Alchemia przez długi czas uważana była za sztukę magiczną, tajemniczą. Bo jak nie uważać za tajemnicę sztuki przetwarzania metali szlachetnych w złoto w dodatku za pomocą kamienia filozoficznego. Dla nas, w wieku XXI brzmi to dość archaicznie i może nawet patrzymy na wiarę w takie "cuda" z lekkim przymrużeniem oka. Nie zmienia to jednak faktu, że przez długie lata alchemia była symbolem cudowności i bogactwa, dającym ludziom złudzenie przedłużania życia, istnienia eliksiru młodości. Sztuka ta została jednak zakazana przez bullę papieską w 1317 roku, gdyż przez wielu praktyki alchemików uznane były za przejaw mocy szatana.

Po co więc w końcu XX wieku tworzyć książkę o alchemii?? Przede wszystkim po to, by ludzie uwierzyli w swoją moc i siłę przeznaczenia. Ale po kolei...

"Alchemika" przeczytałam, bo...tak wypadało. Książkę dostałam bowiem od moich przyjaciół, zachwyconych nią, którzy cały czas przekonywali mnie o wartościowości tegoż dzieła. Nie bez znaczenia był też dopisek pod jednym z wywiadów z autorem książki : "Paulo Coelho zmienia życie ludzi".

Zaczęłam czytać, zastanawiając się cały czas, na czym polega fenomen "Alchemika". Bardzo szybko znalazłam odpowiedź na to pytanie - każdy z nas, niezależnie od wieku i doświadczeń życiowych, potrzebuje odrobiny magii, choćby chwilowego przebywania w krainie marzeń, gdzie może być naprawdę sobą, a przede wszystkim oderwania od rzeczywistości pędzącej na oślep ku postępowi cywilizacyjnemu.

Rzeczywiście dzieje się tak, że człowiek literka po literce wchodzi w baśniowy świat stworzony przez narratora. Opowieść nie jest nowatorska, powalająca narracją, ujęciem wydarzeń. To rzecz napisana niezwykle sprawnie, przez Kogoś, kto wie, jak opowiadać. Bo przecież nie od dziś wiadomo, że nie tyle ważne jest, co się opowiada, ale, jak się to robi. Głównym bohaterem tej historii jest Santiago, który wyrusza w podróż ku piramidom, gdyż tam, wedle przepowiedni, odnajdzie swój skarb. Wędrując z pasterzem, uczymy się wielu rzeczy, a może raczej tylko je sobie przypominamy...? Jednym z najważniejszych cytatów są słowa: " ... kiedy czegoś gorąco pragniesz, cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu." Autor uczy nas odwagi w walce o odnalezienie "Własnej Legendy", czyli szczęścia. Książka pełna jest odnośników do świata religii chrześcijańskiej, jak i do wierzeń Bliskiego Wschodu, pełno w niej nawiązań do spraw magicznych i określeń, które początkowo trudno rozszyfrować - "Język wszechświata" , "Mektub", "Dusza Świata".

Co przyciąga do tej książki? Zapewne też to, że autor wprowadza nas w świat życia duchowego, nie namawiając jednak do odrzucenia dóbr materialnych. To właśnie Bóg stawia na naszej drodze znaki, które my mniej lub bardziej sprawnie odczytujemy, i to On, a nie ktoś inny jest warunkiem szczęścia. O istnieniu właśnie takiego Boga przypomina nam Coelho.

Magia i alchemia tej książki tkwi jeszcze w jednej rzeczy - w prostocie przekazu. Pisarz nie używa "nadętych" słów, przeznaczonych tylko dla nielicznych, gdyż wie, że to nie oni są odbiorcami tej książki. Tylko taka mądrość ma szanse na dotarcie do ludzi i przetrwanie w nich. Santiago początkowo wydaje się nie ogarniać tego wszystkiego, co go spotyka, zdawało mi się, że jest przerażony tym, co się z nim dzieje.

Zakończenie książki zaskakuje i irytuje zarazem. Okazuje się bowiem, że skarb Santiago nie znajduje się tam, gdzie Piramidy. Tam jedynie ( lub aż) dowiaduje się, ze prawdziwy skarb odnajdzie w miejscu, z którego wyruszył. To chyba najważniejsza rzecz, którą chciał nam przekazać autor, nawiązując tym samym do Pisma Świętego - to, co dla nas najistotniejsze jest zawsze w zasięgu naszej ręki, tylko my jesteśmy na tyle ślepi, że tego nie zauważamy. Tu czas na naszą irytację - wędrować tak długo tylko po to, żeby się dowiedzieć, że musimy wrócić do punktu wyjścia?! To przecież nie ma sensu!!! A jednak...bez tej wędrówki Santiago nie byłby w stanie odkryć własnej Legendy, poznać języka miłości...

Czy ta książka może zmienić życie? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Przede wszystkim dlatego, że każdy z nas podchodzi do niej z innym nastawieniem. Mojego życia nie zmieniła, pokazała mi jedynie, iż w swoim życiu o zbyt wielu rzeczach zapomniałam. Zgadzam się z jednym z jej przesłań, mówiących, że człowiek jest kowalem swojego losu, więc czasami musi podjąć ryzyko i wyruszyć w drogę. Jeśli nie do Piramid, to na pewno do własnego serca, w którym znajdzie alchemię, bez której nie da się żyć. Dzięki niej wierzę w jeszcze jedne słowa Alchemika:

"Jestem starym zabobonnym Arabem i wierzę w porzekadła ludowe. Jedno z nich mówi, że wszystko, co zdarzy się raz, może już nie powtórzyć się nigdy więcej, ale to, co zdarza się dwa razy, zdarzy się na pewno i trzeci..."