiędzy wiekiem dziewiętnastym a dwudziestym pierwszym.

Jeżeli chodzi scenografię to nie była ona elementem, który mógł by zapierać dech w piersiach, składały się na nią zaledwie dwa fotele i salonowy stolik, na których rozgrywała się większość wypadków, ale z drugiej strony scenografia we fredrowskiej sztuce również była skąpa. Jest to w pewnym sensie także atut, gdyż widz nie staje się jedynie postacią bierną, której wszystko zostaje przedstawione w pełnym wymiarze, a może uruchomić swą własną fantazje i do tej surowej scenerii dodać na przykład atmosferę jakiegoś letniego ciepłego popołudnia, czy powoli zapadającej nocy z rozgwieżdżonym niebem, co sprzyjałoby rozpamiętaniu się w miłosnej atmosferze, delikatnym podnieceniu, oczekiwaniu na czające się gdzieś uczucie….

Tomasz Mędrzak zaangażował do swej sztuki aktorów, których znamy z różnych ról w polskich serialikach, jak na przykład: Joanna Jędryka, która znakomicie odegrała swoją postać, pokazała się jako kobieta sprytna, przebiegła ale i zarazem urocza, umiejąca doskonale uwodzić i kokietować mężczyzn. Podobnie dobrze swoją postać odtworzyła Agnieszka Sitek grająca w spektaklu Anielę. Wykazała się swymi umiejętnościami, zachowała powagę, co nie jest takie łatwe w komedii, i moim zdaniem pokazała się z zupełnie innej strony niż ta, do jakiej przyzwyczaiła nas w swych banalnych rólkach w polskiej telewizji. Panią Dobrójską zagrała Małgorzata Bogdańska a wuja Gustawa- Zdzisław Wardejn, którzy świetnie wywiązali się z powierzonego im zadania, grali naturalnie i przekonująco, udowadniając tym samym, że mają w zanadrzu wielki talent i możliwości. Teatralny Albin- Robert Ostolski identycznie jak w sztuce był zagubiony, niepotrafiący znaleźć sobie żadnego kąta, gubiący się w intrygach knutych przez Gustawa, czym wzruszał i rozśmieszał.

Jeżeli na ten spektakl wybiorą się tacy, którzy nie znają treści "Ślubów panieńskich" Aleksandra Fredry to na pewno będą ciekawi, jak dalej potoczy się akcja i ich napięcie rozwiąże dopiero końcowy akt. Inni będą mogli oglądnąć ciekawą adaptację tej sztuki, w której dawność przeplata się ze współczesnością, czym dobrze trafia w dzisiejsze potrzeby widza. Jej atutem jest to, że opowiada przecież o miłości, która jest potrzebna każdemu z nas. Aranżacja Tomasza Mędrzaka trwa około dwóch godzin i warta jest polecenia, choćby po to, by spędzić miłe chwile i szczerze roześmiać się z przedstawionych tam sytuacji.